Reklama

Tekst czytelnika: Jak Milan szuka następcy Zlatana

redakcja

Autor:redakcja

16 stycznia 2019, 14:17 • 7 min czytania 0 komentarzy

Siedem lat minęło, odkąd ostatni Capocannoniere reprezentował barwy Milanu. Był nim Zlatan Ibrahimović, który na chwilę przypomniał czasy, kiedy w Mediolanie laury hurtem zgarniał jego rodak, Gunnar Nordahl. Na chwilę, bo Szwed niedługo potem był już we Francji. Wraz z nim fani Rossonerich na lata stracili radość ze strzeleckich dokonań swoich snajperów. Krzysztof Piątek będzie już trzynastym kupionym przez Milan kandydatem do wejścia w buty Ibry.

Tekst czytelnika: Jak Milan szuka następcy Zlatana

Zlatan był ostatnim z wielkich po czerwonej stronie Mediolanu. W XXI wieku tylko dwóch piłkarzy Rossonerich sięgało po tytuł Capocannoniere, przy okazji będą jedynymi, którym udało się przekroczyć barierę 20 goli w sezonie. Obok Ibrahimovica tej sztuki dokonał Andrij Szewczenko.

Waga korony Szweda jest jednak większa, bo była ona jednym z ostatnich osiągnięć zasłużonego klubu. Od czasu jej zdobycia, Milanowi udało się sięgnąć tylko po superpuchar kraju, choć na napastników w czerwonej części Mediolanu wydano fortunę. Kierując się kwotami podanymi na transfermarkt – 180 milionów euro, za które ściągnięto 12 piłkarzy. Większość z nich zawiodła. „Najwybitniejsze” przypadki to Andre Silva (dwa gole), Fernando Torres i Alessandro Matri (po jednym). Progu pięciu bramek nie przeskoczył też Mattia Destro. Z kolei M’Baye Niang uczył kibiców Rossonerich cierpliwości. W Milanie na jego bramkę czekano… cztery sezony (33 mecze). Grywał w ataku, na skrzydle, kilkukrotnie był wypożyczany, a ostatecznie zakończył przygodę w klubie z ośmioma golami w lidze. Wygląda na to, że strzelenie gola Polsce na mundialu, jest jednym z największych osiągnięć Senegalczyka w karierze.

Warto przypomnieć, że na pierwszego następcę Zlatana Ibrahimovica wybrano… Giampaolo Pazziniego. Dziś brzmi to komicznie, mimo że ten gagatek miał za sobą spore doświadczenie. Najzabawniejszy jest jednak fakt, że… początkowo Pazzini wywiązywał się z tej roli wybornie. 15 trafień „na przywitanie” z Milanem to wynik, który od odejścia Szweda osiągnęło tylko czterech napastników. Stephan El Shaarawy zrobił to nawet wspólnie z „Pazzą”.

Sezon 2012/2013 był bowiem ostatnim, w którym Rossoneri funkcjonowali w ofensywie jako zgrana paczka. Wcześniej wraz z Ibrahimovicem błyszczeli Alexandre Pato czy Robinho. Po odejściu Zlatana super-tercet stworzyli Pazzini, El Shaarawy (16 goli) i Mario Balotelli (12 trafień). To trio zdobyło nawet więcej goli (43) niż ich poprzednicy (42). To o tyle zdumiewające, że pierwszym skojarzeniem z ekipą „Pazza”, Shaarawy, „Balo” jest raczej mem z „most ambitious crossover in history” w roli głównej, niż topowa ofensywa w jednej z czołowych lig w Europie. Ten tercet przetrwał jednak tylko sezon. Po nim Pazzini zatracił skuteczność – w dwóch kolejnych latach zdobył zaledwie sześć bramek. El Shaarawy? Podobnie jak Pato w Mediolanie częściej widywali go pacjenci szpitali niż posiadacze karnetów. Formę utrzymał tylko Balotelli, ale też nie na długo. 14 goli w kolejnym sezonie zaowocowało transferem do Liverpoolu i stopniowym pikowaniem. Drugą szansę w Milanie zmarnował, strzelając raz w dwudziestu występach.

