Reklama

Rok z 10 golami w Serie A i bez powołania – oto wyznacznik naszego potencjału

redakcja

Autor:redakcja

06 lutego 2019, 14:38 • 5 min czytania 0 komentarzy

Żyjemy w dosyć ciekawych czasach w polskiej piłce. Z jednej strony mamy uzasadnione podstawy, by mocno krytykować poziom ekstraklasy czy pierwszej reprezentacji, z drugiej nasi piłkarze indywidualnie radzą sobie lepiej niż dobrze. A najlepszym dowodem jest ogromny ścisk w ataku. Do niedawna wydawało się, że po tym, jak Robert Lewandowski zawiesi buty na kołku, nastąpi przynajmniej równie długa posucha wśród atakujących, jaka miała miejsce pomiędzy Lewandowskim a Zbigniewem Bońkiem. Tymczasem, zanim w ogóle nasz najlepszy snajper zdążył pomyśleć o piłkarskiej emeryturze, pojawili się godni następcy. Dziś w ataku mamy niebywały wręcz kłopot bogactwa, a największym wyzwaniem dla selekcjonera jest jak najszersze wykorzystanie trzech nominalnych dziewiątek klasy międzynarodowej. A może i – kto wie – opracowanie systemu, w którym Lewandowski, Milik i Piątek znajdą obok siebie miejsce na boisku.

Rok z 10 golami w Serie A i bez powołania – oto wyznacznik naszego potencjału

Jako ze do dobrego łatwo się przyzwyczaić, sami często nie zauważamy, jak wielkim potencjałem dysponujemy. A najlepiej świadczy o tym przypadek… Mariusza Stępińskiego.

Wiadomo, że napastnik Chievo zupełnie słusznie niknie w cieniu Lewego, Piątka i Milika. Jako typowa dziewiątka nie ma najmniejszych szans na grę w kadrze, bo i znalezienie na boisku miejsca dla wspomnianej trójki będzie graniczyć z cudem. No ale właśnie – dysponujemy piłkarzem, który w tym sezonie ma już na koncie 6 goli w Serie A, czyli w trzeciej najlepszej lidze Europy w rankingu UEFA. I w ogóle z niego nie korzystamy. Stępiński w całym 2018 roku nie dostał zaproszenia choćby na jedno zgrupowanie reprezentacji Polski, nie załapał się nawet do przedwstępnej, bardzo szerokiej kadry na mundial. Być może jego dyspozycja zostanie nagrodzona w najbliższym czasie, ale to tak naprawdę niczego w jego sytuacji nie zmieni. Bo i tak nie będzie grał.

Rzecz jasna nie jest tak, że Stępiński kiedykolwiek coś dał pierwszej reprezentacji, ale też nie dostał w niej żadnej większej szansy. W 4 meczach łącznie rozegrał 32 minuty. W ostatnich miesiącach wyżej w hierarchii Nawałki i Brzęczka byli Jakub Świerczok, Dawid Kownacki, Łukasz Teodorczyk, Kamil Wilczek i Adam Buksa, bo każdy z nich – w odróżnieniu od napastnika Chievo – otrzymał powołanie. A przecież Stępiński nie odpalił w ostatnich tygodniach, ale jakąś tam regularność w Serie A pokazuje w dłuższym okresie. Jedna sprawa to 6 goli w tym sezonie, druga to ostatni rok. Od 6 lutego 2018 roku do dziś Stępiński strzelił 10 bramek w lidze włoskiej, co może na kolana nie rzuca, ale na pewno jest wynikiem bardzo solidnym.

Reklama

Warto się więc zastanowić, czy to w ogóle częsta sytuacja w piłce reprezentacyjnej – mieć zawodnika, który w jednej z czterech czołowych lig w miarę często trafia do siatki i w ogóle z niego nie korzystać. Spójrzmy na obcokrajowców, którzy przebili się w Premier League, La Liga, Serie A czy Bundeslidze i którzy – podobnie jak Stępiński – strzelili w tym sezonie 6 lub więcej bramek. Ilu z nich nie jest branych pod uwagę przez swoich selekcjonerów i od przeszło roku nie znalazło w swojej skrzynce pocztowej powołania?

W Serie A, przy wyłączeniu Włochów, mamy trzech takich piłkarzy. To 31-letni Gervinho, który powrócił z Chin do Parmy, w której strzelił 8 goli, ale wciąż nie znajduje uznania w oczach selekcjonera Wybrzeża Kości Słoniowej. To także Senegalczyk Khouma Babacar, czyli autor 6 trafień dla Sassuolo oraz Grégoire Defrel z Sampdorii (również 6 goli), który – co zrozumiałe – nie jest w stanie sprostać ogromnej konkurencji do miejsca w kadrze aktualnego mistrza świata, Francji.

