– W Lokomotiwie Moskwa trener prosił mnie o grę na stoperze. W kilku meczach zagrałem na środku obrony i poradziłem sobie. Dobrze się czuję na tej pozycji, grałem na niej w przeszłości, więc jeśli w reprezentacji zajdzie taka potrzeba, jestem gotowy – przyznaje Grzegorz Krychowiak w “Przeglądzie Sportowym”. Zapraszamy na przegląd prasy, która dziś żyje przede wszystkim reprezentacją Polski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Po raz pierwszy od września 2013 roku Robert Lewandowski nie zagra w meczu o punkty.
Jerzy Brzęczek nie dość, że wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo w roli selekcjonera, to jeszcze od początku pracy z kadrą musi zaradzić kłopotom zdrowotnym zawodników, którzy nie borykali się z nimi, kiedy zespół narodowy prowadził poprzednik. O tym, że w kończącym rok wtorkowym spotkaniu Ligi Narodów w Guimaraes zabraknie najważniejszego obrońcy i dowódcy formacji Kamila Glika oraz pewniaka na lewą stronę Macieja Rybusa, było wiadomo od dawna. Uraz Roberta Lewandowskiego spadł jednak na zespół i Brzęczka jak grom z jasnego nieba. Do kłopotów w defensywie i bólu głowy spowodowanego słabą formą pomocników oraz skrzydłowych, doszedł więc problem w ataku. Trudno nie zauważyć, że w pierwszych miesiącach pracy selekcjoner ma ostro pod górę, a w niedzielę dostał dodatkowy podmuch wiatru w oczy. I to z piachem.
W przypadku Lewandowskiego odezwało się obolałe od ponad tygodnia lewe kolano, które zaczęło dokuczać 30-letniemu napastnikowi po spotkaniu z Borussią Dortmund (2:3). Kapitan reprezentacji Polski był najlepszym graczem Bayernu, strzelił dwa gole, kolejne anulowano mu z powodu spalonych.
Ja w obronie? Nie ma sprawy
W ostatnim numerze „Przeglądu Sportowego” kilku byłych środowych obrońców reprezentacji stwierdziło, że w obliczu problemów w defensywie przesunięcie Krychowiaka na tę pozycję byłoby dobrym pomysłem. Co pan na to?
Nie widzę problemu, jeśli selekcjoner wyznaczy mi takie zadanie. W Lokomotiwie Moskwa trener mnie o to poprosił. W kilku meczach zagrałem na środku obrony i poradziłem sobie. Dobrze się czuję na tej pozycji, grałem na niej w przeszłości, więc jeśli w reprezentacji zajdzie taka potrzeba, jestem gotowy.
Gra w defensywie to największy problem tej kadry?
Łukasz Piszczek, który przez lata stanowił o sile drużyny, zrezygnował z występów w reprezentacji. Kontuzjowany jest Kamil Glik. To zmusza trenera do prób nowych ustawień i personaliów. Żeby zbudować solidną defensywę, potrzeba czasu i wielu minut wspólnie spędzonych na boisku. To jest proces, który musi przejść nie tylko czwórka zawodników przed bramkarzem, ale także pozostali w drużynie. Skuteczna gra w obronie zależy od wszystkich. Pracujemy nad wyeliminowaniem błędów. Mam nadzieję, że wkrótce będą widoczne efekty.
– Nikomu nie przeszkadza, kiedy przesadnie nas chwalicie, więc nie może irytować, gdy jesteśmy krytykowani – mówi Wojciech Szczęsny.
Patrzę na ten zespół i wiem, że to, co widzimy w ostatnich kilku miesiącach, to nie jest prawdziwe oblicze tej kadry. Mówiąc obiektywnie: nie jesteśmy tak mocnym zespołem, by zawsze wygrywać z Niemcami. Ale też nie jesteśmy tak słabą drużyną, która nie potrafi zwyciężyć przez pięć spotkań z rzędu. Ten trudny moment po prostu trzeba przeczekać – twierdzi. Pamięta, w jakich bólach powstawała kadra budowana przez poprzedniego selekcjonera, który początkowo też sprawdzał, testował, przegrywał.
Prześwietlenie Łukasza Olkowicza.
Jak pan trafił na profesora Vitora Frade?
