Gdyby dziś ważyły się losy Złotej Piłki za 2019 rok, Dusan Tadić już mógłby wybierać się na galę jako pewny triumfator. We wtorkowy wieczór na Santiago Bernabeu Serb z Ajaksu wyglądał jak najlepszy piłkarz na świecie, dla którego gra na galaktycznym poziomie jest normą i zdarza mu się w co drugim meczu. A to ten sam Tadić, który rok temu o tej porze rozczarowywał w broniącym się przed spadkiem z Premier League Southampton. Futbol jednak nie ma nic wspólnego z logiką.
I dlatego nigdy się nie znudzi.
Co ten gość dziś wyrabiał, to się w pale nie mieści!
Najpierw inteligentna asysta przy pierwszym golu, niby tylko lekko wycofana piłka do Ziyecha, ale idealnie w tempo, wypieszczona na maksa. Akcja zakończona drugą asystą… Szczyty piłkarskiej brawury i bezczelności. Najpierw odważnie przedziera się ze skrzydła do środka i nic sobie nie robi z obecności kolejnych rywali, potem “ruletą” ogrywa bezradnego Casemiro i perfekcyjnie odgrywa do wbiegającego Neresa, tworząc mu sytuację sam na sam. Trzecią bramkę zdobywa już sam. Dostaje podanie będąc na piętnastym metrze, natychmiast zmienia kierunek biegu gubiąc obrońcę i cudownie przymierza pod poprzeczkę. Nawet przy czwartym trafieniu maczał palce, bo rzut wolny wykonywany przez Schoene podyktowano za faul na nim. A przecież po drodze było jeszcze mnóstwo innych udanych akcji i jakościowych momentów. Gdyby gość miał 20 lat, a nie 30, Ajax mógłby właśnie obwieszczać, że zaczyna rozmowy transferowe od 100 mln euro, a jak ktoś chce się witać mniejszą ofertą, może nawet nie dzwonić, szkoda prądu.
Za ten mecz cały Ajax zasłużył na owację na stojąco, a Tadić na jeszcze jedną, osobną.
A przecież gdyby cofnąć się o 12 miesięcy, widzimy zawodnika, który po rozczarowującym występie schodzi w 64. minucie starcia Southampton – Stoke. Był to jego szósty z rzędu mecz bez gola lub asysty w angielskiej ekstraklasie. Passę tę wyśrubuje wtedy aż do dziewięciu, a na wcześniejszym etapie rozgrywek miał nawet 10 kolejnych spotkań tego typu. Barwy “Świętych” reprezentował już czwarty rok i tylko w drugim mniej więcej grał na miarę oczekiwań. Pozostałe sezony to zawsze mniejszy lub (raczej) większy zawód.
Latem Ajax płaci za niego ponad 11 mln euro, czyniąc go trzecim najdroższym transferem w historii klubu po Miralemie Sulejmanim i również oglądanym dziś Neresu. Początkowo mówiono nawet o 17 bańkach, co byłoby zakupowym rekordem amsterdamskiej ekipy. Tadić miał przychodzić jako następca Ziyecha, który otrzymał zgodę na odejście. Okazało się, że został i dzięki temu Serb mógł mu teraz asystować przy pierwszej bramce w Madrycie. Ot, takie detale.
Był to transfer dość zaskakujący, raczej nie w stylu Ajaksu, którego nie kojarzono zbytnio z płacenia większych pieniędzy za doświadczonych piłkarzy. Kibice wiązali z nim jednak spore nadzieje. Serb przed wyjazdem do Anglii należał do czołowych postaci Eredivisie występując dla Groningen i Twente. Mimo to na pewno nikt nie zakładał, że w stolicy Holandii aż tak eksploduje. Na ten moment ma 16 goli i 7 asyst w lidze, 3 gole i 3 asysty w eliminacjach Champions League (jeden z bohaterów domowego meczu z Dynamem Kijów w decydującej rundzie) oraz 6 bramek i 4 asysty już w zasadniczej LM. Kosmos. Jeden z przykładów pokazujących, jak wiele zależy od tego, żeby piłkarz znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Nie boimy się tego porównania: Tadić zaliczył na Bernabeu występ na miarę tego, co robili tam Ronaldinho – pamiętne 3:0 Barcelony i owacja od kibiców Realu dla schodzącego Brazylijczyka – czy Leo Messi, który w sezonie 2013/14 (wygrana 4:3) walnął hat-tricka przed madrycką publicznością i dołożył asystę. Albo też… Jan Urban, który jedynego hat-tricka w karierze ustrzelił na stadionie “Królewskich”, gdy Osasuna zwyciężyła 4:0.
Po prostu szał ciał, nadal przecieramy oczy ze zdumienia.
Fot. newspix.pl