PSG i Liga Mistrzów to nie jest dobrana para. Odnosimy wrażenie, że nawet jeśli szejkowie rzuciliby jeszcze miliard euro na transfery, to i tak wydarzy się coś, co sprawi, że francuski gigant nie wyjdzie poza ćwierćfinał. Nie i już. Teraz paryżanie po raz trzeci z rzędu odpadli na etapie 1/8 finału, choć nie miało prawa się to stać. Mistrzostwo udało się osiągnąć, ale we frajerstwie, a chyba nie taki był cel.
Podopieczni Thomasa Tuchela zaczynali dziś z dwubramkową zaliczką, którą w pełni zasłużenie wywieźli z Manchesteru. Na Old Trafford byli po przerwie zdecydowanie lepsi i na zdrowy rozum wydawało się, że już nic złego nie może się wydarzyć, że rewanż jest formalnością – zwłaszcza iż skład Anglików został zdziesiątkowany przez kontuzje.
Ale już na początku doszło do trzęsienia ziemi. “Czerwone Diabły” miały swojego człowieka w Paryżu w osobie Kehrera. Obrońca PSG fatalnie wycofał piłkę, przejął ją Lukaku, minął Buffona i goście błyskawicznie prowadzili. Później przez pół godziny prezentowali się jak jakiś trzecioligowiec, nie potrafili wymienić kilku celnych podań. W 24. minucie PSG miało 83 procent posiadania piłki! Był już wtedy remis, bo wcześniej Mbappe zagrał wzdłuż bramki, gdzie zamykający Bernat dostawił nogę. Chyba wszyscy zakładali, że jeśli pojawił się jakiś pożar, faworyt błyskawicznie go ugasił. Wrażenie to potęgowała piłkarska dominacja gospodarzy, wyraźnie klasą przewyższali swoich rywali i stwarzali kolejne sytuacje. Di Maria świetnie w polu karnym wypatrzył Bernata, ale tym razem Hiszpan strzelił tak, że De Gea musiał tylko stać, żeby odbić piłkę. Po chwili minimalnie niecelnie z dystansu uderzał sam Di Maria.
I nagle Rashford próbuje z trzydziestu metrów, chytry strzał po koźle, Buffon wypuszcza piłkę i Lukaku robi swoje przy dobitce. Kolejny niespodziewany i niezapowiadany smrodek.
Dostaliśmy dużo emocji w pierwszej połowie, apetyty rozbudzone i długo… dupa. Przez większość drugiej odsłony nic się nie działo. PSG kontrolowało przebieg wydarzeń, Manchester nie potrafił zbliżyć się pod bramkę Buffona, nie mówiąc już nawet o jakichś strzałach. Inna sprawa, że zawodnicy Tuchela również zbyt wiele okazji nie mieli. W końcu jednak powinno być po wszystkim. Mbappe wyszedł sam na sam, ale kolejny raz tego dnia zawiódł, wypieprzył się na piłce przy próbie mijania De Gei, a Bernat dobijał w słupek. Ta akcja będzie się mistrzom Francji śniła po nocach.
MU dopiero w samej końcówce wreszcie ruszył odważniej do przodu i stało się coś niewytłumaczalnego. Dalot oddał strzał sprzed pola karnego, nic specjalnego, ale piłkę ręką odbił wyskakujący do bloku Kimpembe. Przyjezdni z Anglii szykowali się już do wykonania pierwszego w tym meczu rzutu rożnego, gdy sędzia postanowił obejrzeć sobie powtórki. Oglądał, oglądał, przegonił wszystkich ze swojej strefy, jeszcze trochę oglądał i wskazał na wapno! W doliczonym czasie gry! Jak dla nas – i nie tylko dla nas, bo decyzje o karnym chwalił na Twitterze choćby Rafał Rostkowski – arbiter jak najbardziej miał podstawy, Kimpembe nie musiał tak wystawiać łokcia i nikt nie kazał mu odwracać się tyłem.
Odpowiedzialność wziął na siebie Rashord i trafił. Irracjonalny awans Manchesteru, w dwumeczu piłkarsko jednak zdecydowanie gorszego, stał się faktem.
Mecz przedłużył się o dobrych kilka minut. Dwie głupie straty zanotował młody Tahith Chong i robiło się gorąco. Gdyby PSG zdobyło drugą bramkę, kudłaty Holender przez najbliższy miesiąc mógłby się nie pokazywać w szatni. Na jego szczęście nic się już nie wydarzyło, nie pomogły krzyki bezradnie obserwującego poczynania kolegów Neymara, stojącego za linią boczną.
Dzień po kanonadzie Ajaksu mamy kolejny wielki powrót przegranego u siebie w pierwszym spotkaniu. Nieporównywalnie mniej spektakularny, zapewne będący zaskoczeniem nawet dla samych zainteresowanych, ale z dokładnie takim samym efektem. PSG już tradycyjnie dziękujemy, w ćwierćfinałach witamy MU.
PSG – Manchester United 1:3 (1:2)
0:1 – Lukaku 2′
1:1 – Bernat 12′
1:2 – Lukaku 30′
1:3 – Rashford 90+4′ karny
Fot. newspix.pl