Jose Mourinho ostatnio nie ma zbyt dobrej prasy, ale trzeba pamiętać, że swego czasu był uznawany najlepszym trenerem w Europie. Pierwsze wielkie sukcesy odniósł oczywiście jako szkoleniowiec FC Porto, choć to nie tam rozpoczynał trenerską karierę. Zanim objął ekipę Smoków, z zaskakująco dobrym efektem prowadził pewien skromny klubik – Uniao Desportiva de Leiria. Na początku XXI wieku był to więcej niż przyzwoity średniak portugalskiej ekstraklasy, szwendający się regularnie w okolicach europejskich pucharów. Potem wszystko się rozklekotało – przede wszystkim finansowo. Sytuacja stała się rozpaczliwa.
I wówczas pojawili się oni. Tajemniczy inwestorzy, skłonni wyratować klub z potężnych tarapatów. Ale okazało się to tylko początkiem kłopotów.
Zarysujmy sytuację.
Uniao de Lieira – klub bez oszałamiającej przeszłości. Założony w 1966 roku w sporym – około stutysięcznym – mieście w centralnej części Portugalii. Ekipa przez większość swojej historii balansująca między pierwszą a drugą klasą rozgrywkową, niekiedy występująca jeszcze niżej. W latach dziewięćdziesiątych zaczęła jednak dość regularnie gościć w pierwszej lidze, a w 2001 roku odniosła swój największy sukces – piąte miejsce w tabeli. Rok później było już troszkę gorzej, siódma lokata, ale generalnie – drużyna Os Lis ustabilizowała swoją pozycję wśród pretendentów do ligowego podium.
Przez Leirię przewinęli się choćby Derlei czy Nuno Valente, z którymi Mourinho sięgnął później po Champions League. Nie była to ekipa zdolna zagrozić tradycyjnym portugalskim potęgom na przestrzeni całego sezonu, ale w poszczególnych meczach krwi potrafiła napsuć każdemu przeciwnikowi w lidze.
Sytuacja rypła się po raz pierwszy w sezonie 2007/2008. Ekipa Uniao przystąpiła do sezonu jako pucharowicz, ale rozgrywki zakończyła sensacyjnym spadkiem do drugiej ligi. Ostatnie miejsce w tabeli, marne trzy zwycięstwa w trzydziestu meczach, ledwie szesnaście punktów na koncie – katastrofa. Do tego doszło jeszcze umoczenie w aferę korupcyjną “Apito Dourado”. Trwające kilka lat śledztwo ujawniło szereg nieprawidłowości w portugalskiej ekstraklasie – klimat znany nam z polskiego środowiska, skala szwindli porównywalna wręcz z włoskim skandalem “Calciopoli”. Prokuratura i wymiar sprawiedliwości swoje największe działa wytoczył co prawda przeciwko działaczom FC Porto, ale ludziom z Leirii też się oberwało – trzy punkty w plecy i rok zawieszenia dla prezesa, Joao Bartolomeu (szef sporej kompanii Materlis). Najmocniej w całej awanturze ucierpiała koniec końców Boavista – podczas gdy FC Porto wywinęło się z oskarżeń niemalże bez szwanku, lokalni rywale zostali karnie zdegradowani, poczęstowani horrendalnymi karami i klub z wielkimi tradycjami się na dobrą sprawę rozleciał.
Os Lis zostali potraktowani z większą wyrozumiałości, ale – jako się rzekło – spadek ich nie ominął. Do ekstraklasy wrócili co prawda już po roku, lecz do dawnego poziomu nie udało się już nigdy doskoczyć. Sezon 2011/12 zakończył się kolejną degradacją. I poważnymi kłopotami klubu, daleko wykraczającymi poza szeroko pojęte kwestie sportowe.
Joao Bartolomeu (9 grudnia 2011): – Potwierdzam, że klub doświadcza w tej chwili pewnych trudności finansowych. Staramy się rozwiązać je jak najszybciej i wypłacić piłkarzom zaległe pensje. Prosimy o cierpliwość. Jeśli Bóg pozwoli, rozliczymy się. Nasz klub zawsze wypełniał swoje zobowiązania finansowe, ale w tym roku jest to wyjątkowo trudne.
