Manchester United to mimo problemów sportowych wciąż cholernie poważny klub, więc chwilę po zwolnieniu Jose Mourinho znalazł sobie zastępcę na stanowisko pierwszego trenera. Nie jest to, po ekstraklasowemu, dyrektor akademii, szaman z Chorwacji, magazynier ani sklepikarz. Nie – Czerwone Diabły sięgnęły po legendę czerwonej części Manchesteru, Ole Gunnara Solskjaera.
Co ciekawe, Norweg jest przynajmniej na razie tylko „wypożyczony” z Molde, swojego obecnego klubu, z którym wiąże go kontrakt do 2021 roku. Tamta liga jednak skończyła granie, a kolejny sezon rusza dopiero w marcu. Solskjaer miałby jednak prowadzić Czerwone Diabły do lata, więc mimo wszystko istnieje szansa, że do Molde już nie wróci. Na dobrą sprawę widzimy dwa scenariusze. Solskjaerowi idzie dobrze i w okolicach lutego/marca United proponuje mu dłuższy kontrakt, wypłacając jednocześnie jakąś kwotę Molde. Jeśli natomiast Norweg nie dźwignie tematu, być może właśnie w marcu zostanie zaprezentowany inny długoterminowy menadżer. No bo trzecia opcja, w której Solskjaer prowadzi Molde na odległość, brzmi jednak trochę niepoważnie.
– W piłce nożnej nigdy nie wiadomo, co może się stać. To była okazja, z której musiałem skorzystać. Nie mogę się doczekać prowadzenia Manchesteru do lata. Jednocześnie będę obserwować to, co dzieje się tutaj, w domu – powiedział po ogłoszeniu decyzji Solskjaer.
Jak zostało wspomniane, jego ostatnim przystankiem było Molde, gdzie pracuje od końca 2015 roku. Robota idzie mu nieźle – klub pod jego wodzą zajmował szóste, piąte, a w ostatnich dwóch sezonach drugie miejsce w tamtejszej ekstraklasie. A co w europejskich pucharach? Przyzwoicie – wyjście z grupy Ligi Europy i odpadnięcie z Sevillą, a w bieżącym sezonie przegrana bitwa w play-offach o LE z Zenitem (3:4 w dwumeczu). Też pamiętajmy, że to podejście Solskjaera do Molde jest drugim – wcześniej pracował tam w latach 2011-2013, dwukrotnie kończąc ligę na pierwszym miejscu. Do Ligi Mistrzów nie wszedł, odpadając choćby z Legią, ale fazę grupową Ligę Europy zwiedził.
Oba pobyty w Molde przedzielił epizod w Cardiff City. Epizod – trzeba zaznaczyć – nieudany. Norwegowi w sezonie 13/14 nie wyszła misja strażacka i nie utrzymywał Walijczyków na poziomie Premier League. A obejmował zespół, kiedy ten miał jeden punkt przewagi nad strefą spadkową. Skończyło się na ostatnim miejscu i sześciu oczkach straty do bezpiecznego miejsca. Podziękowano mu po siedmiu kolejkach Championship. – Rozmawialiśmy z Ole o najlepszej decyzji dla obu stron. Przykro mi to powiedzieć, ale stwierdziliśmy, że najlepsza decyzja dla klubu jest taka, że każdy pójdzie własną drogą. Ole był zawsze wielkim profesjonalistą. Jednak ze względu na różną filozofię gry, postanowiliśmy się rozstać polubownie. On i jego rodzina będą zawsze mile widziani w Cardiff – tłumaczył prezes klubu. Była to więc gorsza brytyjska przygoda niż ta, gdy Solskjaer prowadził z powodzeniem rezerwy United, kręcąc średnią punktów powyżej dwóch na mecz. No, ale jednak konkretniejszą cenzurką jest ta z Cardiff.
Teraz Solskjaer ma wielką szansę, by udowodnić, że nie jest trenersko człowiekiem jednego klubu i poza Molde też potrafi kręcić dobre wyniki. Siada na bardzo wysokiego konia, najwyższego, jakiego mógł sobie w tej chwili wyobrazić. Drużyna zatrzymała się w rozwoju dawno temu, gnije na szóstym miejscu w lidze, mając aż osiem punktów straty do kolejnego Arsenalu. Dodatkowo trzeba jeszcze myśleć o Lidze Mistrzów i starciu z PSG, gdzie United będą wszystkim, tylko nie faworytem. Jeśli Solskjaer to dźwignie, zacznie piękną historię, jeśli nie, wróci do Norwegii, która – idziemy o zakład – jest dla niego za ciasna.
Cóż, morderca o twarzy dziecka musi zadać kolejne ciosy rywalom na angielskiej ziemi.
Fot. Newspix