Reklama

Oficjalnie: Wisła Kraków sprzedana. Tylko komu?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

19 grudnia 2018, 12:50 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jest wielki postęp w temacie Wisły. Władze Towarzystwa Sportowego (warunkowo) sprzedały we wtorek w Zurychu sto procent akcji klubu, co może oznaczać, że Biała Gwiazda zostanie cudownie uratowana i uniknie upadłości. Nowi właściciele zobowiązali się najprawdopodobniej do spłaty długu licencyjnego (12 milionów złotych z haczykiem) – muszą to zrobić, by transakcja doszła do skutku. Klub już szykuje oficjalne oświadczenie. Ale… kim ci nowi właściciele tak naprawdę są?

Oficjalnie: Wisła Kraków sprzedana. Tylko komu?

Sprawa, ujmując rzecz eufemistycznie, wygląda dość podejrzanie, a już z całą pewnością niejasno. Transparentność całego dealu jest jak na razie gorzej niż zerowa, a inwestorów mają uwiarygodnić dopiero wielomilionowe przelewy, dzięki którym pojawi się możliwość spłacenia zaległości wobec piłkarzy, co uniemożliwi im rozwiązanie kontraktów z winy klubu. To w tej chwili sprawa najwyższej wagi, być albo nie być Białej Gwiazdy w ekstraklasie.

Sprzedaż potwierdziło TS w oficjalnym, nader lakonicznym oświadczeniu, zastrzegając, że dokładniejsze informacje są objęte klauzulą ścisłej poufności.

Luksembursko-brytyjskie konsorcjum funduszy inwestycyjnych kupiło klub i tyle.

Reklama

Znamy więc naprawdę niewiele szczegółów na temat kambodżańskiego udziałowca, który zagwarantował sobie większościowy pakiet akcji (60%). Jest to fundusz Alelega (z filią w Europie – Luxembourg Sàrl), za którym stoi niejaki Ly Vanna, przedstawiany jako osoba powiązana z kambodżańską rodziną królewską i wielki, finansowy magnat z krainy Khmerów. Pozostałe udziały (40%) mają przypaść brytyjskiej firmie Noble Capital Partners Limited, reprezentowanej w rozmowach przez Szweda, Matsa Hartlinga. Firma ta specjalizuje się w handlu aktywami spółek. Sam Hartling jest równolegle związany ze znaczną liczbą spółek, a w Internecie krążą wobec niego oskarżenia o rozmaite malwersacje, choć ich wiarygodność jest trudna do zweryfikowania. Wiarygodność oskarżeń, choć samego Hartlinga też to dotyczy. Nic w tej sprawie nie jest klarowne, przynajmniej jak na razie, bo wkrótce możemy się chyba wreszcie spodziewać wyjaśnień.

NCP robiło podchody pod Wisłę już na początku listopada. Wówczas TS uznało ich za kontrahenta o zbyt małej wiarygodności finansowej, żeby podjąć negocjację. Inaczej sytuacja ma się teraz. Po pierwsze, z nożem na gardle, po wtóre – z azjatyckimi gwarancjami.

Całej akcji patronował niejako Adam Pietrowski, agent piłkarski działający na rynku niemieckim. Współpracował swego czasu z Dariuszem Stachowiakiem przy transferach kilku utalentowanych młodzieżowców do klubów zza Odry. Obaj panowie przyjaźnią się od lat.

*

Brał Pan udział w sprawie przejęcia Wisły?

Stachowiak: Rozmawiamy z Adamem kilka razy w tygodniu, ponieważ przyjaźnimy się od dłuższego czasu. Oczywiście poruszamy tematy polskich klubów i zawodników. Sprzedawałem mu na bieżąco newsy, że Wisła jest klubem, który można łatwo przejąć. Po prostu monitorowałem sytuacje i informowałem go o wszystkim na bieżąco. Na tym mój udział się skończył.

Reklama

Współpracował Pan z Adamem Pietrowskim przy transferach młodych piłkarzy do Bundesligi.

Nadal współpracujemy. Jeśli chodzi o rynek polski i niemiecki jesteśmy wobec siebie lojalni. Na myśli mam tutaj transfery, które odbywają się w dwie strony. Adam jest osobą godną zaufania, dlatego działamy razem już wiele lat.

