Nie ma chyba w naszej reprezentacji gościa, który budziłby bardziej skrajne emocje niż Kamil Grosicki. Jedni mówią: nieprzewidywalny skrzydłowy z niesamowitym przyspieszeniem, drudzy odpowiadają: jeździec bez głowy, który mógłby czasami przed dośrodkowaniem podnieść wzrok. I obie strony mają swoje racje, ale też powinny się spotkać w jednym zdaniu. Grosicki tej kadrze jest niezbędny.
Wczorajszy mecz z Austrią był kwintesencją Grosickiego w reprezentacji. Argumenty dostali i ci, którzy nie są do niego do końca przekonani, i ci, dla których „Grosik” to jeden z najlepszych zawodników zespołu. Z jednej strony fatalna skuteczność podań na poziomie 40% i tylko dziewięć dokładnych zagrań w całym meczu. Dwie celne wrzutki na 12. Z drugiej – rzadko spotykany u gracza po trzydziestce dynamit w nogach. Zryw który mógł dać gola po ładnym strzale z dystansu w pierwszej połowie. Wreszcie dobrze wybity rzut rożny, po którym padła bramka. Jak to ktoś ładnie nazwał – asysta piątego stopnia po rykoszecie.
Możemy się na niego zżymać, gdy piąty raz z rzędu przerzuci całe pole karne, pewnie jeszcze nie raz i nie dwa sami postawimy mu dwóję w pomeczowych cenzurkach. Po dziesięciu niecelnych wrzutkach, trzech stratach i dwóch strzałach w maliny przychodzi jednak ta świetna, przebojowa akcja zakończona golem czy asystą, która sprawia, że chce się wstać i nagrodzić oklaskami.
Liczby po prostu często stoją za Grosickim.
– To on dosyć nieporadnie, ale jednak szczęśliwie wrzucał ze Szkocją na 2:2.
– To on dawał asystę w ostatnim meczu eliminacyjnym do Euro 2016 z Irlandią (a jeszcze wcześniej podrywał nas do walki z Niemcami, podając idealnie do Lewandowskiego).
– To Grosicki zaliczył oba ostatnie podania w fazie pucharowej mistrzostw we Francji.
– Potem to Kamil napoczynał Rumunię kapitalnym rajdem, kąsał również Armenię i Czarnogórę, przyłożył rękę (albo nogę) do zwycięstwa nad Danią asystą.
– Na mundialu jako jeden z nielicznych zachował twarz. Asystował z Senegalem, Lewandowski zabrał mu asystę przeciwko Japonii.
No i wczoraj wspomniany udział przy bramce, kiedy wywalczył i wykonał korner. Oczywiście można mu zarzucać te wszelkie niedokładności, ale też znajmy umiar. To mimo wszystko nie jest pomocnik z topu, tylko gość ze środka Championship. Jakieś braki ma, nie będzie mijał trzech na gazie i wrzucał co chwilę na głowę Lewandowskiego czy Piątka. Nie, czasem piłka mu się gdzieś zapląta, czasem przerzuci dośrodkowaniem całe pole karne, a może i boisko. Jednak Grosicki daje nam mnóstwo opcji. Tyły mogą odpocząć, bo akcja przesuwa się do przodu. A i z tej akcji zawsze może coś wyjść.
Nie mamy na skrzydło lepszego wyboru i tyle. Tylko Kądzior wyprzedza Kamila w golach i asystach w klubie (6 + 10 vs 5 + 9), ale w dotychczasowej przygodzie z kadrą tego zespołu nie zbawił. Dziś Grosickiemu nadal zaufać łatwiej. A on się za to zaufanie często odwdzięcza, dlatego nie ma po co szukać problemu tam, gdzie akurat go nie ma.
Fot. FotoPyk