Gdy Piast Gliwice latem sprowadzał Piotra Parzyszka z holenderskiego PEC Zwolle, oczekiwano, że stanie się on liderem ataku i kimś, kto zagwarantuje kilkanaście goli na sezon. Początek był jednak bardzo rozczarowujący. Urodzony w Toruniu napastnik siedział na ławce lub wchodził na końcówki i w pewnym momencie można było zacząć się zastanawiać, czy nie popełniono błędu. Parzyszek na pierwszy ligowy występ od początku czekał aż do 13. kolejki. Jesień zakończył z ledwie dwoma bramkami, ale wiosną eksplodował z formą. W tym roku ma już trzy gole i trzy asysty, wyrasta na czołową “dziewiątkę” ligi. Przed meczem na szczycie z Lechią Gdańsk rozmawiamy o jego metamorfozie i najtrudniejszych chwilach z poprzedniej rundy.
Świetnie zacząłeś rundę wiosenną. To już zupełnie nowy Piotr Parzyszek?
Powiedziałbym, że stary-nowy. To jest Piotr Parzyszek, który czuje zaufanie od ludzi z klubu, czuje zaufanie drużyny i trenerów. A jak to czuje, może pokazać swoje umiejętności.
Jesienią tego nie czułeś?
Wtedy grałem bardzo mało, miałem świadomość, że na treningach nie pokazuję stu procent możliwości. Do tego jeszcze “Papen” [Michal Papadopulos, przyp. PM] dobrze się spisywał. Nie było co głośno narzekać, ale jestem piłkarzem, który potrzebuje grania co tydzień. Wtedy drużyna może mnie w pełni wykorzystać.
Gdy rozmawialiśmy w sierpniu, mówiłeś, że na początku ławka rezerwowych jest wkalkulowana. Rzecz w tym, że siedziałeś na niej prawie przez całą jesień.
No i to już nie było wkalkulowane. Na przełomie września i października w ogóle przestałem grać, przez trzy kolejki nie podnosiłem się z ławki. Byłem strasznie wkurwiony. Patrzyłem jednak w lustro i tam szukałem winnego. Wiedziałem, że na treningach nie pokazuję tego, co mógłbym pokazać. Zacisnąłem zęby i powiedziałem sobie: – Dobra, chłopie, nie masz już dziewiętnastu lat. Nie obrażaj się na cały świat, tylko rób swoje.
Miałeś pokusę, by w pierwszym odruchu pretensje mieć przede wszystkim do trenera, do ludzi dookoła?
Pewnie tak, ale zaraz potem docierało do mnie, że przecież nikt nie robi mi na złość. Na końcu dnia ty jesteś odpowiedzialny za swoją karierę. Jeśli wiesz, że pokazujesz trenerom swojego maksa i mimo to nie grasz, może to po prostu nie jest twój poziom. Wiedziałem jednak, że nie pokazywałem wszystkiego. Zdarzało się, że po treningu schodziłem z boiska z myślą “co ja dziś odwalałem, nic mi nie wychodziło!”. Zmieniłem nastawienie, udało mi się nie zniechęcić. W środku bywało różnie, ale zawsze ciężko pracowałem i w końcu przyszły efekty.
To co cię wcześniej blokowało, żeby zaprezentować pełnię umiejętności?
To był szereg czynników. Na początku bardzo chciałem się pokazać, ale jedynie wchodziłem z ławki. Zacząłem źle wypadać na treningach, grałem jeszcze mniej i coraz bardziej się irytowałem. Przyszedłem do Piasta, żeby się rozwijać, zrobić krok do przodu, a nie znowu siedzieć na rezerwie.
Piast Gliwice wygra na stadionie Lechii? Kurs w ETOTO to 3,60
Zaszkodził ci mecz z GKS-em Jastrzębie w Pucharze Polski? Zmarnowałeś tam sytuację sam na sam biegnąc przez pół boiska i potem musiałeś trochę poczekać na jakąkolwiek szansę w lidze.
To była dwusetka! Z ławki nie podniosłem się już kolejkę wcześniej. Czułem, że nie jest dobrze, ten mecz to potwierdził. Wypadłem fatalnie. Byłem zły na siebie, bo podobnie wyglądałem wtedy na treningach. Sam siebie zawodziłem.
W najgorszym okresie zacząłeś się zastanawiać, czy zimą nie trzeba będzie zmienić klubu, czy nie popełniłeś błędu?
Nie, ponieważ bardzo dobrze czułem się w samym klubie. Dużo rozmawiałem z żoną, miałem jej wsparcie. Nie pierwszy raz znajdowałem się w sytuacji, gdy przychodziłem z dużymi nadziejami i nie grałem. Tak było w Charltonie, tak było w duńskim Randers, w Zwolle w połowie sezonu również. Wiedziałem już, jak trzeba się zachować w takich momentach. Będąc młodszym powiedziałbym “pieprzę to, zmieniam klub”, obraziłbym się na cały świat. Teraz zmieniłem podejście. Nie grałem i też się we mnie gotowało, ale winy w pierwszej kolejności szukałem w sobie, że może ja coś robię źle, daję za mało. Wcześniej uciekałem od takiej konfrontacji, tutaj nie miałem zamiaru.
