Sufit pęka, dach przecieka, tu i ówdzie brakuje listew. Panele napęczniałe od wilgoci, w łazience zbite lustro, pod zlewem brak kosza na śmieci. Tak można obrazowo opisać stan ducha kibiców Lechii i Piasta w końcówce poprzedniego sezonu. Ich drużyny były ruiną, nie bardzo cokolwiek się w nich kleiło, pojedyncze pozytywy natychmiast przesłaniał gros niedoróbek. Tym bardziej trudno nie dojść do wniosku, że Ty Pennington z „Domu nie do poznania” mógłby wiele się nauczyć w kwestii metamorfoz od Piotra Stokowca i Waldemara Fornalika.
Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!
Nie dalej niż rok temu obaj romansowali z I ligą. Toksyczne zauroczenie nie pozwalało wygrać kilku meczów serią, nakazywało obawiać się mariażu z zapleczem Ekstraklasy. Gdy pierwszy raz z Piotrem Stokowcem u sterów Lechia została ugoszczona w Gliwicach przez Piasta Waldemara Fornalika, mówiliśmy o starciu 13. z 14. zespołem ligi.
Dziś to mecz ekip dwóch ekip związanych z ekstraklasowym podium. Prowadzonych przez zdecydowanych faworytów do nagrody trenera sezonu.
Najlepszą miarą ich sukcesu jest sam fakt, że żaden z nich tak naprawdę nie potrzebuje do tego miana mistrzostwa Polski. Wicemistrz Stokowiec, brązowy medalista Fornalik – to nadal byłyby dwa wskazywane najczęściej we wszelkich plebiscytach nazwiska, nie mamy co do tego wątpliwości. Nikt inny w Ekstraklasie nie był bowiem w stanie tak mocno odmienić zespołu względem poprzedniego sezonu. Dziś Lechia po 26 kolejkach jest liderem z 53 punktami na koncie, rok temu na tym samym etapie rozgrywek była dwunasta z 27 punktami. Jednego „oczka” w obecnym sezonie brakło do podwojenia (!) dorobku. Piast? 25 punktów rok temu, 46 punktów obecnie.
Lechia po raz pierwszy przegra w tym sezonie u siebie? Wygraną Piasta Totolotek wycenia na 3,75
Najbardziej imponujące jest jednak to, że obaj dokonali tego równocześnie wykonując naprawdę niewiele ruchów kadrowych. O sile Piasta stanowią bowiem zawodnicy, którzy w większości byli już w tym zespole wiosną 2018. To nie tak, że Waldemar Fornalik dokonał latem rewolucji na miarę Magdy Gessler, podczas której w powietrzu latały talerze i słowa powszechnie uważane za obraźliwe. Nie, okienko transferowe było dokładnie takie, jak usposobienie Fornalika – spokojne, bez fajerwerków. Gdy ostatnio gliwiczanie ograli Miedź Legnica, przedłużając serię wygranych do pięciu, w składzie było dziewięciu graczy, których Waldek King (powoli i w Gliwicach pracuje sobie na to miano) miał już u siebie w poprzednim sezonie. U Fornalika Joel Valencia z chaotycznego skrzydłowego stał się zawodnikiem niesamowicie groźnym, nieszablonowym, ale już coraz rzadziej grającym bez głowy. Martin Konczkowski wszedł na poziom z Ruchu Chorzów, gdy Andrzej Twarowski porównywał jego dośrodkowania do idealnie przybitych stempli na poczcie. Ale właściwie każdy z piłkarzy będących w kadrze pierwszej drużyny spełnił swoją rolę. Nawet jeśli taki Gerard Badia w tym sezonie grał niewiele i tak bramką po wejściu na boisko wygrał Piastowi derby z Górnikiem.
Jedyni nowi ze wspomnianego składu z meczu przeciwko Miedzi, to Jorge Felix i Piotr Parzyszek. I są oni dowodem na to, że Fornalikowi w kwestiach personalnych można zaufać. Ściągnięcie Parzyszka i Felixa, wykup Czerwińskiego i Kirkeskova – to wszystko były po prostu doskonałe ruchy. Czerwiński zacementował tyły. Kirkeskov po pół roku nieszczególnie przekonującej gry nauczył się Ekstraklasy na tyle, że nie tylko stał się czołowym lewym obrońcą ligi, ale też sprawił, że bramkarze o mniej zajebistej psychice niż Jarosław Psikuta mają pełne portki, gdy duński rudzielec ustawia piłkę przy rzucie wolnym. A Parzyszek i Felix dają sporo konkretu w ofensywie – Polak to 5 goli i 3 asysty, Hiszpan – 4 gole, asysta i aż 5 asyst drugiego stopnia (wraz z Filipem Starzyńskim najwięcej w całej lidze!). A przecież Fornalik latem stracił wielu piłkarzy, którzy w piastowskiej mizerii nie byli kompletnymi ogórkami – Żivec czy Bukata pojedynczym błyskiem potrafili rozstrzygać mecze dla gliwiczan nie raz i nie dwa.
