To, że Ricardo Sa Pinto dokona czystek kadrowych zimą było w zasadzie oczywiste. Jedyne pytanie brzmiało: ilu gości odstrzeli? Na razie wiadomo, że na pewno leci trzech delikwentów, ale zakładamy, że to dopiero początek.
Jak czytamy na Legia.net, w kadrze na obóz w portugalskiej Grandoli nie znaleźli się Jose Kante, Chris Philipps i Cristian Pasquato, którzy przy okazji usłyszeli, że mają wolną rękę w szukaniu nowych klubów. Trudno mówić o większym zaskoczeniu, cała trójka nie miała wysokich notowań u Sa Pinto.
Kibicom chyba najbardziej może być szkoda Kante. Wydaje się, że tutaj w najmniejszym stopniu chodzi o niedostatki piłkarskie, bardziej zaś o brak chemii między trenerem a zawodnikiem. Reprezentant Gwinei miał problem z dostosowaniem się do bardzo rygorystycznych zasad narzuconych przez swojego przełożonego (na przykład kary za nieodebranie jego połączenia) i mimo że nie dawał jakichś szczególnych powodów czysto boiskowych, od pewnego momentu niemal zupełnie wypadł z obiegu.
Kante przychodził z Wisły Płock jako typowe uzupełnienie i zaczął nieźle. Nim Sa Pinto zawitał na Łazienkowską, 28-letni napastnik miał już na rozkładzie bramkarzy Cork City, Korony Kielce i Piasta Gliwice. W debiucie Portugalczyka (rewanż z Dudelange) strzelił natomiast dwa gole i choć “Wojskowi” skompromitowali się odpadnięciem z luksemburczykami, do Kante siłą rzeczy pretensji było najmniej.
I na samym starcie jego akcje u nowego szkoleniowca stały dość wysoko, w Ekstraklasie zaczynał od początku z Zagłębiem Sosnowiec i Wisłą Płock. Później stracił miejsce i do końca roku w wyjściowej jedenastce zobaczyliśmy go jeszcze tylko dwukrotnie, w tym raz w Pucharze Polski. W ostatnich pięciu kolejkach Kante zaliczył… dwie minuty.
On może być najbardziej spokojny o swoje dalsze losy, chętnych na jego usługi nie zabraknie. Dopiero co trener Arki Gdynia, Zbigniew Smółka przyznał w “Przeglądzie Sportowym”, że gdyby mógł, od razu wziąłby tego zawodnika do swojej drużyny. Gdy z kolei latem, po zakończeniu sezonu, przeprowadzaliśmy wśród trenerów sondę do naszej gali, pytani o najbardziej niedocenianego piłkarza zaskakująco często wskazywali właśnie na Kante.
Po Pasquato chyba nikt nie zapłacze. Miał kilka lepszych chwil w grudniu 2017, w kwietniu ubiegłego roku zapewnił zwycięstwo na Wiśle Kraków i to tyle z pozytywów. Oprócz tego zaliczył mnóstwo miałkich i nijakich występów. W tym sezonie grał epizodycznie, swoje największe szanse – po 45 minut z Wisłą Płock i Chrobrym Głogów w PP – zmarnował. Już w czerwcu tak podpadł na zgrupowaniu w Warce, że przedwcześnie wrócił do domu i nawet na niecałe dwa tygodnie wylądował w rezerwach. Wiele wskazuje na to, że wróci do Włoch. Chce go kilka klubów Serie B, w której grał przez prawie całą karierę.
Philipps rok temu przyszedł razem z Cafu z FC Metz, wówczas outsidera francuskiej ekstraklasy. Jego kolega wyrósł na czołową postać Legii, natomiast reprezentant Luksemburga, poza niezłym debiutem z Zagłębiem Lubin i ładnym golem w przegranym Superpucharze Polski z Arką Gdynia, z niczego nie dał się zapamiętać. Ot, w miarę solidny przecinak, po jakich nie trzeba sięgać do Francji. Jako zmiennik pewnie nadal by się nadawał, ale to nie jest piłkarz najtańszy w utrzymaniu, taki układ nie miałby większego sensu.
Bylibyśmy zdziwieni, gdyby na tym się skończyło. Zapewne najbliższe tygodnie będą decydujące dla Arkadiusza Malarza, Miroslava Radovicia czy Kaspera Hamalainena. Na brak zainteresowania nie narzekają Michał Pazdan i Michał Kucharczyk, którym latem wygasają kontrakty. Krzysztof Mączyński, jak informuje Legia.net, pozostał w rezerwach i z nimi rozpoczyna przygotowania, a z Tomaszem Jodłowcem (zakończył wypożyczenie w Piaście) rozpoczęto rozmowy na temat rozwiązania umowy.
Cięcia kadrowe są w pełni zrozumiałe, natomiast Legia musi teraz przede wszystkim sprzedawać za dobre pieniądze, a w tym temacie perspektywy wyglądają znacznie gorzej.
Fot. FotoPyk