Krajowa Liga Zapaśnicza była przedsięwzięciem bez precedensu w skali Europy i świata. Praktycznie z niczego pojawiły się zawodowe rozgrywki, które w ostatnim sezonie przyciągnęły na matę medalistów najważniejszych imprez. Liga miała poważnego sponsora tytularnego, partnera telewizyjnego i wsparcie Polskiego Związku Zapaśniczego. Wszystko zmieniło się, gdy szefem PZZ został Andrzej Supron. “Zderzyłem się z betonem. Moja sytuacja pokazuje, że nie ma sensu robienie nic dla polskiego sportu olimpijskiego. Lepiej było założyć kolejną federację MMA” – komentuje gorzko Damian Fedorowicz, pomysłodawca projektu, który zamierza skierować do sądu sprawę przeciwko związkowi.
Jeszcze kilka miesięcy temu mogło się wydawać, że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku. Drugi sezon rozgrywek zakończył się w marcu. Przed jego startem udało się pozyskać sponsora tytularnego – Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych. Trudno sobie wyobrazić lepszą gwarancję stabilności niż jedna ze spółek Skarbu Państwa. Od początku był także konkretny partner telewizyjny – TVP Sport. Format rozgrywek był udoskonalany na bieżąco, a sam projekt był powszechnie chwalony nie tylko przez ludzi ze środowiska. Ciepłych słów nie szczędzili mu jeszcze do niedawna także przedstawiciele Polskiego Związku Zapaśniczego.
“Krajowa Liga Zapaśnicza to inny produkt dla sportowego środowiska. I we właściwy sobie sposób znajdzie miejsce na międzynarodowej arenie sportowej. Sądzę, że nawet w krótkim czasie. Jako własna, dobra marka, której będą nam zazdrościć inne kraje. I to będzie początek nowego” – mówiła jeszcze w kwietniu 2017 roku w jednym z wywiadów Agata Mikulska, ówczesna wiceprezes Polskiego Związku Zapaśniczego. Ostatecznym marzeniem Damiana Fedorowicza było stworzenie w Europie czegoś na kształt… Ligi Mistrzów. Dziś nie ma nie tylko perspektyw, ale także samych rozgrywek. Co się zmieniło?
Najprościej byłoby powiedzieć, że zmieniły się władze. Rzeczywiście – w czerwcu 2017 roku nowym szefem PZZ został Andrzej Supron, który w wyborach startował po raz piąty. Według ludzi ze środowiska zapaśniczego, przekonał do siebie głosujących obietnicami, które ciężko było przebić. “Obiecywał, że z dnia na dzień zapasy zyskają dużo większe wsparcie mediów i sponsorów. Minął grubo ponad rok, a nic takiego nie miało jeszcze miejsce” – usłyszeliśmy anonimowo od jednej z osób, która doskonale zna realia na szczytach władzy w PZZ. W zarządzie organizacji ścierają się różne frakcje – przeważa grupa zwolenników prezesa Suprona, choć osób krytycznie nastawionych do jego działań również nie brakuje.
“Nowy prezes, nowe porządki” – może pomyśleć ktoś, kto zna sposób funkcjonowania związków sportowych w Polsce. W końcu sternik każdej takiej organizacji ma prawo urządzić ją jak mu się podoba – o ile oczywiście nie łamie po drodze prawa. Nikt nie kwestionuje tego, że Supron przejął władzę w sposób legalny i otrzymał mocny mandat. Problem pojawia się wtedy, gdy prezes może narażać związek na straty. I to nie tylko wizerunkowe…
Zanim do tego przejdziemy, warto ustalić kilka faktów. Pomysł na Krajową Ligę Zapaśniczą zrodził się w głowie Damiana Fedorowicza – byłego zapaśnika. “Postawiłem wszystko na jedną kartę. Dla dobra naszego sportu to przedsięwzięcie musi się udać” – mówił przed startem pierwszego sezonu rozgrywek. Przedsięwzięcie zainaugurowano w listopadzie 2016 roku. Oczywiście przy pełnym wsparciu Polskiego Związku Zapaśniczego, którym rządził wtedy jeszcze inny prezes.
