Ryan Giggs, Gary Neville, Phil Neville, Paul Scholes, Nicky But, Andres Iniesta, David Beckham, Gerard Pique, Luis Nazario de Lima, Jakub Błaszczykowski. Wiecie co łączy tych gości? Tak, tak… Całkiem nieźle kopali albo kopią w piłkę, ale poza tym zaangażowali swój czas i pieniądze w kluby piłkarskie. Oczywiście nie wszyscy z tych samych powódek, bo niektórzy po prostu lubią zabawę w biznes, a inni kochają drużyny, w których zaczynali przygodę z futbolem.
Bez wątpienia Andres Iniesta, który świetnie orientuje się w piłkarskim świecie, kojarzy Jakuba Błaszczykowskiego, więc być może śledzi historię Wisły Kraków i Kuby, bo przecież kilka lat temu zachował się w podobny sposób jak wielokrotny reprezentant Polski. Jasne, sytuacja klubów była zupełnie inna, bo Albacete nie zostało przejęte przez mafię, a po prostu nie poradziło sobie z kryzysem ekonomicznym. Obie historie różnią się również tym, że były zawodnik BVB w krakowskim klubie rozegrał dwa sezony. Iniesta natomiast już w wieku dwunastu lat opuścił rodzinną miejscowość Fuentealbillę i przeniósł się do akademii Barcelony. Pomimo tego – podobnie jak Błaszczykowski – nigdy nie zapomniał o drużynie, w której stawiał pierwsze kroki w futbolu.
– Grałem w Albacete. Wiele się o tym mówi, ale taka jest rzeczywistość i fakty. Mój ojciec był kibicem Athletiku, a ja wspierałem Albacete i Barcelonę, mój drugi ulubiony zespół. W weekendy, w czasie mojej gry w zespole Alevin, oglądałem grę Albacete, w walce o pierwszą ligę. Pamiętam Josico, Salazara, Catalia, Jugo Oscara wypożyczonego z Barcelony, Bjelicę, Molinę … To był dobry rok, rok w którym awansowali. Świętowałem razem z miastem. Pewnego dnia zezłościłem się na Blaugranę, ponieważ strzeliła Albacete siedem bramek – powiedział Andres Iniesta w jednym z wywiadów.
La carte de joueur d’Andres Iniesta, lorsqu’il jouait à Albacete. pic.twitter.com/1a6Rw0IGxM
— Blaugrana France (@FranceFCB) April 28, 2018
Iniesta wspomina piękny moment w historii klubu, gdy Josico, Salazar, Catali, Jugo Oscar, Bjelica i Molina dokonywali historycznych rzeczy. Od tamtego czasu w Albacete działo się już jednak tylko gorzej. I niestety nie chodzi jedynie o sferę sportową, ale także organizacyjną. Właśnie wtedy z odsieczą przyszedł piłkarzy Barcelony, który już w 2011 roku postanowił wraz z ojcem, że ich winiarnia zostanie sponsorem klubu.
– Nie od dziś wiemy, że dla Iniesty najważniejszymi wartościami są skromność, życzliwość, prostota i profesjonalizm. Umowa sponsorska, którą zawarliśmy z firmą Iniesty jest jedną z najlepszych zawartych podczas mojej kadencji. Niebawem zadzwonię do Andresa i podziękuję mu za wsparcie – mówił wówczas prezydent Albacete, Rafael Candela.
Pieniądze się przydały, ale nie było ich wystarczająco dużo, by wyjść z długów. Albacete w sezonie 11/12 grało już w Segunda Division B (trzeci poziom rozgrywkowy), ale nie to było wówczas najgorsze. Drugi klub Iniesty w karierze (wcześniej trenował w rodzinnym klubie z Fuentealbilli) niebawem mógł całkowicie zniknąć z piłkarskiej mapy Hiszpanii. Groziła mu całkowita degradacja, co mistrza świata z 2010 roku dotknęło jeszcze bardziej. Napisał wówczas list, w którym zachęcał inwestorów do wsparcia drużyny: – Poprzez ten list chciałbym zachęcić wszystkich związanych z tym klubem, byłych zawodników, kibiców, firmy i instytucje, do wzięcia udziału w trzeciej fazie operacji podnoszenia kapitału, dzięki czemu będziemy mogli zapewnić bezpieczeństwo naszemu historycznemu klubowi… Prawda jest taka, że cały kraj zmaga się z trudną sytuacją ekonomiczną i uda nam się pokonać kłopoty tylko wtedy, gdy wszyscy wykonamy wspólny wysiłek.