Muszę opowiedzieć historię od początku. Gdy pierwszy raz wylądowałem na Erasmusie w Portugalii, to nic nie wiedziałem o szkoleniu, nie interesowało mnie trenowanie. Chciałem nadal grać w piłkę. To był rok 2014. W Polsce moim ostatnim klubem był Mazur Karczew. Do Portugalii poleciałem z wydrukowanym CV i swoimi akcjami nagranymi na płytach. Chciałem odnaleźć Jorge Mendesa.
Wysoko pan mierzył. To jeden z najlepszych menedżerów na świecie, reprezentuje Cristiano Ronaldo, Jamesa Rodrigueza czy Edersona.
W Lizbonie jest aleja z biurami agentów piłkarskich po jednej i drugiej stronie. Są przedstawiciele różnych krajów, bardzo dużo Chińczyków.
Setki milionów euro musi krążyć w powietrzu.
Potraktowałem to jako ostatnią szansę dla mnie. Idę do Mendesa albo koniec. Z internetu miałem adres jego biura, ale nic tam nie znalazłem, tylko jakąś palmę. Zacząłem chodzić po innych biurach, czytali moje CV, ale nikt nie chciał rozmawiać. W końcu agencja z Chin powiedziała, że mi pomoże. Załatwili testy w klubie spod Lizbony.
Robert Lewandowski wraca do Monachium sfrustrowany. Bez jego goli reprezentacja nie umie wygrywać.
Lewandowski nie zdobył bramki w siedmiu kolejnych meczach biało- -czerwonych, a jego mina po zmarnowaniu „setki” w starciu z Czechami (0:1), kiedy nie trafił w piłkę stojąc przed pustą bramką, mówiła wszystko. – Nierówność boiska go zaskoczyła, nie był na to przygotowany. Skrytykował sam siebie jak niesfornego ogrodnika za tę murawę – mówi Andrzej Iwan. – Piłka brutalnie odbiła się na jakiejś kępce, z impetem przeleciała między nogami i aż szczęście w nieszczęściu, że nie urwała mu przyrodzenia – mówi z kolei Marek Leśniak, który wymarzone „setki” marnował w pamiętnym meczu w Chorzowie z Anglią (1:1) w 1993 roku, nie trafi ał też w rewanżu na Wembley (0:3). – W pierwszym spotkaniu po powrocie do Niemiec strzeliłem trzy gole Bayernowi w Monachium. Oddałbym wszystkie za jednego na Stadionie Śląskim, bo pokonalibyśmy Anglików. Każdy snajper dźwiga na sobie przeklęty ciężar nieskuteczności, to jest wkalkulowane w tę robotę – dodaje były piłkarz Wattenscheid.
Niemiecka kadra jest w tak fatalnym stanie, że muszą, tak jak my dawniej, liczyć na porażki rywali.
Jeśli wysoko wygramy i reszta, a najlepiej wszyscy, przegra kilkoma golami, to nie stracimy jeszcze całkowicie możliwości awansu. To przez lata było stałym elementem wyliczania naszych szans na zajęcie miejsca dającego prawo gry w kolejnych wielkich turniejach. Pod koniec kwalifi kacji jedynym ratunkiem dla nas były obopólne walkowery wszystkich rywali. Zazdrościliśmy Niemcom, że nie mają takich zmartwień. Teraz sytuacja wygląda tak, że to mistrzowie świata z 2014 roku muszą się bawić w matematyków i są bardzo zainteresowani naszym spotkaniem z Portugalią. Ewentualna wygrana biało- -czerwonych, swoją drogą – mocno wątpliwa, może dla Niemców oznaczać wypadnięcie z pierwszego koszyka przed losowaniem grup eliminacyjnych EURO 2020.
Legia Warszawa musi radzić sobie do końca roku bez Artura Jędrzejczyka. To szansa dla Michała Pazdana i Williama Remy’ego.
