Mirosław Stasiak to ewenement na skalę światową – grający sponsor, który potrafił w przerwie meczu zwolnić trenera za to, że nie chciał go wpuścić na boisko.
Trenował kiedy mu się chciało, po murawie truchtał, narzekał kiedy mu nie podawano.
Stasiak Gomunice, Stasiak Opoczno i Stasiak KSZO Ostrowiec były jego prywatnymi folwarkami. A wszystko w czasach, gdy polskim futbolem trzęsły układy, gdy szalał Fryzjer, a PZPN udawał, że jest ślepy.
Czy może dziwić, że lubiany w środowisku późniejszy Mirosław S. aktywnie grał u bukmachera, potrafiąc trafić nawet wszystkie wyniki w kolejce?
ROZDZIAŁ PIERWSZY. ROMARIO Z GOMUNIC
Jerzy Flaszka przyjaźnił się ze Stasiakiem już w liceum, razem grali w reprezentacji szkoły.
– Zdolny był. Ambitny, zdeterminowany, zapalczywy na strzelanie goli. Biorąc pod uwagę jak późno zaczął grać, i tak sporo osiągnął. Myślę, że jakby w młodości poszedł do jakiegoś klubu, trenował w porządnej akademii, mógłby zostać profesjonalnym piłkarzem. Na pewno marzył o tym już wtedy. Ale nie było rady. Grało wtedy mnóstwo klubów, mnóstwo chłopaków, nikt nawet nie interesował się takimi jak my.
Stasiak zamiast na boisko poszedł do pracy na kopalnię w Bełchatowie. Później kupił auto ciężarowe, przywoził węgiel, w końcu otworzył składy opałowe. Biznes zaczął kręcić się na tyle dobrze, że mógł znaleźć czas również dla piłki. Grał w Świcie Kamieńsk w A-klasie i okręgówce, później w Cefolu Wojciechów, który w trakcie sezonu został przemianowany na LKS Gomunice.
Gomunice to miejscowość gminna licząca sobie sześć tysięcy mieszkańców, Wojciechów to wieś na opłotkach miasta. Cefol był firmą produkującą plastikowe ceraty, w 1998 przeniesioną do Wąbrzeźna. Możliwy scenariusz: w gminie wiedziano, że klub wkrótce pozostanie bez finansowania, a więc i bez przyszłości. Stasiak wziął to na swoje barki, zakładając Stasiaka Gomunice i wykorzystując licencję klubu z pobliskiej wioski.
Sezon 96/97: Cefol spada z III ligi.
Od tamtej pory walczy o powrót, ale udaje się dopiero w sezonie 00/01 pod godnym żużlowych zmagań nazwą: Stasiak Bak-Pol Gomunice. Bak-Pol to zakład wędliniarski z Gomunic. Wsparcie finansowe jest, ale większość pieniędzy wciąż łoży Stasiak.
Klub z Gomunic w zwycięskim sezonie strzeli po drodze aż dziewięćdziesiąt bramek. Z nich całkiem sporo jest autorstwa grającego właściciela. W Paradyżu gra jednak Piechna i to on będzie królował w rankingach strzeleckich.
Nie zaszkodzi to jednak, by w jednej z gazet napisano o strzelającym weteranie “Romario z Gomunic”. Tak nazwał prezesa brazylijski kolega z drużyny, zacytowała go Polska Agencja Prasowa. 35-letniemu Romario PESEL nie przeszkadza bić kolejnych rekordów strzeleckich, Stasiak jest o rok młodszy, rocznik 1967. Ale jakkolwiek Brazylijczyk to wielka osobowość, nawet on nie miał tylu argumentów, by przekonać kolegów do wystawiania mu piłki.
Hubert Kościukiewicz, dziś asystent Krzysztofa Brede w Podbeskidziu Bielsko-Biała, w latach 2000-2002 zawodnik Gomunic.
– Klub był jego zabawką. Przychodził sobie na który chciał trening i trenował. Nie musiał być na zbiórkach. Ale jeśli się pojawił, to nie w połowie treningu, tylko był na całym i normalnie ćwiczył. Przebierał się jednak w swoim pokoju. Po treningu szedł do siebie, pakował się i wyjeżdżał. Kazał mówić do siebie “Mirek”, ale nie było z nim koleżeńskiego kontaktu.
Musieliście grać na niego?
Czy musieliśmy. Mówił tylko “daj mi, to ja strzelę”. Mirek tak funkcjonował. Chciał wykonywać wszystkie karne, wszystkie wolne. Presji w podaniach nie było, ale miał czasem pretensje na zasadzie: “dlaczego zagrałeś do mnie, a nie do kogoś innego”.
Piłkarsko dawał radę?
Uważam, że coś w sobie miał. Był niekonwencjonalny. Zawodnik, który trenuje od samego początku w akademiach, klubach, jest przewidywalny, Mirek nie szedł tą drogą, więc miał w sobie taki podwórkowy sznyt, nawet w dryblingach. To mu pomagało. Nie był jednak piłkarzem na miarę I czy II ligi. Jeszcze w III jakoś dawał sobie radę, ale nie był jakąś wiodącą postacią. Graliśmy w dziesięciu plus Mirek, w tym kontekście, że on nic nie musiał. Jak chciał, to biegał. Jak chciał, to się wrócił. Jak nie, to nikt mu nic nie powiedział. Dużo strzelał na pewno w IV lidze, wtedy powstał ten artykuł “Romario z Gomunic”, mam go nawet wciąż gdzieś w domu. Ta liga była stworzona dla niego. W III doznał poważnej kontuzji w Radomiu, szedł sam na sam, bramkarz wyszedł przed szesnastkę i złamał mu piszczelową kość strzałkową. Patrzyliśmy, noga wisiała tylko na getrach, otwarte złamanie. Zabrali go do szpitala, włożyli mu nogę w gips. Leczył się później w Austrii czy gdzieś.
W Gomunicach grał bardzo dużo, wychodził w pierwszym składzie. Przed kontuzją dawał radę kondycyjnie?
Tu nie można mieć zastrzeżeń, nie miał nadwagi, problemów z poruszaniem się. W treningach też fizycznie i motorycznie prezentował się nieźle. Miał nawet troszeczkę cechy szybkościowca. Gdy przenosił się do Ceramiki, wziął mnie ze sobą i mam wrażenie, że tam, już po kontuzji, zmienił podejście. Jeżeli miał chwilę, to trenował, ale raczej gierkę. Biegać tylko próbował.
To prawda, że trener został zwolniony za to, że nie wystawił Stasiaka?
Pamiętam taką sytuację. Nie wiem, czy pierwszym trenerem był Witold Obarek czy Sławomir Krawiec. Była taka sytuacja, że w przerwie pierwszy trener powiedział:
– Mirek, schodzisz.
Mirek na to:
– Nie schodzę, ty nie jesteś trenerem.
I zwrócił się do drugiego trenera.
– Jakie decyzje trenerze?
– Takie, że schodzisz Mirek.
– To ty też nie jesteś trenerem.
Kapitanem był Jurek Flaszka, chłopak z Gomunic, przyjaźnili się od lat.
– Jurek, jakie decyzje?
– Mirek, zostajesz.
Trenerzy się obrazili chyba na dwa mecze, ale później się wyprostowało.
Mirek po meczu brał sprzęt do gabinetu. Raz zapomniał dać go do prania. Przychodzi i pyta: gdzie mój sprzęt? Kierownik odpowiada, że jest siedemnaście kompletów, wszystkie wyprane, tylko twój nie, widać prezes zostawił w gabinecie. No to Mirek mówi do jednego z najmłodszych piłkarzy w drużynie: ściągaj swój strój, dasz mi, a ty założysz ten – tu wskazał na swój brudny strój sprzed tygodnia.
Po awansie do III ligi w pierwszej kolejce Stasiak strzela dwa gole MKS-owi Mława. Zapowiada walkę o króla strzelców. Łącznie skończy z bilansem czterech trafień, w październiku przyjdzie wspomniana przez Kościukiewicza kontuzja.
