Legia zrobiła swoje

redakcja

Autor:redakcja

05 grudnia 2018, 22:48 • 3 min czytania

Lekko, łatwo, przyjemnie, bez specjalnego przemęczania się. Dla postronnego widza mecz Chrobrego Głogów z Legią był czystym i przewidywalnym nudziarstwem, ale kibice Legii takie nudziarstwa chcieliby zapewne oglądać jak najczęściej.

Legia zrobiła swoje
Reklama

Waleczność. To słowo odmieniano przed pierwszym gwizdkiem w Głogowie przez wszystkie przypadki. Podopieczni Nicińskiego mieli gryźć trawę. Animuszu w zasadzie wystarczyło tylko na jakieś dziesięć minut. Tylko w tym okresie gospodarze choć odrobinę pomachali szabelką – wielkiego zagrożenia nie stworzyli ani razu, ale było uderzenie Machaja, była próba utrzymania się z piłką na połowie Legii.

Wkrótce jednak mistrz Polski założył Chrobremu taki pressing, że pierwszoligowcy zaczęli się gubić pod własną bramką. Po kwadransie poszły trzy znakomite akcje: porządny wolej Kucharczyka, ale w środek bramki. Dobre dogranie Hlouska zamyka Vesović, ale nie trafia. W końcu dobry odbiór aktywnego Kulenovicia, przełożenie jedną kiwką dwóch defensorów i sprytny strzał, ale obroniony przez Janickiego.

Reklama

Co się odwlecze, to nie uciecze. Legia tempa nie forsowała, ale różnica klas była widoczna. Chrobry zupełnie nie miał pomysłu jak zrobić warszawianom krzywdę. W końcu przyszła 31. minuta, Philipps popisał się długim dograniem w pole karne, Wasiluk popisał się wzorcowym kryciem na radar, a wynik otworzył Kucharczyk. Głogów rozsypał się zupełnie, konsekwencją był drugi gol, zabijający nadzieję o sensacji. Warto przy tym trafieniu docenić nie tylko uderzenie Cafu, ale też rolę Kulenovicia, który świetnie wypatrzył na skrzydle Stolarskiego. Podanie idealnie w tempo, od razu rozkręcające całą akcję.

Drugą połowę w zasadzie powinno się odwołać. Widać było, że legioniści przede wszystkim nie chcą się uszkodzić na zmrożonej murawie, a Chrobry wyczuł, że przepaść w jakości jest tak duża, że nie ma tu czego ugrać: 0:2 będzie najniższym wymiarem kary. Odbył się więc jeden wielki festiwal chodzonego. Wyglądało to dosłownie tak, jakby obie drużyny podpisały pakt o nieagresji. Nawet gdy Janicki sprezentował sam na sam Kulenoviciowi, a ten wyłożył futbolówkę nadbiegającemu Radoviciowi, piłka – choć Rado miał pustą bramkę – poszybowała w kierunku parkingu. Ta sytuacja najwyraźniej nieco pakt nadszarpnęła, bo akcje Legii zaczęły sypać się jak z rękawa, a po jednej z nich Cafu popisał się kolejnym znakomitym strzałem z dystansu, ustalając wynik.

Gola strzelił też Kulenović, ale sędzia Jarosław Przybył z nieznanych przyczyn gwizdnął spalonego. Tyle dobrego, że Przybył nie dał się nabrać Kulenoviciowi na jedną z bardziej żenujących symulek jakie ostatnio widzieliśmy – żółta kartka należała się jak nic. Mimo to Chorwata należy dzisiaj pochwalić – pokazał dużo jakości, widział więcej. Wiosna może należeć do niego. W przeciwieństwie do Pasquato, który dostał całe 45 minut, a tylko przypominał niemal w każdej akcji, dlaczego tak rzadko wchodzi na murawę.

A Głogów? Wielkich wspomnień mieć nie będzie, przynajmniej tych czysto piłkarskich. Kibice zadbali o świetną oprawę meczową, flagi robiły wrażenie – delikatnie mówiąc widzieliśmy w tej rundzie kilka meczów, które straszyły pustkami, tutaj czuło się atmosferę piłkarskiego święta.

Chrobry Głogów – Legia Warszawa 0:3

Kucharczyk 31, Cafu 36, 82

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry

Braian Wilma
0
Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama