Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2019, 19:21 • 8 min czytania 0 komentarzy

Nie wiadomo, jak to wszystko się potoczy. Być może nie uda się zakończyć tej misji sukcesem, być może Wisła Kraków nie wybiegnie już na ekstraklasowe boiska. Być może do klubu wejdzie inwestor, który zdoła uratować rundę wiosenną, ale nie będzie w stanie opłacać piłkarzy, gwarantujących utrzymanie. A może wręcz przeciwnie, właśnie teraz, na wariata, klub kupi ktoś naprawdę poważny i przywróci Gwieździe blask? Niezależnie od tego, co się teraz stanie, myślę że mamy już kilku niezaprzeczalnych zwycięzców całej sytuacji.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Nie da się zacząć tej listy od innego nazwiska. Największym wygranym w Wiśle jest dzisiaj Jakub Błaszczykowski.

Tak, to dopiero pierwszy trening. Tak, Kuba przez ostatnie lata nie dał wielu sportowych argumentów, by szukać miejsca dla niego w lepszych klubach z lepszych lig. Powrót do Wisły to nie jest jedynie jego dobroduszna ofiara, ale też szansa na udowodnienie słuszności kolejnych powołań do reprezentacji. Nie zmienia to jednak faktu, że Błaszczykowski tak naprawdę mógłby sobie wybrać niemal dowolny zespół spoza podium i właściwie w każdym zostałby wzięty z pocałowaniem ręki. Żadne Zagłębie, żaden Górnik czy Śląsk nie mógłby pogardzić jego usługami, a zapewne w wielu miejscach w Polsce mógł również zarobić całkiem przyzwoite pieniądze.

Błaszczykowski jednak zamiast rozglądać się po najmocniejszych czy najbogatszych klubach, od początku brał pod uwagę wyłącznie Wisłę Kraków. Słynna pożyczka. Teraz ogromny gest, który – kto wie! – być może przesądzi o dalszym istnieniu klubu. Gdy Cinkciarz.pl ogłaszał współpracę z reprezentacją Walii, część osób się dziwiła – dlaczego akurat Walia, dlaczego żadna bliższa reprezentacja, dlaczego nie ktoś mocniejszy. Ale potem pojawiły się gigantyczne billboardy z Garethem Bale’m i Ryanem Giggsem. Dziś Wisła Kraków dostała potężny argument w rozmowach ze sponsorami, którzy do swoich akcji marketingowych będą mogli zaprzęgnąć legendę klubu, który pisze jedną z najbardziej romantycznych futbolowych historii ostatnich lat. Ale to nie tylko kop czysto marketingowy, ale i uwiarygodnienie samego klubu w oczach potencjalnych inwestorów. Człowiek z kasą inaczej spojrzy na klub, który dopiero co opuścili Dawid Kort i Zdenek Ondrasek, a inne wrażenie zrobi na nim grupka piłkarzy biegająca po boisku w Myślenicach, na której to czele truchta reprezentant Polski. I to taki, którego rozpozna w TV każda matka Polka.

To jest samograj, który w rękach zręcznego marketingowca może być wart tyle, co sama Wisła. Historia o wierności, lojalności, o tym, że w świecie rządzonym przez pieniądze nadal istnieją ludzie stawiający na ambicję i determinację, a nie spokojne emerytury w ciepłych krajach. Całe życie Błaszczykowskiego to osobny filmowy temat, ale to, co zrobił dla Wisły w ostatnich tygodniach, to coś właściwie bez precedensu. Najbardziej uderzają okoliczności, w jakich to wszystko się odbywa. Moment, w którym wychodzi na jaw, że ludzie z wytatuowaną Białą Gwiazdą i hasłami o wierności, traktowali klub jak bankomat. Ludzie „z Wisełką w sercu” spuścili klub na dno, z którego próbują go podnieść ludzie swego czasu związani z Legią Warszawa. I wtedy pojawia się Błaszczykowski, jak jeden wielki wyrzut sumienia dla tych rzekomo najwierniejszych. Gdy oni zgarniali kasę za prezesowanie, sprzątanie, cateringi i inne bzdety, Błaszczykowski przychodzi i mówi: pół roku gram za darmo.