Stasiakowi, mimo wygranej 5:0 z Legią II w ostatniej kolejce – grywał wtedy regularnie w “dwójce” Artur Boruc, nie udało mi się ustalić, czy zagrał w tym meczu – zabraknie punktu do utrzymania. Nie pomogła bezprecedensowa ofensywa transferowa: wiosną przychodzi Andrzej Jaskot, jednokrotny kadrowicz powołany swego czasu przez Janusza Wójcika, Andrzej Sazonowicz, niespełniony talent Legii Warszawa, Sylwester Szkudlarek, legenda GKS Bełchatów, Grzegorz Żmija, golkiper, który w barwach Bytomia pobije rekord dawnej II ligi i nie puści bramki przez 1062 minut.
Gomunice spadają, ale zapisują się również… w historii gier komputerowych. Są grywalną drużyną w osławionej Lidze Polskiej Manager, gdzie do Gomunic bez przeszkód przechodziły gwiazdy Galacticos. Stasiak jest też w bazie Championship Managera.
Stasiak po spadku z Gomunicami uznaje, że przyszedł czas na poważniejsze wyzwania. Przenosiny klubu nie stanowią tabu. Kościukiewicz:
– Już po awansie z IV ligi miała odbyć się fuzja z rezerwami Bełchatowa. Rozegraliśmy tak dwa mecze w III lidze, później się pokłócili, bo… nikt nie chciał, żeby Mirek grał, a on pchał się do składu.
W Ceramice nie będzie mógł mu podskoczyć nikt.
ROZDZIAŁ DRUGI. KRÓL OPOCZNA
Do 1992 roku w Opocznie istniała peryferyjna Opocznianka. We wrześniu 1993 klub przejął potężny Zespół Zakładów Płytek Ceramicznych “Opoczno”.
Z barw klubowych zniknęła zieleń, zastąpiona czerwonym pasem. Z herbu zdjęto znak miasta, pojawiło się logo sponsora.
Ale Ceramika miała pieniądze na walkę choćby i o najwyższe cele. Dodatkowo remontowany jest stadion, a frekwencja sprzyja: w 1995, na pięćdziesięciolecie klubu, pobito rekord frekwencji podczas pokazowego meczu z Orłami Górskiego. Dawne asy ogląda wówczas dziesięć tysięcy widzów.
W 1996 Ceramika robi awans do II ligi. W debiutanckim sezonie zajmie czwarte miejsce, furorę robi w jej barwach Igor Sypniewski. Klub zawsze będzie w czubie zaplecza najlepszych, przez jego barwy przewiną się tacy zawodnicy jak Mirosław Myśliński, Marcin Boguś, Jarosław Soszyński, Rafał Dopierała, Marcin Jałocha, Arkadiusz Bilski, Bogusław Wyparło, Dariusz Podolski, Mirosław Budka, Jarosław Mazurkiewicz, Piotr Cetnarowicz, Zbigniew Robakiewicz, Dariusz Brytan, Grzegorz Piechna, Dariusz Brytan, a nawet uczestnik Euro 2004: Andrejs Prohorenkovs.
W sezonie Ceramika zajmie drugie miejsce w grupie wschodniej II ligi, tylko za Petrochemią. W grupie zachodniej jej liczba punktów wystarczyłaby do awansu. Plany były bez wątpienia mocarstwowe, ale w 2002, po dekadzie łożenia na klub i kolejnych bezowocnych próbach wbicia się do elity, zakłady postanowiły się wycofać.
Wtedy pojawił się Stasiak, zapewniając, że pociągnie wózek.
A skoro Ceramika mogła zmienić herb po przejęciu klubu, to dlaczego nie miałby tego robić on?
Dzięki temu powstał niezły potworek. Początkowo tylko nazwa jego firmy, “OPAŁ”…
…a później już jazda na całego.
Źródło: PolskieLogo.net
Cel pozostaje ten sam, awans do pierwszej ligi, ale wzbogacony o drugi, pomniejszy:
Stasiak będzie grał w piłkę.
Już nie w czwartej lidzie, nie z rezerwami dużych klubów, tylko w bezpośrednim zapleczu najlepszych zespołów.
Standardy traktowania trenerów pozostają te same co w Gomunicach. 26 sierpnia wyrzucony zostaje trener Mariusz Łaski. Przyczyna? Czwarta kolejka, a prezes dopiero pierwszy raz wszedł na boisko. W dodatku ze Stomilem dostał raptem minutę.
Ówczesna “Gazeta Wyborcza”, rozmowa Jerzego Walczyka.
Jerzy Walczyk: Dlaczego zwolnił Pana z pracy prezes Mirosław Stasiak?
Mariusz Łaski: Szczerze? Bowiem mieliśmy odmienne zdanie na temat zmiany w końcówce sobotniego meczu.
O co dokładnie chodziło?
– Przed sezonem Stasiak został zgłoszony do rozgrywek. Po wyleczeniu kontuzji chciał grać w każdym meczu. Już w spotkaniu z RKS Radomsko żądał, bym go wpuścił na boisko, ale sędzia wcześniej odgwizdał koniec meczu. W sobotę prezes chciał także wejść, ale nie wyraziłem zgody. Nie chciałem stracić autorytetu, dlatego Stasiaka wpuściłem dopiero w ostatniej minucie meczu. Prezes rwie się do gry, ale nadal widać u niego skutki groźnej kontuzji. Niektórzy dziennikarze porównują Stasiak do Romario, może dlatego chce zawsze być obecny na boisku.
Może były też inne powody?
– Nie dostałem jeszcze oficjalnego wypowiedzenia, dlatego nie chcę wszystkiego ujawniać. Mogę tylko powiedzieć, że wejście prywatnych ludzi do sportu nie zawsze musi przynosić korzyści.
Mocne słowa na koniec, które warto zapamiętać. Relacja Łaskiego i Stasiaka sama w sobie najwyraźniej jest materiałem na książkę. Zaczęło się od krytyki dyktatora. Później Łaski będzie jednym z zaufanych ludzi Stasiaka, nawet jeśli zwalnianym w szale, to pozostającym w orbicie klubowej – to na stanowisku asystenta, to menedżera, to dyrektora. Ostatecznie panowie będą jeździć w sprawie tych samych meczów do Wrocławia, ale już jako Ł. i S.
Nie żeby pomiatanie szkoleniowcami to było wówczas czymś wyjątkowym – tak to w polskiej lidze funkcjonowało. Trener nie znaczył nic. Prezes Arki, Jacek Milewski, zwolni Piotra Mandrysza w przerwie meczu ze Stasiakiem przy stanie 0:2. Mandrysz będzie siedział na ławce do końca meczu (2:2), ale na konferencji prasowej Milewski przyzna:
– W drugiej połowie trener Mandrysz pracował charytatywnie.
Trenerzy nie mają u Stasiaka lekko. Mirek wychodzi z prostego założenia: ja płacę, ja decyduję, koniec tematu. Stasiak z piłkarzami i trenerami potrafi jechać publicznie.
Archiwalna wypowiedź dla łódzkiej prasy:
Uważam, ze trener źle zestawił drużynę, gdyż Marcin Boguś na lewej pomocy praktycznie tylko raz podłączył się do akcji ofensywnej. To jest za mało, aby wygrać mecz. No i niestety indolencja strzelecka jak była tak jest. Uwielbiany przez kibiców Mężyk również dzisiaj zawiódł, gdyż zmarnował dwie 200 procentowe okazje. Śmiem twierdzić, że ja w tych sytuacjach strzeliłbym gola.
Tak czy inaczej to Łaski, przywrócony – a jakże – do łask, po dwóch miesiącach poprowadzi Ceramikę w elektryzującym całe miasto dwumeczu z Wisłą Kraków.
Wisła była tamtej jesieni w swoim apogeum. Zimą 2002 w rankingu Kickera – uwzględniającym tylko rozgrywki pucharowe – zostanie wybrana ósmą drużyną Europy, przed Liverpoolem czy… Lazio. Real będzie dopiero dziewiętnasty. Trudno pojąć klucz, ale tak się stało.
Skład zespołu Kasperczaka zna każdy polski kibic: Żurawski, Kuźba, Kosowski, Frankowski, Uche, Szymkowiak, Baszczyński i inni. Ceramika wtarabaniła się do ćwierćfinału dzięki pokonaniu Lecha Poznań.
Źródło: 90minut.pl
W tym meczu Stasiak nie grał, ale Wisły Kraków nie mógł już odpuścić.
Za sobą miał siedem ogonów w drugiej lidze. 35 lat na karku, był po poważnej kontuzji, fizycznie już zupełnie dojeżdżał.
