Reklama

Miałem dość rozłąki z rodziną, sztucznych muraw i życia na walizkach

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2019, 08:33 • 8 min czytania 0 komentarzy

Do połowy stycznia bez wątpienia najciekawszym wydarzeniem transferowym w I lidze było przyjście Łukasza Sekulskiego do ŁKS-u. Mowa o napastniku, który jeszcze jesienią ubiegłego sezonu strzelał w Ekstraklasie gole dla Jagiellonii, a wiosną występował w rosyjskiej ekstraklasie. W tym sezonie grał już tylko na drugim froncie w Rosji, gdzie zdobył trzy bramki dla SKA Chabarowsk. Teraz wraca do Polski, bo miał dość rozłąki z rodziną i spędzania połowy życia w samolocie. A przy okazji może powalczyć w Łodzi o awans i wreszcie zapuścić gdzieś korzenie, czego też potrzebuje. 

Miałem dość rozłąki z rodziną, sztucznych muraw i życia na walizkach

W Polsce mamy teraz minusowe temperatury, ale nie zdziwiłbym się, gdyby pan po roku na rosyjskim Dalekim Wschodzie chodził teraz w krótkim rękawku.

Aż tak to nie, ale różnica jest mocno odczuwalna, jest „cieplej”.

Pana powrót do Polski był dość zaskakujący. To impuls, czy już wcześniej nosił się pan z takim zamiarem?

Od dłuższego czasu byłem na łączach z władzami ŁKS-u. Przekonałem się do ich wizji, do długofalowego planu zakładającego zbudowanie silnego i stabilnego klubu. Udało się namówić działaczy SKA Chabarowsk do rozwiązania kontraktu pół roku przed jego wygaśnięciem. Chciałem być bliżej domu i rodziny, podeszli do tematu ze zrozumieniem. Dogadaliśmy się i jestem w Łodzi, 100 kilometrów od domu. Jestem zadowolony.

Reklama

Rosjanie próbowali pana zatrzymywać czy przekonywać do zmiany decyzji?

Zależało im na moim pozostaniu, zapłacili przecież za mnie pieniądze przy transferze z Jagiellonii. Pozwolili mi jechać do Polski na testy medyczne, ale zaznaczali, że jeśli coś się wysypie na ostatniej prostej, to czekają na mnie z otwartymi ramionami. Miałbym brać najbliższy samolot i wracać, SKA od 11 stycznia przez niecałe dwa miesiące ma obozy przygotowawcze w Turcji. W razie czego byłaby droga powrotu.

Czyli transfer do ŁKS-u determinowała głównie tęsknota za krajem i rodziną?

Na pewno był to jeden z głównych czynników, ale nie jedyny. Chodziło też o samą męczarnię dla organizmu, jaką były nieustanne podróże w różnych strefach czasowych, do tego przeważnie bardzo długie, bo z przesiadkami w Moskwie. Jesteś w samolocie osiem godzin, a w praktyce przez te strefy tracisz drugie tyle. Na dłuższą metę wszystko ci ucieka. Naprawdę jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy grają tam dłużej. W Chabarowsku jeden z wychowanków gra w klubie już od dziesięciu lat. Ciężko się zaadaptować do takiego życia, a my przecież jeszcze uprawiamy sport wyczynowo, musimy być w jak najlepszej formie. Pogodzenie tego wszystkiego w takich warunkach jest niesamowitym wyzwaniem.

Pan pod koniec listopada rozpoczął urlop, więc będąc już w Polsce na miejscu chyba jeszcze bardziej zdał sobie sprawę, jak mocno tęsknił. 

Dokładnie. Ale naprawdę nie chodziło tylko o samą tęsknotę, o powrót sam w sobie. Trafiłem do klubu, w którym widzę szansę na rozwój i zbudowanie czegoś fajnego. Chciałbym wreszcie trochę stabilizacji. Od lat żyję na zwariowanych walizkach. Odkąd odszedłem z Wisły Płock, ciągle się przemieszczam, ciągłe zmiany. Rok w Stalowej Woli, potem transfer do Jagiellonii, wypożyczenia do Kielc i Gliwic, powrót do Białegostoku, po kilku miesiącach Rosja. Wystarczy. Oczywiście w piłce nigdy nie masz pełnej gwarancji na spokój, ale zaryzykowałem i spróbuję pomóc ŁKS-owi. Wierzę, że nie będę żałował tej decyzji.

