Miesiąc temu pisaliśmy, że tylko cud może uratować Stomil Olsztyn. Ten nastąpił, bo olsztynianie rzutem na taśmę przystąpili do rozgrywek w rundzie wiosennej. Na wariackich papierach, w ostatnim dniu okienka transferowego – pozyskali czternastu graczy. I to takich graczy, którzy po przerwie zimowej jeszcze nie przegrali. Na inaugurację odprawili z kwitkiem GKS Tychy, następnie zremisowali z Sandecją i ograli Wigry Suwałki. Dziś stanęli przed jeszcze trudniejszym zadaniem, ponieważ gościli na własnym obiekcie Raków Częstochowa. Ten sam Raków, który regularnie spuszcza manto pierwszoligowcom. Olsztyna jednak dobrze wspomniał nie będzie.
Plan Rakowa na mecz ze Stomilem? Prosty futbol. Goście wymieniali trzy, góra cztery podania i już byli blisko pola karnego przeciwników. A to dośrodkował Szczepański, a to Malinowski, a to Kun. Obrońcy Stomilu starali się wybijać futbolówkę jak najdalej od bramki, ale wrzutek było tak wiele, że wreszcie musieli się pomylić. I tak było, gdy Zachara dośrodkował z prawego skrzydła na głowę Kuna, którego strzał zdołał jeszcze wybronić Skiba. Przy dobitce Miłosza Szczepańskiego nie miał już jednak szans.
Dawno nie widzieliśmy na zapleczu Ekstraklasy drużyny, która tak świetnie zarządza przestrzeniami, jak Raków Częstochowa. Sapała grał na takim luzie, że momentami mieliśmy wrażenie, iż pomylił mecz z treningiem. Doskonale rozrzucał piłki do skrzydłowych, a jak już wspomnieliśmy, wiele było z tego zagrożenia pod bramką Stomilu. Gospodarze mieli zresztą szczęście, że Skiba był czujny, bo może wielu spektakularnych interwencji nie zaliczył, ale dobrze ustawiał się przy dośrodkowaniach. Wyczuł również moment, gdy wybiegł z bramki i uprzedził Zacharę, który wychodził na czystą pozycję. Innym razem napastnik Rakowa trochę pomógł 36-letniemu bramkarzowi, bo będąc na czystej pozycji w polu karnym, trafił tylko w boczną siatkę.
Gospodarze bardzo się starali, ale niewiele mogli. Szans na kontry nie mieli praktycznie żadnych, ponieważ goście po stracie natychmiastowo odzyskiwali piłkę. A jak się nie udało – zanim Stomil przetransportował się pod ich bramkę – potrafili odbudować ustawienie w mgnieniu oka. Wówczas było już po baletach, ponieważ Niewulis i Petrasek nie mieli problemu, by powstrzymać graczy z Olsztyna.
Skoro Raków grał tak dobrze, dlaczego nie wrócił do domu z kompletem punktów? Przede wszystkim przymknął oko przy stałych fragmentach gry. Już w pierwszej połowie Stomil stanął przed znakomitą szansę na wyrównanie, gdy po jednym z dośrodkowań pod bramką Gliwy zrobiło się spore zamieszanie. Ostatecznie futbolówka odbiła się tylko od Kraczunowa i do bramki nie wpadła. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Musiolik popełnił bezsensowny faul przed polem karnym, co wykorzystał Grzegorz Lech, który precyzyjnie kropnął z okolic 20 metra.
Raków dostał mały pstryczek w nos, ale sytuację w tabeli nadal ma więcej niż komfortową. Stomil natomiast podnosi się z kolan i kto wie, czy wywalczony dziś punkt nie okaże się w maju zbawienny. Choć istnieje też duża szansa, że jeśli nie spuści z tonu w najbliższych kolejkach, utrzymanie wywalczy szybciej niż ktokolwiek przypuszczałby jesienią.
Stomil Olsztyn – Raków Częstochowa 1:1 (0:1)
0:1 Szczepański 3′
1:1 Lech 80′
Fot. NewsPix