Krótko mówiąc – klub nie płacił zawodnikom, którzy z końcem roku zaczęli rozwiązywać z nim kontrakty. Prezes na kozła ofiarnego wytypował nieudacznego dyrektora sportowego, ale – jak nietrudno się domyślić – zmiana na tym stanowisku wcale nie poprawiła sytuacji. Podobnie jak żonglerka trenerami – w samym sezonie 2011/12 Leiria miała aż trzech szkoleniowców. W latach 2010-2012 nazbierało się ich w sumie aż siedmiu. Do pieca można jeszcze dorzucić kuriozalną politykę kadrową, między innymi wypożyczanie niemal czterdziestoletnich zawodników i utrzymywanie kadry rozdmuchanej do granic możliwości. Mnóstwo głupich kosztów, brak zaciśnięcia pasa, gdy wymagała tego sytuacja.
Kolejni piłkarze rozwiązywali kontrakt z klubem, gdy zaległości w płacach przekraczały trzy miesiące. W końcu drużyna zorganizowała regularny bojkot treningów. Na początku kwietnia 2012 roku zawodnicy odmówili udziału w zajęciach i występów w meczach, jeśli w drużynie nie zmienią się władze. Bartolomeu zrezygnował. Nawiasem mówiąc – facet do dziś boryka się z kłopotami natury prawnej, jest ciągany po sądach z uwagi na podatkowe uchybienia, jego firmy też są pozadłużane po uszy i poddane szczegółowym kontrolom.
Joao Bartolomeu (13 kwietnia 2012 roku): – Od dwudziestu pięciu lat jestem w tym biznesie. Mam dość. Takie problemy mają też inne kluby, nie tylko Uniao de Leiria. Nawet prezydent związku mówi, że ponad osiemdziesiąt procent profesjonalnych piłkarskich klubów w Portugalii ma jakieś zaległości wobec swoich zawodników. Zachowanie sportowców, którym zależy tylko na pieniądzach jest żenujące.
W końcu doszło do sytuacji wykraczającej poza wszelkie wyobrażenia. 29 kwietnia 2012 roku Os Lis wyszli na boisko w normalnym, ligowym meczu… w ósemkę. Bramkarz plus siedmiu graczy w polu.
jn.pt (29 kwietnia 2012 roku): – Malijski pomocnik Keita z Uniao de Leiria nie pojawił się na boisku w meczu 28. kolejki ekstraklasy, chociaż występuje w oficjalnym raporcie. Piłkarz zjawił się na stadionie na kilka chwil przed zaplanowanym startem spotkania i był jednym z dziewięciu zawodników zgłoszonych przez klub, ale nie wszedł na boisko z pozostałą ósemką. Nie ogłoszono żadnych oficjalnych wyjaśnień w tej sprawie. Dzięki pozostałej ósemce klub uniknął walkowera w meczu ligowym przeciwko Feirense i, na razie, nie grozi mu automatyczna degradacja. Wobec czterech miesięcy zaległości w płatach, szesnastu zawodników rozwiązało w piątek swoje kontrakty z klubem. Uniao de Leiria spróbuje dokończyć sezon z Oblakiem, Shafferem i Barkrothem [tak, tym Barkrothem, red.] wypożyczonymi z Benfiki. Djaninym, którego kontrakt przedłuża się na kolejny sezon, juniorami Pedro Almeidą i Filipe Oliveirą, oraz Alhafithem i Ogu, którzy wycofali się z decyzji o rozwiązaniu umowy.
Burdel na sto fajerek.
Po porażce z Feirense (0:4) udało się mimo wszystko dokończyć sezon w komplecie, bo skład uzupełniono pospieszenie zgłoszonymi juniorami. Zawodnicy Leirii pokazali klasę – co prawda przegrali dwa ostatnie starcia, ale walczyli o punkty dzielnie i bez odstawiania fuszerki. Tak czy owak – nieunikniony spadek stał się faktem, a klubu nie udało się nawet zgłosić do drugoligowych rozgrywek. Os Lis spadli na trzeci poziom w hierarchii portugalskiego futbolu. W ratowanie drużyny zaangażowali się jej byli piłkarze, lecz sprawa została przesądzona wraz z końcem czerwca 2013 roku.