W hiszpańskiej La Liga takich piłkarzy jest jeszcze mniej. Jednym jest Karim Benzema, który nie gra w kadrze Francji z przyczyn pozasportowych, drugim niemal 35-letni Brazylijczyk Charles, który strzelił 9 goli dla Eibar w tym sezonie, ale też trudno, by z tego powodu miał teraz zadebiutować w ekipie Canarinhos. Anglia? André Schürrle (6 goli dla Fulham) nie łapie się już kadry Niemiec, Pedro (7 goli dla Chelsea) jest poza obszarem zainteresowania selekcjonera Hiszpanii, a Felipe Anderson (8 goli dla West Hamu) nie potrafi wbić do szerokiej kadry Brazylii. Z kolei w Bundeslidze mamy Sébastiena Hallera (11 goli dla Eintrachtu), który jest za krótki na grę w reprezentacji Francji. W Niemczech mamy też kilku regularnie strzelających reprezentantów młodzieżówek – Reiss Nelson (6 goli dla Hoffenheim) gra w Anglii U-21, Jean-Philippe Mateta (6 goli dla Mainz) we Francji U-21, a Dodi Lukebakio (7 goli dla Fortuny) w Belgii U-21.

Ogólnie więc takich piłkarzy jak Stępiński – czyli niegrających w żadnej reprezentacji – w czterech czołowych ligach świata jest ledwie dziewięciu. I tak, jak w przypadku Francji, Hiszpanii, Niemiec czy Brazylii rezygnacja z tego typu zawodników jest całkiem zrozumiała, tak w naszym przypadku świadczy o zupełnie niespotykanym w naszych warunkach potencjale w środku ataku.

Natomiast o tym że dorobek Stępińskiego to u nas wcale nie jest norma, niech świadczy liczba polskich piłkarzy, którzy w XXI wieku (licząc od sezonu 01/02) potrafili strzelić więcej niż 6 goli w pełnym sezonie ligowym w którejś z pięciu najlepszych lig świata (doliczamy też francuską). Poza oczywistymi przykładami Lewandowskiego, Milika i Piątka byli to:

– Artur Wichniarek w Bundeslidze (4-krotnie, w najlepszym sezonie 12 goli),
– Euzebiusz Smolarek w Bundeslidze (2-krotnie, w najlepszym sezonie 13 goli),
– Ireneusz Jeleń w Ligue 1 (2-krotnie, w najlepszym sezonie 14 goli),
– Jakub Błaszczykowski w Bundeslidze (raz – 11 goli),
– Kamil Glik w Serie A (raz – 7 goli),
– Artur Sobiech w Bundeslidze (raz – 7 goli),
– Kamil Grosicki w Ligue 1 (raz – 9 goli).

Reklama

A przecież mowa tu o pełnych sezonach, a nie – jak w przypadku Stępińskiego – niewiele ponad połówce. Raz, ta lista sama w sobie i tak wygląda już bardzo skromnie. I dwa, w swoich najlepszych sezonach każdy z wyżej wymienionych dostawał minuty w reprezentacji. Nawet Artur Sobiech w rozgrywkach 2015/16 (kiedy sieknął 7 goli w Bundeslidze) wystąpił w dwóch meczach towarzyskich u Adama Nawałki. A Stępiński wciąż czeka na zaproszenie od Jerzego Brzęczka, co oczywiście w marcu może się wydarzyć. A także, siłą rzeczy, czeka na minuty na boisku z orzełkiem na piersi. A to już, przy samych meczach o stawkę naszej reprezentacji oraz konkurentach w osobach Lewandowskiego, Milika i Piątka, raczej na pewno w najbliższym czasie się nie wydarzy.

Na świecie działa więc to tak: Strzelasz 6 goli w czołowej lidze, do której wyjechałeś – zazwyczaj grasz w kadrze swojego kraju (poza nielicznymi wyjątkami). Do niedawna była to także sztywna zasada obowiązująca w Polsce (i to nie tylko w XXI wieku). Dziś jednak dysponujemy takim potencjałem w środku ataku, że spokojnie możemy odejść od tej reguły. I to tylko pokazuje, w jak wyjątkowej sytuacji – i to w skali całej naszej historii – właśnie się znaleźliśmy.

MICHAŁ SADOMSKI

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...