A jednak wszedł w 87. minucie i – według dwóch niezależnych relacji – zagrał do Łochowskiego, a ten zmarnował sam na sam. Z drugiej strony, wszedł przy stanie 2:1 dla Ceramiki, a w 90. minucie bramkę strzelił Paszulewicz. Trudno obwiniać – a jakże – rasową dziewiątkę o stratę gola, ale gdy przypomni się “dziesięciu plus Mirek” Kościukiewicza i to, że trafił defensor…
Niemniej to teoria spiskowa. Wiadomo, że Wisła z taką siłą dział musiała prędzej czy później strzelać. Rewanż Biała Gwiazda wygrała 5:0, Mirek na boisku spędził dziesięć minut. Z występu prezesa żartował nawet Teleexpress: “nawet wejście grającego prezesa Mirosława Stasiaka nie pomogło w awansie do drugiej rundy”.
Źródło: 90minut.pl
Artur Bugaj w dużym wywiadzie dla nas opowiadał o ówczesnej Ceramice tak:
Największa prowizorka, jaką na oczy widziałem. Definicja określenia klub-kukułka. Począwszy od formy zatrudniania, przez ustalanie składu, treningi, dyscyplinę. Nic nie funkcjonowało profesjonalnie. A jeszcze prezes Stasiak, który za wszelką cenę chciał udowodnić, że potrafi grać w piłkę. Czasami było nam wstyd, jak wchodził na boisko. W ogóle nie trenował, miał brzuszek jak ja teraz, trenerowi wydawał polecenia – zdejmij tego, ja wchodzę. To uwłaczało wszystkim piłkarzom i szkoleniowcom.
Musieliście grać na niego? Obrażał się, jak mu nie podano?
Pewnie się obrażał. Można mieć kaprysy, ale trzeba mieć trochę samokrytyki. On nie miał jej w ogóle.
To jak funkcjonował w szatni?
Nie funkcjonował, siedział w gabinecie. Na treningach go nie było, a jeśli się w szatni odezwał, to tylko podczas odprawy powiedzieć, że za ten mecz dokłada tyle i tyle. Jako człowiek może i fajny facet, ale piłkarsko największa farsa, jaką widziałem.
Zawsze wchodził na końcówki. Raz daliście mu karnego strzelać, też nie trafił.
Istniała plotka, że gol, którego wreszcie strzelił, padł dlatego, że jednemu z obrońców dał tysiaka: weź puść mnie, muszę trafić. Czy jest jakakolwiek satysfakcja z takiej bramki? Jaka to frajda?
To cieszyłeś się, że się stamtąd zawinąłeś.
Tam była pierwsza liga, ale tylko pod względem picia. Ale co w Opocznie robić? Zero atrakcji. Ja czasami jeździłem do Łodzi, ale jak zostawałem… to nie był dobry wybór. Patologia, większej jeśli chodzi o picie w piłce nie widziałem. Człowiek się za głowę łapał. Pite po treningach, po nocach, rano większość przychodziła na kacu – nie lekkim, ale mocnym.
Wielu graczy tamtego zespołu podkreśla, że atmosfera w drużynie była dość swobodna, a nocne Polaków rozmowy przeciągały się. Waldemar Przysiuda powie z kolei tak:
– Największy błąd mojej piłkarskiej przygody: iść do Stasiaka po Lechu. To nie był człowiek, który chciał dla piłki dobrze. Zależało mu na tym, żeby wykreować swoją osobę. Mówił w szatni, kto ma grać, kto nie ma grać. Trenerów zwalniał, prawdziwa karuzela: jak jeden go nie wpuścił, został zwolniony na dwa tygodnie. Jego następcą był asystent, który później był znów zastępowany przez tamtego.
Wiosną Stasiak cały czas odgrażał się, że strzeli bramkę. Najlepszą okazję miał z Radzionkowem, kiedy wykonywał karnego. Piłkarze jego własnej drużyny mało nie pękają ze śmiechu. Przysiuda wspomina też znamienną sytuację z ostatniej kolejki sezonu 02/03, kiedy Stasiak jedyny raz wyszedł w pierwszym składzie.
– Przyjechał na mecz ze Śląskiem Wrocław pięć minut przed rozpoczęciem. Nie miał nawet butów. Wziął je od Łochowskiego, który miał grać w pierwszym składzie i wszedł na boisko.
Ceramika była też bohaterem afery korupcyjnej, tak jak prawie cała ówczesna II liga. Działało aktywnie biuro spadków i awansów, uprawiano piłkę pozorów, opierającą się na układach. Nie chodzi o wybielanie Stasiaka, ale na zrozumieniu realiów, w jakich funkcjonował. Robienie z niego jednej czarnej owcy byłoby ordynarnym kłamstwem. Oto plebiscyt “Gazety Poznańskiej” za 1998 rok. Nagrodę menedżera roku odbiera Ryszard Forbrich.
Źródło: Twitter “PN 20 lat temu”
Analiza listy ustawionych meczów na Blogu Piłkarska Mafia jasno pokazuje, że ustawiano wtedy całe kolejki. Gra o wynik toczyła się za kulisami, bo podejście pod mecz było obustronne.
Mecze Ceramiki na tej liście:
13 sierpnia, Ceramika – Cracovia 2:0 (obie drużyny z podejściem, łącznie cztery brudne mecze w kolejce)
3 września 2003, Ceramika – Pogoń 0:2 (tym razem podejście Pogoni, w kolejce jeszcze ustawiła Arka z KSZO)
7 września 2003, Aluminium – Ceramika 1:1 (ustawienie Ceramiki)
13 września 2003, Ceramika – ŁKS 2:1 (ustawienie Ceramiki, na liście widnieje jeszcze siedem innych meczów z tego dnia, choć nie tylko z II ligi)
20 września 2003, Tłoki – Ceramika 0:0 (podejście Ceramiki, tego dnia jeszcze sześć innych meczów ustawionych, głównie drugoligowych)
27 września 2003, Ceramika – Szczakowianka 1:3 (nieudane podejście Ceramiki)
4 października 2003, Polar – Ceramika (podejście Ceramiki)
18 października 2003, Ceramika – Ruch (podejście Ceramiki)
25 października 2003, Radomsko – Ceramika 1:0 (nieudane podejście Ceramiki)
8 listopada 2003, Ceramika – Arka 1:1 (obustronne podejście)
13 listopada 2003, Jagiellonia – Ceramika 1:0 (nieudane podejście Ceramiki)
Czy to wszystko? Tego się nigdy nie dowiemy, to są mecze z udowodnioną, udokumentowaną winą. Niczego nie sugerując, przypomnijmy nagłówek z łódzkiej “Wyborczej’ 14 kwietnia 2003.
Właściciel, prezes i zawodnik Stasiaka Ceramiki Opoczno Mirosław Stasiak zna się na piłce nożnej. Stasiak odgadł wyniki spotkań w polskiej lidze w poprzednią sobotę i wygrał w piłkarskiego “totka” aż 56 tys. złotych.
A oto wypowiedź piłkarza, który poprosił o anonimowość – niejeden z byłych “podopiecznych” słysząc o temacie od razu odmawiał rozmowy, bojąc się konsekwencji, jakie może wyciągnąć były kolega z szatni.
Mieliśmy powiedziane, że mamy przegrać z Piotrcovią, która właśnie przenosiła się do Szczecina, minimum dwoma bramkami. Grożono, że jak nie, to nie dostaniemy pensji. Kto mógł brał L4, ale w końcu po epidemii kontuzji znowu zaczęły się groźby. Wyszliśmy, graliśmy chodzonego, bo nie będziemy robić z siebie wariatów. 0:2 do przerwy.
Wchodzi Łaski do szatni.
– Jak wy gracie, co się dzieje?
Jeden ze starszych zawodników powiedział, żeby trener nie robił sobie jaj, bo ośmieszają się na jego życzenie, a on teraz pyta jak mają grać?
– Koledzy, ale musicie chociaż pokazać jakieś zaangażowanie.
W przerwie wszedł Stasiak. Był dogadany, że ma bramkę strzelić. Usuwali się jak mogli, w końcu strzelił bramkę na 2:1. Przegraliśmy 1:3, po czym w Przeglądzie Sportowym Stasiak jeszcze powiedział, że pokazał młodym zawodnikom z przeszłością w Ekstraklasie jak się strzela gole.