Bankructwo. Już w marcu 2013 została ogłoszona niewypłacalność klubu, zadłużonego na 16 milionów euro. Ponad dziewięćdziesiąt procent głosujących odrzuciło propozycję planu naprawczego, zakładającego, że spółka zarządzająca klubem (podmiot zwany w Portugalii Sociedade Anonima Desportiva, w skrócie SAD) znajdzie nowego inwestora. Największym wierzycielem SAD było państwo (prawie cztery miliony euro z racji niespłaconych podatków), drugim z kolei… jego były prezes, pan Bartolomeu (koło trzech milionów). W sumie nazbierało się grubo ponad sto podmiotów, którym Leiria wisiała kasę. Co ciekawe – w momencie spadku (2012 rok) łączna kwota zadłużenia była o kilka milionów niższa niż w momencie ogłoszenia upadłości (2013). Trudno było zatem zawierzyć w jakiekolwiek “plany naprawcze”.
desporto.sapo.pt (28 czerwca 2013): – W dniu dzisiejszym został zawiązany komitet wierzycieli, który będzie nadzorował likwidację aktywów SAD. Według źródeł z klubu, jedyne aktywa obrotowe SAD to autokar i minivan.
Drużyna rezerw, występująca na poziomie regionalnym, przejęła prawa sportowe Uniao de Leiria za tysiąc euro. Klub przez pewien czas był również zmuszony do występów poza własnym stadionem (wybudowany z okazji Euro 2004 Estádio Dr. Magalhães Pessoa, mieszczący 24 tysiące widzów) z powodu zbyt wygórowanych opłat za użytkowanie obiektu.
Wyglądający powrotu dawnych, złotych czasów zespół doczekał się jednak szybkiego, totalnie niespodziewanego wybawienia ze Wschodu. Jeszcze w 2014 roku trzecioligowiec został przejęty przez mołdawsko-rosyjskiego biznesmena, Aleksandra Tołstikowa, byłego piłkarza paru pomniejszych klubów i agenta piłkarskiego, kręcącego się na rynku rosyjskim i azjatyckim. To był wielki szok w Portugalii – ostatecznie nie mówimy o przejęciu upadłej potęgi, tylko o klubie, który w swojej historii był najwyżej średniakiem z aspiracjami, tymczasem doczekał się bogatego zbawcy/inwestora występując na poziomie trzecioligowym. Tołstikow zapowiedział rozwój klubowej akademii, opłacił najbardziej palące potrzeby finansowe (kosztowało go to około pół miliona euro wkładu własnego). Przejął ostatecznie pakiet kontrolny w klubie – 60% akcji. Został szefem.
Fajna perspektywa, prawda? Odbudowa marki klubu, rozbudowa struktur młodzieżowych i plany inwestycji, dzięki którym Uniao de Leiria stanie się dochodową organizacją, która wreszcie zacznie na siebie zarabiać. A na początek – kroplówka finansowa od dobroczyńcy. Skąd my to znamy?
Oto, co było dalej:
Gazeta Wyborcza (5 maja 2016): – Według komunikatu europejskiej organizacji policyjnej Europol w Portugalii rozbito komórkę ważnej rosyjskiej grupy mafijnej, która co najmniej od 2008 r. działała w różnych krajach Unii Europejskiej, piorąc w sektorze piłki nożnej pieniądze pochodzące z przestępstw, popełnianych głównie poza państwami Unii. We wtorek prokuratura w Portugalii ogłosiła, że w ramach śledztwa przeprowadzono rewizje w 22 klubach piłkarskich, między innymi tak znanych jak lizbońskie Benfica i Sporting. Według komunikatu Europolu, w środę dokonano też rewizji w 22 domach, kancelariach prawnych oraz firmach księgowych i zatrzymano trzy osoby oraz skonfiskowano kilkaset tysięcy euro, głównie w banknotach o nominale 500 euro.
