Reklama

Co można naprawić, co się zepsuło na amen?

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2018, 15:14 • 10 min czytania 0 komentarzy

Za nami pierwszy okres przebudowy polskiej reprezentacji. Cykl, podczas którego osiągnęliśmy największy sukces ostatnich parunastu lat, czyli ćwierćfinał Mistrzostw Europy, nieuchronnie zbliża się do końca – mamy tu na myśli zarówno znikanie poszczególnych nazwisk, jak choćby Łukasza Piszczka czy Sławomira Peszki, jak i obniżanie lotów przez starszych zawodników tamtej kadry. Nie przeczymy – zadanie postawione przed Jerzym Brzęczkiem nie należało do najłatwiejszych, bo zawodników pokroju szczytowego Piszczka czy Krychowiaka nie znajduje się w Polsce w tydzień. Ale co właściwie udało się zrobić, a co wydaje się zepsute na długie lata?

Co można naprawić, co się zepsuło na amen?

Generalnie wszystko wydaje się proste – musimy jedynie odpowiedzieć sobie, co zrobić, by Lewandowski strzelał jak w Bayernie, a Szczęsny tracił tyle goli, co w Juventusie. Naturalną drogą wydaje się ściągnięcie do zespołu biało-czerwonych Gnabry’ego i Mullera do przodu oraz Chielliniego, Cancelo i Benatii do tyłu. Niestety, Brzęczek ma tu trochę związane ręce, więc pozostaje kombinowanie.

Wśród wad naszej reprezentacji dostrzegamy cztery, które dość łatwo można zamaskować, a przy pomyślnych wiatrach nawet obrócić w zalety oraz cztery, które przypominają nam o słynnym memie z Bobem Budowniczym: zepsuło się na amen. No to tak, co można poprawić?

STABILNE I W MIARĘ SKUTECZNE USTAWIENIE

Reklama

Chyba wszyscy się zgodzimy, że choć próba wprowadzania nowego ustawienia i strategii gry w reprezentacji Polski jest dość efektowna, to jednak nie przynosi żadnych wyników. Możemy pisać elaboraty o tym, jak trójka stoperów umożliwia wykorzystanie ofensywnego potencjału naszych solidnych bocznych obrońców, można rozpisywać na kartce, jak Zieliński z Klichem wymieniają się na pozycji rozgrywającego, ale potem przychodzi czas wyjść na boisko i okazuje się, że albo gramy swoje, albo nie gramy wcale.

Eksperymenty z 3-4-3, 4-3-1-2 i tak dalej kończyły się załamywaniem rąk przez dwóch selekcjonerów oraz jękiem setek tysięcy kibiców.

Jedyne ustawienie, w którym gra wygląda w miarę znośnie, to w ostatnich dwóch (ośmiu!?) latach klasyczne do bólu 4-2-3-1. Dwóch pomocników, którzy potrafią harować w obronie, czterech obrońców, dwóch skrzydłowych. Pozostałe dwa miejsce to oczywiście Lewandowski i ten drugi od ofensywy – niezależnie czy będzie to napastnik szukający sobie miejsca obok Roberta, czy rozgrywający pokroju Zielińskiego (czyli po prostu Zieliński, bo przecież innego rozgrywającego tego typu nie ma jak Polska długa i szeroka). Niestety, czas na eksperymenty został stracony i mowa tu nie tylko o Brzęczku, ale i Nawałce. Nowe ustawienia były testowane z… nowymi wykonawcami w meczach, z których nie można było wyciągać jakichkolwiek wniosków. Może i 4-3-1-2 wyglądałoby lepiej, gdyby trójkę w linii tworzyli Krychowiak, Linetty i Klich, a nie Szymański, Góralski i Linetty. Może i trójka stoperów wyglądałaby lepiej, gdybyśmy mieli jednocześnie zdrowych trzech stoperów. Niestety, teraz, gdy zaczną się eliminacje, nie będzie czasu na kombinowanie, trzeba będzie zagrać to, co umiemy.

A że umiemy jedną rzecz – no trudno.

