Reklama

Płacz Beenhakkera, Boruc na ławce, cholerny karny. Ostatni mecz z Austrią

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2019, 12:14 • 10 min czytania 0 komentarzy

– Dwa razy widziałem Beenhakkera w naprawdę złym stanie. Raz, w telewizorze, gdy na De Kuip uciekł mu awans na mundial z Holendrami, otrzymując cios pod sam koniec meczu od Belgów. Było 2:0, skończyło się 2:1 i Holendrzy odpadli. Leo szedł ubrany w biały trencz, z miną i postawą człowieka przegranego. A drugi raz był w autokarze po meczu z Austrią. Leo nie wytrzymał. Siedział i płakał. A nawet szlochał. Marta Alf starała się go uspokajać, ale długo nie dawała rady – wspomina Bogusław Kaczmarek.

Płacz Beenhakkera, Boruc na ławce, cholerny karny. Ostatni mecz z Austrią

11 lat temu zagraliśmy ostatni mecz z Austriakami. Niby zremisowaliśmy, a po końcowym gwizdku czuliśmy się jak najwięksi przegrani.

Choć zaczęliśmy turniej klasycznie – czyli od 0:2 w pierwszym meczu – sytuacja jednak nie przypominała tej z mundiali 2002 i 2006. Wówczas po porażce musieliśmy mierzyć się z teoretycznie najsilniejszym zespole w grupie, a na Euro tylko z Austrią. Reprezentacją, która przez półtora roku potrafiła wygrać dwa sparingi – z WKS-em i Maltą, za pierwszym podejściem zresztą z tą Maltą remisując 1:1. Prasa pisała o odmianie walca wiedeńskiego Hickersbergera, w którym robi się krok do przodu i dwa do tyłu, tak samo, jak kadra narodowa pod jego wodzą. Rywali nie obawiali się też specjalnie Polacy.

Maciej Żurawski: – Austria spokojnie była w naszym zasięgu. Nigdy zresztą nie znalazłem się w momencie, w którym mógłbym powiedzieć, że nie jesteśmy faworytami w meczu z tym rywalem. W eliminacjach do MŚ 2006 wygraliśmy z Austriakami dwukrotnie. W Chorzowie było 3:2, pamiętam, że sam wywalczyłem karnego po rajdzie i go wykorzystałem na raty. Zawsze musieliśmy się nabiegać, wszystko wywalczyć, ale to nie był i nie jest przeciwnik wzbudzający przesadny respekt.

Wojciech Łobodziński: – Przed meczem mieliśmy poczucie, że Austria jak najbardziej jest w naszym zasięgu. Wydawało się, że to najsłabsza drużyna w naszej grupie.

Reklama

Michał Żewłakow: – W zestawieniu z Chorwacją i Niemcami, Austriacy wydawali się teoretycznie najłatwiejszą przeszkodą. Zwycięstwo zakładaliśmy głównie w meczu z nimi, potem przynajmniej remis z Chorwatami i to nam miało dać awans.

Michał Listkiewicz: – Widziałem w drużynie optymizm. Mieliśmy jeszcze w pamięci eliminacje do mundialu za Janasa, kiedy ograliśmy Austriaków 3:1 w Wiedniu i to dawało nam nadzieję, w końcu tak dużo czasu od tamtych wydarzeń nie minęło.

Polska wygra dziś więcej niż jedną bramką? ETOTO płaci za taki scenariusz po kursie 7,00

Sztab niedługą chwilę analizował mecz z Niemcami, który nie był przesadnie zły w naszym wykonaniu – pamiętacie choćby dobrą okazję Krzynówka z początku spotkania? – i zabrał się za spotkanie z Austriakami. Było parę znaków zapytania. Na przykład… kto ma stanąć w bramce? Tak, tak, heroiczny wyczyn Boruca mógł nigdy nie mieć miejsca. Bogusław “Bobo” Kaczmarek: – Frans Hoek i Andrzej Dawidziuk chcieli, by do bramki wskoczył Łukasz Fabiański. Argumentowali to tak, że Artur w spotkaniu z Niemcami grał zbyt głęboko, a myśmy mieli grać na tym turnieju wysokim pressingiem, Dziekanowski i ja zdecydowanie się temu sprzeciwialiśmy, toteż było dwa do dwóch w głosach. Leo wysłuchał wszystkich stron i podjął decyzję, że jednak zagra Artur i widzieliśmy, jak bronił w tym spotkaniu.