Czyli poradziłeś sobie sam, nawet nie musiałeś rozmawiać z trenerem i dopytywać, dlaczego nie grasz?
Wiedziałem, co robię źle i że nie daję wszystkiego co powinienem, nikt nie musiał mi tego komunikować. Trenerowi Fornalikowi bardzo zależało na moim sprowadzeniu do Piasta, wtedy rozmawialiśmy. Wiedziałem, że ma do mnie przekonanie i jeśli będę grał na swoim optymalnym poziomie, to na pewno będzie na mnie stawiał. W Gliwicach mi zaufano i teraz zaczynam się odpłacać.
W końcu nastąpił przełom. W Płocku dostałeś poważniejszą szansę i ją wykorzystałeś.
Po trzech spotkaniach bez gry wszedłem na minutę z Lechią. Też mnie to tylko podrażniło, ale powiedziałem sobie, że nie odpuszczam. I coś się zmieniło, coś puściło. Przez cały tydzień przed meczem z Wisłą dobrze spisywałem się na treningach, strzelałem dużo goli podczas gierek. Poczułem, że jestem gotowy. Trenerzy chyba to dostrzegli, choć pewnie nie bez znaczenia był też fakt, że cztery dni później mieliśmy puchar z Legią. Po raz pierwszy zagrałem w Ekstraklasie od początku, zdobyłem bramkę i pokazałem, co jestem w stanie zrobić.
Tym występem zrzuciłeś z siebie cały ciężar?
Od tamtego momentu czułem się coraz lepiej – na treningach i w meczach. Zacząłem wskakiwać do wyjściowego składu albo przynajmniej szybciej wchodzić jako rezerwowy. Przed końcem rundy trafiłem jeszcze w Lubinie. Wiedziałem, że jak odpocznę, przepracuję pełny okres przygotowawczy i dostanę szansę, to już nie odpuszczę.
Zimą zanosiło się na to, że wywalczysz sobie miejsce w ataku?
“Papen” wtedy był jeszcze przede mną, miał więcej goli i asyst. To ja musiałem gonić. Podczas przygotowań rywalizacja między nami wyglądała na 50 na 50. Podczas inauguracji z Cracovią usiadłem na ławce, co oczywiście trochę mnie wkurzyło. Wszedłem na 20 minut, nic nie zdziałałem, ze trzy razy byłem przy piłce. No a później nadszedł mecz z Lechem. To był początek wszystkiego, co jest teraz. Trener Fornalik dał mi zagrać od pierwszej minuty. Ruszyło, strzeliłem gola i zaliczyłem asystę. A jako zespół się nie zatrzymujemy, to już pięć zwycięstw z rzędu.
Znów remis 1:1 między tymi drużynami? Kurs w ETOTO 5,00. Na ogólny remis – 3,45
Bardzo dobra postawa Papadopulosa na początku sezonu pokrzyżowała ci plany i pewne rzeczy opóźniła? Miałem wrażenie, że w Piaście nie zakładali aż takiej formy Czecha.
Od początku mnie dziwiło, jak niektórzy postrzegają “Papena”. Po swoim przyjściu słyszałem komentarze, że Piast wreszcie ma napastnika. Kurde, on jako 16-latek poszedł do Arsenalu, grał w Bayerze Leverkusen. To nie jest gość, który nie umie grać w piłkę i strzelać goli. Już po pierwszym treningu wiedziałem, że to dobry napastnik i nie wiem, czego ludzie się spodziewali. Wiadomo, najlepiej, żeby “dziewiątka” waliła 20-30 bramek na sezon, ale “Papen” ma swoje umiejętności i często je pokazuje. Ostro ze sobą rywalizujemy i jednocześnie dobrze się dogadujemy.
Wiosną można w ciemno obstawiać, że w meczach domowych skończysz z bramką i asystą. Na razie to reguła.
U siebie gramy trochę bardziej ofensywnie. Z Arką w Gdyni też mieliśmy sytuacje, ale nie aż tyle. Ja miałem dwie “pięćdziesiątki”. Gdyby jeszcze murawa była lepsza… W Zabrzu był bardzo trudny mecz, przez pierwsze 20-30 minut rywal narobił nam trochę problemów. Bramki zdobywaliśmy ze stałych fragmentów. Trudno mi się grało, dostawałem mało piłek, musiałem przede wszystkim skupić się na walce.
Chwalony jesteś właśnie nie tylko za gole i asysty. Dobrze wykonujesz “brudną” robotę napastnika związaną z grą tyłem do bramki i fajnie przyspieszasz akcje grą na 1-2 kontakty.
Lubię takie granie. We wcześniejszych klubach trenerzy czasami się na to wkurzali, że tyle gram na “raz”. Wiadomo, że nie za każdym razem mi wychodziło. Ale nie zmieniałem tego, bo przy szybkim podaniu przyspieszasz akcję, cały zespół idzie do przodu. A jak na siłę trzymasz piłkę, wszystko zwalniasz, zaburzasz tempo gry i w najlepszym razie wycofasz piłkę. W statystykach będzie, że odegrałeś do dobrego koloru i nic więcej. W walce i robieniu chaosu wśród obrońców też dobrze się czuję. Ale najbardziej lubię strzelać gole!
