Wyobraźcie sobie ligę rozgrywaną w kraju mistrzów świata. Ligę, z której kluby niemalże rokrocznie dochodzą do Final Four najważniejszych rozgrywek pucharowych na świecie. Ligę, przyciągającą wielu siatkarzy ze światowej czołówki. A teraz wyobraźcie sobie jej najlepszy klub. Macie przed oczami PlusLigę i ZAKS-ę? Dobrze. Bo to właśnie były pracownik tego zespołu rozpętał nową, finansową aferę.
Jedno jesteśmy w stanie napisać: nie możemy narzekać na nudę, gdy chodzi o nasze rodzime rozgrywki. Włodarze ligi nie zdążyli jeszcze uprzątnąć bałaganu po sprawie Stoczni Szczecin, która w „pięknym” stylu zbankrutowała, pozostawiając po sobie jedynie rozczarowanie fanów, a już dostaliśmy nową aferę. Jak poinformowała w sobotę włoska „La Gazetta Dello Sport”, a dziś jej informacje potwierdził katowicki „Sport” – kilku byłych zawodników i trenerów zespołu zostało oszukanych na duże sumy (około 2,5 mln złotych), głównie za sprawą rozliczeń podatkowych.
Podejrzanym w sprawie jest Tomasz D., były reprezentant Polski juniorów, a poza tym zawodnik m.in. AZS Politechniki Warszawskiej czy Farta Kielce. Co ma wspólnego z kędzierzyńskim zespołem? Od 2012 roku pełnił w nim funkcję menedżera. Odszedł po sezonie 2017/18. Na swoim stanowisku miał swobodny dostęp do kont zawodników, a jednym z jego zadań było wypełnianie ich rozliczeń podatkowych. Taka praktyka to nic dziwnego – siatkarze z zagranicy niespecjalnie orientują się w meandrach polskiego systemu podatkowego. Zresztą, bądźmy szczerzy: wielu Polaków też średnio rozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
Tomaszowi D. w tej kwestii zaufali więc m.in. Sam Deroo, Benjamin Toniutti, Andrea Gardini, Kevin Tillie i doskonale znany większości fanów w Polsce Ferdinando De Giorgi. Dwaj ostatni mają zresztą największe problemy, przebywają bowiem poza granicami Polski i niespecjalnie są w stanie stawić się na opcjonalne przesłuchanie. O ile były selekcjoner naszej kadry musiałby przylecieć z Włoch, co zapewne byłby w stanie zrobić, o tyle Tillie występuje aktualnie w chińskim Pekin Volleyball. Napisać, że ma nie po drodze, to jak nic nie napisać.
Pierwsza trójka z kolei wciąż związana jest z ZAKS-ą. Zresztą – sportowo nie mają na co narzekać. Zaledwie wczoraj siatkarzy z Kędzierzyna-Koźla podnieśli w górę Puchar Polski. W tabeli ligowej prowadzą z kolei dziewięciopunktową przewagą nad warszawskim ONICO.
Andrzej Grzyb, menedżer Wilfredo Leona, mówił nam kiedyś, że „niestety wśród menadżerów zdarzają się też ludzie przypadkowi. Tacy, którzy nigdy nie mieli do czynienia z siatkówką, ale wyczuli boom na dyscyplinę. A że znali akurat jakiś język, to zaczęli przypinać się do zawodników”. Andrzej nie mówił co prawda o Tomaszu D., a ogólnie o siatkarskiej menedżerce, ale D. swoim zachowaniem się w ten trend wpasowuje, choć to przecież nie gość z przypadku, wręcz przeciwnie.
Tomasz D. siatkówkę znał od podszewki, w środowisku obracał się od dziecka (jest synem byłego reprezentanta i znanego komentatora). Swoją pozycję najprawdopodobniej wykorzystał, by okraść kolegów po fachu. Żeby było zabawniej, był członkiem agencji Georgesa Matijasevicia, który… doprowadził do zerwania ważnego kontraktu Kevina Tillie, by ten mógł wyjechać do wspomnianych Chin. O Serbie zresztą niepochlebnie wypowiadał się Grzyb, a i kibice w Polsce mają z nim złe wspomnienia.
Pokręcone? No to macie pecha, bo na razie trudno dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Prokuratura ujawnia tylko całkowite podstawy: że przesłuchała już kilka osób, ale oskarżonego nie. Ten zresztą znikł, jak kamień rzucony w wodę, wielu twierdzi, że wyjechał za granicę. Inna sprawa, że, jak mówił Stanisław Bar, rzecznik prokuratury, na łamach „Sportu”:
– Na tym etapie postępowania osoba wskazana w zapytaniu nie była przesłuchiwana w jakiejkolwiek roli, stąd też nie było potrzeby ustalania miejsca jej pobytu, czy nawiązywania z nią kontaktu. Również z uwagi na początkowy etap postępowania nie sposób obecnie przewidywać możliwości i stopnia zaspokojenia roszczeń pokrzywdzonych. Niewątpliwie natomiast, o ile będą ku temu podstawy i będzie to możliwe, na dalszym etapie śledztwa zabezpieczenie roszczeń pokrzywdzonych w ramach zabezpieczenia majątkowego jawi się jako wysoce prawdopodobne.
Innymi słowy: okradzeni mogą liczyć, że kasę odzyskają, ale na razie nikt nie jest w stanie tego zagwarantować. Sam klub, którego menedżerem był D., już odciął się od tej sprawy. Ma jeszcze wystosować oficjalny komunikat, ale – zgodnie ze słowami Sebastiana Świderskiego – dla „Sportu”, ZAKSA nie miała kontaktu ze swoim byłym pracownikiem od jego odejścia z Kędzierzyna-Koźla.
W tej chwili pozostaje więc czekać na to, co przyniosą kolejne dni. Jedno jest jednak pewne już teraz: ostatnie miesiące nie działają na korzyść reputacji naszej ligi poza granicami Polski.
Fot. Newspix