Nic nie stało się oczywiście z dnia na dzień. Najpierw licencję na zorganizowanie zawodowej ligi wydało Ministerstwo Sportu i Turystyki. Decyzję podjęto po zapoznaniu się z umową między KLZ a PZZ – wtedy oba podmioty grały jeszcze do jednej bramki. Przed drugim sezonem udało się pozyskać sponsora tytularnego, co zapewniło organizatorom przede wszystkim większy komfort finansowy. Umowę podpisano jednak między Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych a Polskim Związkiem Zapaśniczym. Spółka KLZ przystąpiła do niej w ograniczonym zakresie i zobowiązała się do prowadzenia określonych działań w zakresie organizacji samych rozgrywek.
Rezygnacja sponsora
W marcu 2018 roku dobiegł końca drugi sezon ligowy. Dominowały pozytywne recenzje – formuła rozgrywania spotkań (3 walki w stylu wolnym, 3 w klasycznym, 3 pojedynki kobiet) została dobrze oceniona przez przedstawicieli europejskiej i światowej federacji. Zadowolony był też sponsor, który według Fedorowicza wielokrotnie na różne sposoby deklarował zainteresowanie dalszym wspieraniem projektu.
“Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych wymagała od nas – PZZ i KLZ – raportowania współpracy. Raport spółki KLZ został przyjęty bardzo ciepło, bez zastrzeżeń. Uznano, że wszystkie dokumenty zostały sporządzone rzetelnie. Do związku było za to ponad 30 różnych uwag. Wtedy PWPW zaproponowała rozdzielnie umów – 2/3 kwoty miało iść na KLZ, a 1/3 na PZZ. Dla mnie to był czytelny sygnał, że chcą w większym stopniu zaufać KLZ, bo PZZ popełnia różne błędy” – relacjonuje Damian Fedorowicz.
Poważniejszy zgrzyt pojawił się jednak pod koniec czerwca. Spółka KLZ otrzymała pismo od Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, w którym poinformowano o zerwaniu jakichkolwiek dalszych rozmów na temat kontynuowania współpracy. Jako oficjalny powód podano “brak przejrzystości w spółce”. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że w procesie decyzyjnym PWPW dużą rolę mógł odegrać prezes Supron. Kością niezgody miał być właśnie nowy system dzielenia pieniędzy, czego sam prezes w rozmowie z Weszło się zresztą nie wypiera.
“Większość budżetu miała być przekazana na KLZ, a tylko około 30 procent na Związek. Z perspektywy PZZ było to rozwiązanie bardzo niekorzystne. Jako prezes nie mogłem się na coś takiego zgodzić. Kiedy zostałem poinformowany, że nie da się z tym nic zrobić, poprosiłem osobę reprezentującą PWPW o spotkanie. Już 48 godzin później spotkaliśmy się z przedstawicielem zarządu PWPW S.A. w siedzibie spółki w Warszawie. Rozmowa dotyczyła propozycji finansowania PZZ przez Sponsora. Zostałem zapytany o szczegółowy zakres działalności KLZ, formę prawną spółki, jej kapitał zakładowy oraz o udziały PZZ w jej działalności. Przedstawiciele PWPW podjęli decyzję o wprowadzeniu audytu prawnofinansowego do KLZ. Po pewnym czasie (w drugiej połowie czerwca) w siedzibie PZZ została odebrana korespondencja z PWPW z informacją o wyłączeniu KLZ z dalszej współpracy w ramach wsparcia finansowego dla polskich zapasów” – tłumaczy Andrzej Supron, prezes Polskiego Związku Zapaśniczego.
