Tydzień temu poruszyłem temat kontrowersji, która miała miejsce podczas spotkania Jagielloni Białystok z Wisłą Płock. Taras Romańczuk oskarżył Dominika Furmana o nazwanie go „banderowcem”.
Tydzień od tamtego wydarzenia nie jesteśmy bogatsi o żadną wiedzę o faktach. Piłkarze natomiast postanowili wspólnie podpisać się pod oświadczeniem, które zamieszczono na stronie „Łączy nas piłka”. Czytamy w nim min. „Oczywiście, każdy kto grał w piłkę nożną (nawet na najniższym poziomie), wie jak trudno zapanować nad emocjami, zwłaszcza tymi złymi, niegodnymi szanującego się sportowca.”
Zgadzam się z tym stwierdzeniem i oby ta sprawa stanowiła przykład jak można w takich sytuacjach zachować się godnie, nie tylko jako sportowiec. Mam nadzieję, że Dominik Furman i Taras Romańczuk będą mogli spotkać się i porozmawiać o tym wydarzeniu. Jako reprezentanci kraju są osobami, które powinny stanowić przykład dla młodych adeptów sportu. Wraz z publiczną działalnością pojawia się również dużo większe poczucie odpowiedzialności za skutki własnej działalności. Dobrze, że obaj postanowili rozwiązać tę sprawę poza wokandą. Ktokolwiek był inicjatorem takiego wyjścia z sytuacji zasługuje na brawa.
***
Oskarżenia o tej mocy, które niosą ze sobą możliwość sankcji prawnej, zasługują na dowody. Nie można ot tak ich rzucać, ubierając się w płaszcz ofiary. Stanowić mogą one powód do konkretnego zachowania osób trzecich. Dobrze, że świat sportu omijają skandale związane z fałszywymi oskarżeniami, niemniej jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacje, w której ktoś po to, by przeciwnik przegrał, wyciągnął z rękawa np. kartę rasową albo seksualną i zarzuci rywalowi przestępstwo.
Mało prawdopodobne? Jeżeli ludzie wstrzykują sobie substancje mogące ich zabić po to, żeby osiągnąć oczekiwany wynik sportowy, to nie oszukujmy się. Bycie ofiarą, na dodatek w słusznej sprawie, działa jak trampolina do kariery. Narcyzm jest tak silną emocją, że ludzie są w stanie wymyślać najbardziej piramidalne kłamstwa żeby znaleźć się w centrum uwagi. Motywy zależą tylko od wyobraźni, a konsekwencje mogą być różne, szczególnie jeśli trafiają na podatny grunt społeczny. Jeśli dodatkowo media wyczują okazję do rozegrania tematu w wygodny dla nich sposób, to rozpocznie się cyrk, w którym wśród krzyków i przepychanek mogą zniknąć fakty. Ludzkie oceny podejmowane pod wpływem emocji mogą taką sprawę zamienić w konkurs kto ma większą moc medialną i jest osobą bardziej wiarygodną dla widowni. Nadal brzmi to absurdalnie? Na szczęście sprawa, którą opiszę poniżej nie dotyczy sportowca ale aktora.
***
Czasami jeśli nie ma przeciwnika trzeba go wymyślić.
Jussie Smollett jest aktorem występującym w serialu Empire nadawanym przez telewizję Fox. Dwudziestego dziewiątego stycznia zgłosił na policję napad motywowany nienawiścią rasową. Aktor w nocy wyszedł ze swojego mieszkania do lokalu sieci Subway po jedzenie. W czasie drogi powrotnej, według jego zeznania, miało napaść na niego dwóch mężczyzn w maskach narciarskich i czerwonych czapkach – symbolach kampanii Donalda Trumpa. Wykrzykiwali rasistowskie i homofobiczne obelgi (Jussie Smollett jest homoseksualistą), by po krótkiej szamotaninie oblać go wybielaczem i założyć mu sznur na szyję. Zanim uciekli mieli wykrzyczeć, że nie ma dla niego miejsca w ich Ameryce.
Sznur stanowi straszny symbol przemocy wobec osób czarnoskórych. Współczesna wersja linczu przywołała okrutne obrazy z czasów, w których kolor skóry i nawet niczym nie poparte oskarżenie wystarczyły do okrutnej śmierci z rąk tłumu.
W międzyczasie zaczęły pojawiać się informacje, które kazały patrzeć na całą sprawę ze sceptycyzmem. Sceptycyzm po chwili zamienił się w poważne pytania i wątpliwości o prawdomówność telewizyjnej gwiazdy. Czy dziennikarze w tym momencie nacisnęli pauzę i starali się dotrzeć do tego, jak wyglądały naprawdę wydarzenia styczniowej nocy?
W żaden sposób. Jussie Smolett nadal odbywał tour po wszystkich programach publicystycznych. Ze łzami w oczach opowiadał, jak bardzo krzywdzące są oskarżenia ludzi o to, że mówi nieprawdę. Ilość wielkich słów użytych do opisu tej historii była proporcjonalna do oburzenia, które ten atak wywołał. Cała sprawa żyła dwa tygodnie. Gwiazdy Hollywood znalazły sobie kolejną osobę do współczucia i wylewania krokodylich łez na Twitterze nad kondycją współczesnego świata. Politycy wygłaszali płomienne przemówienia o tym, jak bardzo podzielony jest świat, a ten atak stanowi policzek wobec człowieczeństwa.
Ten dwa tygodnie chicagowska policja poświęciła czas na dotarcie do całej prawdy o tej historii. Prawdy niezwykle banalnej.
***
Wydaje się, że pracujący w telewizji bohater tej historii nie obejrzał nigdy ani jednego odcinka CSI. Dwaj czarnoskórzy mężczyźni wynajęci przez niego i opłaceni czekiem zakupili w osiedlowym sklepie narzędziowym linę, wybielacz i dwie czerwone czapki po czym wraz z aktorem odegrali opłaconą scenę…
Powód?
Aktorowi wydawało się, że za mało zarabia i cała ta sytuacja posłuży temu żeby jego pozycja w serialu i stacji wzrosła. A że rasizm na świecie przecież istnieje i ma się doskonale, to nawet jeśli cała sprawa jest ustawiona, to w celu osiągnięcia większego dobra.
Głupota? Choroba psychiczna?
***
W tym wydarzeniu jest jednak coś bardzo niebezpiecznego.
Aktor wykorzystał dwa symbole, sznur i czerwoną czapkę zwolenników Trumpa. Pierwszy – wywołujący bardzo mocną reakcję emocjonalną. Drugi – rozszerzający sprawstwo na cała grupę ludzi noszących taką czapkę. Oba mogą powodować reakcje i zachowania, których nie da się kontrolować i które mogą okazać się nawet zbrodnicze.
Dodatkowo to przedstawienie jest napluciem w twarz wszystkim ofiarom faktycznych ataków motywowanych nienawiścią rasową.
Oby sportu nigdy nie dotknęły takie historie.
Mam też nadzieję, że dziennikarze wrócą do podejścia, że niekoniecznie musimy być pierwsi, za to na pewno musimy być dokładni…
***
PS. Stop zwolnieniom z WF’u