Reklama

3,5-letni kontrakt był koronnym argumentem przy analizowaniu oferty? W tym roku skończy pan 29 lat, piłkarze w pana wieku rzadko dostają tak długie umowy.

Nikt na siłę nie obstawał przy jednej wersji, nie upierał się, szukaliśmy wspólnej drogi. Doszliśmy do tego, że zrobimy to na trzy i pół roku, bez wielkiego naginania się którejś ze stron. To tylko pokazuje, jak owocnie się rozmawiało. Dla mnie nie miało aż takiego znaczenia, czy to będzie umowa na półtora roku z opcjami, 2,5-letnia czy 3,5-letnia. Najważniejsze, że jestem znacznie bliżej domu, trzyletniego synka nie będę widywał od święta, a przy okazji biorę udział w fajnym projekcie. Zakładam, że to co sobie wcześniej powiedzieliśmy, się sprawdzi. W pierwszej kolejności to jeszcze lepsza gra, choć trzeba przyznać, że chłopcy już jesienią osiągnęli świetny wynik. Teraz trzeba dołożyć coś dodatkowego, żeby jak najszybciej być w Ekstraklasie. To byłaby super sprawa.

Awans stał się jasno określonym celem, czy to ciągle na zasadzie „fajnie, gdyby się udało”?

Musimy się w szatni zmierzyć z tym, że skoro zrobiono już tyle dobrej roboty, to żal byłoby to zaprzepaścić, zwłaszcza że przed startem sezonu nie brano ŁKS-u pod uwagę w kontekście awansu. Ok, nikt nam pistoletu do głowy nie przystawia i nie przystawi, ale powiedzieliśmy sobie jasno, że nadarzyła się okazja powalczyć, więc nie będziemy teraz mówili, że gramy tylko o jak najszybsze utrzymanie. Spróbujemy sprawić niespodziankę. Wierzę, że dobre granie w piłkę się obroni i w czerwcu będziemy mogli świętować. Jeśli tak nie będzie, nikt nas nie zlinczuje, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Fot. ŁKS/lkslodz.pl

Podejrzewam, że rozmowę na temat finansów ogarnęliście w ciągu jednej lub dwóch kaw. Chyba trudno nawet porównywać warunki, które miał pan w Rosji do tych z ŁKS-u.

No nie będziemy się czarować, że wygląda to inaczej, inne realia. Nie wszystko jednak można przeliczać na pieniądze. W tym momencie jestem zadowolony z każdego punktu naszej umowy. I oby tak zostało.

Zapewne przychodzi pan z założeniem, że będzie grał pierwsze skrzypce w zespole. Analizując pierwsze dwa tygodnie transferowe w I lidze, doszliśmy do wniosku, że pana pozyskanie to za ten okres największe wydarzenie.

Nie wyobrażam sobie innego scenariusza niż przyjście i regularne granie. Mam pomóc drużynie swoimi golami, asystami i doświadczeniem, po to tu jestem. Nie znam piłkarza, który po podpisaniu kontraktu byłby zadowolony z siedzenia na ławce.

Ofert z Ekstraklasy nie było, czy nie pokrywały się z pana aktualnymi potrzebami?

W kontekście uzyskania stabilizacji nie byłoby to najlepsze rozwiązanie. Umowa na pół roku czy na rok z opcją przedłużenia musiałaby być wyjątkowo korzystna, żebym się teraz na taką zdecydował. Jedną konkretną propozycję z Ekstraklasy na stole miałem, ale wolałem perspektywę dłuższej współpracy w Łodzi. Jak mówiłem, z dyrektorem sportowym Krzysztofem Przytułą od dawna byłem w kontakcie i skoro w pewnym momencie powiedziałem „A” – wiedząc już, że Rosjanie mnie puszczą – to powiedziałem też „B”. Cieszę się, że wreszcie jestem zdrowy, nie dokuczają mi żadne pierdoły, z którymi zmagałem się przez ostatni rok. Oby tak zostało.

Teraz znów zacznie pan biegać po naturalnych murawach.