Efekt był taki, że rozgrywki z dnia na dzień straciły sponsora tytularnego. Damian Fedorowicz – prezes spółki KLZ – próbował dopytywać w PWPW o przyczyny takiej decyzji. Twierdzi, że nigdy nie dostał jednak bardziej konkretnej odpowiedzi od zarzutu “braku przejrzystości w spółce”. Na czym ten “brak przejrzystości” miałby konkretnie polegać? Czy warunki umowy na nowy sezon między PWPW a PZZ i KLZ rzeczywiście zostały wcześniej uzgodnione? Jak wyglądało raportowanie dotychczasowej współpracy? Próbowaliśmy dowiedzieć się tego bezpośrednio u źródła, ale zamiast odpowiedzi na pytania uzyskaliśmy jedynie bardzo ogólny komunikat, który poniżej przytaczamy w całości.
“Uprzejmie informujemy, że PWPW S.A. nadal wspiera polskie zapasy. Zmiana formuły sponsoringu wiąże się z chęcią skoncentrowania środków na wsparciu reprezentacji Polski. Ostatnie dwa lata sukcesów polskich zapaśników na arenach międzynarodowych pokazały, że wspieranie systemowych i trwałych rozwiązań przynosi wymierne korzyści. Jesteśmy przekonani, że zarówno w kontekście dalszego rozwoju tej dyscypliny w Polsce, jak i budowania warunków sprzyjających udanemu występowi naszych zawodników na Letnich Igrzyskach Olimpijskich 2020 w Tokio, decyzja ta okaże się rozwiązaniem efektywnym” – napisano.
Kto był winny?
Według Damiana Fedorowicza problemy w relacjach ze związkiem pojawiły się już na początku kadencji nowego szefa PZZ. Na mocy umowy zawartej na sezon 2016/17 spółka KLZ płaciła na rzecz Polskiego Związku Zapaśniczego 3% swojego przychodu. W zamian związek zajmował się kwestiami związanymi z sędziowaniem – wyznaczał arbitrów i im płacił.
“Prezes Supron dalej chciał dostawać takie same pieniądze, ale nie chciał, by związek miał wpływ na sędziów. Arbiter to rzecz święta, a w ten sposób PZZ miał realny wpływ na całe rozgrywki. W związku usłyszałem taką wersję: sam będziesz płacił za arbitrów, my ich będziemy wyznaczać, a ty jeszcze zapłacisz nam 3%. Na to się nie zgodziłem. Mówimy o kwocie rzędu 20 tysięcy złotych w skali roku – i to nie dla mnie, ale dla sędziów. Stanęło na tym, że z 3% zeszło do 2%, ale sędziowanie było w całości po mojej stronie. Prezes Supron zaczął tym grać za moimi plecami. “Jak to może tak być, że KLZ ma swoich arbitrów?” – takich opinii było naprawdę sporo, a przecież ja tej sytuacji nie chciałem!” – tłumaczy Fedorowicz.
“Żałuję, że nigdy nie miałem okazji nic wyjaśnić. Nikt nie zapytał mnie, czemu Polski Związek Zapaśniczy nie miał udziałów w Krajowej Lidze Zapaśniczej. Nie ma ich z prostej przyczyny – bo nie partycypuje w kosztach. Jeśli miałby 10% udziałów, to musiałby wyłożyć 150 tysięcy złotych rocznie. Jeśli nie ma tych pieniędzy, to nie może mieć udziałów. Przy organizacji ligi to ustaliliśmy czarno na białym, a potem to wróciło w absurdalnych okolicznościach” – dodaje prezes KLZ. Jak widzi tę sprawę druga strona?
“Zarząd KLZ musiał popełnić błędy, które widocznie zostały wyłapane przez PWPW podczas audytu. W rozgrywkach brali udział zawodnicy z zagranicy, a spółka skarbu państwa w ramach dobrych praktyk sponsoringowych ma na celu wspieranie polskich sportowców. Założenie było takie, że z tej współpracy mają się urodzić medale mistrzostw świata, mistrzostw Europy i igrzysk olimpijskich. Umowa została sporządzona zanim zostałem prezesem, ale w trosce o naszych reprezentantów, nie mogłem się zgodzić na taki podział procentowy” – tłumaczy nam swoją decyzję Andrzej Supron.