Pomogło? Niewystarczająco, bo już rok później Albacete groziła degradacja z Sugundy B do Tercera Division (z trzeciej do czwartej ligi). Wszystko przez to, że wielu zawodników od miesięcy nie widziało pieniędzy na swoim koncie. Wówczas do akcji ponownie wkroczył Iniesta, który nie organizował już zbiórki, a spotkał się z piłkarzami i uspokoił ich, że lada dzień pieniądze pojawią się na ich kontach. I tak faktycznie było, ponieważ Hiszpan pożyczył Albacete 240 tysięcy euro, żeby klub mógł uregulować płatności wobec zawodników.
Podnoszenie kapitału, piłkarze bez pensji, pożyczka od legendy klubu, proszenie o pomoc kibiców i inwestorów. Czy ta historia czegoś wam nie przypomina? Swoją drogą jej zakończenie może być budujące, bo obecnie Andres Iniesta jest jednym z właścicieli klubu, który właśnie zajmuje drugie miejsce w Segunda Division. Istnieje więc całkiem duża szansa, że już za rok Albacete pojedzie na Camp Nou powalczyć o ligowe punkty w Primera Division… Jak już sytuacja – miejmy nadzieję – uspokoi się w Wiśle Kraków, to władzom krakowskiego klubu radzimy przyjrzeć się bardziej historii Iniesty i Albacete. Chodzi nam konkretnie o to, że boisko treningowe klubu nazwane jest imieniem “Bladej Twarzy”. Może warto byłoby ten manewr skopiować?
***
Historie Iniesty i Błaszczykowskiego są wzruszające i bez wątpienia nadają się pod scenariusz na niezły film. Opowieść o Salford City Football Club, który trafił w ręce “The Class of ’92”, jest nieco inna, ale także mogłaby stanowić inspirację dla reżyserów. Legendarni piłkarze United – Ryan Giggs, Gary Neville, Phil Neville, Paul Scholes i Nicky Butt – w 2014 roku postanowili kupić klub. Nie padło na “Czerwonych Diabłów” jak wówczas głosiły plotki, a skromny i nic nie znaczący w wielkim futbolu Salford City Football Club.
No dobra, ale dlaczego piłkarze zdecydowali się akurat na Salford? W końcu w Anglii drużyn grających na najniższych szczeblach jest całe mnóstwo. Tym razem zadecydowały różne względy, bo Gary Neville odbył tam swoje pierwsze testy przed dołączeniem do Manchesteru United, Ryan Giggs zaczynał w tym niewielkim klubie piłkarską karierę. Co więcej brat Walijczyka był związany ze Salford jako zawodnik i menadżer. Paul Scholes szukał chyba nowego wyzwania, Nicky Butt docenił ten region Manchesteru, a Phil Neville chciał coś zrobić wspólnie z bratem.
Gary Neville – W wieku jedenastu lat w Salford odbyłem swoje pierwsze testy przed dołączeniem do Manchesteru United. Nigdy tego nie zapomnę, jak ważny był to dla mnie dzień. Salford City FC przypomina mi młodzieńcze lata, poświęcenie, głód gry, pragnienie oraz ducha futbolu. Jestem bardzo podekscytowany tym przedsięwzięciem.
Paul Scholes – Wiemy, że to będzie bardzo trudne, ale poświęcimy się tej sprawie w stu procentach. Mamy bardzo ekscytujące plany na przyszłość.
Nicky Butt – To miejsce jest związane ze sportem od blisko 320 lat, to jeden z najstarszych regionów na terenie Manchesteru. Należy zadbać o to, by ten teren został należycie wykorzystany, a tym samym mógł służyć kolejnym pokoleniom.
Phil Neville – Ważne, żeby nie marnować ciężkiej pracy wykonywanej w niższych ligach. To z pewnością będzie bardzo ekscytujące doświadczenie dla wielu młodych zawodników.
Ryan Giggs – Wszyscy wiedzą, jak bardzo istotnym miejscem jest dla mnie Salford. Ta transakcja w pełni wpisuje się w moje przekonania.