W międzyczasie Stasiak… inwestuje w Piotrcovię/Ptak, zyskując dziesięć procent akcji; dopiero po interwencji PZPN wycofa się z interesu. Do Pogoni/Piotrcovii odda jednak chętnie po sezonie 02/03 Waldemara Grzankę, Marcina Włódarczyka, Tomasza Parzego i Artura Bugaja. Portowcy w sezonie 03/04 w cuglach wygrają ligę, za kulisami znów będą działy się cuda, a Stasiak chętnie będzie pojawiał się przy Floriana Krygiera. Raz powie dziennikarzom:
– Kiedy tylko przyjeżdżam, Pogoń wygrywa. Chyba przynoszę jej szczęście.
Czy tamtego dnia, 31 maja 2003 roku, Mirosław Stasiak, właściciel składów opałowych z Gomunic, miał na swoim garnuszku dwa kluby drugoligowe, których piłkarze tańczyli, jak im zagrał, byleby tylko prezes mógł trafić do siatki?
Nie ma na to żadnych dowodów.
Czy mogła być to wymiana “trzy punkty za gola prezesa?”.
Czysta spekulacja.
Ale oddanie lekką ręką czołowych graczy i próba kupna udziałów od Ptaka, z którym pozostawał w bliskich kontaktach, to jasny dowód znudzenia się Ceramiką. Latem 2003 jest bliski wejścia w tonący w długach Widzew. Ważny fragment z dawnego Widzew.pl:
W przypadku braku otrzymania pierwszoligowej licencji, planem B prezesa Witolda Skrzydlewskiego jest fuzja z Ceramiką. “Jesteśmy przygotowani do przeprowadzenia fuzji RTS Widzew z Ceramiką Opoczno” – wyjaśnił. Takie działania pozwolą pozbyć się prawie 30 milionów długu, jakie Widzew ma wobec wszystkich wierzycieli. Klub, bez długów, będzie występował w II lidze.
Skąd wybór Ceramiki? “To jedyny w II lidze klub, który nie ma długów” – tłumaczy Skrzydlewski – “Takie rozwiązanie poddał nam pan Eugeniusz Kolator, który stara się nam pomóc jak może” – dodaje. Wybór Ceramiki ma jeszcze jeden plus. Jej właściciel, Mirosław Stasiak, chętnie odda drużynę, gdyż nie jest zainteresowany dalszym jej prowadzeniem. Stasiak włączył się w działania Antoniego Ptaka w Szczecinie.
Również Andrzej Grajewski przyznawał w jednym z wywiadów, że także kontaktował się ze Stasiakiem i proponował mu funkcję dyrektora sportowego. Widzew był w rozpaczliwej sytuacji, o tamtejszych czasach Tomasz Łapiński opowiadał tak:
– Klub funkcjonował bez grosza. Grajek przyjeżdżał co parę tygodni z walizką pieniędzy, a pod gabinetem ustawiała się kolejka, od sprzątaczek po piłkarzy. On stawał i się zaczynało: ty masz tyle, a tobie nie dam nic. A ty, durniu, to przyjdź później. „Dureń” było określeniem żartobliwym, pieszczotliwym, ale ja się czułem zażenowany sytuacją. Kolejka jak po jałmużnę. Połowie nic nie płacił, innym rzucał ochłapy. Ludzie pracowali przy klubie non stop, a nie mieli ani wynagrodzenia, ani szacunku. Straszne. Potem przychodził na trening, zmieniał plan treningowy, zarządzał gierkę, przebierał się i wchodził do gry. Dramat.
Symboliczne, że również Grajewski przekraczał dalece swoje kompetencje, niemal w stylu Stasiaka. W tamtych czasach pokutowało przekonanie, że na polskiej piłce nie da się zarobić, w konsekwencji ktokolwiek przynosi swoje pieniądze, może robić wszystko. Dziki zachód. Każdy przymknie oko, ze szczególnym uwzględnieniem PZPN.
Ze szczególnym, bo to PZPN stworzył system, który tak rozpowszechnił instytucję fuzji: na przełomie wieków kluby transferowano z miasta do miasta niemal jak zawodników, rujnując czasem trud dziesiątek ludzi i – wybaczcie – szczając na historię. To PZPN do końca tuszował korupcję, karmiąc opinię publiczną bajkami o “czarnych owcach”.
W każdym razie nie brakowało wcale tak wiele, a Stasiak założyłby widzewską koszulkę. Z drugiej strony, nie robiło mu to wielkiej różnicy: mienił się kibicem Widzewa, a nieco wcześniej interesował się ŁKS-em. Rozmowy z prezesem Romanem Stępniem miały być zaawansowane.
Ceramika przystąpiła do kolejnego sezonu z duszą na ramieniu. Było oczywiste, że Stasiak rozgląda się gdzie tylko może. Nagle wypowiedzi sprzed przejęcia klubu “Niewiele brakowało, a wszedłbym w Radomiaka” nabierają wymownego znaczenia.
Coraz więcej pojawia się spekulacji, że do Opoczna przyszedł między innymi po to, aby dobić targu na dostawę węgla do miejscowej elektrociepłowni. W archiwum łódzkiej Wyborczej taka wypowiedź:
Władze miasta obiecały, że otrzymam zlecenie na dostawę miału dla komunalnej ciepłowni. Dlatego zyski, około 900 tys. zł, chciałem przeznaczyć na utrzymanie klubu. Przetarg wygrała inna firma, dlatego nie będzie mnie stać na dalsze finansowanie drugoligowej drużyny piłkarskiej.
Gdy rozmawiano o przenosinach do Łodzi, był to istotny temat, a Stasiak zapewniał, że żadnego interesu z łódzkimi elektrociepłowniami nie posiada, a poza tym ma propozycje z Ostrowca i Olsztyna.
Ostatecznie KSZO będzie najkonkretniejsze. Stasiak zabierze za sobą zabawki i pozostawi zgliszcza. Gdy przejmował klub, grał on w II lidze. Gdy odchodził, Ceramice pozostały tylko czwartoligowe rezerwy, które tylko dograły sezon: na następne dwa lata klub przestał istnieć, by w sezonie 06/07 zacząć od A-klasy. Dziś Ceramika jest na szóstym miejscu w IV lidze grupy łódzkiej.
ROZDZIAŁ TRZECI. LIGA MISTRZÓW KITU
Jak to możliwe, że PZPN dopuścił do tych przenosin? W środku sezonu, zimą 2004 roku? Wewnątrz jednych rozgrywek, bo KSZO rywalizowało z Ceramiką w II lidze?
Decyzja skandaliczna, zajmująca szacowne miejsce na liście grzechów głównych betonowego PZPN-u.
Stasiak jest na tyle bezczelny, że stawia na szali… dobro polskiej piłki. Wypowiedź z archiwum portalu “www.ostrowiec-sw.pl”.
– Dla dobra polskiej piłki nożnej nikt rozsądny nie będzie utrudniał mojego przejścia do Ostrowca. W Opocznie jesteśmy szykanowani, nasze samochody są rozbijane, dlatego musimy stamtąd odejść.
Stasiak przekonuje, że nie ma opcji powrotu do Opoczna. Stawia ultimatum za ultimatum.
– Jeśli się nie zgodzą, będziemy grać na boiskach przeciwników. W sobotę obradować będzie prezydium PZPN, które powinno wydać pozytywną dla nas decyzję.
Doskonała wypowiedź Michała Listkiewicza dla Polskiej Agencji Prasowej, w której Antoni Ptak przejmujący Pogoń jest stawiany za pozytywny przykład. Rechot historii.
– Kluby są Sportowymi Spółkami Akcyjnymi i podlegają przepisom prawa handlowego. Jeżeli zatem nie naruszają prawa, to my musimy to zaakceptować. Przykład Pogoni Szczecin pokazuje, że to zjawisko ma też pozytywne strony, bo gdyby nie wejście Antoniego Ptaka, to w Szczecinie nie byłoby piłki i tych tysięcy kibiców. To samo może być w Ostrowcu, gdzie ludzie kochają futbol. Pomoc i wejście Mirosława Stasiaka może być ratunkiem dla piłki w tym mieście.