Ta argumentacja wydaje się jednak co najmniej dyskusyjna. W końcu dla wielu młodych zawodników możliwość sprawdzenia się w rywalizacji z zagranicznymi gwiazdami była wyzwaniem jedynym w swoim rodzaju i nie doszłoby do tego gdyby nie Krajowa Liga Zapaśnicza. Poziom sportowy rozgrywek z sezonu na sezon konsekwentnie szedł w górę. Podczas pierwszej edycji rozgrywek przez matę przewinęło się ponad dwudziestu medalistów mistrzostw świata i Europy. W drugim sezonie ta liczba się podwoiła, a dodatkowo do gry dołączyli medaliści olimpijscy – między innymi Żan Bełeniuk, gwiazda ukraińskich zapasów.
Dla wielu młodych polskich zawodników konfrontacja z zapaśnikami tej klasy była okazją do zebrania bezcennego doświadczenia. Wyniki na mistrzostwach świata to potwierdzały – w 2016, 2017 i 2018 roku biało-czerwoni wracali do kraju z medalami. Sukcesy na arenie międzynarodowej podkreśla zresztą Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych w przesłanym do nas komunikacie.
Większe kontrowersje budzą jednak okoliczności rozwiązania umowy zawartej między PZZ i KLZ. Mogłoby się wydawać, że w tak ważnej sprawie naturalnym krokiem wydają się szerokie (lub w ogóle jakiekolwiek) konsultacje środowiskowe. Udało nam się ustalić, że Prezes Polskiego Związku Zapaśniczego na pewno nie pytał o zdanie wszystkich członków zarządu. Nie był to wprawdzie jego obowiązek (między posiedzeniami zarządu jego kompetencje przejmuje prezes – tak stanowi statut związku), ale dobry zwyczaj, z którym po latach w tej sytuacji zerwano.
“Styl załatwienia tej sprawy nie jest profesjonalny. Za kadencji poprzednich prezesów w kluczowych sprawach decyzje były podejmowane kolegialnie przez zarząd. Poprzedzały je oczywiście dyskusje i analizy. Umowa z KLZ została wypowiedziana przez prezesa – nie pytał o zdania zarząd. Zarząd został tylko poinformowany po wszystkim, gdy nie można było już nic zrobić” – usłyszeliśmy od jednego z członków zarządu Polskiego Związku Zapaśniczego.
Budzący wątpliwości od strony etyczno-moralnej styl zakończenia współpracy to jedno, ale spółka KLZ uważa, że umowa została rozwiązana nieprawidłowo i zgłasza roszczenie o zwrot poniesionych kosztów. Gdy okazało się, że nie będzie sponsora tytularnego, sytuacja niemal z dnia na dzień zrobiła się krytyczna. Prezes Krajowej Ligi Zapaśniczej próbował nawet zorganizować zbiórkę na portalu crowdfundingowym, ale było już za późno.
“Wszystko wywaliło się na ostatniej prostej. Trzeci sezon miał być w innej telewizji, z lepszymi perspektywami i większymi pieniędzmi. Warunki do rozwoju były naprawdę lepsze niż do tej pory. Gdyby to wszystko wydarzyło się w styczniu lub lutym, to dałbym sobie radę. Miałbym czas, by poszukać innego sponsora tytularnego, ale w takiej sytuacji wiele nie mogłem zrobić. Racjonalny związek próbowałby się dogadać i kontynuować projekt. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca” – relacjonuje Damian Fedorowicz.
Pomysłodawca Krajowej Ligi Zapaśniczej próbował szukać wsparcia w Ministerstwie Sportu i Turystyki, do którego miał zwrócić się z prośbą o pomoc w trudnej sytuacji. Odpowiedzi się nie doczekał. Chcieliśmy dowiedzieć się, jak ta sytuacja wyglądała ze strony organu, który w końcu wyraził zgodę na powstanie rozgrywek. Czy rozwiązanie umowy z KLZ wymagało aprobaty ministra? Czy Ministerstwo Sportu i Turystyki miało w ogóle świadomość na temat działań prezesa Suprona i mogło coś zrobić w tej sytuacji?
