Reklama

Kobayashi wciąż najlepszy, Polacy przyzwoici. Rozpoczęliśmy TCS

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

30 grudnia 2018, 19:26 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie ma drugiej takiej imprezy w świecie sportów zimowych. Historia, tradycja, tysiące kibiców pod skoczniami, leczenie noworocznego kaca przy konkursie w Garmish-Partenkirchen… Na to czeka się cały rok. I nie zmienia tego fakt, że nagrody pieniężne odstają od innych zawodów. Tu liczy się prestiż i o niego się walczy. Dziś – jak co roku – rozpoczęliśmy Turniej Czterech Skoczni.

Kobayashi wciąż najlepszy, Polacy przyzwoici. Rozpoczęliśmy TCS

Zaczniemy od zwycięzcy, bo to żadna niespodzianka. Po prostu miejmy to już za sobą, dobrze? Wygrał Ryoyu Kobayashi, który tradycyjnie znokautował rywali pokazał wszystkim, że też jest człowiekiem, chyba dopiero po raz drugi w sezonie. Jeszcze po pierwszej serii można było o tym zapomnieć – Japończyk odleciał wtedy zdecydowanie najdalej i spokojnie przewodził stawce. W swoim drugim skoku wylądował jednak dokładnie na zielonej linii, która pokazywała, jakiej odległości potrzebuje i… wygrał o 0,4 punktu z Marcusem Eisenbichlerem. A mógłby i przegrać, gdyby sędziowie odważyli się obniżyć mu noty za kiepskie lądowanie (limit cudów wyczerpał się chyba jednak na Simonie Ammannie, który dwukrotnie wylądował dziś telemarkiem). W Pucharze Świata ta różnica nie ma żadnego znaczenia – i tak dopisaliśmy mu kolejne sto punktów do łącznego dorobku. Dla Turnieju Czterech Skoczni to jednak świetna wiadomość.

Swoją drogą jeśli znacie kogoś, kto oglądać skoki przestał mniej więcej wtedy, gdy kończyła się dominacja Małysza, posadźcie go teraz przed telewizorem. Powinien prędko się wczuć w ten klimat. Dziś też rządzi jeden skoczek i nawet flagę ma w tych samych barwach. Inna sprawa, że Adam w Oberstdorfie w TCS nigdy nie wygrał. Najlepszy był tylko w Innsbrucku i Bischofshofen.

Na tym polu skuteczniejszy od niego okazał się w zeszłym sezonie Kamil Stoch, który dziś walczył o szóste z rzędu zwycięstwo w konkursie Turnieju Czterech Skoczni, ale… spóźnił się. Nie na belkę, tam zasiadł o czasie (choć w drugiej serii wiatr stwierdził, że warto go jeszcze chwilę przetrzymać), ale na progu. Dwa razy. Odległości, jakie osiągnął (127 i 131 metrów) nie były złe, sporo jednak brakowało do poziomu, jakiego od niego oczekiwaliśmy. Szczególnie po bardzo udanych mistrzostwach Polski, którymi rozbudził nam apetyty. Sam zresztą nie był zadowolony ze swojej postawy.

Reklama

Ale skoro nie Kamil, to pewnie Piotr Żyła wziął sprawy w swoje ręce? Nie do końca. Po pierwszej serii pozycja Piotrka faktycznie wyglądała bardzo dobrze, ale w drugiej skok nieco spartaczył. Konkurs skończył wysoko – na szóstym miejscu (jeszcze ani razu w tym sezonie nie spadł poniżej tej pozycji!) – ale mógł osiągnąć znacznie więcej. A tak najlepszym z Polaków okazał się… Dawid Kubacki, który „finiszował” pozycję wyżej. Straty całej trójki do lidera nie wyglądają źle. Stoch musi nadrobić 14,7; Żyła 14; a Kubacki 12,5 punktu. Przed nami jeszcze trzy konkursy i sześć skoków. Napisać, że to do zrobienia, to jak nic nie napisać.

klasyfikacja

Pierwsza 10 dzisiejszego konkursu. Fot. oficjalne konto Twitterowe TCS

Jeśli jednak komuś przyszłoby do głowy przesadnie narzekać na występ biało-czerwonych – oprócz wspomnianych startowali jeszcze Stefan Hula i Olek Zniszczoł, którzy nie awansowali do drugiej serii oraz Jakub Wolny, który skorzystał na urokach systemu KO i ostatecznie zajął 26. miejsce, choć przy normalnych zasadach nie wszedłby do drugiej serii – pragniemy tylko zauważyć, że mogło być znacznie gorzej. Szanse na osiągnięcie czegokolwiek w tegorocznej edycji TCS stracili już m.in. Andreas Wellinger, Severin Freund czy Daniel Andre Tande. Swoją drogą jak dobrze Kobayashi by nie skakał, tak chyba nie ogląda prób rywali – niedawno jako faworyta całej imprezy typował ostatniego z wymienionych i wszyscy zastanawiali się: na jakiej podstawie? Konkurs w Oberstdorfie zdecydowanie nie przyniósł nam odpowiedzi.

Na koniec chcieliśmy jeszcze wyróżnić Mackenziego Boyd-Clowesa, który niezmiennie potrafi nas rozbawić. Dziś nie awansował do drugiej serii, zabrakło mu 0,1 punktu. Jeszcze przed jej rozpoczęciem skomentował to krótko na Twitterze: „0.1 lol what a time danke 2018”. Szczerze życzymy, żeby w 2019 było już lepiej. Tego samego życzymy zresztą wszystkim Polakom. A sobie? Żeby ktoś wreszcie potrafił nam wytłumaczyć, po co właściwie realizatorzy pokazują nam te kąty ułożenia nóg przy wybiciu. Serio, dobrze byłoby się dowiedzieć. Może w Ga-Pa?

Fot. Newspix

Reklama

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
3
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

0 komentarzy

Loading...