Trudno godzić się ze zmianami, jeśli uderzają w absolutne podstawy. Tak, jakby nagle ktoś ogłosił, że Mount Everest wcale nie jest najwyższą górą świata, Rów Mariański największą głębiną na Ziemi, a Jose Mourinho trenerem z największym ego. Dziś dowiadujemy się, że być może (podkreślamy raz jeszcze – być może) Michael Jordan nie jest najlepszym koszykarzem wszech czasów i powinien ustąpić miejsca na tronie nowemu królowi. LeBron James właśnie przeskoczył go na liście najskuteczniejszych graczy w historii NBA, a przecież przed nim jeszcze kilka lat grania.
Jasne, takie porównania mają sens tylko wtedy, gdy dwaj gracze rywalizują w tym samym czasie, w tych samych warunkach. Możemy do woli zestawiać Rogera Federera z Rafą Nadalem i Novakiem Djokoviciem, albo zastanawiać się, czy lepszy jest Sebastian Vettel czy może Lewis Hamilton (i oczywiście dyskutować nad wyższością Messiego nad Ronaldo, albo na odwrót). Problem zaczyna się wtedy, gdy próbujemy stawiać koło siebie sportowców z różnych epok. NBA od początku lat dziewięćdziesiątych do dzisiaj zmieniła się podobnie, jak zmienił się cały świat.
Nie zmieniło się jedno: najlepsi wciąż chcą być najlepsi, chcą śrubować swoje rekordy i wygrywać, wygrywać, wygrywać. Na tym polu więcej do powiedzenia wciąż ma Michael Jordan. On sześć razy został mistrzem NBA, sześć razy był też MVP finałów i pięć razy sezonu zasadniczego. Do tego dołożył 14 występów w Meczu Gwiazd, w którym 3 razy był najlepszym graczem. Do tego dziesięć razy był najskuteczniejszym graczem sezonu, trzy razy zaliczył najwięcej przechwytów, a raz został najlepszym obrońcą. Grubo. LeBron James ligę wygrał trzy razy, trzykrotnie był MVP finałów, czterokrotnie sezonu regularnego. Na koncie ma 15 występów w Meczu Gwiazd (3 razy MVP), raz był najskuteczniejszym graczem sezonu. Widać tu zdecydowaną przewagę uznawanego do tej pory za najwybitniejszego w historii Jordana.
– Osiągnięcie LeBrona jest niesamowite. Od kilkunastu lat wiadomo, że to on jest obecnie najlepszym graczem, a dziś mamy tego potwierdzenie w liczbach. Nieprzypadkowo o Jamesie mówi się Król. Co ważne, cały czas pokazuje wielką klasę, gra praktycznie bez przerwy i ciągle na bardzo wysokim poziomie – podkreśla Michał Łopaciński, dziennikarz NC+.
Zupełnie inaczej to wygląda, gdy rzucimy okiem na inne liczby, najlepiej wychodząc od tej, o której mówi się dziś najwięcej. Michael Jordan do dziś był na czwartym miejscu na liście najskuteczniejszych graczy w dziejach NBA. Licznik w jego przypadku zatrzymał się na 32,292 punktach. LeBron James dziś rzucił 31 oczek i wyprzedził legendę o 19 trafień. Nie można powiedzieć, żeby dla kogokolwiek była to niespodzianka. Sam dzisiejszy bohater był doskonale przygotowany. W spotkaniu z Denver Nuggets (przegranym) wystąpił w butach z napisem „Thank you MJ23” i narysowaną koroną.
LeBron James wrote, “Thank you MJ” on his shoes
📷: @NBAonTNT pic.twitter.com/LLrz29Z0hn
— Brad Galli (@BradGalli) 7 marca 2019
– Porównywanie MJ i LeBrona to czysto akademicka dyskusja. Koszykówka w latach dziewięćdziesiątych była bardziej kolorowa, było więcej twardej walki na łokcie. To był zupełnie inny świat niż dzisiejsza gra. Obaj osiągnęli bardzo dużo, obaj są symbolami swoich epok – tłumaczy Łopaciński. – James jest bardziej wszechstronnym graczem, ale dla pokolenia dzisiejszych trzydziesto, czy czterdziestolatków, to Jordan zawsze będzie symbolem koszykówki. Dla mnie James jest takim łącznikiem obu tych epok. Znamienny jest też fakt, że Jordan mu pogratulował dzisiejszego wyniku.
Kiedy dziś LeBron James przegonił Jordana, usiadł na ławce i nie mógł ukryć emocji. – To szaleństwo, coś niewiarygodnego. Kiedy byłem dzieciakiem, chciałem być jak MJ, rzucać z obrotu jak MJ, nosić taki buty jak MJ. I chciałem, żeby kiedyś dzieciaki tak samo mnie podziwiały – komentował.
Pozostałe liczby całkowite też pokazują, jak znakomitym graczem jest James. Ma więcej punktów, więcej zbiórek (8,820 – 6,672), więcej asyst (8,584 – 5,633), więcej bloków (918 – 893), przegrywa tylko pod względem przechwytów (1,930 – 2,514). Co jednak ważne, potrzebował do takiego wyśrubowania statystyk nieco więcej spotkań na parkietach NBA (1,190 – 1,072).
Dzieciaki bez wątpienia go podziwiają, kibice i dziennikarze również. Czy jednak da się go zestawić z Jordanem?
Z okazji dzisiejszej zmiany na 4. miejscu najskuteczniejszych graczy w historii NBA, Sky Sports zamieściło specjalną ankietę, w której zadaje proste pytanie: „Kto jest lepszy: James czy Jordan”. Wyniki są mocno jednoznaczne. Dzisiejszą gwiazdę wskazało tylko 24 procent uczestników, Jordana aż 76.
Inne pytanie brzmi, czy James jest w stanie dociągnąć do pierwszego miejsca na liście najskuteczniejszych? Do Kareema Abdula-Jabbara traci nieco ponad 6 tysięcy punktów. To bardzo dużo, ale teoretycznie – do zrobienia. Gwiazdor ma 34 lata i kilka marzeń. Jednym z nich jest to, żeby zostać pierwszym w historii, który w meczu NBA wystąpi razem z synem. LeBron Raymone James Junior ma 14 lat i eksperci już wróżą mu wielką karierę. Czego by o Michaelu Jordanie nie mówić, jego synowie do NBA się nie przebili, mimo całkiem przyzwoitego nazwiska…
– LeBron James to gość, który potrafi sobie wyznaczać cele i je realizować. Ten o przegonieniu Abdula-Jabbara może się jednak okazać zbyt trudny. Przy utrzymaniu tego poziomu to jakieś 3-4 sezony, a przecież on już ma swoje lata, a gra w NBA jest bardzo wyniszczająca – ocenia Łopaciński. – Powiem tak: ja mu tego z całego serca życzę, to byłoby coś magicznego. Obawiam się, że to się nie uda, ale mam nadzieję, że Król James znów przesunie granicę tego, co niemożliwe.
Fot. newspix.pl