“MSiT nie ma wpływu na wewnętrzne ustalenia i zapisy umów pomiędzy Polskim Związkiem Sportowym a sponsorem i nie może w nie ingerować. MSiT rozlicza PZS-y wyłącznie ze środków przyznanych w ramach dotacji ministerialnych” – czytamy w oświadczeniu przesłanym nam w odpowiedzi na pytania.
“Stosownie do art. 13 ust. 1 pkt 1 i 2 ustawy z dnia 25 czerwca 2010 r. o sporcie, polski związek sportowy ma wyłączne prawo do organizowania i prowadzenia współzawodnictwa sportowego o tytuł Mistrza Polski oraz o Puchar Polski w danym sporcie oraz ustanawiania i realizacji reguł sportowych, organizacyjnych i dyscyplinarnych we współzawodnictwie sportowym organizowanym przez związek, z wyjątkiem reguł dyscyplinarnych dotyczących dopingu w sporcie. MSiT nie może w żaden sposób naruszać autonomii związków sportowych w tym obszarze. Dalszy ciąg komunikatu przesłanego przez Annę Ulman, rzeczniczkę prasową Ministerstwa Sportu i Turystyki:
Przepisy ustawy o sporcie przewidują sytuacje, w których polski związek sportowy w sporcie, w którym współzawodnictwo jest organizowane w formie rozgrywek ligowych może (art. 15 ust. 1 ustawy o sporcie) lub ma obowiązek utworzyć ligę zawodową (art. 15 ust. 2 ustawy o sporcie). Zgodnie art. 15 ust. 4 ustawy o sporcie, liga zawodowa jest zarządzana przez osobę prawną działającą w formie spółki kapitałowej. Zasady funkcjonowania ligi zawodowej są ustalane w umowie zawartej między polskim związkiem sportowym a spółką zarządzającą ligą zawodową (art. 15 ust. 5 ustawy o sporcie). Poza przypadkiem obowiązku utworzenia ligi zawodowej, a więc wyłącznie w sytuacji, gdy ponad połowa klubów sportowych biorących udział w rozgrywkach ligowych w najwyższej klasie rozgrywkowej w danym sporcie działa w formie spółek akcyjnych, jej powołanie przez polski związek sportowy nie jest obligatoryjne.
Poza tą sytuacją, polski związek sportowy zachowuje pełną swobodę wyboru formuły prowadzenia rozgrywek. Stanowi to jego prawo, a nie obowiązek. W żadnym też przypadku obowiązujące przepisy nie stanowią podstawy prawnej do wydania przez Ministra Sportu i Turystyki zgody na rozwiązanie umowy tego rodzaju”.
Co oznacza zły adres?
Wróćmy jednak do relacji na linii Andrzej Supron – Damian Fedorowicz. Konflikt personalny między prezesami nie jest tajemnicą dla nikogo w środowisku zapaśniczym. Według szefa Krajowej Ligi Zapaśniczej, poważne problemy zaczęły się przed wyborami w 2017 roku, kiedy to popierał kandydaturę Andrzeja Wrońskiego – głównego konkurenta Suprona. Nowy prezes przedstawia nieco inną wersję i wskazuje na jedno konkretne wydarzenie, które szczególnie go zabolało.
“Wielokrotnie szukałem porozumienia z prezesem KLZ Damianem Fedorowiczem, ale spotykałem się jedynie z butą i arogancją z jego strony. W takich okolicznościach ciężko się współpracuje. Jeśli przyjeżdżam na finał ligi KLZ i wraz z wiceprezesami PZZ jesteśmy pomijani z premedytacją podczas ceremonii wręczania nagród, to jest to dla mnie ewidentny dowód na to, że jedna ze stron nie chce współpracować” – dodaje prezes Polskiego Związku Zapaśniczego.