Zagrać na pewno nie mógł kontuzjowany Żurawski. – Euro 2008 ogólnie było dla mnie bardzo pechowe. Miałem być kapitanem, ale rozegrałem tylko 45 minut na otwarcie z Niemcami i jak się okazało, więcej w reprezentacji już nie wystąpiłem. Naderwałem mięsień czworogłowy i to poważnie, długo się leczyłem – wspomina Magic. A Kaczmarek dodaje: – W pierwszym spotkaniu Maciek wystąpił na własną prośbę, lekarz postawił go na nogi, ale potem kontuzja się tylko pogłębiła.

Za Żurawskiego zagrał Roger. I kończąc wątek zmian, w porównaniu do pierwszego meczu, zabrakło też Łobodzińskiego. – Liczyłem na to, że zagram. Sądzę, że z Niemcami źle się nie zaprezentowałem, ale szczerze mówiąc, bardziej byłem zaskoczony pierwszym składem na Niemcy niż rolą zmiennika na Austrię – wspomina Łobo.

Reklama

Ostatecznie wyszliśmy takim zestawieniem:

polska austria

I cóż, już patrząc na same przynależności klubowe, widać, że nie mieliśmy prawa odgrywać na tamtym Euro znaczącej roli. Wtedy taki Kamil Wilczek robiłby u Beenhakkera za gwiazdę, dziś nie ma miejsca nawet w szerokiej kadrze. Podobne przykłady można mnożyć. Jednak i tak nie mogliśmy się spodziewać, że równie słaba czy przeciętna Austria w pierwszych 30 minutach zagrozi nam aż tyle razy! Graliśmy koszmarnie.

Żurawski: – Austriacy zawsze słynęli z zespołowości, dobrej organizacji gry i jeszcze lepszego przygotowania fizycznego, mogli grać bardzo agresywnie, wybiegać mecz. I to wszystko pokazali przeciwko nam. Artur ratował nas w sytuacjach beznadziejnych, przez pół godziny nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Było widać, że rywale kilka schematów mieli wyćwiczonych do perfekcji, dlatego tak łatwo stwarzali sobie sytuacje po kontrach. W zasadzie jednych i drugich urządzało tylko zwycięstwo, staraliśmy się od początku trochę otworzyć grę, ale to była woda na młyn dla Austrii. Jej taktyka lepiej się sprawdzała, my mieliśmy problemy z szybką organizacją w defensywie po stracie piłki. Miałem wrażenie, że austriaccy piłkarze ogólnie lepiej się tego dnia czuli – grali u siebie, mieli doping kibiców, a z tego, co pamiętam, to zawsze był zespół przede wszystkim własnego boiska. Sądzę, że wszystkie powyższe cechy zobaczymy również u obecnej reprezentacji Austrii, a dodatkowa ma ona trochę więcej indywidualnej jakości niż wtedy.

Łobodziński: – Austriacy okazali się dobrze przygotowani, dobrze poukładani taktycznie, choć jeśli chodzi o indywidualności, wyglądali najgorzej.

Krzynówek: – Po meczu byłem zły przede wszystkim na siebie, na swoją postawę. Zawsze od tego zaczynałem, potem patrzyłem na inne okoliczności. Rozczarowałem swoją grą, oczekiwania były znacznie większe. Zawiodłem siebie, kibiców, trenera. Porażki uczą więcej niż zwycięstwa. Jeśli wynik się zgadza, niemiłe detale często uciekają, nie zwraca się na nie tak mocno uwagi, ale nawet gdybyśmy dowieźli to 1:0, byłbym bardzo niezadowolony z tego, co pokazałem.

Żewłakow: – Patrząc na przebieg całego meczu, to końcowe 1:1 i tak wydaje się niezłym wynikiem.

Zastanawiać może jedno – dlaczego znów graliśmy ustawieni tak wysoko? W meczu z Niemcami kompletnie się to nie sprawdziło, po sytuacji dwóch na Boruca straciliśmy bramkę, a mogliśmy dwie. Austriacy sam na sam wychodzili co chwilę – raz nawet po podaniu od naszego piłkarza, bo Jop nie był w stanie nadążyć za niecelnym zagraniem kolegi. – Nie wychodziło nam takie granie z Niemcami, ale też całe eliminacje graliśmy w ten sposób i wówczas wyglądało to dobrze. Nie chcieliśmy zmieniać taktyki, bo sądziliśmy, że ze słabszą Austrią mecz będzie wyglądał inaczej – mówi Kaczmarek. Listkiewicz dodaje: – Zmiana taktyki nie musiała pomóc. Widzieliśmy na ostatnim mundialu, że rotacje ustawieniem co mecz też nie są dobre.

