12 punktów w 4 meczach, 10 strzelonych goli, jeszcze ani jednej straconej bramki, a na deser – komplet publiczności na trzech kolejnych domowych spotkaniach. Łódzki Klub Sportowy, który w ostatnich latach zniknął z radarów piłkarskiej Polski, powrócił na nie z takim przytupem, że trudno oglądać jego grę na siedząco.
To jest jedno wielkie obalanie stereotypów. W pierwszej lidze zamiast piłki jest rąbanka? No nie, zdecydowanie nie, wystarczy spojrzeć na sposób, w jaki gra Dani Ramirez. Młodzieżowiec to dla klubów nieprzyjemny obowiązek? A skąd, Jan Sobociński i jego lewa noga (obecnie chyba warta już kilkaset tysięcy euro) to jeden z najcenniejszych obiektów po zachodniej stronie miasta. Kazimierz Moskal to trener statyczny, jego drużyny nie potrafią przełożyć posiadania piłki na stworzone sytuacje? Znów trzeba stanowczo zaprzeczyć – ŁKS jest niesłychanie silny w kontrataku, a odważniejsze wyjście na boisku łódzkiego zespołu kończy się dla rywali mocnym ciosem między oczy.
Wystarczy zerknąć na pierwszą bramkę łodzian. Ile tam było podań, trzy, może cztery. Ale Dani Ramirez dograł takie ciasteczko do Patryka Bryły, że skrzydłowy musiał jedynie minąć bramkarza i umieścić piłkę w siatce. To trzeci mecz domowy ŁKS-u i trzeci raz scenariusz jest ten sam. Cierpliwie budowany atak pozycyjny, zachęcanie rywala do wyższego pressingu. Gdy on wreszcie następuje – do tej pory gdzieś w 20.-30. minucie – natychmiastowa kontra. Podbeskidzie podeszło bliżej ełkaesiaków po kwadransie i już w 17. minucie gospodarze cieszyli się z gola.
♂️⚽️Asistiendo desde tiempos inmemorables… #lkslodz #łksłódź #poland #asistencia #futbol #enjoy # pic.twitter.com/YXfyaYNZzB
— Dani Ramirez (@Dani10Ramirez) March 29, 2019
Kto oglądał wcześniejsze mecze ŁKS-u, ten mniej więcej wiedział, czego się spodziewać. Roztańczony Ramirez, cały czas szukający okazji do nieszablonowego podania lewą nogą. Niezmordowani Bryła i Kujawa, bez przerwy wybiegający do pressingu. Kombinacyjna gra bocznych obrońców ze środkiem pola oraz niezawodny tercet defensywny – Michał Kołba, niepokonany już w czwartym meczu z rzędu, oraz duet stoperów Rozwandowicz-Sobociński. Jeśli Podbeskidzie coś sobie tworzyło, to głównie po dość przypadkowych kontrach bądź błędach indywidualnych po stronie ŁKS-u. Najbliżej gola było przy pomyłce Kołby, który źle obliczył lot piłki w drugiej połowie oraz po jednej ze strat w środku pola, gdy sam na sam z bramkarzem wyszedł Valerijs Sabala. Przy pierwszej okazji piłka minęła jednak słupek, przy drugiej świetnie intencje strzelca wyczuł sam Kołba, który pewnie wyłapał “podcinkę”.
To właściwie wszystko, czym Podbeskidzie mogło dzisiaj zaskoczyć łodzian. Szczególnie słabo wyglądał środek pola “Górali” – Lukas Bielak bezlitośnie kasował przyjezdnych, ilekroć próbowali stworzyć coś w jego strefie, a porządnie wyglądał również Bartłomiej Kalinkowski, który do destrukcji dołożył ślicznego gola na 2:0. Doskonałe wyczekanie obrońcy, który dosłownie położył się przed “Kalim”, potem zawijas lewą nogą po długim słupku – strzał w stylu hiszpańskiego kolegi z drużyny. Zresztą, Kujawa ustalający wynik spotkania wybrał podobny wariant – przełożenie na lewą nogę przed polem karnym i “prawy bumper” na padzie.
Sami się zastanawiamy, czy to już ten moment, ale… Trzeci raz z rzędu ŁKS wygrywa u siebie 3:0. Jesienią miewał już podobne mecze – choćby 3:0 z Podbeskidzie na stadionie pod Klimczokiem, ale też 5:1 z Odrą Opole czy pewne 2:0 w Poznaniu. Ta drużyna… ma styl. Po prostu. Bez paniki z tyłu, serie krótkich podań, sporo finezji, świetne strzały z dystansu. Na tych ostatnich zresztą warto się skupić, bo one dobrze wyjaśniają fenomen podopiecznych Kazimierza Moskala. Dzisiaj dwa gole zza pola karnego, wcześniej doskonałe trafienie Lukasa Bielaka, w pamięci mamy też bombę Wolskiego w pierwszym meczu obu klubów. Czy to efekt cięższych treningów strzeleckich w Łodzi?
Nie. Spójrzcie na moment uderzeń, ile czasu, ile miejsca mają zawodnicy ŁKS-u. Miejsca, którego nikt im nie oddał za darmo, czasu, który wyrobili sobie seriami podań, rozrzucaniem rywala od linii do linii. To wystarczyło na 12 punktów w pierwszych czterech meczach wiosny. Czy wystarczy do awansu? W tej chwili ŁKS ma jeden mecz więcej od Stali i 8 punktów przewagi nad mielczanami.
Na miejscu miasta Łodzi poważnie rozważylibyśmy budowę kolejnych trzech trybun. W Ekstraklasie ten obiekt trochę wstyd pokazać, a trzeci kolejny komplet widzów (blisko 5 tysięcy na każdym z domowych meczów) jedynie potwierdza zapotrzebowanie na nowe miejsca. Na tak grających Rycerzy Wiosny warto popatrzeć na żywo.
Fot. newspix.pl