– Według Europolu rosyjska mafia działała w różnych państwach Europy według stałego schematu. Wyszukiwano klub piłkarski, który popadł w tarapaty finansowe, i oferowano mu pomoc w postaci dotacji lub inwestycji. Po zyskaniu zaufania mafiozi przejmowali klub, kupując jego akcje przez podstawione osoby lub za pośrednictwem spółek z rajów podatkowych. Po przejęciu kontroli nad klubem rosyjska mafia zaczynała prać brudne pieniądze, wykorzystując w tym celu transfery zawodników po cenach zaniżonych lub zawyżonych. Do prania brudnych pieniędzy wykorzystywano też sprzedaż praw do transmisji telewizyjnych meczów, a także zakłady bukmacherskie. Według Europolu, korzystając z takich metod, w połowie zeszłego roku rosyjska mafia przejęła jeden z portugalskich klubów piłkarskich, który grał w pierwszej lidze do 2012 r., gdy wpadł w problemy finansowe. Europol nie podał nazwy tego klubu. Natomiast agencja AP napisała, że działania policji skupiały się na klubie Uniao de Leiria, którego właścicielem jest rosyjski biznesmen Aleksander Tołstikow.
CNN (4 maja 2016): – Trudności finansowe Leirii sprawiły, że klub stał się głównym celem zorganizowanej siatki przestępczej. Według Europolu, jest o na ukierunkowana właśnie na “kluby piłkarskie w krajach Unii Europejskiej, pogrążone w trudnej sytuacji finansowej”. Sieć infiltrowała te kluby, dostarczając bardzo potrzebnej, krótkoterminowej darowizny bądź inwestycji, ostatecznie organizując ich zakup. Europol poinformował, że rosyjska sieć mafijna “wykorzystuje frontmanów dla nieprzezroczystych i wyrafinowanych sieci holdingowych, niezmiennie należących do spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych”. To pozwala prawdziwym organizatorom przestępczego procederu pozostać niezidentyfikowanymi.
– “Kiedy kluby znajdują się już pod kontrolą rosyjskiej mafii, duży zakres transakcji finansowych, transgraniczne przepływy pieniężne i niejasności w zarządzaniu pozwalają na pranie brudnych pieniędzy oraz obstawianie zakładów”, twierdzi Europol. Dochodzenie portugalskich funkcjonariuszy rozpoczęło się ponad rok temu, tuż po tym jak Leiria została przejęta przez Tołstikowa.
rferl.org (6 maja 2016): – “Jestem zaskoczony? Nie”, powiedział Declan Hill, kanadyjski badacz i autor książki z 2008 roku “Fix: Soccer And Organized Crime”. “Zaskoczyło mnie tylko to, że portugalska policja zajęła się tą sprawą i aresztowała tych ludzi”. (…) O historii samego Tołstikowa wiemy niewiele – rosyjskie media twierdzą, że pochodzi z Mołdawii, był obiecującym piłkarzem, który działał jako agent reprezentujący piłkarz – głównie juniorów z Rosji. Jest wymieniany jako właściciel moskiewskiej agencji D-Sports, ale Rosjanin, który odebrał telefon należący do agencji stwierdził, że nie zna takiego człowieka.
– Jednym z pozostałych aresztowanych był Sergiej Runitsa, również wymieniany jako przedstawiciel D-Sports. Połączenia i wiadomości tekstowe wysyłane na jego numer nie doczekały się odpowiedzi. Trzeci z aresztowanych mężczyzn to księgowy klubu. W wywiadzie udzielonym portalowi fontanka.ru z Petersburga, Tołstikow powiedział, że należy do niego 60% udziałów w klubie. Dodał, że zamierza wykorzystać klub jako miejsce rozwoju najbardziej utalentowanych zawodników, szczególnie tych związanych z Zenitem. W kadrze Uniao de Leiria szybko znalazło się siedmiu Rosjan.
– Hill zapewnia, że to nie jest jedyna tego rodzaju inwestycja w Europie i na świecie. Jego zdaniem podobne sytuacje mają miejsce w niższych ligach Belgii, Finlandii i we Włoszech, ale nie zawsze angażują bezpośrednio obywateli Rosji. Kraje Unii Europejskiej postrzegane są jako szczególnie narażone na działanie pralni brudnych pieniędzy.
expesso.pt (7 maja 2016): – Rosyjska grupa, dowodząca dzisiaj SAD, działała w obiegu zamkniętym. Aleksander jest opisywany jako człowiek zimny, który wbrew zapewnieniom nie nauczył się nigdy języka portugalskiego i porozumiewa się tylko po rosyjsku. Jego życiorys jest trudny do przedstawienia – po zakończeniu kariery zrobił kursy trenerskie i zdobył uprawnienia kierownicze. Według prasy rosyjskiej, stworzył pierwszą agencję piłkarską w Azji Południowo-Wschodniej i uczestniczył w organizacji Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Sondował różne kluby w Portugalii, ale do przejęcia Leirii skłonił go piękny, nowoczesny i duży stadion. Pojawia się na treningach i osobiście decyduje o zatrudnianiu zawodników, transferach i wypożyczeniach. Część materiału dowodowego wskazuje, że SAD odnotowało na rachunkach wyższe wartości, niż kosztowała sprzedaż lub opłata za wypożyczenia graczy.