16.06.2008 - Bad Waltersdorf/ Austria Konferencja podsumowujaca wystep reprezentacji polski na Euro 2008 Leo Beenhakker . Fot. Irek Dorozanski / Edytor.net / Agencja Przeglad Sportowy

W końcu jednak gola – ze spalonego – strzelił dla nas Roger, potem mecz się uspokoił, mieliśmy parę okazji, ale ostatecznie napisaliśmy i tak kolejny akapit martyrologii polskiego futbolu. W ostatnich sekundach Austriacy wykonywali rzut wolny, Boruc złapał piłkę w ręce. Webb jednak nakazał powtórzenie stałego fragmentu gry, wcześniej ostrzegając zawodników. Niestety, Lewandowski ostrzeżenia nie wziął sobie do serca, szarpał rywala, a angielski sędzia wskazał na wapno. Jedenastkę wykorzystał Vastić.

Łobodziński: – Było bardzo nerwowo, wszystko się skumulowało po tej decyzji Webba. Nikt wtedy nie podchodził merytorycznie do tego zdarzenia, w każdym buzowały emocje, w Polsce powstała ogólnokrajowa kampania przeciwko sędziemu. Po meczu latały bannery reklamowe, nawet jakieś drzwi zostały skopane, wszytko wokoło. Niesamowita kumulacja nerwów i złych emocji, ale stałem bardziej z boku, choć też byłem wkurzony. Do dziś każdy pamięta tego karnego, choć dla mnie był to przede wszystkim bardzo średni mecz w naszym wykonaniu.

Żurawski: – Nie będę mówił, że zostaliśmy skrzywdzeni. Austriacy mogli odbić piłeczkę, że uznano nam gola ze spalonego i mieliby rację. Można powiedzieć, że niejako krzywdy się wyrównały, choć dla nas w znacznie bardziej bolesnych okolicznościach.

Żewłakow: – Nie byłem zły na sędziego, tylko na nas. Wszystkie sporne sytuacje sami sobie stworzyliśmy, a jeśli tyle ich prokurujemy, to zwiększamy prawdopodobieństwo, że sędzia też się pomyli albo zinterpretuje coś na naszą niekorzyść. To ogólnie był słaby mecz w naszym wykonaniu. Pamiętam, że w szatni wtedy wrzało. Jedni w takich momentach potrafią się opanować, drudzy nie. Beenhakkerowi nerwy też puściły, ale to nie był furiat, pewnych granic nigdy nie przekraczał. Wtedy jednak było widać, że ta sytuacja bardzo go zbulwersowała.

Po 1:1 byliśmy właściwie poza turniejem. Musieliśmy liczyć na wygraną Austriaków z Niemcami, a myśmy musieli ograć Chorwatów wysoko. Skończyło się po 0:1 – w takich rozmiarach przegraliśmy z Chorwacją, a Austria z Niemcami. Ekipa Beenhakkera zajęła ostatnie miejsce w grupie, a Holender znów nie wygrał meczu na dużej imprezie. Wcześniej nie udawało mu się to z Holandią oraz z Trynidadem i Tobago.

Robert Lewandowski strzeli dziś pierwszego gola? Kurs w ETOTO – 5,00. “Lewy” strzeli jakiegokolwiek gola? ETOTO płaci po kursie 2,70

Krzynówek: – Euro stanowiło kolejne rozczarowanie, klasyczny schemat od meczu otwarcia, przez mecz o wszystko i po mecz o honor, ale nie powiedziałbym, że było mocniejsze niż wcześniej na mundialach. Choć, nie ukrywam, rozczarowanie było duże, bo jechaliśmy ze sporymi oczekiwaniami, zwłaszcza że turniej rozgrywano blisko Polski, na trybunach wielu rodaków. Sam awans do finałów w tamtym czasie był sukcesem, ale wyjście z grupy stanowiło cel minimum. Na wszystkich trzech turniejach z moim udziałem zawsze trafialiśmy na gospodarzy i nigdy nie były to miłe wspomnienia, mimo że wtedy wreszcie takiego spotkania nie przegraliśmy. Uważam jednak, że w jakimś sensie położyliśmy podwaliny pod to, co jest teraz. Wszyscy się wielkich turniejów uczyliśmy – również związek, działacze.