Protestuje Cracovia, która przez wycofanie się pierwotnego KSZO traci punkty – anulowanie wyników – w wyścigu o pierwszą ligę. Najwięcej na zamieszaniu zyskały Pogoń i Radomsko, zaprzyjaźnionych ze Stasiakiem Ptaka i Dąbrowskiego.
Jakże absurdalny zarzut Pasów: nie wolno zmieniać reguł podczas gry. Ale PZPN uprawia całkowitą samowolkę, jest przyzwyczajony od lat, że wszystko może ujść płazem.
Ostatecznie decyzja zostaje podjęta i… koniec. Nie ma żadnego transparentnego uzasadnienia.
Stasiak w ostrowieckiej prasie dziękuje:
– Niepotrzebnie kibice robili różne nerwowe ruchy tym bardziej, że powtarzałem, że moje dokumenty były mocne. Spora w tym wszystkim zasługa Stanisława Bobkiewicza, Michała Listkiewicza, Eugeniusza Kolatora, którzy po prostu wiedzą, co jest dobre dla polskiej piłki.
Waldemar Przysiuda: – Wykiwał Ceramikę. Przeniósł klub, który funkcjonował przez wiele lat. Tak się nie robi z ludźmi, którzy w Ceramice oddawali serce. Zrobił walne zebranie członków zarządu. Jego klakierzy mieli głosować wtedy, kiedy on podniesie rękę. Ale raz się pomylił i sam zagłosował przeciw temu, czego chciał. Głosowanie powtórzono. Zostawił Ceramikę w czwartej lidze bez niczego. To człowiek bez skrupułów.
W zarządzie stowarzyszenia Stasiak Opoczno zasiada między innymi Sławomir Krawiec, były szkoleniowiec Stasiaka Gomunice. Opoczyńska piłka nie dostała wsparcia od Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, który mógł wysypać przenosiny. Ostatecznie została z zespołem rezerw, Stasiak musiał też wypłacić odszkodowanie 120 tysięcy złotych. Z perspektywy frytki.
Stasiak jest człowiekiem, który doskonale porusza się po ówczesnym środowisku piłkarskim. Przyjaźni się blisko z innymi “dobrodziejami”, szczególnie z Ptakiem, Tedem Dąbrowskim i Henryk Koniecznym z Heko Czermno, późniejszym Henrykiem K., w którego akcie oskarżenia znalazły się nawet podejrzane gęsi w bagażniku arbitra. Stasiak uchodzi – chce uchodzić? – za wielkiego przyjaciela Kazimierza Górskiego, który zapraszany jest do Ostrowca.
W 2003 Stasiak pojawia się w “Pulsie Biznesu”. Artykuł “Z giwerką i piranią” Agnieszki Ostojskiej traktuje o niebanalnych hobby polskich milionerów.
— Kazimierz Górski, sławny trener polskiej kadry mawia, że zawsze sprawdza w tabeli, jak radzi sobie jego ulubiony prezes — chwali się Mirosław Stasiak. (…) — Niektórzy nawiązują współpracę tylko po to, aby mnie spotkać. Miłe. Moje przedsiębiorstwo wyszło z grona firm znikąd. Wszyscy wiedzą, kim jestem. Dzięki hobby! — chwali się szef klubu. (…) Dzięki swej niecodziennej pasji i niezłym umiejętnościom piłkarskim Mirosław Stasiak zwrócił uwagę wielu sportowych sław. Dostaje sms-y, listy.
To niemal celebryta. W kieleckiej “GW” w 2005 opowie gdzie jechać na wakacje, polecając Maltę, której stolica jego zdaniem jest perłą architektury.
Albo taka scenka: trening reprezentacji Polski, stadion w Ostrowcu. Za linią boczną prezes KSZO Mirosław Stasiak rozmawia z trzema dziennikarzami. Cały wystrojony we włoskie ubrania: płaszcz od Versacego, buty z wężowej skóry, włoskie spodnie, wypisz wymaluj, jakby urodził się w słonecznej Italii.
Dziennikarze: – No to do widzenia.
Stasiak: – No, to bon giorno panowie.
Pięknie jego ówczesną siatkę kontaktów pokazują wypowiedzi Jana Tomaszewskiego, wtedy… przewodniczącego Komisji Etyki PZPN.
Tomaszewski zagra nawet w pokazowym meczu Przyjaciele KSZO – Celsa Huta Ostrowiec, grając wspólnie ze Stasiakiem, prezydentem miasta Janem Szostakiem i lokalnymi biznesmenami. Po drugiej stronie przede wszystkim Angel Pueyo, dyrektor generalny huty Celsa. Cały mecz, dla podkręcenia bajeru, rozgrywany przy sztucznym oświetleniu.
Po co romans z Celsą? Łukasz Tkacz:
– Ostrowiec to miasto hutnicze, kiedyś dwadzieścia tysięcy osób pracowało w hucie, teraz niecałe dwa. Wszystko, co się działo, związane było z hutą, nasz awans do pierwszej ligi również. Huta była głównym sponsorem. Gdy huta padła, kupili ją Hiszpanie z firmy Celsa. Celsa podpisała, że będzie dawać milion złotych rocznie. Hiszpan nie interesował się, na co idą te pieniądze, dla nich ten milion to było tyle co nic. Chodziły plotki, że dogadał się również z hutą na dostawy węgla.
Celsa pokrywa – według wypowiedzi Stasiaka – 25 % kosztów funkcjonowania klubu. Resztę wykłada on sam.
Rozmowa z Tomaszewskim dla ostrowieckiej prasy:
– Kto Pana zaprosił do Ostrowca?
– Mirosław Stasiak, mój przyjaciel z futbolu. Z chęcią przyjąłem to zaproszenie.
Tomaszewski będzie mocno wspierał też Stasiaka w aferze o Artura Sarnata. Sarnat, golkiper KSZO, zimą 2005 podpisze kontrakt z Koroną, derbowym rywalem Ostrowca. Nikomu o tym nie powie, a w bezpośrednim meczu wiosną puści trzy dziwne gole. Wsparcie bohatera Wembley nie dziwi, ale znowu: w wywiadach Tomaszewski wypowiada się o Stasiaku z wielką poufałością per “Mirek, nie bądź frajerem”.
Jeśli faktycznie ówczesna polska piłka oparta była w większej mierze na układach, a nie paragrafach, to Stasiak wiedział jak się poruszać po tym środowisku.
W KSZO wcale nie był witany z otwartymi ramionami, początkowo prezydent Jan Szostak miał sporą rezerwę do sponsora. Wypowiedział się nawet, że woli KSZO w A-klasie, ale własne.
Niemniej Mirek miał dar przekonywania i dopiął swego. Na hucznej gali z okazji prezentacji zespołu zapowiedział Ligę Mistrzów. Łukasz Tkacz, wieloletni kibic KSZO:
– Pierwsze co zorganizował to wielką konferencję, na którą zaprosił prezydenta miasta, prezesa huty, kibiców. Obiecał Ligę Mistrzów, a awans Ekstraklasy miał być już za pół roku. To był bajkopisarz.
Marcin Wróbel, piłkarz KSZO w latach 98-2003: – Wiązaliśmy z nim duże nadzieje, duży inwestor, nazwisko bardzo znane w świecie sportowym. Wierzyliśmy, że do Ostrowca wróci wielka piłka.
Miasto było złaknione dużego grania. W Ostrowcu jeszcze jak nigdzie cieszono się piłką, KSZO potrafiło mieć najlepszą frekwencję w pierwszej lidze. Tkacz wspomina, że jak na meczu padł gol, wiedziała o tym nawet jego mama w domu, bo reakcję stadionu słyszało pół miasta.
Źródło: https://www.european-football-statistics.co.uk/attn.htm
Nie wiadomo, czy Stasiak planował sam grać w obiecanej Champions League, ale dalej zaszczyca zespół swoim towarzystwem również na boisku. W sparingach gra regularnie. W pierwszym meczu strzeli hat-tricka. Ponownie sięgamy do archiwum www.ostrowiec-sw.pl:
– Tutaj trochę na świeżości dziś zagrałem. Zawodnicy dużo ciężej ode mnie trenują i w tych warunkach akurat myślę, że to odegrało dużą rolę. Ale mimo wszystko ja nie przewiduję się do gry, ewentualnie w jakiś końcówkach pomóc zespołowi, jeśli będzie potrzeba taka. A w tej chwili to tylko dla przyjemności to robię. Podtrzymuję tylko kondycję i umiejętności swoje grania w piłkę, bo mimo wszystko chcę karierę swoją zakończyć w pierwszej lidze, a bez takiego podtrzymania treningu nie byłoby to możliwe. Uważam, że jak dzisiaj ludzie widzieli, myślę że te bramki nie wzięły się z tego, że nigdy nie grałem w piłkę.