Reklama

transfery milan

Wtem do klubu wkroczył chiński „biznesmen”, który sfinansował transfery m.in. Carlosa Bakki i Luiza Adriano. Brazylijczyk okazał się meteorem – strzelił cztery gole i odszedł do Rosji. Bacca natomiast spisywał się dobrze. Premierowy sezon zakończył walką o tytuł króla strzelców. Zdobył 18 bramek i był najbliżej progu przekroczonego dotychczas tylko przez Ibrahimovica i Szewczenkę. Później było trochę słabiej, ale koniec końców 31 trafieniami w ciągu dwóch lat wpisał się do grona najlepszych piłkarzy Milanu w ostatniej dekadzie. Trybun jednak nie podbił – kibice podchodzili do niego z dystansem i nie wyjęli nawet chusteczek, kiedy wracał do Hiszpanii. On sam zresztą nie był specjalnie zawiedziony, bo stwierdził, że grał w najgorszym Milanie w historii. Te słowa próbował jeszcze prostować jego agent, ale mleko się wylało. Inna sprawa, że napastnik miał przecież rację…

Z kolei od wspomnianego Adriano lepiej wypadł nawet jeden z najbardziej szalonych eksperymentów Adriano Gallianiego, Gianluca Lapadula. Za króla strzelców Serie B zapłacono dziewięć milionów euro. Wychodzi więc, że każda z bramek, które strzelił (a było ich osiem), była warta ponad „bańkę”. Tym bardziej boli, że mimo to był jednym z najlepszych strzelców z całego wymienionego grona.

Architektami totalnej katastrofy byli jednak dopiero Massimiliano Mirabelli i Marco Fassone. Dwaj dżentelmeni postanowili ulokować 65 milionów euro w duecie Nikola Kalinić – Andre Silva. Ten pierwszy miał zastąpić oddanego bez żalu Bakkę, co samo w sobie było już ruchem przedziwnym, przed którym przestrzegali kibice. Skończyło się tak, jak przewidywano. Zastąpienie Kolumbijczyka piłkarzem bliźniaczo podobnym okazało się strzałem w stopę – ekonomicznym, bo przecież trzeba było za niego słono zapłacić oraz sportowym, bo w lidze zdobył tylko sześć bramek. Tymczasem Silva, który miał być melodią przyszłości, szans w lidze nie dostawał prawie wcale, strzelając w niej tylko dwa gole. Dobrze grał natomiast w europejskich pucharach, więc skusiła się na niego Sevilla. W Hiszpanii Silva strzela na zawołanie i już przykuwa uwagę silniejszych zespołów. Klub z Andaluzji prawdopodobnie wykupi go latem, a Milan, nawet jeśli chciałby o niego powalczyć, wydaje się startować ze straconej pozycji. Tak przynajmniej wynika ze słów Portugalczyka, który nie polubił włoskiej stolicy mody przez… brak dostępu do morza.

Napastnik stwierdził, że jest od niego uzależniony, kocha plaże i morskie powietrze, dzięki czemu lepiej się czuje i lepiej gra. Cóż, po takim wyznaniu na pewno nie wzrośnie sprzedaż koszulek z jego nazwiskiem w Czechach. We Włoszech raczej też nie, bo ponadto nie pasowała mu największa świętość Włochów – tamtejsza kuchnia.

Screen Shot 01-16-19 at 01.53 PM

Reklama

Ostatnim z listy rozpaczy był Gonzalo Higuain i nawet on – niedawny Capocannoniere, autor ponad 100 bramek w Serie A – nie podołał wyzwaniu. W Mediolanie zaliczył jedną z najdłuższych w karierze serii bez strzelonego gola w lidze i zasłynął awanturą w meczu z Juventusem. Dał do myślenia zarządowi, który wypożyczył go za 18 milionów z opcją wykupu za ponad 30 i zaczął wątpić w sens skorzystania z tej opcji. Niepewność „góry” dała z kolei do myślenia samemu Pipicie, który dokonał szybkiej kalkulacji, której wynikiem było – bierz nogi za pas. Podobnie jak w przypadku Bakki – próżno będzie wypatrywać na trybunach zalanych łzami oczu żegnających Argentyńczyka. Wzruszyć może się tylko Gattuso, który wyznał, że gdyby tylko on decydował o losie Gonzalo, to „przyjąłby go do domu i podzielił się obiadem”. A że Pipita lubi sobie podjeść na boku, może nastąpić nieoczekiwany zwrot akcji…

