Cała tenisowa Polska rozpaczała po przejściu Agnieszki Radwańskiej na emeryturę, bo to zawodniczka, która przez wiele lat stanowiła o sile tej dyscypliny w naszym kraju. Na dziś widzimy jednak powody do optymizmu. Po ostatniej rundzie kwalifikacji do australijskiego szlema, liczba Polaków w turniejach singlowych się… podwoiła. Obok Huberta Hurkacza i Magdy Linette na kortach w Melbourne wystąpią Iga Świątek i Kamil Majchrzak. Dla obu będzie to debiut na tym szczeblu turnieju.
Świątek nigdy wcześniej nie stanęła na starcie eliminacji turnieju wielkoszlemowego. W tym sezonie – jej pierwszym „seniorskim”, choć już wcześniej występowała w turniejach z zawodniczkami duuuużo starszymi od siebie – trzeba było to zmienić. Zrobiła to i okazało się, że jej forma i możliwości są wystarczające nie tylko na występ w kwalifikacjach (choć wiele zawodniczek w jej wieku pewnie uznałoby, że to wystarczy), a awans do pierwszej rundy turnieju. I my to szanujemy!
Największe problemy Iga, paradoksalnie, miała w pierwszej rundzie, gdy naprzeciwko niej stanęła Olga Danilović, starsza od niej o zaledwie kilka miesięcy. Serbka ma już na koncie zwycięstwo w turnieju rangi WTA, debiutowała też w walce o Wielki Szlem – w zeszłym sezonie na US Open dotarła do drugiej rundy kwalifikacji. Tym razem nie udało jej się nawet to, bo na jej drodze stanęła Polka, która… musiała się solidnie namęczyć, by wygrać mecz po katastrofalnym pierwszym secie. Ostatecznie – po ponad dwóch godzinach gry – jej się to udało. I od tego momentu nie brała już jeńców.
Wczoraj w 81 minut uporała się z Hiszpanką Alioną Bolsovą Zadoinov, w której żyłach płynie mołdawska krew (piszemy to, żebyście sami nie musieli sprawdzać, skąd to nazwisko), a dziś dołożyła do tego zwycięstwo z reprezentującą USA Danielle Lao, starszą zresztą o 10 lat. Swoją drogą ograła ją jeszcze szybciej, bo w zaledwie 73 minuty, a mecz zakończył się wynikiem 6:3 6:1.
W obu tych spotkaniach Świątek wyglądała znakomicie. Dziś, w meczu o dużą stawkę dla dziewczyny, która znajduje się przecież na początku swej (oby wielkiej) kariery, nie pokazała żadnych emocji. Serio, Lao mogła się poczuć, jakby naprzeciw niej stał posąg. Tyle że wyjątkowo ruchliwy i… dobry w tej grze. Iga zagrywała mocno, celnie i bezlitośnie wykorzystywała wszystkie słabości rywalki, co zresztą widać po wyniku. Choć i tak mieliśmy wrażenie, że nie pokazała stu procent swoich możliwości. Ale może to i dobrze. Coś trzeba zostawić na to, co czeka ją dalej.
Właśnie, dalej. Na kogo mogła trafić Świątek? Choćby na inną kwalifikantkę, bo i taka para się w drabince Australian Open ułożyła. Z najbardziej znanych nazwisk do wyboru były Karolina Pliskova i Elina Switolina, odpowiednio turniejowa siódemka i szóstka. Ostatecznie padło na Anę Bogdan. 81. w rankingu WTA Rumunka jest zawodniczką w zasięgu Polki.
*****
Swój wielkoszlemowy debiut, po całym sezonie nieudanych prób, bo tak wyglądał jego poprzedni rok, zaliczy też Kamil Majchrzak. I on zareagował na tę wiadomość znacznie bardziej entuzjastycznie niż Iga Świątek, bo jego radość po meczu była doskonale widoczna. Trudno się dziwić: do tej pory Polak znany był raczej z tego, że koncertowo potrafił zepsuć sobie nawet najbardziej dogodne sytuacje na wygranie spotkania. Tym razem doprowadził wszystko do szczęśliwego końca i to… w sposób co najmniej imponujący.