SKRZYDŁA, KTÓRE GRAJĄ

Nie wiemy na ile to robota dla Jerzego Brzęczka, a dla ile dla menedżerów, jednak bez wątpienia w okresie eliminacji przydadzą nam się skrzydłowi, którzy grają w piłkę nie tylko w barwach reprezentacji, ale i w jakichś klubach. Oczywiście problem u Grosickiego powoli zaczyna się rozwiązywać, na drugiej flance zaś klaruje się mniej więcej duet Kądzior/Frankowski, który regularnie gra w dwóch niezłych klubach ze średnich lig. Jeśli do tego dałoby radę dorzucić na przykład regularnie grającego w Wiśle Kraków Błaszczykowskiego, albo któregoś ze skrzydłowych, którzy pokazali się od dobrej strony w meczach młodzieżówek, albo nawet i Kurzawę, o ile przebiłby się w Amiens… Cóż, wydaje się, że uda się uzbierać na każdy mecz przynajmniej dwóch skrajnych pomocników w rytmie meczowym. To sporo, bo przecież wszyscy pamiętamy, gdy na ratunek z Włochami wołaliśmy Grosika i Błaszczykowskiego w szalenie trudnym momencie ich karier.

Reklama

ZIELIŃSKI, KTÓREMU NIE SZUKAMY ROLI

Już dość długo obok kombinacji z ustawieniem, trwa rzucanie Piotrem Zielińskim po całym boisku w poszukiwaniu tej idealnej pozycji, która pozwoli mu przełożyć dobrą grę z Neapolu na warunki reprezentacyjne. Naszym zdaniem – gdziekolwiek gra Zieliński w Polsce, gra tak samo średnio. Celowo nie używamy zwrotu “tak samo słabo” ani “tak samo dobrze”, bo i jedno, i drugie sformułowanie nie oddałoby charakterystyki pomocnika. On gra po prostu średnio, rzadko zaniża poziom, rzadko ponad poziom wyrasta. Czy to dobrze? Ha, jasne, wolelibyśmy, żeby viceHamsik był dla reprezentacji przynajmniej w połowie tym, kim Hamsik dla kadry Słowacji. Czy jednak wypada nam narzekać? Ostatni dobry rozgrywający opuścił reprezentację Polski chyba jakoś ze dwanaście lat temu, gdy powołania przestał otrzymywać Mirosław Szymkowiak.

Zieliński przyzwoity-  który raz na trzy mecze da od siebie coś ekstra – to nie jest powód do płaczu i upartego szukania miejsca oraz systemu, w którym będzie coś ekstra dawał raz na dwa mecze, albo chociaż raz na mecz. Wakat jest w oczywistym miejscu – między Lewandowskim a defensywnymi pomocnikami. Niech tam gra i tyle. Na upartego można go jeszcze rzucać od skrzydła do skrzydła, od pozycji numer 6,5 do pozycji numer 8 i 3/4, ale zdaje się, że wykorzystaliśmy już wszystkie możliwości, przy żadnej Zieliński nie stał się jednoosobową armią.

Trudno, może jeszcze kiedyś stanie się nowym De Bruyne, na razie niech będzie tym starym Szymkowiakiem, na możliwości obecnej reprezentacji Polski to i tak dużo.

ZMIANA POKOLENIOWA

Niestety, fala kontuzji i urazów zbiegła się w czasie z wymianą pokoleniową w kadrze. Jędrzejczyk, Piszczek, Mączyński, Błaszczykowski, Fabiański, Jodłowiec, Wawrzyniak, Peszko – wiadomo, u Nawałki część grała marginalne role, ale mimo wszystko – każdy z nich znalazł się w kadrze na Euro 2016, a jednocześnie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że żaden nie znajdzie się w kadrze na Euro 2020. O ile część procesów zachodzi zupełnie naturalnie – mocnego Fabiańskiego stopniowo wypiera mocny Szczęsny, mocnego Piszczka wypiera mocny Bereszyński, z Kędziorą depczącym mu po piętach – o tyle niektóre…

No, sami wiecie.