O trudnych relacjach między obydwoma sternikami opowiedzieli nam także ludzie z zapaśniczego środowiska. “Wiele razy próbowałem ich posadzić przy jednym stole – ‘dogadajcie się, przecież wszystkim nam na tym zależy’. Nie było jednak takiej woli. Prezes Fedorowicz łatwo się unosił – potrafił kogoś skrzyczeć w obecności kibiców. Sam mam taki charakter, że potrafiłem nad tym przejść do porządku dziennego, ale nie wszyscy tak mają” – opowiada prezes jednego z klubów, który startował w drugim sezonie Krajowej Ligi Zapaśniczej.
Relacje to jednak sprawa osobista obu panów. Nie trzeba się lubić, by robić biznes lub działać na rzecz wspólnego dobra. W całej sprawie liczy się jednak coś innego. Sporną kwestię – którą teraz najprawdopodobniej zajmie się sąd – stanowią okoliczności zakończenia współpracy przez PZZ i KLZ. Związek argumentuje, że skorzystał z prawa zawartego w umowie i rozwiązał ją po tym, jak spółka nie dopełniła wszystkich należnych zobowiązań.
“Warunki były jasno określone. Spółka KLZ miała organizować ligę i gwarantować środki na jej prowadzenie. Miała być także narzędziem umożliwiającym pozyskiwanie środków finansowych na wsparcie dla najlepszych zawodników i zawodniczek z reprezentacji Polski. Niestety, jedynym beneficjentem była spółka KLZ. Po zakończeniu sezonu w ciągu 30 dni powinno dojść do rozliczenia według umowy na rzecz PZZ. To nie nastąpiło po 30, 60 a nawet 90 dniach. Kiedy wysłaliśmy wezwania o zapłatę, nie zostało podjęte ani pierwsze, ani drugie wezwanie. Zaznaczam, że cała korespondencja pocztowa była kierowana na adres wskazany w umowie oraz aneksie. Nie było żadnej reakcji. Wysyłając na ten sam adres informację o rozwiązaniu umowy, odzew był natychmiastowy. Ciekawe, prawda?” – zauważa prezes Supron.
Faktycznie – ciekawe. Wnikliwa analiza pozwala jednak stwierdzić, że cała sprawa wcale nie stawia Polskiego Związku Zapaśniczego w dobrym świetle. W październiku 2017 roku spółka KLZ zmieniła bowiem adres swojej siedziby, co zostało odnotowane w Rejestrze Przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego. Informacja widniała również od samego początku na stronie internetowej organizacji. Można ją było także znaleźć w stopce mailowej Damiana Fedorowicza, który potem wielokrotnie kontaktował się ze związkiem tą drogą.
Dlaczego wobec tego korespondencję kierowano na stary i nieaktualny adres? Na to pytanie nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Paradoksalnie to właśnie ten wątek może się okazać kluczowy dla całej sprawy. Fedorowicz odebrał wprawdzie informację o rozwiązaniu umowy, ale natychmiastowe zakończenie współpracy było możliwe tylko po uprzednim doręczeniu obowiązkowego wezwania do zaprzestania naruszania warunków umowy, co wiązało się z wyznaczeniem 14-dniowego terminu spłaty. A tego dokumentu ponad wszelką wątpliwość prezes KLZ nie odebrał – potwierdza to zresztą sam związek.
W sytuacji, gdy oświadczenie o wyznaczenie terminu spłaty zostało wysłane na zły adres (a to miało miejsce w tym przypadku) i nie zostało podjęte przez spółkę w terminie, to nie doszło do adresata w taki sposób, by mógł zapoznać się z jego treścią. W związku z tym oświadczenie o wezwaniu do usunięcia naruszeń w istocie zwyczajnie nie zostało złożone.