W następnych sparingach KSZO bywa mniej udanie.
Chwilę później piłkarz Stasiak przeprowadził kilkudziesięciometrowy rajd i… później przez kilkanaście minut miał problemy z oddychaniem. – Ale mnie zatkało! Tak jest, jak się wchodzi na murawę bez rozgrzewki – przyznał Stasiak, dodając jednak po chwili: -Dla braw jakie otrzymałem, warto było.
Marcin Wróbel: – Starał się bywać na grach kontrolnych, a także typowo piłkarskich treningach. Miał problemy z kondycją, ale bardzo chciał.
Cezary Stefańczyk w wywiadzie Mateusza Rokuszewskiego wspominał: – Był napastnikiem, przynajmniej tak myślał, ale co tu kryć – w czasach naszej wspólnej gry wychodziło mu niewiele. Pamiętam jeden sparing, był wolny z siedemnastu metrów. U nas Jacek Berensztajn, specjalista od takich uderzeń, ale podchodzi Stasiak w tenisówkach i mówi, że chce strzelać. Wszyscy w śmiech, no ale „Berek” nie będzie się przecież z przełożonym kłócił. Walnął w mur na wysokości brzucha i koniec zabawy. Bywało śmiesznie, ale dobrze, że takie czasy już minęły.
Wiosną gra w czterech meczach, najdłużej ze zmierzającą po awans Pogonią Szczecin. To niemal mecz przyjaźni: drużyny wyprowadzą synowie Antoniego Ptaka i Mirosława Stasiaka. Mirek zagra 40 minut, a widzowie tego meczu wspominają, że mecz wyglądał, jakby obu drużynom zależało na golu prezesa.
Jesienią ma miejsce schyłek piłkarskiej kariery Stasiaka. Zagra dziewięć minut przy Bułgarskiej na Lechu w fazie grupowej Pucharu Polski, a ostatni raz wbiegnie na boisko 4 kwietnia 2005 roku na minutę z Radomiakiem. Ma wówczas 38 lat. Czasami będzie go można jeszcze spotkać w meczu A-klasowych rezerw, ale nawet tam się nie wyróżnia. Tu siedemdziesiąt minut w debiucie rezerw z Huraganem Wilczyce, wynik wysoki, słynny snajper bez gola (źródło: www.ostrowiec.info).
KSZO II Ostrowiec Św. – Huragan Wilczyce 8:1 (5:0)
Bramki: KSZO II – Skwara (10, 23, 29), Mikołajek (22), Woźniak (33), Frańczak (68), Wojtal (79), Dryka (86); Huragan: Książkiewicz (55).
KSZO II: Kwapisz – Chorab, Sado, Woropajew (46 Dryka), Krusiński – Frańczak, Mikołajek, Woźniak (46 Andrzejczak), Wojtal – Skwara (46 Rosiński), Stasiak M.(70 Ćwik)
Swoją drogą, A-klasowym rezerwom Stasiak organizuje niezależnego sponsora, który pomaga drużynie – nie można mu odmówić umiejętności pozyskiwania przychylności ludzi biznesu.
KSZO wiosną 2004 roku zamiast robić awans, stacza się do baraży o utrzymanie w II lidze. Prezes zapewnia darmowy przejazd na decydujące mecze z Janikowem, a za kulisami załatwia wynik. Zapis dzięki uprzejmości Dominika Panka, autora bloga Piłkarska Mafia:
26 czerwca 2004, KSZO – Unia Janikowo 2:0 BARAŻ
Sędzią tego spotkania, drugiego barażowego (pierwsze zakończyło się remisem 0: o) utrzymanie się w drugiej lidze był Robert W. z Warszawy. Na mecz przyjechał z Januszem Hańderkiem, znanym powszechnie jako wróg korupcji. O obsadzie meczu działaczy Stasiaka powiadomił Piotr W., krakowski sędzia. Mariusz Ł. tuż przed meczem, już na boisku, zaproponował arbitrowi 20-25 tys. zł. zwycięstwo, a ten propozycję przyjął. W czasie przerwy (pierwsza połowa zakończyła się remisem) prezes Mirosław S. zaproponował sędziemu dodatkowe 25 tys. za zwycięstwo. Arbiter w drugiej połowie podyktował dwa karne dla Stasiaka i pokazał w 89 min. czerwoną kartkę bramkarzowi Unii.
Takie mierne rezultaty mogło zrobić i stare KSZO bez całej szopki z przenoszeniem klubu. Rozczarowanie było ogromne.
Łukasz Tkacz: – Zawodników potrafili ściągać dobrych, ale co pół roku rewolucja w składzie. Do tego zmieniali się trenerzy. I dziwnie na finiszu zawsze przegrywaliśmy.
Jak zwykle wielka rotacja trenerów, z którymi Stasiak wciąż potrafił jechać publicznie.
Pierwszym problemem było to, że pod presją kibiców zatrudniłem Czesława Palika, co jak dla mnie było totalnym niewypałem. Co do trenera Nemeca to nie podobały mi się jego metody szkoleniowe. Piłkarze tylko dźwigali ciężary, nie mieli świeżości i nie grali z polotem. Czeska szkoła trenerów nie sprawdza się w Polsce.
Symboliczny jest sezon 05/06. KSZO ma porządny skład: Jacek Berensztajn, Grzegorz Skwara, Dariusz Preis, Cezary Stefańczyk, Krzysztof Smoliński, Klaudiusz Łatkowski, Paweł Kapsa. Po pierwszej rundzie tracą raptem dwa punkty do lidera. Wiosną przez chwilę, po jednym ze zwycięstw za Jerzego Wyrobka, uplasują się na pierwszej pozycji.
W ostatnich jedenastu kolejkach wygrają jednak tylko raz i skończą w środku tabeli.
Źródło: 90minut.pl
Latem 2005, po meczu z Arką, Dariusz Łuszczyna umieści w Fakcie rzekomy wywiad ze Stasiakiem, zatytułowany “Mam dość kabaretu”. Stasiak zapowiada wycofanie się z klubu, narzeka na układy i arbitrów.
Dzień później na www.ostrowiec-sw.pl ukazuje się pismo, które grozi Łuszczynie sądem.
“FAKT – Gazeta Codzienna” , 02-222 Warszawa
Al. Jerozolimskie 181
Redaktor Naczelny
Grzegorz Jankowski
Dotyczy: Artykułu pt. “Wycofuję się z kabaretu” zamieszczonego w wydaniu dziennika “FAKT” z dn. 18.05.2005r.
W nawiązaniu do artykułu, który ukazał się w dzienniku “FAKT” dn. 18.05.2005r. pragnę poinformować Redakcję dziennika “FAKT”, że nigdy nie udzielałem wywiadu panu Dariuszowi Łuszczynie oraz, że wszystkie informacje zawarte w tym artykule są nieprawdziwe.
Ponadto zaznaczam, że wszelkie artykuły na mój temat oraz drużyny “KSZO” Ostrowiec Św. muszą być autoryzowane.
Proszę o sprostowanie informacji zawartych w tym artykule, ponieważ godzą one w dobre imię moje oraz klubu “KSZO” Ostrowiec Św.
W przypadku niepozytywnego ustosunkowania się do mojej prośby będę zmuszony wystąpić na drogę sądową.
Z poważaniem
Mirosław Stasiak
Właściciel “KSZO” Ostrowiec Św.
Do informacji:
Prezes PZPN – Michał Listkiewicz
Redaktor Naczelny Dziennika “FAKT – Gazeta Codzienna” – Grzegorz Jankowski
Jakiś czas później, podczas przesłuchania we Wrocławiu, sam Fryzjer przyzna, że Łuszczyna był tego dnia w Gdyni. Jaka jest prawda o tym wywiadzie? Być może Łuszczyna kierował się zasadą wyznawaną kiedyś przez Pawła Zarzecznego – nie istnieją rozmowy prywatne. To jednak spekulacje.
ROZDZIAŁ CZWARTY. MIROSŁAW S.
