Reklama

Bić albo nie bić. Kliczko rozważa powrót?

Kacper Bartosiak

Autor:Kacper Bartosiak

22 stycznia 2019, 18:20 • 8 min czytania 0 komentarzy

„Emerytura” to w bokserskim słowniku jedno z najczęściej nadużywanych i mylnie interpretowanych pojęć. Pięściarze wyjątkowo chętnie ogłaszają zakończenie kariery po bolesnych porażkach, ale dajcie im parę miesięcy, a możecie być pewni, że zaczną żałować odważnych deklaracji. Coraz więcej wskazuje na to, że w ostatnich tygodniach do grona poważnie rozważających powrót miał dołączyć sam Władimir Kliczko (64-5, 53 KO).

Bić albo nie bić. Kliczko rozważa powrót?

Na pierwszy rzut oka ta informacja zdaje się nie mieć większego sensu. Ukrainiec miałby wrócić do boksu niemal w drugą rocznicę ostatniej porażki – już jako stateczny 43-latek. Jego celem miałby być nie rewanż z Anthonym Joshuą (22-0, 21 KO) ani inna walka o mistrzowski tytuł – na przykład z Tysonem Furym (27-0-1, 19 KO) lub Deontayem Wilderem (40-0-1, 39 KO. Zamiast tego Kliczko miałby się zmierzyć… z Dillianem Whytem (25-1, 18 KO) – wysoko notowanym brytyjskim pretendentem, który nie może doczekać się pojedynku o pas.

„Dajcie mi tę walkę, a znokautuję go i wyślę z powrotem na emeryturę. To świetny pięściarz, ale jestem pewny, że nastał mój czas. W czym upatruję swoich szans? Po prostu wiem jak z nim walczyć” – przekonywał na gorąco pewny siebie Whyte, który styl i siłę weterana zdążył poznać wiele lat temu podczas wspólnych sparingów. Sam Kliczko niedawno niby zdementował plotki łączące go z kwietniowym powrotem na ring, ale zrobił to w tak niejednoznacznym stylu, że wcale nie zakończyło to dyskusji.

Jednego możemy być pewni – Kliczko na pewno regularnie myśli o kolejnej walce. W sierpniu 2018 roku podzielił się w mediach społecznościowych migawką ze sparingu. „Nie mogę przestać! Nie chcę przestawać!” – mówił wtedy z uśmiechem. Wiadomo, że Ukrainiec jest wyjątkowo aktywnym emerytem. Trenuje praktycznie codziennie, a sylwetką wciąż mógłby zawstydzić niejednego regularnie walczącego przedstawiciela wagi ciężkiej – nawet samego Whyte’a.

Reklama

Wrzucenie krótkiego filmu zbiegło się w czasie z innym ważnym wydarzeniem, które może mieć wpływ na ewentualny powrót weterana. Latem 2018 roku Kliczko rozstał się z Hayden Panettiere – długoletnią partnerką i matką swojego jedynego dziecka. Para zaczęła się spotykać w 2009 roku. Potem miała sporo przerw i trudnych zakrętów. W końcu doczekała się córki, ale po wszystkim aktorka wpadła w depresję poporodową i sprawy mocno się skomplikowały.

Kaya Kliczko urodziła się w 2014 roku. Władimir w tym czasie był postacią, która w dalszym ciągu rozdawała karty w kategorii ciężkiej. Niedługo potem został jednak nieoczekiwanie strącony z tronu przez nieobliczalnego Tysona Fury’ego. Wieloletni dominator z dnia na dzień znalazł się na rozdrożu. W teorii miał zagwarantowany w kontrakcie rewanż z Brytyjczykiem, jednak nigdy się go nie doczekał. Rywal najpierw dwukrotnie wymawiał się kontuzją, a potem został przyłapany na sięganiu po narkotyki i w ekspresowym trybie abdykował.

Paradoks Władimira

Ostatecznie Kliczko wrócił dopiero w kwietniu 2017 roku. Miał aż półtora roku przerwy – taka pauza nie zdarzyła mu się nigdy wcześniej podczas trwającej od ponad dwóch dekad zawodowej kariery. Nie było żadnych walk na przetarcie – stary lis od razu porwał się na pojedynek z Anthonym Joshuą, nowym liderem królewskiej kategorii. Walka była reklamowana jako starcie młodości z doświadczeniem i z pewnością nie zawiodła oczekiwań kibiców i ekspertów. Obaj mieli momenty kryzysowe i lądowali na deskach, jednak w jedenastej rundzie to Brytyjczyk zdołał ostatecznie rozstrzygnąć to starcie na swoją korzyść.

