Tak się jakoś dziwnie składa, że nie wiedzie się piłkarzom, którzy kiedyś chcieli się wypromować poprzez grę dla reprezentacji Polski. Ludovic Obraniak karierę zakończył w październiku, jeszcze przed 34. urodzinami, gdy przez ponad trzy miesiące pozostawał bez pracodawcy. Sebastian Boenisch, wciąż ledwie 31-latek, oficjalnie się nie poddaje, choć w kwietniu miną dwa lata od jego ostatniego występu. Na tym tle nie najgorzej wygląda Damien Perquis, który ciągle grywa w drugiej lidze francuskiej, ale tego samego nie można powiedzieć o Eugenie Polanskim. Według informacji podanych przez „Kickera” były pomocnik Hoffenheim właśnie zawiesił buty na kołku i zamierza próbować sił w trenerce.
Oczywiście jakoś szczególnie nad tym faktem nie ubolewamy. Skłamalibyśmy, gdybyśmy napisali, że jest inaczej. Nie mamy również zamiaru rzucać tekstów o wracającej karmie i innych tego typu bzdetach. Nie zmienia to jednak faktu, że przykład Polanskiego jest dość specyficzny i chyba warto się nad nim na chwilę pochylić.
Ostatni klub w karierze? TSG 1899 Hoffenheim.
Ostatni oficjalny mecz? 12.05.2018, 10 minut przeciwko Borussii Dortmund w Bundeslidze.
W momencie jego rozegrania Eugen miał zaledwie 32 lata. Nawet jeśli w całym kończącym się wtedy sezonie u Juliana Nagelsmanna Polanski grał niewiele (14 występów) i było widać, że nie spełnia już wymogów stawianych przed zawodnikiem dobrego klubu Bundesligi, no to halo… Ciągle mówimy o gościu, który przed sobą ma jeszcze trochę grania i przed chwilą był w okolicach wielkiego futbolu. Każdy, nawet tylko w miarę poważny menedżer powinien piłkarzowi z takim CV załatwić przyzwoitą robotę. Czy to w słabszym klubie Bundesligi, czy to na jej zapleczu, czy to w innej lidze – włączając w to ekstraklasę, gdzie jego nazwisko jest znane.
Tymczasem od pierwszego lipca Polanski pozostawał bez klubu, jedynie gościnnie pracując przez jakiś czas z Borussią Moenchengladbach, której jest wychowankiem. Jak przyznawał w połowie października w rozmowie z Super Expressem, wydawało mu się, że po Hoffenheim zaliczy miękkie lądowanie, tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna. Trochę zapachniało wtedy desperacją, bo postanowił przy okazji zareklamować się polskim klubom, zapewniając, że jeśli chodzi o zarobki, to z każdym się może dogadać. Z naszych informacji wynika jednak, że wcześniej tak otwarty na zainteresowanie klubów ekstraklasy nie był.
W skrócie – przeliczył się. Czy po raz pierwszy? Oczywiście, że nie, bo nietrudno znaleźć punkty wspólne, gdy przypomni się jego pożegnanie z kadrą. Pan piłkarz Adam Nawałkę miał za wuefistę, choć ten widział go w kadrze i wyciągał rękę na zgodę. Zdanie zmienił wraz z upływem czasu i oczywiście wraz ze zmianą wyników kadry na coraz lepsze. Dość przykry to koniec, jeśli rzeczywiście wynika z tego, że piłkarzowi wydawało się, iż jest wart zdecydowanie więcej, niż mówi rynek.
Fot. FotoPyK