Latem 2006 w Ostrowcu zaczynają wybuchać bomby. Najpierw policja zatrzymuje Mariusza Ł, niebawem do Wrocławia jedzie też Mirosław S. Dla nikogo nie jest to niespodzianką.
Przysiuda: – W Ceramice robił co chciał, ale KSZO to większy klub, zaangażowany był też prezydent miasta. Ale wszystko do czasu. Kibice mieli do nas pretensje za mecz z Arką, zarzucali wzięcie pieniędzy, a później blog Piłkarska Mafia ujawnił, że pieniądze wziął Stasiak. My wtedy robiliśmy nawet zebranie z kibicami i innymi osobami z Ostrowca, bo bokserzy z sekcji KSZO powiedzieli, że nas zapierdolą. Na następny mecz kibice wyszli z transparentem: “Stasiak prezesie, jak obstawiać w STS-ie”? Pogniewał się, jeszcze kazał kapitanowi rozmawia z kibicami, żeby zdjęli transparent.
Po wywieszeniu transparentów Stasiak się wściekł, groził odejściem z klubu. W praktyce zapewne czuł lub wiedział, że nad jego osobą zbierają się czarne chmury.
Akt oskarżenia w sprawie tzw. Gangu Fryzjera. Wyjaśnienia Ryszarda F. pseudonim Fryzjer, pełny zapis na blogu Piłkarska Mafia: – Był też taki mecz Arka Gdynia – KSZO Ostrowiec na wiosnę 2005 roku. W przeddzień meczu przyjechał Mirosław S. Spał w hotelu Nadmorskim. W. mówił mi, że S. negocjował z działaczami Arki wysokość kasy za odpuszczenie meczu. Mówił, że Arka nie wygra tego meczu jeśli on nie dostanie kasy za odpuszczenie meczu. Działacze Arki dali mu chyba 30-40 tys. zł. S. obiecał, że porozmawia ze swoimi piłkarzami o odpuszczeniu meczu.
Lista ustawionych meczów KSZO (źródło Blog Piłkarska Mafia):
13 marca 2004, KSZO (jeszcze formalnie Stasiak Opoczno grający w Ostrowcu) – Piast Gliwice 2:0
Działacz Stasiaka zaproponował sędziemu 10 tys. zł. łapówki, ten propozycję przyjął, a po meczu – w pobliżu stadion – dostał pieniądze.
3 kwietnia 2004, Podbeskidzie – KSZO 1:1
Mariusz Ł. przed meczem zaproponował sędziemu 10 tys. zł. łapówki za zwycięstwo, ten propozycję i pieniądze przed spotkaniem przyjął, ale z powodu wyniku meczu (na jednej ze stacji benzynowych w Bielsko – Białej) oddał je.
24 kwietnia 2004, KSZO – Aluminium 4:0
Przed meczem, w rozmowie telefonicznej, Mariusz Ł. zaproponował sędziemu łapówkę. Została ona potwierdzona już na stadionie w bezpośredniej rozmowie. Działacz zapewnił też, że obserwator tego spotkania Henryk P. jest jego znajomym i sędzia może liczyć na dobrą notę.
8 maja 2004, Szczakowianka – KSZO 1:0
Sędzią tego spotkania był Marcin N. z Zachodniopomorskiego ZPN. Za ten mecz otrzymał łapówkę ze strony Szczakowianki. Jednak w czasie podróży na mecz – spotkał się w okolicach Jaworzna ze sponsorem drużyny z Opoczna – Mirosławem S. i otrzymał od niego 30 tys. zł. za pomoc dla jego drużyny. Padło jednak też zastrzeżenie, że w razie niekorzystnego wyniku musi oddać pieniądze. Tak też się stało.
12 maja 2004, KSZO – Polar 1:1
Adam K. został zaproszony przed meczem do gabinetu prezesa Mirosława S., a ten wraz z Mariuszem Ł. zaproponował arbitrowi łapówkę za zwycięstwo, ten propozycję przyjął, ale z powodu wyniku pieniędzy nie dostał.
15 maja 2004, KSZO – Zagłębie 0:1
Mariusz Ł., po konsultacji z Mirosławem S. zaproponował arbitrowi 20 tys. zł. łapówki za zwycięstwo. Sędzia przyjął propozycję, ale usiłował też wymóc deklarację pieniężną dotyczącą remisu. Mariusz Ł. jednak się nie zgodził, a arbiter po porażce Stasiaka pieniędzy nie dostał.
2 czerwca 2004, Arka – KSZO 2:2
Mariusz Ł. już na stadionie zaproponował arbitrowi 10 tys. zł. za zwycięstwo, a ten przyjął propozycję. Ponieważ był remis sędzia pieniędzy nie dostał.
26 czerwca 2004, KSZO – Unia Janikowo 2:0 BARAŻ
SEZON 04/05
14 sierpnia 2004, Kujawiak – KSZO 1:0
Propozycję złożył także Mirosław S. z KSZO. Przed meczem przekazał mu 5-6 tys. zł. Ustalono także, że sędzia część pieniędzy przekaże obserwatorowi (Mirosławowi J.). Po meczu zakończonym porażką Piotr W. poinformował o łapówce obserwatora i przekazał mu zwitek pieniędzy.
28 sierpnia 2004, KSZO – Bełchatów 0:0
Przed mecze Mariusz Ł. zaproponował sędziemu 10 tys. zł. łapówki, jednak z powodu remisu ten pieniędzy nie dostał
5 września 2004, Szczakowianka – KSZO 1:1
Mariusz Ł. zaproponował arbitrowi 3 tys. zł. za remis, ten przyjął propozycję, a po spotkaniu dostał pieniądze.
25 września, KSZO – Jagiellonia 0:2
Mariusz Ł. zadzwonił przed meczem do arbitra i zaproponował mu 7 tys. zł. łapówki za zwycięstwo. Dodał, że KSZO ma na ten mecz przygotowane 10 tys., z tego 3 tys. dla obserwatora. Mariusz S. przyjął propozycję, ale z powodu wyniku pieniędzy nie dostał. Mariusz S. przyznał się do zarzutu i złożył wyjaśnienia. Jak ustaliła prokuratura pieniądze dostał od działacza Jagiellonii.
2 października 2004, Widzew – KSZO 2:0
Arbiter dostał za ten mecz łapówkę ze strony Widzewa Łódź. Jednak przed meczem i Mariusz Ł. próbował ustawić mecz i proponował łapówkę.
22 października 2004, Górnik Polkowice – KSZO 0:0
Mariusz Ł. zaproponował sędziemu 10 tys. zł. za zwycięstwo, a ten przyjął korupcyjną propozycję. Z powodu remisu arbiter pieniędzy nie dostał.
30 października 2004, KSZO – Radomsko 2:0
Przed meczem Mariusz Ł. zaproponował arbitrowi 5 tys. zł. łapówki. Ten propozycję przyjął, a po meczu dostał pieniądze. Piotr W. i Mirosław S. przyznali się do zarzutów. Mariusz Ł. zaprzeczył.
6 listopada 2004, Piast – KSZO 1:3
Mariusza Ł. poinformował o tym krakowski sędzia Piotr W. Działacz KSZO zaproponował sędziemu pieniądze za jak najlepszy wynik jego drużyny, a ten propozycję przyjął.
31 marca 2005, KSZO – Kujawiak 1:0
Działacz zaproponował sędziemu 5 tys. zł. za zwycięstwo, ten propozycję przyjął, a po meczu dostał pieniądze.
20 kwietnia 2005, KSZO – Szczakowianka 2:0
Mariusz Ł. zaproponował przed meczem na terenie stadionu arbitrowi łapówkę, a ten propozycję przyjął.
24 kwietnia 2005, Radomiak – KSZO 0:3
Przed meczem Mariusz Ł. przekazał arbitrowi 10 tys. zł. za zwycięstwo w tym meczu.
3 maja 2005, Mława – KSZO 0:2
Mariusz Ł. – już na stadionie MKS – zaproponował arbitrowi przed meczem 5 tys. zł. za zwycięstwo, a ten przyjął propozycję, a po meczu pieniądze. Mariusz R. nie przyznał się do zarzutu, stwierdził, że przed tym meczem miał propozycję korupcyjną ze strony MKS Mławy.
