Vladislav Gutkovskis, piłkarz pierwszoligowego Bruk-Betu Termalica Nieciecza, był jednym z jaśniejszych punktów Łotwy w meczu z Polską. Czy był zaskoczony, że Łotyszom idzie tak łatwo? Czy to porażka, po której można czuć się zadowolonym?
Byłeś zaskoczony, że od pierwszych minut tak łatwo wam idzie?
Dobrze się wszystko ułożyło. Szybko złapałem pewność siebie, chociaż nie byłem wcale jakoś zestresowany przed meczem, bo graliśmy w Polsce, gdzie czuję się już jak w domu. Bardzo mi się podobało, gdy cały stadion śpiewał polski hymn i pomyślałem sobie, że dzisiaj jest ten dzień. Bardzo przyjemnie uczucie, gdy tyle ludzi przychodzi na stadion i tak wspiera drużynę. Jak Robert strzelił bramkę i cały stadion skandował jego nazwisko… Każdy piłkarz chciałby poczuć coś takiego. Czekałem długo na ten mecz. Gdy doznałem kontuzji i zobaczyłem, że w marcu będziemy grać na Narodowym, postawiłem sobie cel, że muszę do tego momentu wrócić i zagrać. Pomogło mi, że zaraz na początku oddałem strzał, dostałem jeszcze więcej pewności siebie.
A czy byłem zaskoczony? Nie powiem, że szło nam bardzo łatwo. Oczywiście, mieliśmy kilka sytuacji. Może nie stuprocentowych, ale Polska też za dużo nie miała.
W pierwszej połowie byliście generalnie lepsi.
Może mieliśmy rzadziej piłkę, ale stworzyliśmy więcej sytuacji. Zmieniliśmy swoją grę w porównaniu z pierwszym meczem. Lepiej graliśmy w obronie, nie popełnialiśmy tylu błędów. Taka reprezentacja jak nasza musi bronić całą drużyną i nie mogą jej się przytrafiać wpadki, bo drużyna na tym poziomie co Polska od razu to wykorzysta.
Długa piłka na napastników – to był wasz pomysł na mecz?
Wiedzieliśmy, że Polska od razu ruszy na nas, bo będzie grała u siebie w domu, przy swoich kibicach i na pewno nam nie pozwolą grać piłką, będą nas pressować przez co z przodu będzie więcej miejsca. Dla mnie takie granie jest najlepsze, wolę gdy nie dominujemy, nie gramy piłką, ale gdy jest dużo miejsca z tyłu.
Jesteś silny na nogach, dobry w pojedynkach – dla ciebie faktycznie idealna gra.
Mieliśmy taki plan. Wiedzieliśmy, że gdy będą nas pressowali, nie jesteśmy Barceloną, nie umiemy tak dobrze grać piłką, by próbować wychodzić spod wysokiego pressingu. Jeśli popełnilibyśmy taki błąd, samym sobie zrobilibyśmy szkodę. Mieliśmy to na uwadze.
Jesteście zadowoleni z tego meczu? Wiadomo było, że o punkty będzie bardzo ciężko, a to chyba taka przegrana, po której wraca się do klubu z podniesionym czołem.
Już przed meczem było czuć, że dziś wychodzimy i jest drużyna. Widać było, że każdy chce, że każdy będzie zapieprzać i nie będzie Polsce łatwo. Polska nie potrzebuje jednak wielu sytuacji, by strzelić bramkę. Jakbyśmy wcześniej wykorzystali swoją sytuację…
Smród byłby ogromny.
Ale widziałem po Polakach, że gdy w 70. minucie wciąż nie strzelili żadnego gola, byli zestresowani.
Jaka atmosfera panowała w szatni po meczu?
Oddaliśmy dużo sił. Stracić w końcówce tę bramkę, Polska nas już dominowała. Mieli dużo wrzutek z boku i pomalutku szło to w tym kierunku, że zaraz nam strzelą. Przed tą bramką chcieliśmy zrobić zmianę i przejść na pięciu obrońców, ale nie zdążyliśmy. Gdyby może dwie-trzy minuty byłaby zmiana i przeszlibyśmy na pięciu… Ale to już nie od nas zależy. W szatni każdy przybił sobie piątkę, bo naprawdę zapieprzaliśmy. To Polska, dobra drużyna, która grała w najwyższej grupie w Lidze Narodów i była niedawno w rankingu w pierwszej dziesiątce.
Wracaliście przed meczem do tego spotkania z Łotwą z 2002 roku? U nas często było przypominane.
Nie, jest nowy trener, nikt o tym nawet nie gadał. Mówiliśmy tylko, że możemy wyjść i pokazać charakter. Grając przeciwko takiej drużynie, musisz oddać wszystkie siły, jakie masz w sobie.
U was w pierwszym składzie było dziewięciu piłkarzy grających w Ekstraklasie bądź z przeszłością, u nas ośmiu. Gdybyście wygrali, byłby to ostateczny dowód na to, która liga jest najlepsza na świecie.
Gdy zobaczyłem listę powołanych, z ciekawości sprawdziłem, ilu zawodników ma związek z Ekstraklasą. Wyszło, że czternastu. Poziom jest wyższy niż u nas na Łotwie, to jasne. To była też nasza przewaga, bo wielu z chłopaków grało z polskimi piłkarzami w jednej drużynie albo przeciwko nim. W ostatniej chwili dowiedziałem się, że nie zagra na mnie Bednarek, ale Pazdan i wiedziałem, czego się spodziewać.
Zwłaszcza że dobrych wspomnień z tobą nie ma.
Ale jest bardzo dobrym, agresywnym zawodnikiem. Wiedziałem, na co idę, chociaż na Bednarka też zdarzyło mi się grać.
Krzysztofa Piątka też pamiętasz z Ekstraklasy.
Brawo dla niego, bo na to zapracował. Pamiętam nasz ostatni mecz z Cracovią. Wygrywaliśmy 2:1, wszedł z ławki Piątek i… w trzydzieści minut strzelił hat-tricka. Nigdy nie podpatrywałem go tak, by móc stwierdzić, gdzie może być za rok, ale wiedziałem, że to napastnik o dużej klasie. I wyciągnąłem dzięki niemu duże wnioski dla siebie. Jak jemu udało się w rok tak daleko zajść… Oczywiście nie myślę, że za rok mogę być tam gdzie on, ale zdaję sobie sprawę, że przez rok wszystko się może bardzo zmienić. Wystarczy pół roku i jesteś w znacznie innym miejscu.