– Wolę siedzieć na skraju trybun, wiesz, łatwiej w razie czego wychodzić – rzucił poważnym tonem jeden z dziennikarzy, jakby mając w pamięci wszystko to, co wydarzyło się podczas ostatnich derbów Krakowa, kiedy na stadionie zjawili się zarówno kibice Wisły, jak i Cracovii.
Pamiętamy. Grudzień 2017 roku. Totalne zezwierzęcenie, kretynizm najniższych lotów – jak wówczas relacjonowaliśmy, gdy brakowało nam słów na opisanie tego, co wydarzyło się na trybunach.
Na opisanie regularnego ostrzału pirotechniką sektora kibiców Wisły.
Na opisanie… próby zabójstwa. No bo sorry, strzelając w taki sposób, kilkudziesięcioma pociskami jednocześnie, z dużą mocą i siłą, prosto do celu, trzeba brać pod uwagę wszystkie możliwe konsekwencje.
Znamienne, że jedynym, co w tamtej sytuacji cieszyło, było to, że nie wydarzyła się tragedia, która – cóż – wisiała w powietrzu. Historia zna zbyt wiele przypadków, gdy ludzie zabierający się za odpalanie rac, fajerwerków, petard i tego typu sprzętu, ostatecznie zostawali mordercami. Na szybko: morderstwo Catura Juliantoro, który wybrał się na mecz Indonezji z Fidżi, z którego nigdy nie wrócił, bo jeden z kibiców zebranych na południowej trybunie rzucił w niego odpaloną racą czy morderstwo Kevina Beltrana Espady, który dostał racą w oko, co spowodowało krwotok mózgowy i późniejszą śmierć.
A tutaj? Rakiety leciały w stronę kibiców, spadały wprost na ludzi, przelatywały poza stadion i lądowały w przypadkowych miejscach na ulicy.
Innymi słowy: wydarzyło się zbyt wiele, by do wczorajszego spotkania – tym razem w innej scenerii, po drugiej stronie Błoń – można było podchodzić ze spokojem, a za jedyne zmartwienie brać to, czy piłkarze staną na wysokości zadania.
Musiały pojawić się obawy.
Tym bardziej że kibice Cracovii zapowiadali wielką wojnę, a najbardziej zagorzali fani Wisły nie skupiali się na analizowaniu czy lepszy Lis, czy Buchalik, a szarpaniny nie wynikały wyłącznie z tego, że część z nich nie widziała w składzie Marko Kolara.
Jak relacjonował na Twitterze Szymon Jadczak: – Przed derbami członkowie bojówki Sharksów pobili kibiców z Ultra Wisła, którzy chcieli normalnie prowadzić doping podczas meczów Wisły na sektorze C. Do zdarzenia doszło w pobliżu restauracji U Wiślaków. Sharksi próbują wymóc ustępstwa na zarządzie.
Kilka słów kibicom poświęcił nawet Maciej Stolarczyk, który już podczas czwartkowej konferencji prasowej zaznaczał:
– Jedyne czego obawiam się przed derbami to kwestia związana z gośćmi. Chciałbym, aby to święto nie zostało zepsute przez wybryki chuligańskie. Mam nadzieję, że ochrona i policja staną na wysokości zadania.
Jak wypadły nadzieje i oczekiwania w starciu z rzeczywistością?
Cóż, nadzieje i oczekiwania w starciu z rzeczywistością wypadły zaskakująco pozytywnie. Zaskakująco, bo trudno było spodziewać się, że po spotkaniu najpopularniejszą opinią wygłaszaną czy to przez piłkarzy i kibiców, czy to przez dziennikarzy i obserwatorów będzie stwierdzenie, że było tak, jak przewidywał mało kto.
Pozytywnie, bezpiecznie, a przecież bezpieczeństwo stanowiło słowo-klucz, odmieniane przed derbami przez wszystkie przypadki.
Podczas wczorajszego meczu można było czuć się właśnie bezpiecznie, a siadanie na skraju trybun, tuż przy wyjściu, nie było potrzebne.
*
– Prawie 40 lat chodzę na Wisłę, przeżyłem kilkadziesiąt pojedynków derbowych, ale takiego meczu gdzie mieliśmy na trybunach i swoich kibiców, i fanów Cracovii nie widziałem od dobrych kilku sezonów.
Jeden z kibiców Wisły.
*
Incydenty? Jasne, pojawiły się. Łyżką dziegciu w beczce miodu było zachowanie fanów Cracovii, ale i zachowanie względem fanów Cracovii, którzy mniej więcej dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania pojawili się w okolicach stadionu Wisły. Usadowili się, a właściwie zostali usadowieni, w ogrodzonej przestrzeni tuż przed wejściem na sektor gości, praktycznie z każdej strony kontrolowanej przed policjantów, których – co naturalne – zjawiło się tym razem więcej niż zazwyczaj. Na sektor weszli spokojnie, jakby komponując się z zaskakującym spokojem panującym wokół stadionu. Mało co – z wyjątkiem pojedynczych okrzyków, które intonowali – świadczyło o zbliżającej się piłkarskiej wojnie. O meczu wyjątkowym z wielu powodów, niosącym za sobą ogromny ładunek emocjonalny, odbijający się i na piłkarzach, i na kibicach.
Dowodem na ogromny ładunek emocjonalny, jaki generuje “Święta Wojna”, było to, co działo się w kasach biletowych na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem.
Pustka.
Pustka z prostego powodu – bilety wyprzedano już jakiś czas temu, do odbioru co najwyżej karnety na jeden z sektorów.
No, ale derby – tym bardziej po tym, co działo się niedawno – wpływają też na podwyższoną uwagę, może nawet małe przewrażliwienie. Wydaje się, że tak było właśnie teraz, gdyż kibicom Cracovii przed wejściem na sektor odebrano… peleryny.