7 maja 2005, Jagiellonia – KSZO 3:0
Przed meczem Mariusz Ł. zaproponował arbitrowi 10 tys. zł. łapówki za zwycięstwo, ten propozycję przyjął, ale ze względu na wynik pieniędzy nie dostał. Jak ustaliła prokuratura arbiter dostał łapówkę od przedstawiciela gospodarzy.
11 maja 2005, KSZO – Widzew 1:4
Mirosław S. – przed meczem – na stadionie – zaproponował przed meczem arbitrowi łapówkę (nie określił kwoty) za pomoc w zwycięstwie, ten propozycję przyjął, ale w związku z wynikiem pieniędzy nie dostał. Sędzia dostał natomiast pieniądze od Widzewa Łódź.
SEZON 05/06
17 września 2005, KSZO – Świt 1:1
Mariusz Ł. na stadionie KSZO zaproponował mu 5 tys. zł. łapówki za zwycięstwo. Mariusz Górski nie przyjął tej propozycji z powodu – jak piszą prokuratorzy w akcie oskarżenia – toczącego się śledztwa ws. korupcji w piłce.
21 października 2005, KSZO – Podbeskidzie 1:0
Mariusz Ł. zaproponował arbitrowi 8 tys. zł., a pieniądze po meczu zostały przekazane. Sławomir B. i Piotr W. przyznali się do zarzutu.
4 listopada 2005, KSZO – Zagłębie Sosnowiec 3:0
Mariusz Ł. zaproponował mu 5 tys. zł. za zwycięstwo KSZO, ten propozycję przyjął, a po meczu dostał pieniądze.
22 kwietnia 2006, KSZO – Szczakowianka 0:1
Mariusz Ł. zaproponował mu 5 tys. zł. za zwycięstwo KSZO, ten propozycję przyjął, ale po meczu – zw względu na wynik – nie dostał pieniędzy.
29 kwietnia 2006, Świt – KSZO 0:2
Przed meczem Mariusz Ł. wręczył arbitrowi 10 tys. zł. za zwycięstwo. Obaj panowie spotkali się w restauracji w miejscowości Sławków, a działaczowi KSZO towarzyszył bramkarz tego klubu Janusz Jojko.
10 maja 2006, KSZO – Ruch 1:4
Na stadionie KSZO Mariusz Ł. zaproponował mu 10 tys. zł. łapówki. Tomasz Cwalina odrzucił propozycję.
Niech was nie zmyli, że w tych wybranych fragmentach pojawia się ciągle Mariusz Ł. – on sam nie dysponował przecież budżetem. Mirosław S. przyznał się do wszystkich meczów.
Fragmenty wyjaśnień Mariusza Ł.
“Pieniądze na tę łapówkę jak i na wszystkie kolejne, o których powiem przekazywał mi prezes klubu pan Mirosław S.”
“Pieniądze dla sędziego S. przekazał mi przed naszym wyjazdem na mecz. On już wiedział, że jestem umówiony z sędzią. Ustaliliśmy wspólnie ze S., że przekażemy sędziemu 10 tys. S. dokładnie wiedział, na jaki cel przekazuje mi pieniądze”
” Powiedziałem B., że jeśli pomoże nam w tym meczu to jest przygotowana kwota 5 tys. zł dla niego za ten mecz, za zwycięstwo KSZO. On wyraził zgodę. S. nie musiałem informować, że temat z sędzią jest przyklepany, powiedziałbym mu w sytuacji gdyby podejście się nie udało”.
“Pieniądze przekazałem bezpośrednio po meczu, otrzymałem je od S. i przekazałem B”.
“pełniłem wtedy w KSZO funkcję menadżera drużyny. W rozmowie ze S. przed meczem ustaliliśmy, że chcemy osiągnąć remis i, że jesteśmy gotowi wyłożyć na sędziego 3 tys”.
“S. był na tym meczu, nie pamiętam, w którym momencie powiedziałem, że sędzia pieniądze przyjął. Nie wiem skąd S. wziął te pieniądze na łapówkę dla sędziego”.
“Chce dodać, że jak się ma silny zespół to nie trzeba sobie pomagać w ten sposób, w jaki my sobie pomagaliśmy. To, że akurat w tych meczach dawaliśmy pieniądze sędziom za sędziowanie korzystne dla naszego klubu to zawsze wynikało z jakiś potrzeb, z układu tabeli, jakiś obiecanych premii”.
“Postanowiłem dzisiaj powiedzieć całą prawdę, bo ja przemyślałem całą sytuację i nie chcę już mieć nic wspólnego z tą piłką. Chcę wrócić do życia, zacząć uczyć w szkole. Kluby w Polsce są biedne, generalnie nie stać ich na kupowanie meczów, ale były takie sytuacje, kiedy trzeba było sobie pomóc w taki sposób. Ja wcześniej nie powiedziałem prawdy, bo nie wiedziałem jak w tej sytuacji się zachować, nigdy nie byłem wcześniej w takiej sytuacji. Wie pan – człowiek w takiej sytuacji boi się powiedzieć coś na inne osoby, myśli sobie, że inne osoby i tak się wybronią, a ja będę za nich cierpiał. Powiedziałem jednak sobie, że ja byłem tylko pionkiem w tym wszystkim i przecież tych pieniędzy do kieszeni nie brałem, więc nie będę za nikogo cierpiał i nikogo krył. Poza tym myślę o rodzinie.”
Uderza w tym wszystkim jak… trudno było kupić mecz. Nie dlatego, że wszyscy byli kryształowi, ale dlatego, że aż tylu było zepsutych. Sędzia mógł wziąć pieniądze od obu drużyn, gwizdać jak mu się podobało, a potem tylko oddać pieniądze jednemu ze słowami “no cóż, nie udało się”. Podchody były obustronne, awans bez podpórki praktycznie niemożliwy, utrzymanie też. Śmierdziały całe kolejki, a o ustawienie toczyły się zażarte mecze przy zielonym stoliku.
KSZO, wraz z szeregiem innych klubów, zostało zdegradowane. Oczywiście Stasiak po wycieczce do Wrocławia nie był zainteresowany futbolem. Prezydent miasta też chciał się go jak najszybciej pozbyć. Klub ze Stasiakiem nie miał szans nawet na otrzymanie trzecioligowej licencji – otrzymał ją dopiero, gdy Stasiak zerwał więzi. Początkowo domagał się dwóch milionów, dziś można natrafić na informację, że odsprzedał 99% akcji KSZO dyrektorowi i prezesowi klubu Zbigniewowi Grombce za sumę… 4950 złotych.
18 lutego 2011 roku Sąd Rejonowy Wrocław – Śródmieście ogłosił wyrok ws. korupcji w KSZO Ostrowiec. Mirosław S. został skazany na 3 lat więzienia w zawieszeniu (na 4 lata) i 195 tys. zł. grzywny.
EPILOG
Czy po tylu perypetiach miał na dobre dość futbolu?
Nie.
Ciągnęło go zarówno na boisko, miewał też mocarstwowe plany. W 2010 wrócił do A-klasowych Gomunic, pojawili się lepsi piłkarze, z Radosławem Kowalczykiem – kiedyś nawet Widzew – na czele. Prawdziwa bomba wybuchła w 2011. Do Gomunic trafił… Tomasz Hajto. Według legendy, miał przegrać w tenisa mecz ze Stasiakiem, a o grę u prezesa panowie się założyli.
Miał być grającym prezesem, podobno to tu, na siódmym poziomie rozgrywkowym, zagrał w jednej drużynie ze swoim synem Mateuszem. Łącznie miało skończyć się na kilku meczach Hajty i karnym sprokurowanym z Grabką Grabica. Stasiak jeszcze grywał, ale znał już miarę: jeśli wystąpił, to tylko w sparingu. Miały być zbrojenia, ŁódzkiFutbol.pl pisał o zainteresowaniu Piotrem Świerczewskim, ale skończyło się tak, jak zawsze: Stasiak się wycofał.
W sierpniu 2013 został jednym ze sponsorów Mechanika Radomsko. Już we wrześniu narzekał na to, jak zarządzany jest klub.
Dziś podobno wspiera w ograniczonym zakresie LUKS Gomunice.
Ludowy Uczniowski Klub Sportowy z Gomunic po rundzie jesiennej piotrowskiej okręgówki zajmuje trzecie miejsce od końca.
Leszek Milewski