– Nasze źródło, zbliżone do procesu, twierdzi, że Tołstikow stosował typowe metody przestępczości w świecie futbolu: “Ci ludzie najpierw starają się zbudować swój prestiż w klubach, gdzie wstrzykują pewne sumy pieniędzy. Następnie je kupują, choć tak naprawdę nigdy nie znamy realnych właścicieli. Działają jakiś czas, po dwóch-trzech latach zaczyna się pranie pieniędzy na dużą skalę. Leiria już zaczęła prać, ale to dopiero przygotowania do wielkich, międzynarodowych przekrętów związanych z ustawianiem wyników w przyszłości.”
Blog Futbol Sovieticus (1 listopada 2017): – Portugalska policja zatrzymała Tołstikowa pod zarzutem prania brudnych pieniędzy i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, a media oskarżyły go o bliskie kontakty z rosyjską mafią. Schemat działania miał być prosty. Mafijni patroni właściciela Uniao, których nazwisk czy pseudonimów nigdy nie podano, przesyłali na klubowy rachunek duże sumy, by Tołstikow mógł je wyprać i zwrócić w legalnej postaci. Wszystkie przelewy wychodziły i wracały na konta założone w litewskich, łotewskich i estońskich bankach. System funkcjonował sprawnie do momentu, gdy portugalscy śledczy odkryli, że wpływy do klubu są znacznie większe od deklarowanych przychodów. Afera była więc wyłącznie kwestią czasu.
– W toku śledztwa opatrzonego kryptonimem „Matrioszka” na jaw wyszły kolejne szczegóły nielegalnego procederu. Okazało się, że trafiające do klubu pieniądze mogły zostać uzyskane na drodze wielu przestępstw finansowych, z których pierwsze datuje się na 2008 rok. Sporo wątpliwości budziły też kontrakty podpisywane z nowymi zawodnikami, głównie młodymi Rosjanami, będące następnym sposobem legalizowania brudnych środków. Na dodatek portugalski klub nie był pojedynczym punktem na mapie, a częścią rozległej sieci, w skład której wchodziły zespoły z niemal każdego zakątka Europy. Do tego doszło jeszcze kilka „drobiazgów”, jak korupcja, fałszowanie dokumentów czy unikanie płacenia podatków. Legalna działalność ograniczyła się wyłącznie do fazy przejęcia klubu.
– Aleksandr Tołstikow nigdy nie przyznał się do winy. Od początku utrzymywał, że padł ofiarą nagonki i zakrojonego na szeroką skalę spisku, za którym stoją ludzie próbujący przejąć kontrolę nad klubem. Z aresztu wyszedł po 4 miesiącach, nigdy nie stanął przed sądem, do tej pory nie usłyszał zresztą ani jednego zarzutu. Nadal bawi się też w futbol w Leirii i nie wycofuje się ze złożonych na starcie deklaracji.
Cóż, tak rzeczywiście jest. Uniao de Leiria (a właściwie: U.D. Leiria, bo pod taką oficjalną nazwą funkcjonuje teraz klub) wciąż jest w garści rosyjskiego biznesmena, zwanego początkowo przez rozochoconych kibiców “Abramowiczem z Leirii”. Tołstikow dalej stoi na czele SAD, a klub wciąż tkwi na trzecim poziomie rozgrywek, choć 2019 rok za pasem. Podejrzenia o przekręty przy co najmniej czterdziestu (!) transferach czekają na swój finał procesowy. Interes się kręci, choć po wybuchu afery kadra klubu została niemal doszczętnie wypłukana z rosyjskich piłkarzy.
Chyba nie musimy tego puentować interesującą analogią. Jest w wielu miejscach aż nazbyt oczywista.
MK