Będąc już jednak poważnym, po czerwonej stronie Mediolanu szykują się do podejścia numer 13. Siedem lat bezkrólewia kosztowało Rossonerich sporo. Dwunastu potencjalnych następców Ibrahimovica zdobyło łącznie… 118 bramek. Przy wspomnianych 180 milionach, które w nich zainwestowano, wychodzi, że jeden gol kosztował Milan 1,5 miliona euro. Dla porównania, za trafienia szwedzkiego giganta „zapłacono” połowę tej kwoty (30 milionów, 42 bramki, „w gratisie” 17 asyst, to kolejny rekord, bo żaden napastnik po nim nie przekroczył nawet liczby 10 ostatnich podań w Milanie).

Wynik Szweda z rekordowego sezonu (28 goli) pobił tylko Bacca, ale zajęło mu to dwa lata. Tyle samo bramek co Bacca uzbierał duet Jeremy Menez – Patrick Cutrone. Wbrew pozorom, nie zostali oni pominięci, bo nie pasowali do tezy. Po prostu nie zapłacono za nich ani grosza. Menez należał do wąskiego grona, które wzbiło się ponad przeciętność (16 bramek w sezonie). On i Cutrone strzelali w Mediolanie przez ok. półtora sezonu, rzecz jasna w przypadku Włocha licznik wciąż bije.

Obu łączy obśmianie wydanej przez Milan fortuny. Najmocniej robi to Cutrone, który w ubiegłym roku zawstydził wspomniany wcześniej duet za 65 milionów i w pojedynkę pobił ich wynik strzelecki (rezultat 10-8). Przy okazji stał się pierwszym obywatelem Italii od czasów Balotellego, który w barwach Milanu dziesięciokrotnie strzelił w Serie A.

Screen Shot 01-16-19 at 01.52 PM

Mediolan kocha Cutrone całym sercem, ale nie zabija to jego pragnienia o czymś więcej. Uporczywie wypatrywana jest gwiazda, choć we włoskiej stolicy mody mają świadomość, że topowi napastnicy niechętnie spoglądają w ich stronę. Nie każdy uśmiecha się na myśl o grze co najwyżej w Lidze Europy. Próbowano przecież ściągnąć Pierre-Emericka Aubameyanga, pytano o Andreę Belottiego po jego najlepszym sezonie, Mirabelli wypalił nawet, zupełnie na poważnie, że gdyby Milan ponownie nie zmienił właściciela, to w koszulce Rossonerich biegałby… Cristiano Ronaldo, z którym rzekomo był już dogadany.

Nie tak dawno nadzieję rozbudził Zlatan, kiedy na czołówki gazet trafił temat jego powrotu na San Siro. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale szał i błaganie o powrót króla wśród kibiców tylko utwierdził zarząd w przekonaniu, że nowy król jest potrzebny od zaraz.

Krzysztof Piątek, kandydat numer 13, ma szansę zostać szczęśliwą trzynastką. Ale czy skoro nie wyszło już dwunastce, to czy warto pakować się w tak trudną misję? Nie wszystko zależeć będzie przecież od Piątka. W końcu, jeśli za kreatora gry ma się gościa, po którego zagraniach trzeba sprawdzać, czy przypadkiem nie odpaliło się kompilacji „Ekstraklasa funny moments 2018”…

… to zabłysnąć jest naprawdę ciężko. Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że w tym samym meczu Hakan zaliczył klasową asystę przy golu Cutrone, ale mimo to z formą od dawna jest na bakier.

Miejmy nadzieję, że niedobór kreatywnych pomocników w Milanie nie powstrzyma Polaka przed dalszymi podbojami Italii. A może stworzy zabójczy duet z innym talentem, Lucasem Paquetą? Brazylijczyk zaliczył przyzwoity debiut i anonsuje się go jako nowego Kakę. Rodak Paquety w swoich najlepszych latach asystował przecież m.in. jednemu z Capocannoniere wspomnianych w tekście – Andrijowi Szewczence, który tak jak Piątek pochodzi z Europy Wschodniej. Czy historia zatoczy koło?

Szymon Janczyk

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

0 komentarzy

Loading...