– To ekscytująca chwila dla mnie i całego Salford City FC. Wierzę w to, że przyszłość przyniesie nam wiele wspaniałych momentów. Bez wątpienia to porozumienie będzie skutkowało niesamowitą przygodą, która może skończyć się w miejscu, o którym nie byliśmy w stanie nawet marzyć. Cieszę się, że w taki sposób mogliśmy zareklamować klub, który nie uczestniczy w żadnej lidze. Sądzę, iż był to właściwy ruch zarówno dla klubu, jak i całego miasta – podsumował inicjatywę legend “Czerwonych Diabłów”, przewodniczący Salford City, Karen Baird.
Najbardziej emocjonalnie związany z Salford, Ryan Giggs nie zamierzał ukrywać, że chce w Salford dokonać wielkich rzeczy. Od razu po sfinalizowaniu umowy kupna klubu stwierdził, że daje sobie 15 lat na to, by jego nowa drużyna zagrała w Championship… Czy piątka byłych graczy Manchesteru United byłaby w stanie pod względem finansowym udźwignąć ten projekt? Biorąc pod uwagę, że żaden z nich nie jest utracjuszem, z całą pewnością tak. Po co jednak działać samemu, jeśli Gary Neville przyjaźni się z miliarderem, Peterem Limem. Długo nie trzeba było czekać, a Singapurczyk wszedł do spółki z piłkarzami i kupił od nich 50% akcji klubu. W takim układzie byłym graczom “Czerwonych Diabłów” zostało po 10% akcji.
– Od samego początku tego projektu chcieliśmy zaangażować osobę, z którą będziemy mogli podzielić się naszą wizją. Peter kocha sport, tak samo jak my. Bierze udział w wielu projektach, które mają na celu rozwój młodzieży i przede wszystkim lokalnych społeczności. Wierzymy, że jego doświadczenie pomoże nam doprowadzić klub do miejsca, o którym marzymy – powiedział wówczas Gary Neville.
https://twitter.com/SuperSportTV/status/514145890765135873
Pod względem sportowym Salford City zgodnie z przewidywaniami zaczął piąć się w górę w błyskawicznym tempie. Już w sezonie 14/15 udało się awansować do Northern Premier League Premier Division (siódma klasa rozgrywkowa w Anglii). Rok później (sezon 15/16) klub należący do “The Class of ’92” i Lima w dramatycznych okolicznościach wywalczył kolejny awans. Finał play-offów przez długi czas nie układał się po myśli piłkarzy Salford City, ponieważ do 80. minuty przegrywali z Moor Lane Workington jedną bramkę. Losy meczu udało się jednak odwrócić w ostatnich 10 minutach spotkania (Salford City FC – Moor Lane Workington 3:2), co przyniosło awans do National League North (szósta klasa rozgrywkowa w Anglii).
Kolejny rok (sezon 16/17) ponownie obfitował w wiele emocji, gdyż Salford znowu zakwalifikował się do fazy pucharowej. W półfinale spotkał się z Halifax, które wyszło z tej rywalizacji z tarczą. Do rozstrzygnięcia potrzebne były rzuty karne. Wyjątkowe nieudane rzuty karne dla Salford, bo żaden z trzech graczy, którzy podchodzili do “jedenastki”, nie zdobył bramki. Marzenia o Conference National (piąta klasa rozgrywkowa w Anglii) trzeba było więc odłożyć przynajmniej o kolejne dwanaście miesięcy… W sezonie 17/18 drużyna Giggsa i spółki nie pozostawiła już złudzeń rywalom i uzyskała bezpośredni awans.
Awans do Conference National dla wielu ekip często stanowi sufit, ale dla Salford ma być tylko jedną z kolejnych przeszkód. Dla właścicieli klubu – przynajmniej do poziomu League Two – liczą się tylko szybkie awanse. Owszem, można przegrać awans, ale po walce do samego końca. Brak kręcenia się w okolicach miejsc premiowanych promocją, byłby uznany jako porażka. W tym sezonie Salford ponownie to raczej nie grozi, gdyż jak na razie zajmuje wysokie 2. miejsce.
Poziom sportowy nie stanowi więc problemów, ale przeszkód w drodze na szczyt jest znacznie więcej. Właściciele Salford zetknęli się z nimi, gdy chcieli rozbudować stadion.
– Tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się ciężka praca. Poznaliśmy opinię lokalnej społeczności i wątpliwości, jakie mają mieszkańcy odnośnie naszego projektu. Teraz musimy załatwić kilka spraw, bez których nie zaczniemy budowy – powiedział po spotkaniu z władzami miasta, Gary Neville.
Mieszkańcy i władze miasta sceptycznie podchodzą do projektu “The Class of ’92”, ponieważ obawiają się, że pod ich oknami wyrośnie komercyjny gigant. Nie widzą w tym plusów, takich jak: większe zyski dla właścicieli sklepów, hoteli, czy restauracji. Więcej miejsc pracy i ogólnie większe możliwości, które dawałby klub w Premier League, kompletnie do nich nie przemawiają. Martwią się za to o zakłócenie spokoju, brak czystości w mieście, czy wzrost antysemityzmu – 40% osób zamieszkujących region to Żydzi.
Byli gracze Manchesteru United nawet w razie odmowy nie zamierzali się jednak poddawać. Oczywiście chcieli mieć stadion w Salford, ale w razie konieczności postawiliby obiekt w innym miejscu. Ostatecznie do tego nie doszło, ponieważ uzyskali zgodę od miasta na rozbudowę stadionu w październiku 2016 roku. W nieco ponad rok dobudowali cztery trybuny, które łącznie mogą pomieścić 5100 widzów. Poza zwykłymi miejscówkami wybudowano także jednokondygnacyjny pawilon, który połączony jest z trybuną północną. Znajduje się w nim pięć biur z widokiem na murawę, trzy duże loże, wiele toalet, a także pomieszczenie na zaplecze cateringowe.
Nie bez powodu wszystkie nowe trybuny wybudowano ze stalowych i aluminiowych prefabrykatów, ponieważ właściciele nie zamierzają poprzestać na takiej wielkości stadionu. Z roku na rok kibiców przebywa, a Ryan Giggs, Gary Neville, Phil Neville, Paul Scholes i Nicky Butt uważają, że jeśli fani zapełnią kiedyś ten stadion, to wówczas rozpoczną kolejną rozbudowę. Możliwości techniczne ku temu mają ogromne.
Szczerze mówiąc projekt “The Class of ’92” przypadł nam do gustu, bo trochę przypomina nasze KTS Weszło. Tak jak oni zaczynaliśmy od zera, a naszym celem również są awanse w każdym kolejnym sezonie. Co prawda jeszcze nie mamy na swoim pokładzie miliardera z Azji, ale lada chwila zdobędziemy kontakt do pana Vannya Ly, a wtedy to już z górki. Bój się Ekstraklaso i Ligo Mistrzów czymkolwiek wtedy będziesz… No dobra, a tak na poważnie, to wiecie, że David Beckham także był łączony z kupnem Salford?
Ostatecznie Anglik nie wszedł jednak w biznes z kolegami z boiska, ale spełnił za to swoje wielkie marzenie. Założył klub w Miami, który od 2020 roku będzie występował w MLS.
– Mieliśmy na naszej drodze wiele przeszkód. Były takie chwile, w których niewiele wskazywało na to, że uda nam się zrealizować ten projekt w Miami. Nie jestem jednak osobą, która lubi przegrywać, nigdy się łatwo nie poddaję. Dlatego wiedziałem, że w końcu zwyciężymy. Że Floryda to dobre miejsce na klub piłkarski – mówił wzruszony David Beckham, po tym jak władze ligi przyznały mu pozwolenie na udział w rozgrywkach.
This is our story. This is our crest.#InterMiamiCF #ThisIsMiami #MLS pic.twitter.com/p3yCkFiO0S
— Inter Miami CF (@InterMiamiCF) September 5, 2018
Inter Miami, bo tak będzie nazywał się klub Beckhama, powstawał w wielkich bólach. Anglik już ponad 10 lat temu, gdy podpisywał kontrakt z Los Angeles Galaxy, zagwarantował sobie możliwość kupna miejsca w MLS. Musiało minąć jednak wiele lat, by skorzystał z tej opcji, za którą zapłacił teraz 25 milionów dolarów. Niewielka kwota, bo każdy inny człowiek, któremu zamarzy się taka zabawa, musi zabulić za tego typu pozwolenie około 200 baniek zielonych. Osiem razy więcej! Samo kupno licencji stanowi jednak kroplę w morzu potrzeb, ponieważ trzeba mieć jeszcze swój stadion, a ten Beckham zamierza postawić na przedmieściach miasta. Do tej inwestycji dołożą się grube ryby z branży nieruchomości, bracia Jorge i Jose Mas. Bez nich wybudowanie stadionu na 25 000 miejsc byłoby raczej niemożliwe.
