Futbol byłby znacznie piękniejszy, gdyby każda drużyna miała swój odpowiednik Leo Messiego.
Nie idzie? Zablokowałeś się? Rywal przed polem karnym ma nie obronę, a wilcze doły, drut pod napięciem i dwa okopy? I tak jest nadzieja, bo masz w szeregach kogoś, kto potrafić wyczarować coś z niczego i rozbić każdy mur.
Tacy piłkarze są jednak gatunkiem wymierającym. Messi, rocznik 1987, w tym roku kończący 32 lata, wciąż to jednak ma. Wziął dzisiaj swój zespół na plecy i zaniósł do zwycięstwa.
Pierwsze minuty nie zapowiadały aż tak efektownego spektaklu. Dużo badania się w środku pola, Barca może ciut więcej wymian w środku pola, ale konkretów jak na lekarstwo. Gdyby to była bokserska runda, dalibyśmy punkty na Sevillę – wyglądała na bardziej wyrachowaną, tak jakby zapraszała gości na ataku, ale tylko po to by pokazać pełną gamę uników.
Dzięki tej strategii udawało się wciągnąć Barcę głęboko. Sevilla zapraszała do tańca jak najwięcej jej zawodników, a potem dobrze zorganizowaną defensywą rozbijała ataki i konstruowała kontry.
Udawało się tak uciec Ben Yedderowi, do faulu przed szesnastką musiał uciekać się Pique, aż wreszcie scenariusz został zrealizowany w stu procentach: Jesus Navas wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Akcja, którą powinno się powtarzać we wszystkich akademiach piłkarskich świata młodym adeptom – od momentu, w którym Barcelona straciła piłkę na dwudziestym metrze od bramki Vaclika, Sevilla musiała wykonać całe dwa podania.
Kto stracił piłkę, po której poszła zabójcza kontra?
Leo Messi.
Może gdyby zawalił ktokolwiek inny, upiekłoby się Sevilli. A tak Messi mógł dostać dodatkowy zastrzyk motywacji, który położył grunt pod aż tak genialny mecz.
Minęło kilka minut i Leo posłał genialnego woleja prosto w okienko.
Po golu na szachownicy powróciło stare ustawienie: Barcelona naciska, Sevilli nawet to pasuje, bo będzie miała szansę zerwać się z łańcucha. I znowu się udało: zbyt krótkie wybicie Ter Stegena, Sevilla przejmuje piłkę wysoko, a potem Barca ustawia się koszmarnie w tyłach.
Sarabia jest wyrzucony do linii, ale zdoła sprytnie odegrać i Mercado z bliska strzela bramkę do szatni.
2:1 do przerwy, w pełni zasłużone 2:1, bo pod względem taktycznym Barcelona była rozłożona na macie.
Rozumiał to też Valverde, bo w przerwie mieliśmy do czynienia z widokiem niecodziennym: aż dwie zmiany w szeregach Blaugrany. Na boisku zameldowali się Sergi Roberto i Ousmane Dembele za Nelsona Semedo i Vidala. Barca w praktyce postawiła na jedną kartę, nie miała wyjścia: ustawienie jeszcze bardziej ofensywne, pressing jeszcze intensywniejszy.
Zaczęło się od okazji Dembele w polu karnym, ale został zatrzymany przez Wobera. Ten duet dostarczy jeszcze wrażeń: dziesięć minut później po starciu Wober zasygnalizuje kontuzję, zejdzie z boiska, przy okazji dostając żółtą kartkę za… nieskorzystanie z zamówionych już przez sędziego noszy.
Sevilla robiła swoje, wciąż szukali miejsca Ben Yedder i Navas, a defensywa spisywała się rzetelnie. Do czasu, a konkretnie 67 minuty i drugiej bramki Leo. Znowu klasa światowa: Dembele przytomnie zgrywa do Messiego, a ten zamiast strzelać według przepisu “siła razy ramię” posyła techniczne uderzenie pod poprzeczkę. Precyzja, inteligencja strzały – Vaclik bez szans.
Na ładnych kilka minut po wyrównującej bramce mecz znowu stał się dość statyczny, tak jakby jedni byli zmęczeni pogonią za golem, a drudzy zmęczeni odpieraniem ataków. Jedynym, który miał niespożyte siły, pozostawał Messi: wracał nawet do obrony, tak jak w 74. minucie, kiedy wyjaśnił wrzutkę Navasa w pole karne.
Leo jeszcze spudłował w 78. minucie po zamieszaniu w szykach obronnych Sevilli, później obrońcy nie przebierali w środkach faulując bez pardonu – Kjaer dostał żółtą kartkę za faul na Messim. W 85 minucie byli jednak bezradni. Leo wykończył akcję, która zrodziła się trochę z przypadku – sprzed pola karnego strzela Alena, jest rykoszet, piłka pod nogami Messiego, który dokonuje wcinki nad bramkarzem.
2:3.
Po bramce Sevilla rusza do ataku, ale tylko nadziewa się na kontrę – genialne podanie Leo do Suareza, ten lobem ustala rezultat.
Kibice Barcelony mają prawo świętować, ale jednak po takich spotkaniach gdzieś z tyłu głowy muszą zadawać sobie palące pytanie:
Jaka będzie Barca bez Messiego?
Bo dzisiaj bez Messiego byłaby Barcą na kolanach.
SEVILLA – BARCELONA 2:4
Navas 22, Mercado 42 – Messi 26, 67, 85, Suarez 90
Fot. Newspix