Nie udało się prawie wszystko co mogło się nie udać. Wyjmijmy awans młodzieżówki na Euro i żegnamy rok polskiego futbolu, który nadawałby się pod scenariusz filmu Larsa Von Triera.
Łeb w łeb szły klubowe katastrofy z katastrofami reprezentacyjnymi. Z jednej strony senegalski skandal, który wyłożył cały mundial na nasze życzenie, potem dość żenująca jesień. Z drugiej strony kolekcjonująca eurowpierdole Legia, mistrz Polski, który od Dudelange zebrał lekcję futbolu, by rywal było lepszy i dojrzalszy piłkarsko.
Pozostali pucharowicze zapewnili jeden wzlot, Jagiellonia ograła Rio Ave, ale szanując rezultat trzeba pamiętać, że w fazie grupowej Ligi Europy zagrały zespoły o mniejszym ekonomicznym potencjale. Mało: zrobiły to dobrze, by wspomnieć Sarpsborg, który potrafił nastraszyć nawet Genk, pogromcę Lecha.
A, dajcie spokój. Rok się kończy i dobrze.
Porozmawiajmy o tym, co może się okazać interesujące w najbliższym.
Jestem niezmiernie ciekaw tego jak będzie wyglądać Lech Poznań według Adama Nawałki. Powiedzmy sobie jasno: może Legia w trakcie ostatnich sezonów potrafiła kaleczyć, może potrafiła gdzieś staczać się na niższe pozycje, ale nie zmienia to faktu, że trofea kolekcjonuje z niespotykaną regularnością. To nigdy nie był wyścig jednego konia, tytuł rozstrzygano czasem w ostatniej kolejce, ale właśnie zawsze słabość Ekstraklasy obnażając: skoro można tyle razy przegrać, skoro można mieć tyle wahań formy, a i tak wszystko wygrać, to gdzie tu jakość?
Lech od ładnych kilku lat aspiruje do bycia głównym rywalem Legii, ale no właśnie – ile razy faktycznie nim był, a ile razy był tylko tak odmalowywany na potrzeby ligowej narracji? Liga potrzebuje mocnego Kolejorza i jestem pełen optymizmu, że Adam Nawałka wprowadzi poznańską lokomotywę na ten tor. Nie zapominając przy tym, że największym skarbem poznańskiej piłki jest akademia Lecha, w której Nawałka, sądząc po jego ruchach kadrowych, już troszeczkę się zakochał. Sam wiele sobie obiecuję po Hubercie Sobolu, nastoletniej dziewiątce o posturze sportowca co się zowie, dla której rozgrywki juniorskie i mecze rezerw stały się zdecydowanie za ciasne.
Bardzo jestem też ciekaw jak dalej będzie się rozwijać kariera Krzysztofa Piątka. Przyznaję: byłem sceptyczny po jego pierwszych golach. Takie serie zdarzają się napastnikom i nie muszą znaczyć wiele. Zachowując proporcje, pamiętacie Dawida Jarkę? Miał miesiąc czy dwa, po których zastanawiano się w prasie, czy nie podbiorą nam go Niemcy do kadry. Jak się skończyło – wszyscy wiemy.
Ale teraz wierzę, że Piątek to może być napastnik przez duże N. Jego gole to pełne spektrum zagrań, od sprytnych plasowanych strzałów, przez umiejętność dołożenia nogi w najlepszym momencie, wyprzedzenie obrońcy przy wrzutce, po ładne uderzenie z okolic szesnastki, lecące prosto w okno.
Cholernie podobało mi się jego trafienie z Romą: bramkarz popełnił błąd, piłka przeleciała mu przez ręce i wolniutko toczyła się do bramki. Spokojnie by uratował sytuację, miał czas, ale wtedy spod ziemi wyrósł Piątek. Najszybciej zorientował się w okazji i bez zastanowienia popędził, by wbić gola z dwudziestu centymetrów. Gdyby decyzję podjął ułamek sekundy później, byłoby po wszystkim, golkiper zagarnąłby piłkę. A tak świętował Polak.
W tym głodzie goli jest naprawdę coś wyjątkowego. Jeszcze, za przeproszeniem, wpieprzył się wślizgiem.
Widziałem tylko jedną bramkę wślizgiem, która zrobiła na mnie większe wrażenie. Zamieszanie, tańcząca przed bramką piłka, a o wszystkim decyduje instynkt, błyskawiczna, prawidłowa decyzja.
Bardzo umiarkowanie czekam na mecze kadry. Myślę, że mecze będą potworkami, z ostatecznym happy-endem, bo jednak w drugiej dziesiątce (pod koniec, ale zawsze) drużyn Europy jesteśmy, ale zachwycać się nie będzie czym. Grupa jest wyrównana, każdy będzie tracić punkty z każdym, w tym my. Jakby wchodził jeden zespół, sprawa na ostrzu noża, ale że wchodzi również drugie – będzie bylejako, ale z awansem.
Liczę, że Ekstraklasa, do której mam słabość absolutną i w najgorszym meczu znajdę ze dwie perły, będzie lepsza. Lechia Stokowca, Pogoń Runjaica, Piast Fornalika, nawet Korona Lettieriego – to nie są drużyny przypadkowe, tylko takie, w których szkoleniowiec dostał zaufanie i go nie zawiódł. Uważam, że w lidze jest coraz mniej przypadkowych zespołów, tylko takich, które mają określony styl i określoną siłę, nie bazującą na dzisiejszej formie i wypadkach losowych.
Pucharowo nie będzie takiej klęski jak w ostatnich dwóch latach, tu już po naszej stronie jest nawet rachunek prawdopodobieństwa. Jesteśmy słabi, ale nie aż tak słabi, by trzy lata z rzędu nie wziąć udziału w rozgrywkach grupowych, przy takiej autostradzie jaka stoi przed zwycięzcą ligi. Po cichu marzy mi się, by wszedł ktoś zwykłą ścieżką, ale to mało realne – w Europie jest po prostu zbyt wiele mocnych drużyn.
To oczywiście strzały, mogą trafić w okno, bo pewne z polską piłką jest tylko jedno: że nudzić się nie da ani na jeden dzień. Jak nie inwazja ultrasów z Indonezji, jak nie serial z kambodżańską rodziną królewską, to konie na murawie lub płonący stadion.
***
Dostałem taką wiadomość, która z miejsca uczyniła wywiad z trenerem Globiszem najważniejszym, jakim zrobiłem. Już przed publikacją wiedziałem, ze to TOP 3 rozmów, jakie udało mi się przeprowadzić, ale pozostałe nie miały takich konsekwencji.
Panie Leszku, piszę do Pana z podziękowaniem za wywiad z Panem Trenerem Michałem Globiszem. W wywiadzie Pan Trener poruszył temat relacji ze swoim Ojcem. Po przeczytaniu tekstu poczułem potrzebę rozmowy ze swoim Tatą o uczuciach, wartościach…było to 14.12… Tata odszedł nagle 16.12. w nocy. Dzięki tej rozmowie miałem/mam siłę na poradzenie sobie z tą bolesną i niespodziewaną sytuacją oraz wspieranie Mamy. Dziękuję raz jeszcze. Życzę zdrowych i spokojnych Świąt oraz pozdrawiam serdecznie.
Piłka to intensywna przyprawa, ale wciąż tylko przyprawa do życia. Nie zapominajmy o daniu głównym, bo przyprawą najeść się nie da.
Wszystkiego dobrego w 2019.
Leszek Milewski
Bonusy bukmacherskie