Nie chodzi oczywiście o to, by za wszelką cenę powołać choćby i Patryka Małeckiego, byle odizolować Błaszczykowskiego od kadry, ale oczekujemy nieco odważniejszych prób odmłodzenia skrzydeł. Wiążę się to jednak nieodzownie z punktem o grających bocznych pomocnikach, więc nie będziemy się powtarzać. Poprzestańmy na tym, że Brzęczek zmianę pokoleniową musi doprowadzić do końca i może, a nawet powinno wiązać się to z bardziej śmiałym podebraniem budulca kadrze U-21. Tak, myślimy tu przede wszystkim o Żurkowskim do środka, ale może i którymś z młodych skrzydłowych. No i jest jeszcze ten Bielik, ale po tym, co regularnie pokazuje nam Bednarek mamy pewne obawy co do przesadnego zaufania w młodych stoperów występujących na angielskich murawach.

DYSCYPLINA TAKTYCZNA

Dał nam Stanisław Czerczesow/wczesny Adam Nawałka/Czesław Michniewicz z młodzieżówką przykład, jak bronić mamy. Dla kibiców to oczywiście niesłychana mordęga, niezliczone wybicia, faule w okolicy koła środkowego i wieczne upierdliwe przesuwanie formacji, ale jednak: to elementarz obecnego futbolu reprezentacyjnego. Sztywna, wąska, wzajemnie asekurująca się obrona to kwestia niemal wyłącznie ciężkiej pracy nad automatyzmami, nad wzajemnym czuciem, nad tym, by każdy w odpowiednim momencie biegł dokładnie do tego rywala, do którego powinien. Niestety, aktualnie u Brzęczka tego nie widać, ale zwalamy to na karb fali kontuzji. Liczymy jednak, że kiedy już mniej więcej wyłoni mu się podstawowa czwórka obrońców (Rybus, Bednarek, Glik, Bereszyński?), to każdy z nich będzie obudzony w środku nocy wskazywał, w którym pokoju, na którym łóżku i na którym boku leży kolega.

Na razie czasem się wydaje, że w linii defensywnej nie wszyscy znają nawzajem swoje imiona, a kryją tego, kto stoi najbliżej. Niezależnie, czy to rywal, czy kolega z drużyny.

***

Tu z grubsza kończą się rzeczy, na które Brzęczek ma bardzo istotny wpływ, a do których zabierał się nieco opieszale. Są niestety również niedociągnięcia, na które ani Brzęczek, ani Mourinho, ani nawet sam pan trener Andrzej Strejlau recepty nie znajdą.

BRAK DRUGIEGO STOPERA

Po prostu. Brzęczek może przeszukać całą Europę, zajrzeć pod każdy rosyjski kamień i wyciągnąć spod niego każdego zapomnianego Wilusza – nie mamy wątpliwości, obrona reprezentacji Polski na kilkanaście najbliższych miesięcy to Kamil Glik i gość obok Kamila Glika. To problematyczne z uwagi na powtarzające się urazy stopera Monaco oraz jego aktualną formę, ale niestety Brzęczek nie jest cudotwórcą, raczej nie wyczaruje Bednarkowi pierwszego placu w Southamptonie.

Na pozycji środkowego obrońcy jest bryndza i tyle, nie ma z tym za bardzo jak walczyć w sposób inny, niż bezradnie oczekując na wywalczenie sobie miejsca w składzie przez Bednarka. Tak, Kamiński, Cionek, Bielik, Walukiewicz i przesunięty na stopera Krychowiak. Brzmi jak plan ucieczki z Alcatraz za pomocą perswazji słownej na strażnikach. Sorry, trzeba czekać na powrót Glika i dobierać mu kogoś, kto jest aktualnie w najwyższej formie. Zauważcie – zawarliśmy tu pewną sugestię. Kogoś, kto jest w najwyższej formie, czyli kogoś, kogo można zobaczyć na boisku i sprawdzić, w jakiej jest formie.

BRAKI NA LEWEJ OBRONIE

Ta sama śpiewka od lat. Niezmienny refren, chyba od czasów Koźmińskiego i Rząsy, kiedy Engel – na nasze warunki – miał bogactwo wyboru.

Owszem, jest Maciej Rybus. Rybus, któremu w przyszłym roku stuknie trzydziestka, Rybus, który właśnie nie przyjechał na kadrę ze względu na uraz, a potem zamiast się leczyć zagrał w ligowym meczu.

