Reklama

Wisła wybudzona ze snu otarła się o koszmar, ale dalej rządzi w Krakowie!

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2019, 21:04 • 4 min czytania 0 komentarzy

Z jednej strony Cracovia, czyli drużyna budowana dość rzetelnie, z bogatym właścicielem, z mocno umocowanym trenerem w roli wiceprezesa, z imponującym wynikiem ośmiu zwycięstw w ostatnich dziewięciu meczach. W drugim narożniku Wisła, będąca zimą milimetry od bankructwa, rozkradana przez fałszywych przyjaciół, urządzana na rundę wiosenną w trochę wariackim stylu. Logika zaproponowałaby w takim starciu zwycięstwo tych pierwszych, stawiając racjonalizm wyżej nad romantyzmem. No, ale logika do futbolu często wstępu nie ma, odmawia się przyznawania jej wizy wjazdowej. Tak było i tym razem, skoro czwarte derby z rzędu wygrała Biała Gwiazda!

Wisła wybudzona ze snu otarła się o koszmar, ale dalej rządzi w Krakowie!

Wiele twarzy ma ta niesamowita historia Wisły – twarz Błaszczykowskiego, Królewskiego, Wisłockiego, Stolarczyka i innych dobrodziejów. Wygląda jednak na to, że musimy do tej listy dopisać kolejną facjatę, konkretnie tę Krzysztofa Drzazgi. Gdyby nie kłopoty Wisły, ten chłopak kopałby teraz w pierwszej lidze i nie istniał w świadomości przeciętnego kibica. A tak? Po średnim powrocie do ekstraklasy sieknął trzy bramki Koronie i najwyraźniej nie chce na tym poprzestać. Otworzył dziś wynik w derbach, co dla niego – przeciętnego strzelca z boiska w Niepołomicach – musi znaczyć wiele. I też, jakie to było uderzenie! Pozbawione wszelkich kompleksów, z 20 metrów, z powietrza. Owszem, Pesković mógł zrobić ciut więcej i w sumie od niego nawet byśmy tego wymagali, jednak nie zabierajmy Drzazdze zasług.

Przynajmniej jeśli chodzi o sam strzał, bo można poważnie zastanowić się, czy ta bramka w ogóle powinna być uznana. Dytiatjew skakał do główki, Kolar z tego skoku zrezygnował i delikatnie – ale wciąż – popchnął obrońcę Cracovii, a ten stracił kontrolę i główkował w kierunku Drzazgi. Sędzia Kwiatkowski obejrzał tę sytuację na VAR-ze, a potem uznał gola. Do końca nie rozumiemy dlaczego, ponieważ Kolar nie rywalizował fair. Co więcej: dosłownie kilka minut później podobnie zachował się Drzazga na środku boiska, też z Dytiatiewem, i wówczas arbiter gwizdnął bez zawahania. Mamy więc kontrowersję. A może mamy błąd sędziego. Dziwny, bo przecież z użyciem technologii.

Cracovia nie potrafiła się po tym gongu otrząsnąć, a Wisła nie miała zamiaru czekać, czy podawać przeciwnikowi pomocnej dłoni. Tylko pieprznęła go drugi raz. W pole karne zagrał Burliga, już tę patelnię powinien wykorzystać Błaszczykowski, ale piłka przelała mu się przez stopę. Na szczęście dla niego trafiła jednak do Kolara, a ten mając przed sobą w dużej mierze pustą bramkę, musiał już trafić do siatki.

14. minuta, gol. Oczekiwanie na decyzję VAR-u. Chwila gry. Trach, druga sztuka. No, otworzył się ten mecz dla Wisły znakomicie.

Reklama

I w ogóle wydawało się, że ten wieczór będzie dla Wisły jak ze snów, skoro w drugiej połowie z woleja idealnie przymierzył Błaszczykowski, trafiając bardzo precyzyjnie. 3:0. To się największym optymistom nie marzyło. Cracovia przyjeżdża na Reymonta, dostaje trzy sztuki, leży i wali pięściami w trawę, wyładowując frustrację.

Naprawdę długo Pasom nic dzisiaj z przodu nie wychodziło. Jak udało jej się podwyższyć temperaturę w polu karnym, to Wasilewski i spółka raz po raz blokowali kolejne próby z poświęceniem godnym derbów. Albo zawodnik Pasów nie trafiał w sytuacji sam na sam. Albo sprężał się Lis, broniąc główkę Cabrery, zmierzającą pod poprzeczkę. Nie było Hernandeza, na długie minuty znikał Cabrera, bezproduktywny był Hanca, zbyt chaotyczny był Wdowiak. Jasne, Gol cały czas grał profesurę w środku pola, ale umówmy się, że jeden profesor całej bandy nieuków nie zbawi.

Dlaczego więc piszemy, że wieczór ze snów tylko „wydawał się Wiśle”? Ponieważ na własne życzenie gospodarze otarli się o koszmar. Uznali, że skoro Cracovii nie idzie, to można zredukować na dwójkę i jakoś to będzie. Taki guzik. Najpierw kapitalnie podanie do Cabrery posłał Gol, a Hiszpan zmniejszył rozmiary na 1:3. Gorąco. Potem wrzucił z rożnego Hernandez, głową walnął Piszczek i było 2:3. Bardzo gorąco. Potem Hernandez huknął z dystansu, ale Lis zdołał tę próbę odbić. Cholernie gorąco. Zakotłowało się w polu karnym i… para poszła w gwizdek. Cracovii nie wystarczyło czasu.

Ale właśnie takie derby chcemy oglądać – i dobre piłkarsko, i pełne zaangażowania, puchnące od emocji, z masą widzów. A nie hobby granie dla tysiąca ludzi. Tak naprawdę dziś zobaczyliśmy kolejny powód, dla którego przeżycie Wisły to dobra nowina dla ligi.

[event_results 569493]

 Fot. 400mm.pl

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
1
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...