Żewłakow: – Na wielkich turniejach bardziej byłem, niż grałem, ale daliśmy wtedy świadomość młodszym pokoleniom, że Polska może regularnie wchodzić na największe na imprezy, nawet trochę przyzwyczailiśmy, że przeważnie jest na nich obecna. Cieszę się, że obecna reprezentacja pokazała we Francji, że na takim turnieju może też mocniej zaistnieć. Ale porównując czasy mojego dzieciństwa czy początków kariery, tamte awanse były czymś znaczącym, mieliśmy 16 lat bez Polski na najważniejszych imprezach. Wejście na mundial w 2002 roku było jak zdobycie medalu. Dobrze, że dziś mamy już inną, lepszą perspektywę. Awans nie jest celem samym w sobie, to ma być tylko absolutne minimum.

*

Na koniec zostawiliśmy jedno krótkie pytanie. Czy według uczestników tamtego meczu, Austriakom należał się rzut karny?

Mieliśmy spotkanie z delegatem i on tłumaczył, że takie trzymanie w polu karnym będzie gwizdane. O to nie mam pretensji. Natomiast nie mogę zrozumieć, dlaczego rzut wolny został powtórzony – Kaczmarek.

Webb podjął słuszną decyzję. Były jasne wytyczne, żeby szarpanie w polu karnym karać po ówczesnym uprzedzeniu, a wtedy Webb wszystkich uprzedził. Mariusz Lewandowski z niezrozumiałych powodów dla mnie trzymał przeciwnika i szarpał go, zupełnie bezsensownie – Listkiewicz.

Nawet dziś podczas analizy tego karnego więcej niż od VAR-u zależałoby od interpretacji sędziego. Sprowokowaliśmy upadek Austriaka, sędzia mógł zagwizdać. Trudno to w pełni obiektywnie ocenić, musiałoby chodzić o mecz dwóch drużyn, z którymi w żaden sposób nie jesteśmy związani emocjonalnie. Wolałbym, żeby karnego nie było, ale już dawno zaakceptowałem, że stało się inaczej – Żewłakow.

50 na 50, trzech czy czterech na dziesięciu by gwizdnęło i akurat tak trafiliśmy. Nie było wtedy oczywiste, że zawsze za coś takiego jest rzut karny. Podejrzewam, że gdyby ktoś to przeliczył, wyszłoby, że za takie pociągnięcia częściej nie dyktowano, niż dyktowano jedenastki. Austria była gospodarzem, ściany mogły jej trochę pomagać. Tak to odebraliśmy w Polsce – Krzynówek.

Zawsze będę mówił, że karnego nie powinno być, ale Webb się wybronił, miał swoje argumenty. Patrzę jednak na to jako członek drużyny pokrzywdzonej. Takie sytuacji w jednym czy drugim polu karnym zdarzały się co chwila, moglibyśmy gwizdać po pięć karnych na mecz, a akurat to jedno zdarzenie zostało wyodrębnione. Pamiętajmy, że wtedy nie było VAR-u, wszyscy pozwalali sobie na więcej. Można było robić wybloki, łapać wpół, teraz już się tego raczej nie stosuje. Z perspektywy czasu, biorąc pod uwagę tamte realia, dla mnie nie ma jedenastki. Dziś, już w innej rzeczywistości, może powinna być – Łobodziński.

Howard Webb bez problemu się z tego rzutu karnego wybronił. Było ciągnięcie za koszulkę? Było. Miał sędzia prawo zagwizdać? Miał. Gdybyśmy jednak przeanalizowali wszystkie stałe fragmenty z tego meczu, jestem przekonany, że już wcześniej mogłoby być podyktowanych kilka jedenastek, bo ktoś kogoś ciągnął za koszulkę. To norma przy rzutach rożnych czy wolnych. Gdyby sędziowie się upierali, zawsze mogliby za takie rzeczy dyktować znacznie więcej karnych. Do dziś nie podoba mi się, że akurat wtedy Webb okazał się do bólu skrupulatny, wcześniej zaś niekoniecznie – Żurawski.

PAWEŁ PACZUL

PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
0
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
1
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Komentarze

0 komentarzy

Loading...