Reklama

Niezależnie od tego, co się stanie w najbliższych tygodniach, Kuba już zbudował sobie pomnik, teraz pokrywa go brązem. Na pewno nie będzie grał z dziewięcioma juniorami i Pawłem Brożkiem, nie sądzę, by możliwe było pozostanie w Wiśle, gdy reszta składu rozjedzie się po Polsce. Ale już teraz zrobił dla swojego klubu więcej, niż nieprzebrane rzesze tych „na dobre i na złe”.

Tu zresztą wypada wspomnieć o wspomnianych dwóch legionistach. Rafał Wisłocki, kiedyś wyjazdowicz, Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii.

Jakie to wszystko jest przewrotne. Ludzie, którzy byli gotowi obrzucać Mączyńskiego najgorszymi wyzwiskami, hajs z jego transferu wykorzystali m.in. na własne pensje i robienie interesów z zaprzyjaźnionymi firmami. Ludzie, którzy za warszawskie epizody zablokowali zatrudnienie Łukasza Surmy, narobili takiego bigosu, że reszta wiślaków musi dziś modlić się o powodzenie dla Leśnodorskiego. Już dziś wiadomo, że o wiele lepszą „twarzą” Wisły jest były kibic Legii, trener młodzieżowy, który awansował na stanowisko dyrektora akademii, a teraz i prezesa klubu, niż całe grono tych najwierniejszych, wychowanych od dziecka na stadionie Białej Gwiazdy. Wisłocki, nawet jeśli będzie musiał zgasić w Wiśle światło, zyskał miano jedynego nieumoczonego w żadne mgliste związki człowieka z Reymonta. Nie mam wątpliwości, że przy tym najczarniejszym scenariuszu, zakładającym nowy start od IV ligi, to właśnie Wisłocki powinien stać się symbolem odbudowy. Nie żaden działacz SKWK, nie żaden wieloletni wyjazdowicz, ale właśnie niedawny trener młodzieży, który dzisiaj udowadnia całemu światu, że Wisła to nie tylko ziomki i przyjaciele poprzedniego zarządu.

Leśnodorski firmuje swoją osobą akcję ratunkową, której dalszy ciąg wciąż nie jest pewny. Ale już teraz historia zapamięta go jako człowieka, który przeciął dyskusje związane z Gangiem Olsena i ostatecznie zażegnał ten kambodżańsko-szwedzki kabaret. Zdecydowanymi działaniami i szeregiem rad dla Wisłockiego, były prezes Legii kupił dla Wisły to, co jest dla niej w tym momencie najcenniejsze – czas. Nie wiadomo, ile trwałaby bujanka z Hartlingiem, gdyby nie szybkie decyzje i osądy renomowanej kancelarii. Bardzo szybko udało się wyczyścić pole minowe, na którym teraz powoli parkują potencjalni inwestorzy. Dzięki Leśnodorskiemu do minimum spadło ryzyko wybuchu nagłej afery z Roześmianym Matsem czy choćby którąś z tych rodzinnych firm, z którymi umowy właśnie przechodzą do historii.

Wśród zwycięzców nie da się nie wspomnieć o Arkadiuszu Głowackim i Macieju Stolarczyku. Dopiero dziś, po ujawnieniu wszystkiego, co działo się w Wiśle pomiędzy majem a grudniem 2018 roku, widać jak tytaniczną pracę wykonała ta dwójka. Osiągnięcia z jesieni pozostaną w ich CV jako chwalebny przykład zbudowania bardzo solidnego składu praktycznie bez jakichkolwiek nakładów. Dla obu to zresztą fantastyczna trampolina do dalszej pracy – Głowacki z impetem wszedł do zawodu, który w Polsce ma niski prestiż a wykonuje go maksymalnie kilkanaście osób. Jedna udana rudna wystarczyła, by postrzegać „Głowę” jako człowieka z okiem do piłkarzy, który nie potrzebuje kilkunastu milionów na ruchy, by zbudować silny personalnie skład. Stolarczyk jako dyrektor sportowy Pogoni wypadał o wiele słabiej, niż Głowacki jako dyrektor Wisły. Natomiast jego start w trenerce nakazuje sądzić, że nie będzie miał większych problemów ze znalezieniem nowego pracodawcy, niezależnie od tego, czy szukać przyjdzie mu już w styczniu, czy jednak dogra ten sezon w roli szkoleniowca Wisły.