To wręcz jeden z ważniejszych plusów. Codzienna młócka na sztucznej nawierzchni plus te ciężkie samolotowe podróże, z ciągłymi przesiadkami i kilkugodzinnym siedzeniem na lotnisku między jednym kursem a drugim, to była masakra dla zdrowia. W ŁKS-ie mamy piękne obiekty treningowe, teraz chwilę musimy się przemęczyć na sztucznej, ale bardzo dobrej jakościowo murawie, a za chwilę polecimy do Turcji i obym od tego momentu miał już kontakt tylko z naturalną trawą. Moje stawy i moje plecy już się uśmiechają.

Pan też pewnie się uśmiecha, bo będzie gdzie powędkować i pójść na grzyby, a czytam, że lubi pan się relaksować w ten sposób.

W Chabarowsku pod tym względem też nie mogłem narzekać, również jeśli chodzi o grzyby. O rybach i owocach morza nawet nie wspominam, bo to był raj dla smakoszy, gatunki często inne od tych dostępnych w naszym kraju. Nie powiedziałbym, że chodzi o jakieś hobby, ale nieraz lubię w ten sposób spędzać czas z rodziną. Jak tylko nadejdą letnie miesiące, to na pewno ruszymy do lasu. A i może jakąś wędkę się gdzieś zarzuci, może znajdę w zespole kompana na ryby.

Wiedząc, jak to się wszystko potoczy i jak będzie wyglądało, zdecydowałby się pan ponownie na transfer do Chabarowska?

Nie ma czego żałować. Dostałem ciekawą lekcję, nie tylko od strony czysto piłkarskiej. Nauczyłem się języka rosyjskiego, bez problemów się w nim dogadam. To są rzeczy, które zostają na całe życie. Piłkarsko mogło być lepiej, choć pewnie też gorzej. Problemy ze ścięgnem Achillesa nie pomogły, ale i tak jedno ze swoich marzeń odhaczyłem. Mogłem zagrać przeciwko bardzo mocnym drużynom Krasnodaru czy Spartaka Moskwa. To są już wielkie marki z punktu widzenia polskiego ligowca. Nie mówię, że chodzi o jakieś niesamowite osiągnięcia, że to piłkarskie szczyty, ale jestem zadowolony, że przynajmniej liznąłem tak wymagającej ligi jak rosyjska ekstraklasa. A parę „ziarenek” do domu przywiozłem. Nie mam prawa narzekać, bo w Rosji też potrafią nie płacić. Może miałem klub z końca świata, ale w pełni wypłacalny, dziesiąty danego miesiąca był dla prezesa terminem świętym i nieprzekraczalnym, pieniądze zawsze lądowały na koncie. To także powód do satysfakcji, bo wiadomo, że nie jedzie się w okolice Syberii, żeby przez cztery miesiące sobie zwiedzać i nic w tym czasie nie zarobić. A często tak bywa. Podsumowując – było ok, nie żałuję, jedziemy dalej. W listopadzie skończę dopiero – tak sobie powtarzam – 29 lat, jestem pozytywnie nastawiony i sądzę, że czekają mnie jeszcze fajne rzeczy w Łodzi.

Gdy pana zapytają o najlepszego piłkarza, przeciwko któremu pan grał, nie musi pan już wymieniać kogoś z Ekstraklasy, tylko wskazać na przykład Luiza Adriano czy Quincy Promesa. Od razu inny wydźwięk.

Dobrze pan trafił, tych dwóch na pewno znalazłoby się w moim TOP5 jeśli chodzi o najlepszych gości, z którymi mogłem się zmierzyć. To już zawodnicy z naprawdę wysokiej póły.

Jaki jest poziom sportowy drugiej ligi rosyjskiej? O ekstraklasie w Rosji wiemy stosunkowo dużo, natomiast rzadko można się czegoś dowiedzieć o jej zapleczu.

Różnica poziomów jest widoczna, bez dwóch zdań. Jest mniejsza kultura gry, mniej samego piłkarstwa, a więcej chaosu, boiskowej walki i tych wszystkich cech wolicjonalnych. Kilka drużyn walczących o awans potrafi przy okazji nieźle pograć, nie wszyscy prezentują jeden styl. Ogólnie jednak widać, że to już nie to samo co szczebel wyżej.

Opis mniej więcej pasujący do naszej Ekstraklasy.

To już pan powiedział (śmiech).

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. ŁKS Łódź/lkslodz.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Musiolik: Podolski jest bezcenny. Nie ma takich ludzi w polskiej piłce

Jan Mazurek
4
Musiolik: Podolski jest bezcenny. Nie ma takich ludzi w polskiej piłce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...