Wiadomo, eliminacje, rywale z nie najwyższej półki, ale przecież Kamil to też druga setka rankingu. A jego wczorajszy przeciwnik, Noah Rubin, i gość, z którym zmierzył się dziś, czyli Mats Moraing, zajmują w ostatnim notowaniu miejsca nad Polakiem. W bezpośredniej konfrontacji z naszą rakietą numer dwa nie mieli jednak zbyt wiele do powiedzenia. Majchrzak całe eliminacje przeszedł bez straty seta i wreszcie imponował wytrzymałością psychiczną w kluczowych momentach. Gdy przychodziło do obrony break pointów, po prostu to robił. Kiedy trzeba było rywala przełamać, nacierał i zwykle cel osiągał. Dziś dało to efekt w postaci trwającego niecałą godzinę (a styl gry Majchrzaka prowokuje raczej dłuższe wymiany) meczu, w którym Polak dał sobie odebrać tylko pięć gemów i wygrał 6:3 6:2.
Taki początek sezonu daje sporą nadzieję na to, że może wreszcie i Majchrzakowi uda się to, co zrobił w zeszłym sezonie Hubert Hurkacz – wejście do upragnionej setki. Sęk w tym, że wymaga to ustabilizowania formy, a tego… Kamil nigdy nie potrafił zrobić. Jeden, maks dwa turnieje, a potem przychodziła klapa – tak to do tej pory wyglądało. Często dopadały go też problemy zdrowotne. Może jednak 2019 rok będzie dla niego nowym rozdaniem? Na razie zaczął od urodzinowego prezentu – w niedzielę kończy bowiem 23 lata.
Niestety, w I rundzie AO Kamila czeka piekielnie trudne zadanie – zmierzy się z Keim Nishikorim, czyli zawodnikiem rozstawionym w Melbourne z numerem ósmym. Japończyk jest w gazie – wygrał ostatnio w Brisbane. Gdyby Polakowi udało się urwać mu seta, moglibyśmy potraktować to jako naprawdę duży wyczyn.
*****
O losowaniach Huberta Hurkacza i Magdy Linette, którzy do drabinki głównej turnieju dostali się za sprawą dobrego rankingu, wspominaliśmy wczoraj, ale mamy powód, by ponownie przywołać nazwisko naszego najlepszego singlisty. Otóż zanim zjawi się w Melbourne, czeka go jeszcze jeden dzień spędzony w Canberrze. Nie z przymusu, wręcz przeciwnie – Polak dotarł do finału tamtejszego Challengera i, jeśli wygra decydujący mecz, przed Australian Open zdąży podskoczyć jeszcze na najwyższą pozycję w rankingu ATP od początku swej kariery. Trudno o lepszą motywację do tego, by w pierwszej rundzie wielkoszlemowego turnieju przebrnąć przez serwis Ivo Karlovicia. Jeśli ktoś jest zainteresowany obejrzeniem spotkania Hurkacza, który zmierzy się w stolicy Australii z Ilją Iwaszką, to informujemy, że powinno się ono odbyć około północy naszego czasu. Przed snem jak znalazł.
******
W czasie, gdy my obserwowaliśmy zmagania Majchrzaka i Świątek, świat obiegła za to wieść o tym, że Andy Murray ma nadzieję dotrwać do Wimbledonu, bo tam… chciałby zagrać ostatni turniej w karierze. Istnieje jednak ryzyko, że takim będzie dla niego już Australian Open. Problemy z biodrem, które Szkot ma od dłuższego czasu, nie odpuściły i były lider światowego rankingu powoli żegna się z kortami. I choć na Twitterze Juan Martin del Potro, który sam doskonale wie, jak to jest walczyć z kontuzjami, napisał, że „Andy zasługuje, by odejść na swoich warunkach i w wybranym przez siebie czasie”, to wydaje się to niemożliwe. Tenisowa Wielka Czwórka wreszcie się rozpadnie, choć chyba nikt nie przypuszczał, że to Szkot odwiesi rakietę jako pierwszy…
SW
Fot. Newspix