Kamil Szeremeta nie jest bokserem z pierwszych stron gazet, nie ma nazwiska tak znanego, jak Andrzej Gołota, czy Tomasz Adamek, tak oryginalnych pomysłów, jak Artur Szpilka, czy chociaż takiej dawki pewności siebie, jak Marcin Najman. W przeciwieństwie do nich i do praktycznie wszystkich (poza Krzysztofem Głowackim) polskich pięściarzy – ma jednak prestiżowy pas. Dziś wieczorem będzie go bronił w wyjazdowym pojedynku we Francji. I choć dla niektórych zabrzmi to mocno zaskakująco – będzie murowanym faworytem.
Szeremeta boksuje w wadze średniej (limit 73 kilogramy). Na koncie ma 18 pojedynków, wszystkie wygrane. Nieco ponad rok temu w Rzymie znokautował Alessandro Goddiego, zdobywając jako siódmy polski pięściarz prestiżowy pas EBU, czyli zawodowego mistrza Europy (przed nim wywalczyli go Przemysław Saleta, Rafał Jackiewicz, Albert Sosnowski, Piotr Wilczewski, Grzegorz Proksa i Mateusz Masternak). Obronił go we wrześniu, nokautując w Łomży Rubena Diaza. Jeśli w tym momencie pomyślicie: „wow, co za król nokautu”, uspokajamy. Z 18 wygranych Szeremeta tylko 4 odniósł przed czasem, choć faktem jest, że dwie najważniejsze walki w karierze rzeczywiście kończył posłaniem rywali na deski.
Dziś będzie celował w kolejny nokaut, choć znów walczy na wyjeździe, na gorącym terenie we Francji. Jego rywalem będzie Andrew Francillette (21 zwycięstw, 1 porażka, 1 remis), posiadacz paska WBA International. Co istotne, Francuz półtora roku temu mierzył się ze wspomnianym wcześniej Alessandro Goddim i przegrał z nim niejednogłośną decyzją sędziów (Szeremeta go znokautował w drugiej rundzie).
30-letni Francillette nie powinien być dla polskiego mistrza wielkim zagrożeniem, choć to ciekawy gagatek. Boksować zaczął w czasie służby w Żandarmerii Narodowej. Miał tam etat i pewną pensję, ale postanowił zrzucić mundur i zająć się boksem na poważnie. W międzyczasie studiuje prawo na Sorbonie oraz pasjami słucha mazurków Fryderyka Chopina. Przyznacie – niecodzienny zestaw, jak na pięściarza…
Eksperci doceniają szerokie zainteresowania Francuza, ale jego boks – już nie tak bardzo. W każdym razie – znacznie mniej niż styl Szeremety. Widać to jak na dłoni po kursach bukmacherów. Sytuacja jest wręcz niespotykana. Gala odbywa się we Francji, boksuje Francuz, na trybunach będą niemal wyłącznie jego kibice – słowem: wszystko ustawione pod Francillette’a. Tymczasem kurs na zwycięstwo Szeremety wynosi mniej więcej 1,1:1 (na Francuza mniej więcej 6,5:1).
Najgorsze, co mógłby teraz zrobić Polak, to zlekceważyć rywala. Szeremeta jednak twardo stąpa po ziemi, wie, o co toczy się walka. I wcale nie chodzi tu o pas mistrza Europy, choć jest on przecież istotny i prestiżowy. Pięściarz z Białegostoku celuje w znacznie poważniejsze pasy. Już dziś w rankingach największych federacji jest w samym czubie: numer 2 WBC i WBA oraz numer 4 IBF. To oznacza, że pojedynek o mistrzostwo świata jest w zasadzie w zasięgu ręki.
– Jest Canelo Alvarez, jest Giennadij Gołowkin i jest Polak, Kamil Szeremeta. Cieszy mnie to, że promotor działa, bym jak najszybciej dostał walkę o mistrzostwo świata. Kiedy jak nie teraz? Mam swoje pięć minut, 29 lat na karku, więc teraz jest ten najlepszy czas. Wielu nie docenia tytułu mistrza Europy, a właśnie dzięki niemu otworzyły się dla mnie drzwi bardzo szeroko do naprawdę wielkich pojedynków – mówi w TVP Sport przed walką. Prawda jest taka, że wszystko w jego rękach, wystarczy tego nie spieprzyć. Transmisja z Francji w TVP Sport, początek walki o mistrzostwo Europy około 21:30-22:00.
foto: newspix.pl