David Beckham spełnia więc swoje kolejne marzenie, a Floryda po upadku Miami Fusion znowu będzie miała swoją drużynę piłkarską. Być może nawet lepszą, bo były zawodnik Realu Madryt zapowiada, że zamierza uruchomić swoje wszelkie kontakty, by do jego klubu trafiali piłkarze znani z dobrych występów w Europie: – Odbieram wiele telefonów i wiadomości od piłkarzy z Europy, którzy są zdeterminowani, żeby grać w mojej drużynie. Rzecz jasna chcemy sięgać po gwiazdy, sprowadzić najlepszych możliwych graczy, ale jeszcze ważniejsza jest budowa akademii, która będzie szkolić młodych piłkarzy. Jeśli to nam się uda, będziemy mieli większe wsparcie fanów, którzy będą mogli oglądać swoich synów.
David Beckham nie jest jedynym przedstawicielem Los Galacticos, który zdecydował się zainwestować w klub piłkarski. Jakiś czas temu 51% akcji Realu Valladolid nabył Luís Nazario de Lima.
Ronaldo od dłuższego czasu nosił się z zamiarem kupna klubu piłkarskiego, ale nie chciał brać kota w worku. Spokojnie czekał, a jak nadarzyła się okazja, dopiął swego.
– Myślicie, że dzisiaj kupuję klub, a jutro pojadę sobie na wakacje? Nie, nie ma mowy. Zamierzam przyłożyć się do nowej roli i zrobić wszystko, aby Real Valladolid rósł i ciągle się rozwijał. Zamierzam dojść z Realem tak daleko, jak tylko pozwolą nam marzenia – zakomunikował Ronaldo podczas prezentacji.
Brazylijczyk na kupno klubu wyłożył 30 milionów euro, co podobno stanowi 10% jego majątku. Trudno zresztą w takie szacunki nie wierzyć, ponieważ Il Fenomeno po zakończeniu kariery odnalazł się w biznesie. O jego prężnych działaniach na tym polu pisaliśmy już kilka miesięcy temu. Tutaj fragment: – Ronaldo po karierze wybrał drogę wyjątkowo odmienną od tej, którą przeważnie preferują byli piłkarze. Trenerka – oczywisty kierunek, ale nigdy go nie ciągnął. Zostanie działaczem, na przykład dyrektorem sportowym, też jakoś nigdy wyjątkowo go nie jarało, chociaż ta strona działalności w piłce i tak wydawała się mu bliższa. W ostatnich latach jednak Il Fenomeno zajmował się raczej szeroko rozumianym biznesem. W „Forbesie” mogliśmy przeczytać chociażby o jego zaangażowaniu w działania agencji „9ine sports and entertainment”, w której posiadał 45% praw własnościowych. Klientami jego przedsiębiorstwa byli swego czasu Lucas Moura, Neymar, a także firma Duracell, która zdecydowała się promować swoją markę w Brazylii właśnie przy udziale agencji Ronaldo.
Bez wątpienia Real Valldolid dobrze trafił z nowym właścicielem. Jasne, Ronaldo jeszcze nie jest miliarderem, ale dysponuje odpowiednimi środkami, by utrzymać klub na poziomie La Liga. Przy jego wizji, opanowaniu i doświadczeniu w biznesie może wyjść z tego nawet coś więcej niż spokojne utrzymanie. Czas pokaże jak będzie, ale jakoś o Real Valladolid jesteśmy szczególnie spokojni.
– Moje siostrzenice uwielbiają Shakirę. Kiedyś wysłałem jej wiadomość z prośbą o wideo i mi je odesłała. Później zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Mam świadomość, że Pique ma firmę, która inwestuje w sport (Kosmos), i ustaliliśmy, że porozmawiamy o naszych projektach, ale jeszcze do tego nie doszło. Dobrze by było, żebyśmy to my, sportowcy, rządzili w sporcie. Obecnie obaj mamy bardzo dużo pracy, ale na pewno któregoś dnia nasze drogi się skrzyżują i porozmawiamy o interesach – powiedział właściciel Realu Valladolid, Ronaldo.
