Oczywiście, z polskiego punktu widzenia najciekawszym meczem w ćwierćfinałach Pucharu Włoch było spotkanie Milanu z Napoli na San Siro. Dla nas takie pozostanie, ponieważ Krzysiek Piątek zanotował taki występ, że do tej pory nam głowa pęka. Jednak dla Włochów to starcie Atalanty z Juventusem zwiastowało niesamowite emocje. Przecież w Bergamo zmierzyć się miała najlepsza ofensywa i najlepsza defensywa Serie A. Nieważne, iż ta najlepsza defensywa jest osłabiona brakiem generała – Leonardo Bonucciego – i, ogólnie rzecz biorąc, swoją formą nie grzeszy. To nadal Juve. Juve, które mierzyło się dziś z rewelacyjną Atalantą z rewelacyjnym Duvanem Zapatą. I, uff, to był szalony mecz.
Oba zespoły w weekend goniły wynik, zresztą oba skutecznie. Z jedną różnicą – turyńczycy dopisali do swojego dorobku trzy oczka, drużyna spod Mediolanu tylko jedno. Jednak i tak jesteśmy bardziej zachwyceni zespołem Gianpiero Gasperiniego, w końcu odrabianie trzybramkowej straty nigdy nie było na porządku dziennym. Teoretycznie, zarówno jedni, jak i drudzy powinni wyjść na to spotkanie napakowani jak kabanosy. W przypadku gospodarzy to stwierdzenie znalazło swojego odzwierciedlenie, ale Juventus jak grał słabo na Olimpico, tak i na Atleti Azzurri d’Italia. Atalanta cisnęła do oporu. Czyli tak do 37. minuty. Jednak za nim przejdziemy do dwóch minut, które wstrząsnęły Turynem, najpierw wspomnimy o Wojciechu Szczęsnym. Polak robił, co tylko mógł. Zanotował kapitalną interwencję przy groźnym i wymagającym strzale Papu Gomeza zza pola karnego. Znów był cholernie mocnym punktem Juventusu, ale Wojtek nie da rady samemu obronić, rozegrać, asystować i na sam koniec załadować pod ladę. U mistrzów Włoch znów zawodziły formacje. Pomoc i atak – przede wszystkim. Obrona rozsypała się po zejściu Giorgio Chielliniego, czyli kolejnej, dramatycznej informacji dla kibiców Bianconerich. Giorgio zszedł z urazem, a zastąpił go Joao Cancelo. Atalanta też straciła ważne ogniwo, bo w tym samym momencie kołowrotek pokazał Josip Ilicić.
Te dwie zmiany zainaugurowały eldorado. W 37. minucie Cancelo zaczął kiwać, dryblować na własnej połowie, ale Portugalczykowi piłkę odebrał Timothy Castagne. Belg ruszył z futbolówką, Daniele Rugani rozstąpił się przed nim jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. W efekcie obrońca załadował po długim rogu i Szczęsny skapitulował po raz pierwszy. 120 sekund później było już 2:0 dla spektakularnej Atalanty. Pomoc nie nadąża, obrona tańczy łamańca w polu karnym, a Duvan Zapata strzela gola. Szesnastego gola w ostatnich dwóch miesiącach. Ostatni mecz, w którym Kolumbijczyk nie uszczknął czegoś dla siebie, odbył się… pod koniec listopada.
Juventus znów nie oddał celnego strzału w pierwszej połowie, Juventus znów wyglądał jak mieszanina chłopców z Piazza San Carlo, a nie jak mistrz Włoch. Tak jak przewidywaliśmy w niedzielę, zamiast Lazio w pucharze zagrała Atalanta i obnażyła wszystkie niedoskonałości turyńczyków. Co więcej, samemu trzymając więcej dyscypliny boiskowej. Drużyna Allegrego – który został wyrzucony w pierwszej odsłonie spotkania na trybuny – nie wiedziała, co się dzieje.
