Być może umknęło to waszej uwadze, bo wczoraj działo się całkiem sporo, dlatego śpieszymy z przypomnieniem – Adam Matuszczyk w ostatnim dniu stycznia wybrał się do KFC. Nie, nie po kubełek skrzydełek, a po to, żeby grać w piłkę dla KFC Uerdingen. To aktualnie czwarta drużyna trzeciej ligi niemieckiej z niezłym widokiem na awans na zaplecze Bundesligi, a w jej kadrze jest między innymi Kevin Grosskreutz, jakkolwiek patrzeć mistrz świata. Nie twierdzimy, że dla Matuszczyka to jakakolwiek ujma, plama na honorze i ruch, po którym powinien zapaść się pod ziemię. Twierdzimy za to, że chyba przegapiliśmy moment, w którym chłop stał się aż takim przeciętniakiem.
Może zacznijmy od tego, że w Uerdingen ściągnięcie Matuszczyka nie było jakimś wielkim wydarzeniem, bo najwidoczniej nawet nie do końca wiedzą, jak ich nowy nabytek wygląda.
A może to po prostu pobożne życzenie redaktora strony? No bo prawda jest też taka, że dziś niemiecki trzecioligowiec zrobiłby znacznie lepszy interes ściągając do siebie zawodnika reprezentującego barwy Piasta Gliwice. Jodłowcowi odjechał pociąg z napisem “reprezentacja”, chyba odjechał mu też pociąg z napisem “najlepsze kluby ekstraklasy”, ale to ciągle czołówka, gdy mówimy o najlepszych defensywnych pomocnikach ekstraklasy. Nazwisko cztery lata młodszego Matuszczyka w trakcie tej dyskusji paść nie powinno.
Miał półtora sezonu w miarę regularnej gry w Zagłębiu Lubin, by się do tego, nieszczególnie ekskluzywnego, grona wbić. Niestety Matuszczyk to jeden z tych przypadków, w których okazało się, że dobrzy są ci, których akurat na co dzień nie oglądamy. A gdy przychodzi co do czego i tydzień w tydzień mamy okazje śledzić poczynania takiego zawodnika, wychodzi na to, że żaden z niego grajek z lepszego świata.
Oczywiście zjazd Matuszczyka zaczął się już wcześniej – w sezonie 2016/17, poprzedzającym jego transfer do Polski, były reprezentant rozegrał ledwie dwie minuty w Eintrachcie Brunszwik na poziomie na 2. Bundesligi. Jednak wcześniej wyglądało to całkiem solidnie:
– sezon 2015/16: 32 występy w Eintrachcie Brunszwik (2. Bundesliga + Puchar Niemiec),
– sezon 2014/15: 12 występów w FC Koeln (Bundesliga + PN),
– sezon 2013/14: 25 występów w FC Koeln (2. Bundesliga + PN),
– sezon 2012/13: 30 występów w FC Koeln (2. Bundesliga + PN),
– sezon 2011/12: 10 występów w FC Koeln (Bundesliga + PN) i 10 występów w Fortunie Dusseldorf (2. Bundesliga),
– sezon 2010/11: 27 występów w FC Koeln (Bundesliga + PN).
Mówimy o piłkarzu balansującym pomiędzy poważną zachodnią ligą i jej zapleczem. Mówimy o reprezentancie Polski, który miewał swoje momenty w biało-czerwonej koszulce – ot, choćby mecz z Wybrzeżem Kości Słoniowej w Poznaniu i dwie ładne asysty do Roberta Lewandowskiego. Tymczasem jeszcze przed 30. urodzinami facet z takim doświadczeniem jest żegnany bez żalu przez drużynę z dolnej ósemki ekstraklasy i trafia do trzeciej ligi niemieckiej. Z perspektywy Miedziowych chyba nawet dobrze się stało: taki Bartosz Slisz wygląda na ciekawego gracza, na którego łatwiej będzie stawiać.
Cytując klasyka: nie tak to miało wyglądać, nie tak.
Fot. FotoPyK