Stoper Barcelony do wąskiego grona piłkarzy prezesów wstąpił stosunkowo niedawno, bo zaledwie kilka tygodni temu. Katalończyk kupił klub FC Andora, o czym bardzo szeroko pisaliśmy kilka dni temu:
Pique całkiem niedawno udzielił ciekawej wypowiedzi dziennikarzowi „L’Equipe”: – Pracuję nad dwoma projektami. Jeden z nich dotyczy zakupu zespołu. Niestety nie mogę powiedzieć nic więcej. W drugim chodzi o stworzenie nowego piłkarskiego turnieju bądź wykorzystanie i przemianę istniejących już rozgrywek. Na ten temat na razie również nie zdradzę niczego więcej. To dwie bardzo ekscytujące sprawy.
Długo nie trzeba było czekać, a grupa „Kosmos”, której prezesem jest Pique, weszła w posiadanie klubu FC Andora. Obecnie to piąty szczebel rozgrywkowy w Hiszpanii, ale plany 31-latka wobec tej drużyny są znacznie poważniejsze. Na początku do klubu ma trafiać około 300 tysięcy euro rocznie, a wszystkie jego długi – które mogą wynieść od 300 do 600 tysięcy euro – niebawem zostaną spłacone.
Kosmos, nuevo inversor de @FCA_oficial pic.twitter.com/yH5syGgSyU
— Kosmos (@KosmosOfficial) December 29, 2018
Cel sportowy? W przeciągu kilku sezonów awans do Segunda Division, a później się zobaczy, co przyniesie przyszłość. Biorąc jednak pod uwagę kogo Pique zamierza wprowadzić w ten projekt, można spodziewać się piorunujących i błyskawicznych efektów. Otóż ze wsparciem szkoleniowym do klubu już teraz przyszli byli zawodnicy Barcelony, Gabri de la Torre i Albert Jorquera. Jeśli chodzi o transfery zawodników, to także jest ciekawie, ponieważ do drużyny dołączyli Fede Bessone z Prat, Ferran Tacon z Horty i Ruben Bover, który ma za sobą przeszłość w Stanach Zjednoczonych i Anglii. Najgłośniejszym transferem jest syn Tito Vilanovy, Adria. Na tym podobno nie koniec, ponieważ Pique zamierza do swojej drużyny ściągnąć jeszcze dwóch graczy, którzy wcześniej mieli wiele wspólnego z Dumą Katalonii.
No dobra, na tym etapie, a pewnie jeszcze przez wiele sezonów Pique sam mógłby ten projekt pociągnąć finansowo, ale jak przyjdzie gra o większą stawkę, do akcji ma wkroczyć japoński miliarder, Hiroshimi Mikitani. Podobno rozmowy w tej sprawie trwają już od dłuższego czasu, a to jeszcze nie wszystko… Jak donosi dziennik „Sport”, Gerard Pique namawia Leo Messiego i Cesca Fabregasa, by ci zostali akcjonariuszem klubu. Być może udział Argentyńczyka w samym projekcie nie byłby wielki, ale wielokrotny reprezentant Hiszpanii uważa, że dzięki Messiemu byłoby łatwiej pozyskiwać sponsorów na całym świecie.
https://twitter.com/Lm10Messiyah/status/1082956291960561664
Jeszcze dekadę temu rzadko zdarzało się, by piłkarze po zakończeniu kariery kupowali kluby piłkarskie albo pożyczali im pieniądze. Owszem, zostawali przy piłce, ale raczej w roli trenerów, ekspertów telewizyjnych albo menadżerów. Od pewnego czasu ten trend się zmienia. Trochę z przymusu, trochę z miłości do ukochanego klubu.
Do grupki piłkarzy wkładających kasę w klub dołączył Jakub Błaszczykowski. Miejmy nadzieję, że Kuba wyznaczy drogę, którą za jakiś czas podążą inni polscy piłkarze. Byłoby fajny, gdyby zarobieni rodacy po latach wracali do kraju i inwestowali w nasze kluby. Doświadczenia, pieniędzy i świeżego spojrzenia w ekstraklasie nigdy za dużo.
Bartosz Burzyński
Obserwuj @Bartosza Burzyńskiego
Fot. Newspix.pl