Celowałeś w dwucyfrówkę przed rozpoczęciem sezonu. Dziś wreszcie jawi się ona jako realny cel.
Od początku o tym mówiłem. Jesienią w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy zdążę, ale zawsze mam ten cel. Co roku moim minimum jest przynajmniej 10 goli. Nie będę tego ukrywał i od tego uciekał. Jeśli uda się to osiągnąć, będę patrzył dalej.
Musiałeś się w pewnym sensie nauczyć Ekstraklasy?
Nie, nie o to chodziło. Po prostu jestem człowiekiem, który musi się czuć w pełni komfortowo w miejscu, w którym się znajduje. I muszę wiedzieć, że rodzina czuje się dobrze. Gdy pojawił się temat Piasta, rozmawiałem z kilkoma osobami. Każdy mówił, że to fajny klub, dobra grupa chłopaków. Potwierdziło się. Nigdy nie zostałem lepiej przyjęty przez szatnię, teraz czuję, że jestem u siebie i będę się rozwijał.
Lechia jednak faworytem meczu z Piastem. ETOTO za jej wygraną płaci po kursie 2,25
Podejrzewam, że ciebie akurat przerwa reprezentacyjna nie ucieszyła?
Z jednej strony nie. Z drugiej, odpoczynek bardzo nam się przydał. Pięć wygranych z rzędu, wszyscy o tym mówili, zrobiło się głośno o Piaście. Mogliśmy się na chwilę odciąć, a później spokojnie popracować. Teraz cała drużyna jest głodna, by wyruszyć w ostatnią drogę prowadzącą do mety.
Odczuwacie na co dzień, że o Piaście zrobiło się głośniej?
Nie, w ogóle. Jasne, jest więcej wywiadów, wszyscy nas chwalą, ale ogólnie nie widzę wielkiej różnicy w porównaniu do początku sezonu. Wszyscy jesteśmy zwarci i gotowi, by znów wykonać zadanie. No, poza Joelem Valencią, który zmaga się z drobnym urazem. Konkurencja w zespole jest taka, że chłopaki, którzy w innych klubach Ekstraklasy mieliby pewny skład, u nas nie łapią się nawet do osiemnastki. To jest nasza siła, sprawiająca, że jesteśmy teraz tak mocną ekipą.
Grupę mistrzowską w praktyce macie pewną. Patrząc na wasze miejsce w tabeli i terminarz, głupio byłoby mówić, że sama ósemka wystarczy.
W pewnym sensie tak, ale pamiętaj, że zawsze jest druga strona medalu. Odpukać – przegramy trzy mecze z rzędu i co? Wszyscy powiedzą, że wyniki Piasta były przypadkiem, chwilowym przebłyskiem, a my niepotrzebnie pompowaliśmy balonik jakimiś deklaracjami. Patrzenie na siebie, ciężka praca i kolejny mecz. Niczego więcej nie potrzebujemy.
Czyli nie czujecie, że oczekiwania wobec was w klubie, wśród kibiców i lokalnych mediów wyraźnie wzrosły?
Nie, serio. Codziennie spokojnie robimy swoje, tak jak od początku sezonu. Jesteśmy świadomi, że mamy grupę piłkarzy o wysokich umiejętnościach, mogących sprawić niespodziankę na finiszu, ale nie musimy ciągle o tym mówić.
Przed rundą wiosenną można było z góry zakładać, że Waldemar Fornalik jako przedstawiciel szkoły śp. doktora Jerzego Wielkoszyńskiego świetnie przygotuje was fizycznie i to się potwierdza.
Nie zmarnowaliśmy zimowej przerwy i są efekty. Po starcie rundy również cały czas ciężko pracujemy, ale trenerzy wiedzą, kiedy należy nam odpuścić czy dać kilka dni wolnego – tak jak w tym tygodniu. Tak powinna wyglądać współpraca między sztabem a drużyną. Oczywiście w takich bonusach pomaga fakt, że tak dobrze ostatnio punktujemy (śmiech).
Przed nami hit kolejki, jedziecie do prowadzącej w tabeli Lechii. Patrząc jednak na formę obu drużyn, niektórzy faworyta upatrują w Piaście.
Pamiętam mecz z jesieni, był bardzo wyrównany. Lechia strzeliła na 1:1 w samej końcówce. Szkoda, bo wcześniej mogliśmy podwyższyć. W piątek spodziewam się… dokładnie takiego samego meczu, czyli wyrównanego, na styku. I my, i oni mamy jakość piłkarską i dobrą organizację gry. My wolimy grę prowadzić, Lechia lubi kontry. Będzie ciekawie.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Piast Gliwice/Accredito/FotoPyk
***
Maciej Szymański z akademii Piasta Gliwice i członek sztabu kadry U-20 o metodzie szkoleniowej Ekkono rozmawiał w Akademii Weszło Junior.