W ostatnim dniu zimowego okienka nie tylko Arka Gdynia ściągnęła zawodnika, który do niedawna raczej nie spoglądałby w stronę Ekstraklasy, bo jego sportowy status był wyższy. O ile jednak problem Marko Vejinovicia stanowiły przede wszystkim kontuzje, o tyle sprowadzony do Korony Kielce Aleksandar Bjelica wpada w kłopoty głównie ze względu na bardzo trudny charakter, z którego zasłynął w Holandii i Belgii. Jeśli jednak na pierwszym planie będzie jego jakość piłkarska, można zakładać, że złocisto-krwiści dokonali konkretnego wzmocnienia.
Bjelica ma 25 lat, jest Serbem z holenderskim paszportem. Najczęściej gra jako lewy obrońca, ale radzi też sobie na tej stronie jako wahadłowy czy nawet boczny pomocnik, a do pewnego momentu najczęściej ustawiano go jako stopera. Założenie jest jednak takie, że przychodzi do Korony na lewą obronę, ponieważ Ken Kallaste raczej nie znajduje się już w planach Gino Lettieriego i Michael Gardawski potrzebował konkurenta. Bjelica regularnie występował w systemie z trójką stoperów jako bardzo ofensywnie usposobiony wahadłowy, co pasuje do założeń Lettieriego.
Korona faworytem w Sosnowcu. Kurs w ETOTO na jej wygraną to 2,50
Boiskowych atutów Serbowi nie brakuje. Potrafi świetnie dośrodkować i strzelić z dystansu, jest dobrym wykonawcą stałych fragmentów, gra nieustępliwie, nie odpuszcza. Z drugiej strony często przesadza z agresją – w karierze zobaczył już 44 żółte kartki i jedną czerwoną. Do tego ma odpały typu gra pod siebie, lekceważenie założeń taktycznych, brak dyscypliny na treningach. Z takim podejściem trudno było mu zrobić karierę w Eredivisie. W Utrechcie poprzestał na sześciu meczach, w PEC Zwolle na trzech. Przebywając na wypożyczeniu w Sparcie Rotterdam miał pewnego razu stwierdzić, że przyjedzie na mecz dopiero wtedy, gdy dostanie gwarancję wyjścia w pierwszym składzie. Nic dziwnego, że Sparta przed czasem oddała go z powrotem Utrechtowi. Dopiero w drugoligowym Helmond Sport wypłynął na szersze wody i zwrócił na siebie uwagę KV Mechelen.
Piłkarz ten nie ma też skrupułów, gdy uznaje, że pora na zmianę otoczenia. W Mechelen chciano go zatrzymać i przedłużyć kontrakt, ale Bjelica miał inne plany i zamierzał odejść po półtora roku. Jawnie lekceważył obowiązki, nie przychodził na treningi i w końcu dopiął swego.
Latem 2017 KV Oostende zapłaciło za niego pół miliona euro. W tamtym sezonie Serb grał prawie wszystko. W tym dobrze zaczął, po ośmiu kolejkach Jupiler Pro League w jego dorobku był już gol i trzy asysty. Nowy trener Gert Verheyen szybko się jednak do niego zraził. To ten typ szkoleniowca, który nie toleruje zbyt indywidualnego podejścia u podopiecznych, każdy musi się dostosować do jego wymagań. Bjelica tego nie zrobił, więc poszedł w całkowitą odstawkę.
– Piłka nożna to gra zespołowa, jeżeli ktoś nie poświęca się dla grupy, nie ma dla niego miejsca. Dla Aleksandara pociąg kilka razy się zatrzymywał, mógł do niego wsiąść, ale tego nie robił. Dziś ten pociąg jeździ już po innych stacjach – tłumaczył Verheyen.
W grudniu belgijskie media donosiły, że zawodnik został ostatecznie skreślony. – Bjelica oczywiście ma swoje zalety, ale ta sytuacja nie mogła dłużej mieć miejsca. Zamknąłem przed nim drzwi, ale potem dałem mu drugą szansę. Jeśli on tego nie pojmuje, to jego problem. Jako trener wolałbym nie marnować więcej energii na takie historie i pracować z piłkarzami, którzy chcą być częścią tej grupy – mówił Verheyen.
Serbem podobno interesowała się też Cracovia. W Koronie przyjdzie mu współpracować z Gino Lettierim, który również nie wydaje się szkoleniowcem skorym do tolerowania w drużynie ludzi nie chodzących jego ścieżkami. Jeśli więc 25-latek nie zmienił swojego podejścia, prędzej czy później zacznie iskrzyć.
Poza boiskiem słynie on z… fanatycznego umiłowania zwierząt, po karierze zamierza być animalsowym działaczem. Belgijskim mediom mówił nawet, że chwilami jadąc autostradą jest o krok od tego, żeby zatrzymywać ciężarówki przewożące świnie czy kurczaki. Na razie lepiej niech się skupi na tym, żeby na dobre nie zatrzymała się jego kariera.
Zagłębie Sosnowiec pokona Koronę? ETOTO wycenia taki scenariusz po kursie 2,95
Korona tymczasem w sobotę gra na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Teoretycznie to dla niej mecz z gatunku “kiedy wygrać, jak nie teraz?”, ale zamykający stawkę beniaminek wiosną mimo wszystko ma więcej do zaoferowania niż jesienią. We Wrocławiu zagrał słabo, za to Arkę w pełni zasłużenie pokonał. Z Górnikiem Zabrze zabrakło mu trochę szczęścia, choć wcale nie mamy na myśli VAR-u. W Sosnowcu czują się przez niego mocno pokrzywdzeni, ale niesłusznie, bo zarówno nieuznany gol na 2:2 ze względu na faul Mygasa czy wykluczenie boksującego Vamary Sanogo były słusznymi decyzjami sędziów. W Zagłębiu powinni w pierwszej kolejności spojrzeć na to, co można było zrobić więcej ze swojej strony niż tworzyć syndrom oblężonej twierdzy (“wszystkim przeszkadzamy, komuś zależy na naszym spadku”). To się rzadko opłaca.
Fot. newspix.pl