Marco Landucci – asystent Maxa – czekał ze zmianami aż do 61. minuty, wtedy wpuścił Douglasa Costę za Paulo Dybalę, ale efektów brak. Z drugiej strony, problem leżał gdzieś głębiej, skoro mistrz Włoch pierwszy celny strzał oddał w 67. minucie i to za sprawą Samiego Khediry (!).
Beznadziejna forma Juve, które nie miało absolutnie żadnego pomysłu na drugą połowę. Atalanta zamknęła spotkanie i w 86. minucie za sprawą spektakularnego Duvana Zapaty ustaliła wynik na 3:0. Mattia De Sciglio podał prostopadle Kolumbijczykowi, Duvan minął Szczęsnego i załadował do pustaka. Frustracja w Bergamo malowała się na biało-czarno, a Atalanta zaprezentowała, jak powinno się grać przeciwko Juventusowi, aby ten nie miał nic do powiedzenia.
Pomijamy okoliczności, formę obu zespołów, ale między Bogiem a prawdą – goście dzisiaj nie zasłużyli na nic innego niż srogą porażkę. Miny Nedveda oraz Paraticiego na trybunach, machanie łapami Cristiano Ronaldo (to nie przypadek, że jego nazwisko wymieniamy dopiero teraz). W efekcie mistrz Italii wyleciał z Coppa Italia w ćwierćfinale tej imprezy. Jeżeli Allegri nie ogarnie tej bandy, to za chwilę może się okazać, iż oprócz Serie A Bianconerim nic nie zostanie. A to byłaby tragedia.
Atalanta – Juventus FC 3:0 (2:0)
1:0 – Castagne 37′
2:0 – Zapata 39′
3:0 – Zapata 86′
*
Bardzo ciekawy acz jednostronny mecz obserwowaliśmy wczesnym wieczorem we Florencji. Tamtejsza Fiorentina podejmowała Romę. A że w ostatniej kolejce oba zespoły straciły trzy bramki, a na swoim koncie miały odpowiednio cztery i trzy, to gole mieliśmy zagwarantowane przed pierwszym gwizdkiem na Artemio Franchi. Nie zawiedliśmy się, choć drużyną gości niestety tak. Po osiemnastu minutach zespół w fioletowych trykotach prowadził 2:0, za sprawą doppietty Federico Chiesy. W owe trafienia zamieszani byli wszyscy zawodnicy z formacji defensywnej Giallorossich. Przy pierwszym podanie od Mirallasa poszło ze strony Florenziego, następnie panom Fazio oraz Manolasowi pomyliły się kierunki, a młodziutki Włoch zapakował ją do siatki. W drugiej sytuacji, belgijski skrzydłowy Violi dał genialne prostopadłe podanie do Chiesy, Kolarov popełnił katastrofalny błąd i syn Enrico podcinką pokonał Olsena po raz drugi. Kamyczek do ogródka wrzucamy szwedzkiemu bramkarzowi.
Potem Kolarov poniekąd odkupił swoje winy i strzelił gola kontaktowego, ale pięć minut po Serbie na listę strzelców wpisał się Luis Muriel. Roma schodziła przy wyniku 1:3 do przerwy i Di Francesco nie czekał ze zmianami. Zdjął N’Zonziego oraz Pastore, a wpuścił Edina Dzeko i Lorenzo Pellegriniego. Nic to nie dało, a Viola dalej atakowała. W 66. minucie strzelił Marco Benassi, a w 72. minucie bośniacki napastnik Romy. Ale zamiast bramki, to tekstem w sędziego. Bardzo obraźliwym, więc obejrzał czerwo. A potem Fiorentina wykonywała egzekucję. Jedziemy chronologiczne: hat-tricka skompletował Chiesa, a następnie dublet Giovanni Simeone. 7:1!
Fiorentina – AS Roma 7:1 (3:1)
1:0 – Chiesa 7′
2:0 – Chiesa 18′
2:1 – Kolarov 28′
3:1 – Muriel 33′
4:1 – Benassi 66′
5:1 – Chiesa 74′
6:1 – Simeone 79′
7:1 – Simeone 89‘
Fot. newspix.pl