Każda drużyna ma wyjazd, na myśl o którym robi jej się niedobrze, dostaje drgawek i gdyby mogła, zjadłaby surowego kartofla i została w domu. Legię przerastały wycieczki do Niecieczy i spadek Bruk-Betu musiano przyjąć tam z taką radością, jakby Wojskowi dostali pięcioletni karnet na udział w Lidze Mistrzów. No, a z większej piłki, to zapytajcie kibiców Barcelony jak wspominają wyjazdy Blaugrany do San Sebastian na mecze ligowe z Realem Sociedad. Dopiero w tym roku Dumie Katalonii udało się przełamać klątwę, wcześniej przez 11 lat bili głową w mur. Czyli jednym zdaniem: nawet najwięksi boją się gdzieś jechać. I takim ponurym miejscem dla Jagiellonii jest Gdańsk.
Po raz ostatni Jaga wygrała w biało-zielonej części Trójmiasta w sezonie 12/13, wyszarpując wynik 3:2. Nic nam tak dobrze nie powie o prehistorii tego meczu, jak składy obu drużyn. U gości owszem, grał Frankowski, ale Tomek, bo Przemek wchodził z ławki po stronie gospodarzy. Bramkę na wagę zwycięstwa dla przyjezdnych strzelił Smolarek, wcześniej trafiali Quintana i Gajos. Lechia szturmowała rywali Ricardinho i Dudą. Natomiast co do trenerów, to gdańszczan prowadził Bobo Kaczmarek, a Jagiellonię Tomasz Hajto. Tak na marginesie: Hajto po zwycięstwie w Gdańsku (22. kolejka) ograł jeszcze tylko Ruch Chorzów w meczu o pietruszkę przy ostatniej serii spotkań. W międzyczasie pięć razy wyłapał w łeb i po sezonie go już nie było.
No, ale wracając do meritum: Gdańsk Jadze nie leży. Po Hajcie próbowało go zdobyć trzech trenerów – Stokowiec, Probierz, Mamrot – ale nikt nie dał rady. Nawet Stokowiec, wyrzucając swojego obecnego pracodawcę z Pucharu Polski, tylko remisował w Gdańsku. Najbliżej był pewnie Mamrot, który prowadził z Lechią już 3:1, jednak jego piłkarze rezultatu nie utrzymali, remisując 3:3 po bramce Marco Paixao w ostatnich chwilach spotkania. Od „hajtowego” zwycięstwa Jaga ma w Gdańsku bilans 4 porażek i dwóch remisów. Bilans bramkowy jest straszny, bo Lechia nastrzelała Jadze 18 sztuk, tracąc ledwie pięć. To nie były starcia gołej dupy z batem, bo pewnie goła dupa ma w takim wypadku więcej do powiedzenia.
Dziś o zwycięstwo Jagiellonii wcale nie będzie łatwiej, skoro Lechia u siebie jeszcze nie przegrała, notując dwa remisy (Zagłębie, Śląsk) przy pięciu zwycięstwach. Plusikiem dla Jagi może być z kolei to, że ona nie przegrała akurat na wyjazdach (bilans 4-2-0). Patrzymy w tabelę i nijak nam nie wychodzi, że ekipa Mamrota mogłaby sobie pozwolić w Gdańsku na porażkę, strata do Lechii urosłaby wówczas do sześciu oczek, a przy ewentualnym zwycięstwie Legii w Lubinie ta porażka zepchnęłaby Jagę na trzecie miejsce.
Pewnie, nawet sześć oczek straty to w ekstraklasie kwestia czasem i dwóch meczów, ale wydaje się, że Jaga musi wycisnąć z jesieni maksa. Ostatnio w wywiadzie z Mateuszem Rokuszewskim filar obrony, Ivan Runje, przyznał, że na 95% opuści Białystok. Z kolei po udanych występach w kadrze pojawia się dobry moment na sprzedaż Frankowskiego, bardzo ważnej postaci z ustawienia ofensywnego. Już w lutym Jaga może funkcjonować zupełnie inaczej, a zbyt duża strata do lidera może ją jeszcze bardziej rozłożyć. Nie ma co ryzykować, trzeba punktować najlepiej, jak się da.
I przełamać twierdzę Gdańsk. To też by nam udowodniło, że Jaga mentalnie urosła do mistrzostwa.