Dlaczego jednak Fedorowicz odebrał jeden z niepoprawnie zaadresowanych dokumentów, a drugiego już nie? Być może zdecydował zwykły przypadek. Szef Krajowej Ligi Zapaśniczej przekonuje, że kiedy PZZ wysyłał mu pierwszy dokument, to akurat był na wakacjach. Oczywiście nie powinien był odbierać też drugiej niepoprawnie zaadresowanej korespondencji, ale gdyby odebrał obie, to byłby sam sobie winny i mógłby stracić podstawę do roszczeń. A tak – według specjalistów, z którymi konsultowaliśmy tę sprawę – ma naprawdę duże szanse na przekonanie sądu do tego, że rozwiązując umowę PZZ nie dochował należytej staranności.
Działacze Polskiego Związku Zapaśniczego być może będą teraz próbowali przekonać sąd, że wysyłali korespondencję na “ostatni znany adres adresata”, ale nie będzie to prawdą. Nowy adres spółki od samego początku widniał w KRS i powinien być doskonale znany w związku. Jeśli Polski Związek Zapaśniczy będzie przekonywał, że nie posiadał wiedzy o zmianie adresu spółki, to istnieje dokument, który dotkliwie obnaży, że mija się z prawdą. Przedstawiciele PZZ mogli nie wchodzić na stronę internetową KLZ, mogli nie czytać stopki w mailach prezesa, a nawet mogli nie patrzeć na pieczątkę firmową KLZ z nowym adresem, która zdobiła pisma wysłane do PZZ, ale w lutym 2018 roku podpisali z Damianem Fedorowiczem inną umowę – dotyczącą organizacji meczów reprezentacji. Widnieje tam już nowy adres spółki KLZ, a pod wszystkim widać podpisy prezesa Andrzeja Suprona i sekretarza generalnego Andrzeja Głaza.
Kto ma rację?
Mamy więc sytuację pod wieloma względami patową. Polski Związek Zapaśniczy uważa, że prawidłowo rozwiązał umowę z KLZ z winy drugiej spółki i domaga się uiszczenia przez nią opłaty z tym związanej. Spółka KLZ twierdzi z kolei, że umowa została rozwiązana nieprawidłowo i zgłasza roszczenie o zwrot poniesionych kosztów. Sprawę dodatkowo komplikuje to, że spółka KLZ faktycznie nie dotrzymała terminu zapłaty, więc podstawa do rozwiązania umowy zgodnie z jej zapisami rzeczywiście istniała. Polski Związek Zapaśniczy nie potrafił nawet tak oczywistej sytuacji rozstrzygnąć definitywnie na swoją korzyść i może ponieść tego konsekwencje.
“Aneks z sezonu 2016/17 mówił jasno, że po sprawozdaniu finansowym spółki (do 30 czerwca) będzie wyliczona kwota procentowa dla PZZ. W aneksie do sezonu 2017/18 pojawił się błąd, który nakazywał KLZ zapłatę 2% po zakończeniu sezonu – w kwietniu. Wtedy z przyczyn księgowych niemożliwe było wyliczenie procentowe i w związku z tym wystąpiłem do PZZ z prośbą o przesunięcie terminu na koniec czerwca” – relacjonuje Damian Fedorowicz.
W akcie desperacji pomysłodawca Krajowej Ligi Zapaśniczej próbował nawet zachęcić związek do przejęcia większej kontroli nad rozgrywkami. Mimo próśb o spotkanie i negocjacje, odzewu nie było. “Supron nie uderzył w ligę – on chciał uderzyć w Fedorowicza. Byłem skłonny wraz ze wspólnikiem oddać im radę nadzorczą i udziały. W pewnym momencie chcieliśmy ratować ligę za wszelką cenę. Nie dostałem żadnej odpowiedzi – po prostu nas olali” – dodaje prezes spółki KLZ. Jak okoliczności zakończenia projektu ocenia z kolei prezes Supron?
“Możemy ponosić wydatki związane z promocją i wizerunkiem dyscypliny, ale pytanie, czy stać nas na inwestycję w takiej wysokości. Jako PZZ możemy realizować transmisje telewizyjne z każdej imprezy w roku, jednak dywersyfikujemy medialność poszczególnych wydarzeń, ponieważ musimy mądrze gospodarować środkami finansowymi. Wartość rozgrywek KLZ (ekwiwalent medialny) była na poziomie 5,5 mln złotych. Nie chcę się chwalić, ale mój wizerunek jest wyceniony na 7,5 miliona złotych, a związku na 3 miliony złotych” – tłumaczy prezes Polskiego Związku Zapaśniczego.
