Pojęcie “być skutecznym do bólu” wymyślono właśnie na takie mecze. Zagłębie Sosnowiec weszło w spotkanie świetnie, ale… no właśnie. Miało sytuacje, posiadało piłkę, ale to Lech strzelał gole. Gospodarze spuchnęli, a lechici łoili w nich jak w bęben. Koncertowo zagrał Gumny, świetny mecz rozegrali Gytkjaer i Klupś, a znakomity debiut zaliczył 16-letni Marchwiński. To był mecz rekordów – Lech wygrał na wyjeździe najwyżej w historii, a Marchwiński został najmłodszym strzelcem gola w historii Kolejorza.
Gdy najsłabsza drużyna w lidze zdominowała w pierwszym kwadransie Lecha, to przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Gdy Wrzesiński z Pawłowskim raz za razem rozklepywali obronę Kolejorza, to… Nie no, do tego akurat się przyzwyczailiśmy, że defensywa lechitów nie robi dobrego wrażenia. Ale gdy Canal+ wyświetlił procent posiadania piłki, to część z nas przetarła okulary, a część tych okularów zaczęła szukać. 80 do 20 na korzyść gospodarzy. Gytkjaer był niewidoczny, do Amarala piłka nawet nie dochodziła, Makuszewski mógł dokończyć streczing.
I przy tej dominacji gospodarzy Lech odmachnął się raz, odmachnął się drugi i było 2:0 do przerwy. Dwa strzały na bramkę, dwa uderzenia celne, dwa gole. I to jakie! Najpierw fantastycznie z dystansu przylutował Gumny – pamiętacie trafienie Pavarda na mundialu? To była taka akcja – Kostewycz dośrodkował z lewej flanki, przed polem karnym akcję zamykał drugi boczny obrońca i 20-latek z Lecha w 48. meczu w lidze strzelił swojego pierwszego gola. Później tenże Gumny znakomicie dośrodkował do Gytkjaera, a ten przy bierności obrońców wpakował piłkę do siatki uderzeniem głową.
Po przerwie gospodarze spuchnęli kompletnie. Lech miał mnóstwo przestrzeni i mógł robić, co tylko chciał. Dwie asysty notował beznadziejny do pewnego momentu Makuszewski, dwa gole strzelił totalnie niemrawy Amaral. Na prawej flance istny przeciąg robił Klupś, którego pamiętamy z fajnego debiutu na Wiśle Kraków w zeszłym sezonie, ale później wyróżniał się głównie tym, że był młody. Lech w pewnym momencie miał statystykę strzałów – 4 oddane, 4 celne, 4 gole.
I wówczas na boisku pojawił się chłopiec. Baby-face, 60 kilogramów (i to przy namoczonych butach), 16 lat. Filip Marchwiński, czyli największy talent rocznika 2002 w Lechu, a może i w Polsce, bo i takie słuchy do nas dochodzą. O tego Marchwińskiego pytał już Ajax, pytał też Inter, ale rodzice Filipa powiedzieli “nie no, spokojnie, niech chłopak pogra trochę w Lechu, a później pomyślimy”. Debiutant wszedł na boisko, zaliczył kluczowe podanie przy trafieniu Amarala, a po chwili sam zgrabnie wykończył dogranie Makuszewskiego. Faktem stało się najwyższe wyjazdowe zwycięstwo Lecha w historii (do tej pory to było 6:1), a sam Marchwiński został najmłodszym strzelcem gola w historii Kolejorza (do tej pory był nim Dawid Kownacki, który zaapelował już na Twitterze, by młodziakowi nie odwaliło tak jak swego czasu Kownasiowi).
Zresztą dzisiaj oglądaliśmy żywą reklamę akademii Kolejorza:
– Gumny – gol, asysta, kluczowe podanie, gracz meczu,
– Klupś – gol, asysta,
– Marchwiński – gol, kluczowe podanie.
Trudno nam ten mecz oceniać. Z jednej strony Lech, gdy już atakował, to robił to diabelsko skutecznie, a kilku piłkarzy pokazało kawał dobrego futbolu. Z drugiej strony Zagłębie było niezwykle daremne. Ostatni raz tak żenujący zespół widzieliśmy… no, tak na oko, jedenaście lat temu, gdy oglądaliśmy niezwykle daremne Zagłębie Sosnowiec.
Lech przed chwilą był w gigantycznym kryzysie, zwolnił trenera, miał pół piłkarza w formie, a dziś do podium traci dwa punkty. Taka to jest liga.
[event_results 548262]