Po wszystkim doszło do sytuacji na swój sposób paradoksalnej. Dominujący od ponad dekady w wadze ciężkiej Kliczko więcej zyskał w oczach ludzi heroiczną postawą w przegranej walce z Joshuą niż wcześniejszą serią zwycięstw. Był powszechnie postrzegany za „nudnego” mistrza, ale największy wpływ na to miały realia, w których przyszło mu boksować. Królewska kategoria przechodziła okres przejściowy po odejściu na emeryturę Lennoksa Lewisa – ostatniego niekwestionowanego czempiona.

Powstałą lukę z czasem wypełnili właśnie bracia Kliczko. Od 2004 roku nie było na nich mocnych. Karierę Witalija mocno zahamowały jednak kontuzje, z kolei Władimir po porażce z Lamonem Brewsterem wrócił w nowej wersji, której powstanie nadzorował Emanuel Steward. Młodszy z braci pod okiem legendarnego amerykańskiego trenera nauczył się w pełni wykorzystywać swoje warunki fizyczne. Zaczął boksować bezpieczniej dla siebie i bez problemów radził sobie z kolejnymi wyzwaniami. Problemem była jednak ich jakość. Oprócz Davida Haye’a (25-1) i Aleksandra Powietkina (26-0), których ogrywał do jednej bramki, nie było na horyzoncie kogoś, kto mógłby mu w ogóle poważnie zagrozić.

Reklama

Poziom w wadze ciężkiej był tak niski, że do pozycji „obowiązkowych pretendentów” dochodzili tak przeciętni pięściarze jak Alex Leapai (30-4-3). Szansę dostawali też zawodnicy z nieskazitelnym bilansem – jak Mariusz Wach (27-0) i Francesco Pianeta (28-0-1). Naprawdę –wystarczyło mieć nieskazitelny bilans, by w którymś momencie na stole w końcu pojawiła się oferta wyjazdowej walki z Władimirem.

Dwie porażki z rzędu nie przydarzyły się młodszemu z braci aż to spotkania z Furym i Joshuą i pewnie w jakiś sposób pomogły mu w podjęciu trudnej decyzji. Po walce na Wembley cały świat zastygł w oczekiwaniu na decyzję weterana, który znów miał w kontrakcie zastrzeżoną opcję rewanżu. Promujący Brytyjczyka Eddie Hearn zacierał ręce na myśl o kolejnej walce, ale Kliczko po długim namyśle wybrał jednak koniec kariery.

Trudno w tym przypadku mówić o typowej pięściarskiej emeryturze. Witalij wciąż walczy, ale bokserski ring zamienił na polityczne salony. Władimir został kimś na kształt mówcy motywacyjnego. Jeździ po całym świecie i stara się inspirować ludzi, dzieląc się przy tym swoimi licznymi sportowymi doświadczeniami. Mimo to jego nazwisko zaczęło być wymieniane w kontekście powrotu na ring oczywiście nie przez przypadek.

PR czy sport?

Nie da się ukryć – Eddie Hearn ma spory problem. Od wielu miesięcy wszyscy wiedzą, że Joshua kolejną walkę stoczy 13 kwietnia na Wembley w obecności 100 tysięcy fanów, ale nie widać kogoś, kto chciałby to wyzwanie podjąć. Promotorzy Wildera w ogóle nie chcą rozmawiać o ewentualnym pojedynku. Fury’ego promuje za to Frank Warren – największy wróg promotorski szefa grupy Matchroom na krajowym podwórku, co z pewnością nie ułatwia negocjacji. Pod koniec 2018 roku Hearn rozpalił na moment wyobraźnię fanów przyznając, że na rynku pojawiło się „dwóch nieoczekiwanych kandydatów do walki z Joshuą”. Choć nazwisko Ukraińca oficjalnie nie padło, to raczej nikt nie miał wątpliwości, że musiał on być jedną z tych dwóch opcji.

Mijają miesiące, a rywala dla brytyjskiego mistrza jak nie było, tak nie ma. Rezerwacja stadionu Wembley zaczęła więc w pewnym sensie wszystkim ciążyć i Hearn zaczął poważnie rozważać występ swojego „złotego dziecka” w USA. Joshua nigdy tam nie walczył, a jego starcie z Jarrellem Millerem (23-0-1, 20 KO) mogłoby zrobić sporo zamieszania wokół platformy DAZN, która na razie nie wywróciła do góry nogami porządku w bokserskim świecie.