Stokowiec wcale nie musi w tej kwestii pąsowieć z zawstydzenia. Jego drużynie także wybito dwa zęby – Marco Paixao zamienił Gdańsk na Izmir (tu na życzenie samego trenera), Simeon Sławczew po raz trzeci nad morze już nie wrócił. Czy to okazało się problemem większym niż elektryczne hulajnogi dla niewidomych? No nie. Nie tylko ruchy personalne za Stokowca nosiły znamiona konkretnej jakości, były szkoleniowiec Zagłębia Lubin potrafił też zdecydowanie postawić na klubową młodzież, wykorzystać dostępne zasoby. Fila na prawej obronie czy Makowski w drugiej linii praktycznie nigdy go nie zawiedli, a gdy trzeba było wstawić do składu Sopoćkę czy Chrzanowskiego, i oni nie spękali. Z Lukasa Haraslina i Filipa Mladenovicia zrobił zaś najgroźniejszą lewą stronę całej ligi. Tam, gdzie w wielu zespołach jest lej po bombie, tam w ekipie „Stokiego” tkwi jej wielka siła. Flavio Paixao przejął zaś strzeleckie obowiązki po Marco, który samowolnym wyjazdem po meczu z Lechem przekreślił swoją przyszłość w Gdańsku.
Lukas Haraslin z golem w meczu z Piastem? Kurs 4,00 w Totolotku
Jeśli zaś chodzi o poczynania na rynku – Jarosław Kubicki to dziś jeden z najlepszych defensywnych pomocników ligi, Zlatan Alomerović zdążył kilka punktów Lechii uratować, a Artur Sobiech może i nie okazał się Ferrari na zlocie Fiatów 126P, ale z czterema bramkami to wciąż drugi najlepszy strzelec zespołu. Zespołu, którego największą siłą jest jednak zdecydowanie defensywa.
No bo właśnie, Stokowiec przede wszystkim sprawił, że gdańszczanie tracą bardzo mało bramek. Czternaście meczów na czysto w dwudziestu sześciu kolejkach? Nawet mającej obsesję na punkcie sprzątania Monice Geller z „Przyjaciół” mogłoby to zaimponować. Jak istotna w naszej lidze jest bowiem obrona? Dość powiedzieć, że od siedmiu sezonów zespół mający na koniec sezonu najmniej bramek straconych zawsze lądował na podium, a w czterech przypadkach zostawał mistrzem kraju.
– Piotrek Stokowiec wykonuje świetną pracę w Lechii, wykonywał ją już w Zagłębiu. Ale nieznacznie bliżej mi do Gliwic aniżeli do Gdańska, dałbym wynik 51-49 na korzyść trenera Fornalika. Patrzę też pod tym kątem, z jakim trenerem chciałbym pracować jako piłkarz. Z tej dwójki wybrałbym szkoleniowca Piasta. Od wielu lat wyciska maksimum z minimum, nie boi się misji ratowniczych. Przy odrobinie zaufania i wolności, jeśli chodzi o transfery, o decyzje kadrowe, potrafi zamienić coś, czego byśmy się nie spodziewali, w złoto. On nie buduje jednostek, tylko buduje drużynę. Jak popatrzymy sobie na skład Piasta, na personalia, to nie wiem, czy choćby o jednym można by było powiedzieć: wybitny. Każdy ma większy lub mniejszy potencjał, wykorzystany lub nie przez innych trenerów. A Fornalik mając piłkarza z potencjałem, potrafi wykorzystać go do maksimum.
Kamil KOSOWSKI
– Obaj zasłużyli sobie już na bardzo wysoką ocenę. Piotr Stokowiec zaimponował mi przede wszystkim konsekwencją. To słowo-klucz w tym sezonie. Konsekwencja w działaniu, cierpliwość w grze. Niekoniecznie piękny styl, ale walory punktowe są widoczne na każdym kroku i tym Lechia bije resztę konkurencji. Z kolei Waldemar Fornalik stworzył bardzo fajny zespół bez wielkich zmian w porównaniu ze składem, który w zeszłym roku utrzymał się w Ekstraklasie, a to zawsze trudna sztuka. Waldek wyciągnął z tych zawodników wszystko, co tylko było możliwe. Może i Piast nie ma jakiegoś skutecznego napastnika, kogoś jak Paixao w Lechii, ale dobre boki, drużynowa gra – to co zawsze cechowało drużyny Waldka – są w stanie to zniwelować.
Jacek ZIELIŃSKI
Remis do przerwy w meczu Lechia – Piast? Kurs 2,00 w Totolotku
I Fornalik, i Stokowiec zasługują w tym sezonie po prostu na wielkie uznanie. Niezależnie od siebie dokonali metamorfoz, które spokojnie mogą konkurować z tymi Penningtona, Gessler czy Szelągowskiej. A na ich starcia – dziś i w grupie mistrzowskiej – czekamy z niecierpliwością. Również dlatego, że prawdopodobnie to w nich może rozstrzygnąć się kwestia nagrody dla trenera sezonu.
fot. NewsPix.pl