Miesiąc temu radni Szczecina zabezpieczyli dodatkowe pieniądze na budowę nowego stadionu, co oznaczało, że marzenie wielu kibiców Pogoni wreszcie zostanie zrealizowane i obiekt ich klubu przestanie być jednym z najbrzydszych w Ekstraklasie. Teraz następuje przejście od słów do czynów. “Portowcy” najbliższy domowy mecz rozegrają w 25. kolejce z Zagłębiem Lubin (10 marca) i będzie to ostatnia okazja, żeby zobaczyć szczeciński stadion w dotychczasowym kształcie.
Dla osób postronnych to zapewne żadna zachęta, ale dla miejscowych – mimo pragnienia posiadania areny z prawdziwego zdarzenia – będzie to jednak sentymentalna podróż. Stadion był jaki był, jednak wielu przeżyło na nim mnóstwo niezapomnianych chwil, niejedna łezka się w oku zakręci – i z powodu sięgania pamięcią do przeszłości, i na myśl o tym, co powstanie w najbliższej przyszłości.
W niedzielę prezes Pogoni, Jarosław Mroczek w liście do kibiców opublikowanym na oficjalnej stronie, poinformował, że prace związane z tym projektem ruszają w marcu. Już je zaplanowano, mimo że do podpisania umów z wykonawcami dojdzie dopiero za “kilka, a najdalej za kilkanaście dni”.
Ponieważ nowy stadion powstanie w miejscu obecnego, drużyna do momentu ukończenia prac będzie musiała grać na placu budowy, tak jak to wcześniej miało miejsce na przykład w Zabrzu czy Białymstoku. I to właśnie od spotkania z Jagiellonią (27. kolejka) pojemność zostanie ograniczona do około 4800 miejsc, co w porównaniu do większości meczów oznacza spadek frekwencji, część chętnych obejdzie się smakiem. W tym sezonie tylko/aż na trzy spotkania przyszło mniej niż 4800 kibiców. Ewentualna dostępność pozostałych miejsc może podlegać ciągłej rotacji.
W związku z rozpoczęciem budowy, wokół stadionu nie będą dostępne żadne parkingi, więc darmowe komunikacja miejska dla kibiców w dniu meczu Pogoni nabiera teraz jeszcze większego znaczenia. Co jeszcze z istotniejszych kwestii? Jednym z dwóch wejść stanie się dotychczasowe przejście dla kibiców gości, dlatego władze “Portowców” już zapowiedziały złożenie wniosku do PZPN o zwolnienie na ten czas z obowiązku przyjmowania grup wyjazdowych.
Taki stan rzeczy potrwa do końca tego sezonu i zahaczy też o początek przyszłego. Plany są takie, że jesienią 2020 roku po wszelkim odpicowaniu oddane do użytku zostaną już dwie trybuny (południowa i zachodnia). A jeszcze w tym roku powinny powstać cztery zupełnie nowe boiska – jedno ze sztuczną nawierzchnią, trzy z płytą tzw. hybrydową, w tym jedno dodatkowo z płytą podgrzewaną. Wszystkie oświetlone, a nad boiskiem ze sztuczną nawierzchnią od października do kwietnia postawiony będzie balon. Klub ma także nadzieję, że już w wkrótce – w okresie czerwiec-sierpień – uda się przebudować płytę główną.
Przypomnijmy: początkowo na całą inwestycję planowano przeznaczyć „tylko” 285 baniek, więc bez zwiększenia środków wszystko skończyłoby się na wstępnych projektach. Miasto zdecydowało jednak, że warto ponieść te koszty. Rozbito je na cztery lata. W tym roku wyniosą one najmniej, bo niewiele ponad 36 mln zł, ale dzięki temu będzie można podpisać umowę z wykonawcą projektu i rozpocząć prace. W kolejnych latach koszty wyniosą 103 mln 829 tys. zł (2020), 163 mln 210 tys. 300 zł (2021) i 84 mln 306 tys. 383 zł w roku 2022, w którym inwestycja ma zostać zakończona.
Stadion będzie miał pojemność na 20 tys. widzów i oczywiście cztery trybuny. Wydaje się więc, że będzie to obiekt zbliżony do tego, który posiada Jagiellonia Białystok (22 432 miejsca). Wybudowane zostanie także Centrum Szkolenia Młodzieży, w którym znajdzie się sześć boisk oraz infrastruktura okołostadionowa, jak na przykład parkingi.
W pewnym sensie, z punktu widzenia drużyny, budowa zaczyna się w dość niefortunnym momencie. Podopieczni Kosty Runjaicia wygrali u siebie osiem meczów z rzędu. Ostatnią ekipą, która wywiozła coś ze Szczecina była Korona Kielce, która 16 września zremisowała tam 1:1. Teraz przed “Portowcami” wyjazdy do Kielc i na Wisłę Kraków, a potem pożegnanie ze starym obiektem spotkaniem z Zagłębiem Lubin. Jesteśmy ciekawi, czy rozpoczęcie prac nie zachwieje ich twierdzą. Jeśli jednak efekt końcowy będzie zgodny z planem – w razie czego warto się nieco poświęcić.
Fot. FotoPyk