Pietrowski jest agentem piłkarskim?

Adam jest agentem z licencją Niemieckiego Związku Piłki Nożnej. Zajmuje się więc pośredniczeniem przy transferach. Choć pewnie niebawem już nie będzie tego robił, ponieważ – przez obecne wydarzenia – nie będzie mógł już wykonywać tego zawodu. Tak chyba mówi status związkowy.

Rozmawialiście już o tym?

Nie było jeszcze okazji, ale nadarzy się ona w weekend, żeby dłużej porozmawiać. Domyślam się jednak, że jeśli ma być dyrektorem sportowym, będzie musiał zrezygnować ze swojej obecnej pracy.

Myśli pan, że Adam Pietrowski poradzi sobie jako dyrektor sportowy?

Znam Adama od wielu lat. Przede wszystkim jest bardzo uczciwym człowiekiem. Tak więc będzie decydowała jakość, a nie prywatny interes. W wielu przypadkach w Polsce jest niestety tak, że prywatne biznesy decydują o tym, że trafia ten zawodnik czy inny. Transfery często są z przypadku i to jest taka partyzantka. Mam przekonanie, że teraz zapanuje normalność i tylko względy sportowe będą decydowały o tym kogo pozyska krakowski klub.

Znam dosyć dobrze osoby z działu skautingu Wisły Kraków. Mówię tutaj np. o Marcinie Kuźbie, który nie miał siły przebicia. Decydowały prywatne interesy, tak jak było w przypadku Manuela Junco. Adam na pewno będzie sugerował się rekomendacjami osób, które pracują w klubie.

*

Pietrowski to również biznesowy partner Hartlinga, łączą ich różne interesy i spółki, również te zarejestrowane w Polsce z minimalnym kapitałem. Działalność obu panów nie robi dużego wrażenia – jeżeli ktoś tutaj ma kasę, dzięki której Wisła stanie na nogi, to tylko strona kambodżańska (oficjalnie – luksemburska). Niedawno, bo w 2017 roku, aktywa Noble Capital zostały oszacowanie na nieco powyżej trzystu tysięcy funtów. Nie są to sumy, z jakimi można się porywać na prowadzenie klubu piłkarskiego w ekstraklasie, a już zwłaszcza takiego jak Wisła.

Rozmowa z Adamem Pietrowskim już wkrótce na Weszło.

Sęk w tym, że w przestrzeni internetowej próżno doszukać się jakichś dowodów, że prężna działalność tajemniczego pana Ly generuje jakieś niesłychane dochody. Oczywiście penetrowanie khmerskiej części Internetu jest zadaniem dość karkołomnym, ale – mimo wszystko – o funduszu Alelega wiadomo jest skandalicznie niewiele. Vanna Ly jest bez wątpienia dość mocno powiązany z rynkiem francuskim, co akurat dla kambodżańskiej burżuazji dość typowe. Nawet krwawy Pol Pot – czyli Brat Numer Jeden, dyktator Kambodży w latach 1975-79, okrutny zbrodniarz – edukację pobierał na francuskich uczelniach.

Ly, poza enigmatycznym funduszem Alelega, jest jeszcze powiązany z paroma firmami funkcjonującymi właśnie we Francji i w Szwajcarii. Jak informuje Michał Trela z Przeglądu Sportowego, Pietrowski zapewnia, iż Ly ma też udziały… w Manchesterze City. A obiecane przelewy trafią na odpowiednie konta bankowe jeszcze przed końcem 2018 roku.

Cóż, bardzo to wszystko tajemnicze. Jasna wydaje się być wyłącznie przyszłość obecnego zarządu TS, który – na czele z prezes Sarapatą – pożegna się z klubem zaraz po tym, gdy warunki sprzedaży zostaną spełnione. Sprawę monitorują również władze Krakowa, z Jackiem Majchrowskim na czele.

Zdaniem krakowskich dziennikarzy, między innymi Mateusza Migi, o posadę może być spokojny Maciej Stolarczyk, a w klubie pozostanie również Arkadiusz Głowacki, choć w innej roli.

fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...