Kto mógłby zapełnić Wembley jeśli nie Joshua? Dillian Whyte (25-1, 18 KO) to pięściarz numer 2 grupy Matchroom w wadze ciężkiej. Stopniowo pokonuje kolejne przeszkody, a jego dwa ostatnie pojedynki zostały w ojczyźnie pokazane w systemie Pay-Per-View. Mimo wszystko oczekiwanie, że walka Whyte’a z kimkolwiek innym niż Joshua mogłaby zapełnić Wembley wydaje się sporą naiwnością. Pojawienie się w tym kontekście Kliczki mogło być zabiegiem tylko PR-owym, ale informację wypuścił kojarzony z konkurencyjnym projektem Franka Warrena dziennikarz Steve Bunce.

„Nadal bardzo interesują mnie życiowe wyzwania i wciąż czuję, że mam 'to coś’. W ostatnim czasie wiele osób chciało się dowiedzieć, czy wrócę do ringu w kwietniu. Jestem wdzięczny za to zainteresowanie, ale muszę określić takie spekulacje jako przedwczesny Prima Aprilis” – napisał Kliczko.

Trzeba przyznać jedno – nie jest to na pewno najbardziej typowe zdementowanie plotki w sportowym świecie. Między słowami można wyczytać, że Ukrainiec wciąż w siebie wierzy, a cała sytuacja w jakimś stopniu mu schlebia. Wyraźnie zaprzecza też tylko kwietniowemu powrotowi, a nie powrotowi do sportu w ogóle. To zresztą wynika pośrednio z jego poprzednich wypowiedzi. W listopadzie 2018 roku publicznie deklarował, że wciąż interesuje go zrobienie w boksie czegoś bez precedensu.

„Cały czas regularnie trenuję. Przychodzi mi to tak naturalnie jak oddychanie. Nadal chcę to robić, ale nie wiem, jak długo ten stan się utrzyma. Z emerytury mogłoby mnie wyciągnąć coś niezwykłego, niesamowitego. Gdy będę miał 45 lub 46 lat i wciąż będę czuł te motyle w brzuchu na myśl o boksie, to na pewno pomyślę o powrocie i pobiciu rekordu George’a Foremana” – powiedział w programie „Fair Game”.

Amerykanin miał 45 lat, gdy w 1995 roku zostawał najstarszym mistrzem świata. Na ring wrócił wtedy po dziesięcioletniej przerwie. Nie zrobił tego jednak z własnej woli – zmusiło go do tego życie. „Boks to mój zawód. Musiałem spróbować jeszcze raz, bo zostałem bankrutem. Nie mogłem po prostu wrócić do szkoły. Miałem zbyt dużą rodzinę i zbyt wiele rachunków” – tłumaczył po latach Foreman.

Kliczce takie kłopoty nie grożą. Całą karierę prowadził wzorowo i dziś mógłby żyć jak rentier. Problem w tym, że chyba nie potrafi. Nie on jeden – w Polsce podobnie wyglądają ostatnie lata Tomasza Adamka, który wiele razy kończył karierę, by za każdym razem wrócić. Po ostatniej porażce z Jarrellem Millerem miał dać sobie spokój, ale według relacji Mateusza Borka od kilku tygodni regularnie pojawia się na siłowni. Niewykluczone, że pożegnalną walkę stoczy w Polsce w pierwszej połowie 2019 roku. Byłby to jego 60. zawodowy pojedynek, który dodatkowo zbiegłby się w czasie z 20. rocznicą debiutu.

W temacie Kliczki wciąż dzieje się sporo. W czwartek nowe światło na ostatnie plotki rzucił Mike Coppinger. Dziennikarz „The Ring” zdradził, że Ukrainiec aktywnie negocjuje warunki powrotu na ring z platformą DAZN. Na stole leży oferta obejmująca trzy pojedynki. Pierwszy miałby być teoretycznie łatwiejszą walką i odbyłby się zapewne w Niemczech, a dwa kolejne… rewanżami z Joshuą i Furym. Za powrót na ring były mistrz zarobiłby fortunę i miałby się stać drugim – obok Cristiano Ronaldo – globalnym ambasadorem DAZN.

„To tak atrakcyjne czasy dla wagi ciężkiej, że każdy pięściarz, który niedawno zakończył karierę, musi tego żałować. Myślę, że nie ma dnia, by Władimir nie myślał o powrocie na ring. Joshua, Wilder, Fury, Ortiz, Usyk… Takiego grona świetnych pięściarzy nie było, gdy aktywnie boksował” – przekonywał niedawno Eddie Hearn i przynajmniej w tej kwestii naprawdę nie sposób odmówić mu racji.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...