Rybus, który też przecież Roberto Carlosem nie jest, ma swoje wady, ale konkurencji – nie oszukujmy się – nie posiada. Reca, Pietrzak, Jędrzejczyk – żaden z tych zawodników na ten moment nie reprezentuje poziomu kadry. Kędziora lub Bereszyński próbowani na drugiej stronie siłą rzeczy tracą wiele swoich atutów, bo to typowo prawi defensorzy, tu grają całe życie. Czy to się komuś podoba czy nie, na lewej będą stanowić tykającą bombę, która może nas zaskoczyć w najtrudniejszym momencie.

BRAK KLASYCZNEGO ROZGRYWAJĄCEGO

Zieliński musi grać jako dziesiątka nie tylko dlatego, że w innych sektorach boiska mamy przyzwoitych dublerów, ale przede wszystkim dlatego, że nie mamy innej dziesiątki. Ten brak można maskować w różny sposób – tak jak pisaliśmy, wykorzystując Zielińskiego, albo przechodząc w coś podobnego do 4-4-2 z Milikiem albo Piątkiem w roli partnera dla Lewandowskiego. Niestety, na ten moment (dłuższy moment) nie będzie nam dane wyjść w 4-2-3-1, gdzie Zieliński będzie sobie krążył między Krychowiakiem na pozycji numer 6 i rozgrywającym na pozycji numer 10. Bo nie mamy rozgrywającego na pozycji numer 10.

BRAK ELASTYCZNOŚCI TAKTYCZNEJ

– Hoho, panowie, dziś gramy z silniejszym przeciwnikiem, więc zrezygnujemy z naszego wyjściowego ustawienia na rzecz strategii ukierunkowanej na neutralizację najsilniejszych punktów naszych rywali – dokładnie tak mógłby zacząć którą ze swoich odpraw dowolny selekcjoner reprezentacji Polski, ale niestety – żaden w ten sposób nie zacznie. Już wyżej zaznaczaliśmy, że to kwestia straconego czasu i za Nawałki, i za Brzęczka, ale zwróćmy też uwagę, że polscy piłkarze ogólnie niechętnie eksperymentują. Niewielu mamy zawodników wszechstronnych, którym nie robi różnica, czy grają w roli bocznego obrońcy, czy skrzydłowego. Niewielu mamy nawet piłkarzy, którzy są w stanie zaakceptować nową taktykę proponowaną przez klubowego trenera (pozdrowienia dla lechitów, po części również legionistów). Możemy się mamić wizjami o różnych stylach gry poszczególnych klubów, ale większość ligowych drużyn prędzej czy później przechodzi w do bólu klasyczne 4-2-3-1, za szczyt ekstrawagancji uznając rozpisanie tego ustawienia w formie 4-3-3 na grafice przedmeczowej.

Dwóch defensywnych pomocników do biegania w środku, jeden do rzucania piłek na skrzydłowych, sęp na szpicy, obrona taka, jak Bóg przykazał. Coś nam się wydaje, że dopóki Papszun nie weźmie kadry, to i reprezentacja będzie musiała się dostosować do tego, co polscy zawodnicy ćwiczą od dzieciństwa. Przetnij, dorzuć na skrzydełko, spróbuj dośrodkować.

Age Hareide może do woli mówić, że łatwo nas rozszyfrować. Na razie nie mamy fizycznych możliwości do jakichkolwiek roszad, które nie zakończą się totalnym chaosem.

***

Mądre wnioski końcowe? Wielu, naprawdę wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, dopóki nie wychowamy sobie pokolenia piłkarzy lepiej operujących piłką, grających częściej i w lepszych klubach. Dopóki nie wychowamy ludzi świadomych taktycznie, ułożonych technicznie i zdolnych do gry w największych ligach Europy. Natomiast wciąż mamy do poprawy kilka elementów, które powinny nam pozwolić na w miarę komfortowy awans na Euro, bez szarpania się po barażach. A za dwa lata… Kto wie, o tym, że to w piłce cała epoka świadczy przecież nasz 24-miesięczny regres po Euro 2016.

Fot.NewsPix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...