Obaj zresztą rosną nie tylko za sprawą dyspozycji piłkarzy i co za tym idzie, miejsca w tabeli. Zarówno Stolarczyk, jak i Głowacki punktują jako kapitanowie, którzy nie palą się do ucieczki ze swojego okrętu. Wręcz przeciwnie, w pewnym momencie wydawało się, że w razie postępującej agonii Wisły, oni sami wskoczą raz jeszcze w buty piłkarskie i z gronem kilku starych znajomych dokończą ligę.

Reklama

Zaryzykuję też, że zwycięzcą, być może największym, będzie ten, kto kupi Wisłę. Nie sądzę, by dało się to kiedykolwiek zrobić taniej. Nie sądzę, by zręczny biznesmen nie potrafił na klubie z takim potencjałem kibicowskim zarobić, albo przynajmniej wyjść na zero. Przy obecnej atmosferze pełen stadion wydaje się właściwie oczywistością, jeśli uda się zachować drużynę i wzmocnić ją Błaszczykowskim – klub staje się marketingowym samograjem. Co i rusz ze wszystkich stron napływają słowa wsparcia dla Wisły, grono biznesmenów dorzuca, ile może. Nie wydaje mi się jakąś wielką abstrakcją scenariusz, w którym człowiek przejmujący klub i spłacający to największe, podstawowe zadłużenie, przy dalszym utrzymywaniu nie korzysta już z własnej kasy, ale właśnie z tego bardzo licznego grona mniejszych sponsorów. Poza tym – i tu dochodzimy do największych przegranych – kupując teraz klub, pozbywa się jednocześnie problemu, który trawił Wisłę od lat.

W dzisiejszej sytuacji i z dzisiejszą wiedzą trudno sobie wyobrazić wsparcie zwykłych bywalców trybun dla tych, którzy przez lata okradali własny klub, którzy działali na jego szkodę, którzy przedkładali prywatne biznesy nad dobro Białej Gwiazdy. Nigdzie indziej nie byłoby możliwe tak drastyczne i głębokie odcięcie się od kiboli, bo też nigdzie indziej kibole nie pokazali się od tak fatalnej strony, jak w Krakowie. Dużo mówi fakt, że w szyderczym tonie o interesach rzekomych fanatyków Wisły wypowiadają się ich odpowiednicy z całej Polski. Cztery lata temu, gdy SKWK wojowało z Bednarzem, miało szerokie wsparcie, nawet kibice „wrogich” drużyn nie przyjeżdżali do Krakowa w ramach solidaryzowania się z sektorem C. Dziś, po zapoznaniu się ze sposobami, w jaki ci najwierniejsi doili swoją miłość, naprawdę trudno wykrzesać dla nich jakiekolwiek poparcie, co widać nawet na wiślackich forach. Już wcześniej wielu kiboli miało problem z utożsamianiem się z krakowskimi odpowiednikami – i chodzi tu zarówno o sposób ich działania, jak i słynne przetasowania z 2016 roku. Teraz? Naprawdę wątpię, by ktokolwiek stanął w ich obronie – zarówno jeśli chodzi o zwykłych kibiców Wisły, wcześniej wspierających bojkoty zarządzane z sektora C, jak i fanatyków z całej Polski.

Mogę pisać tylko za siebie, ale moim zdaniem nie ma wielu instytucji, które zrobiłyby dla nas, kiboli, więcej złego, niż to, co w ostatnich kilku latach wyrabiali „decyzyjni” wiślacy.

Kto jeszcze wygra? Cóż, chciałbym żeby wygrał futbol. By to się stało – Wisła musi dograć sezon, choćby juniorami, choćby i z Kosowskim, grającym za darmo, na skrzydełku. Ale najgorsze, co może się stać, to ich wycofanie w trakcie sezonu, które cofnie Ekstraklasę do naprawdę dzikich czasów. Sportowy spadek po drastycznych oszczędnościach? Proszę bardzo. Wycofanie teraz, po ujawnieniu, że jakaś bańka poszła w ubiegłym roku na sam zarząd? Cóż, to zabolałoby chyba nawet niektórych kibiców Cracovii. Zwłaszcza, że kroi się szansa na derbowe zwycięstwo.

Najnowsze

Hiszpania

Lewy piątym piłkarzem w historii z hattrickiem w La Liga, Bundeslidze i Lidze Mistrzów

AbsurDB
1
Lewy piątym piłkarzem w historii z hattrickiem w La Liga, Bundeslidze i Lidze Mistrzów

Felietony i blogi

1 liga

Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków

Szymon Janczyk
21
Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków
Ekstraklasa

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Michał Trela
20
Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...