Tak, czerwone i białe peleryny.
Fot. @Basteksc on Twitter
Ktoś może powiedzieć: wzmożone środki ostrożności, ale mówimy o cienkiej granicy, gdzie tak jak zabranie środków pirotechnicznych ma swoje uzasadnienie w prawie, tak odebranie pelerynek – wręcz przeciwnie. Tym bardziej że nie zatrzymało to – cóż, duże zaskoczenie – kibiców przed wniesieniem na sektor rac i petard.
Rac i petard, z których skorzystano w drugiej połowie.
Choć najpierw pojawiła się mała konsternacja, gdy część kibiców na sektorze gości skryła się pod małą sektorówką – znak, że coś się święci – a wybuch petard dobiegł zza stadionu.
Jednak po chwili wszystko wróciło do “normy”.
– Krzesełka służą do siedzenia, nie rzucania. Prosimy o zaprzestanie niszczenia infrastruktury – wypowiadany z pewną dozą niepewności komunikat spikera tylko potwierdzał, że co jak co, ale na racach i głośnych petardach się nie skończyło. Jeszcze w trakcie pierwszej połowy goście podjęli nierówną walkę z płotem odgradzającym jedną część kibiców Cracovii od drugiej, ale po chwili tak samo zrezygnowani, jak nabuzowani, dali sobie spokój. Na jakiś czas. Po zmianie stron wyrywali kilka krzesełek, ponowili nierówną walkę z ogrodzeniem, a poza tym – według doniesień niektórych dziennikarzy i znajdujących się bliżej kibiców – przed odpaleniem rac wynieśli z ubikacji na swoim sektorze kaloryfery (!!!), które wstawili na samą górę, by z ich pomocą po raz kolejny podjąć nierówną walkę z ogrodzeniem.
Ogrodzenie nadal stoi, a co stało się z kaloryferami pozostaje zagadką.
Co jeszcze z rzeczy negatywnych? Przed spotkaniem poinformowano, że organizatorzy meczu derbowego nie wpuszczą na sektor gości flag z przekreślonymi białymi gwiazdami, co również nie do końca się powiodło.
Mówimy jednak o incydentach, które nie wpłynęła na rzecz najważniejszą, czyli bezpieczeństwo, i w żaden sposób nie przykryły aspektów pozytywnych. A pozytywnie zaczęło robić się jeszcze przed meczem, kiedy okazało się, że kibice Wisły będą prowadzić zorganizowany doping, co nie było przecież tak oczywiste.
W jakimś sensie mówimy o triumfie normalności nad bandytyzmem, jeżeli przypomnimy sobie pobicia ekipy Ultras przez Sharksów.
Tym bardziej że doping stał na najwyższym poziomie, a atmosfera dopasowała się do rangi wydarzenia. Idealnie z tą rangą koegzystując.
*
– Jakby mniej chamstwa, jakby mniej wyzwisk.
– Wreszcie godnie i na boisku, i na trybunach.
Padało z wypełnionych prawie po brzegi trybun.
*
Moment kulminacyjny zbiorowej radości wiślaków? Emocjonalny rollercoaster między 14. a 19. minutą.
Gol Drzazgi i szał radości.
Wideoweryfikacja i chwila zwątpienia.
Utrzymanie pierwotnej decyzji przez sędziego i ponowny szał radości.
Gol Kolara i eksplozja na trybunach.
Po chwili 19:06 na telebimie. Cały stadion wstaje, podnosi szaliki w górę, odśpiewuje Wisła To Jest Potęga z wyjątkową żywiołowością.
Chwila niesamowitego uniesienia.
Kolejny dowód dla każdego, kto ratował Wisłę, dla każdego, komu dobro Wisły leżało na sercu, że było warto. Że po prostu było warto.
Miejsca wyprzedane trzy dni przed meczem, wzajemne uszczypliwości trenerów…
Probierz: – Warto uczulić sędziego derbów na brutalne wejścia Wasilewskiego czy Sadloka, bo takie były w poprzednich spotkaniach.
Probierz: – Rozmawialiśmy z Bashą. Bardzo chętnie chciał przyjść do Cracovii.
Stolarczyk: – Mam ogromny szacunek do zawodnika, który przyjeżdża do Polski, by zarabiać pieniądze, dać rodzinie stabilizację finansową a przez pół roku nie dostaje finansów i nie robi z tego tytułu problemów. Nie znam sytuacji o której wspominał trener Probierz.
Stolarczyk: – Cracovia ściągnęła w międzyczasie Janusza Gola, który miał trafić do nas, ale nie chcieliśmy tego zawodnika u siebie.
… Janusz Filipiak wspominający w nie do końca pochlebnych słowach o firmie Jarosława Królewskiego, Jarosław Królewski, który nie unikał odpowiedzi.
Te derby miały prawie wszystko. I podgrzewanie atmosfery w ciekawy sposób, i wspaniałą atmosferę na trybunach, i godną postawę piłkarzy na boisku, i sporo dramaturgii, szczególnie w końcówce, i trochę bluzgów czy pirotechniki.
Nie miały tylko jednego.
Nikomu niepotrzebnego skandalu. Kibiców przekraczających granicę, zagrażających zdrowiu lub życiu innych.
Trochę poniosło fanów Cracovii. Tak z racami, jak i przede wszystkim z walką z ogrodzeniem, ale całościowo możemy mówić o derbach z klasą, szczególnie w wykonaniu wiślaków. O derbach, które nie nawiązały do wydarzeń z grudnia 2017. O derbach, na jakie cały czas odradzająca się Wisły zasłużyła.
Norbert Skórzewski