“Nie w tym jednak rzecz. To nie my przyczyniliśmy się do tego, że KLZ nie przeprowadził kolejnej edycji rozgrywek. Jednoosobowa spółka pana Fedorowicza nie może obarczać winą za swoje niepowodzenia przedstawicieli PZZ. To nieprofesjonalne! Człowiek, który prowadził projekt sportowy, zaczyna nas dyskredytować w chwili, gdy powinęła mu się noga. Umowa została rozwiązana, ponieważ spółka KLZ nie była w stanie przeprowadzić kolejnej edycji rozgrywek drużynowych. Nie gwarantowała nam ciągłości, a dodatkowo nie rozliczyła się ze swoich zobowiązań względem PZZ” – puentuje Andrzej Supron.
Prezesowi można tylko pogratulować, jeśli jego wizerunek faktycznie jest wyceniany na 7,5 miliona złotych, ale wypada zadać pytanie: co to wnosi do całej sprawy? Nie sposób też nie dostrzec pewnej sprzeczności. Prezes PZZ przekonuje, że jego organizacja nie miała wpływu na to, że KLZ nie przeprowadzi kolejnej edycji rozgrywek, jednak we wcześniejszej wypowiedzi przyznaje się do rozmów na temat spółki KLZ z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych, po których sponsor tytularny Krajowej Ligi Zapaśniczej zrezygnował z dalszej współpracy. Dziwić może też argumentacja – w końcu faktycznym powodem rozwiązania umowy był brak rozliczenia się ze swoich zobowiązań, nie zaś brak “gwarancji ciągłości”.
Całą sytuację wokół rozgrywek trudno zrozumieć z jeszcze jednego powodu. Z dnia na dzień ucięto organizację ligi, która była chwalona i miała przed sobą coraz lepsze perspektywy. Wypada więc zapytać: co Polski Związek Zapaśniczy ma do zaproponowania w to miejsce? Na ten moment wygląda na to, że raczej niewiele. W 2018 roku zamiast ligi będą… jednodniowe drużynowe mistrzostwa Polski, które odbędą się 21 grudnia. Wokół tej imprezy również nie brakuje dziwnych okoliczności, ale chyba najdziwniejsze jest to, że przewidziano miejsce tylko dla sześciu klubów. Z jakiego klucza będą wybierane? Zdecyduje… kolejność zgłoszeń. Tak, kto pierwszy, ten lepszy!
Absurd? Być może, ale z pewnością nie pierwszy i nie ostatni. W środowisku zapaśniczym powoli zaczyna wrzeć. Przestrogą dla prezesa Suprona może być los jego bezpośredniego poprzednika. Grzegorz Brudziński został odwołany z funkcji szefa Polskiego Związku Zapaśniczego po zaledwie 189 dniach na stanowisku. Prezes miał podzielić środowisko, a dobro zapasów przestało być głównym kryterium jego działań.
“Powiem brutalnie: tu nie będzie współpracy. We wszystko wkradła się polityka. Nie patrzy się na możliwości współpracy. Nie patrzy się na potencjał ludzi i ich kompetencje. Mimo wszystko nie żałuję, że Andrzej Supron został prezesem. Skoro tyle lat obiecywał, że z nim zapasy wrócą do mediów, a on przyniesie sponsorów, to wreszcie ma szansę to zrealizować. Kiedy mu się nie uda, to zostanie rozliczony – i tyle. Jeśli prezes uważa, że wszystko może, to któregoś dnia to wszystko po prostu pęknie” – podsumowuje jeden z członków zarządu Polskiego Związku Zapaśniczego.
KACPER BARTOSIAK
Follow @kacperbart
Fot. FotoPyk