Reprezentant Polski doznał kontuzji lewego stawu skokowego jeszcze przed meczem z Pogonią (1:2). Występ w tym spotkaniu tylko pogorszył sprawę. Podczas zgrupowania reprezentacji Polski trwała walka, by doprowadzić go do pełnej sprawności, która się jednak nie powiodła. Ominie go starcie kadry w Portugalii i będzie pauzował trzy, cztery tygodnie. Oznacza to, że w tym roku już raczej nie zagra. To daje szanse innym środkowym obrońcom. O miejsce będą walczyć Michał Pazdan i William Remy. Pierwszy raz odkąd Pazdan trafił do Legii, głównie siedzi na ławce. W tym sezonie pojawił się na boisku tylko w dwóch meczach ekstraklasy. Tyle że też walczy z urazem, ale znacznie mniej poważnym niż w przypadku Jędrzejczyka, i nie wystąpił w sobotnim sparingu z Odrą Opole (1:0). Podobno za wcześnie wrócił do treningów i kontuzja mu się odnowiła. Jego zdolność do gry w niedzielnym spotkaniu z Zagłębiem Lubin stoi pod znakiem zapytania.
SPORT
Rozgrywki Ligi Narodów zakończymy jutro bez udziału Roberta Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji Polski wczoraj rano opuścił zgrupowanie kadry z powodu kontuzji.
Lewy” nie wystąpi jutro w Guimaraes, ale jest szansa, że już w sobotę pojawi się w składzie Bayernu Monachium w meczu ligowy z Fortuną Duesseldorf. „Aby kontuzja nie stała się przewlekła, lekarz kadry narodowej, Jacek Jaroszewski, wdrożył terapię, która pozwoli Lewandowskiemu powrócić do pełnej sprawności meczowej w przeciągu około siedmiu dni. Przez pierwsze trzy-cztery dni wymagany jest brak obciążeń treningowych” – poinformował PZPN w wydanym komunikacie. Przed tygodniem Lewandowski pojawił się na zgrupowaniu w Trójmieście z bólem w lewym kolanie. – Mam nadzieję, że to nic wielkiego. Wierzę, że będę normalnie do dyspozycji trenera i gotowy do gry w obu spotkaniach – mówił przed czwartkowym meczem w Gdańsku z Czechami (0:1). W tym spotkaniu kapitan biało-czerwonych spędził na boisku 90 minut, ale później już nie trenował.
Różne były początki pięciu ostatnich selekcjonerów reprezentacji przed Jerzym Brzęczkiem. Najwięcej zwycięstw w pierwszych pięciu meczach odniósł… „Franz” Smuda.
Jerzy Brzęczek nie wygrał żadnego z pierwszych pięciu meczów na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Ostatnim trenerem drużyny narodowej, który dokonał podobnej „sztuki” był… Jerzy Engel. Prowadzona przez niego reprezentacja pierwszą wygraną, w pamiętnym eliminacyjnym meczu MŚ z Ukrainą, odniosła dopiero przy siódmym podejściu. „Sport” tymczasem przeanalizował pięć pierwszych meczów pięciu poprzedników Jerzego Brzęczka. Trzeba przyznać, że żaden z nich przygody z kadrą nie zaczynał tak słabo, jak jej obecny opiekun…
Eksperymentowaliśmy podczas spotkań w Chorzowie, ale ten czas już się skończył, to było najważniejsze zapewnienie ze strony Jerzego Brzęczka przed spotkaniem z Czechami.
W Gdańsku rzeczywiście nie było już prób, którymi selekcjoner zaszokował widzów na Stadionie Śląskim w meczach Ligi Narodów. – Gołym okiem widać było, że gra bez skrzydłowych zupełnie nam nie pasuje – Sebastian Mila przywołuje na moment przedziwne ustawienie, jakie oglądaliśmy w wykonaniu biało-czerwonych przede wszystkim w październikowym starciu z Portugalią. Zupełnie nietrafione, przynajmniej przy tych wykonawcach, jakich ma do dyspozycji Brzęczek.
W czwartek zagraliśmy „po Bożemu”, z klasycznymi skrzydłowymi, którzy są mocno przywiązani do linii. W I połowie pewne automatyzmy, znane jeszcze chociażby z Euro 2016 i eliminacji mundialowych, znów działały. Mowa o szarżach Kamila Grosickiego, bądź (rzadziej) po prostopadłych podaniach, bądź (częściej) po samodzielnym „zabraniu się” przez niego z piłką. Tyle że, jak to w przypadku „Grosika” bywało wielokrotnie, w decydujących momentach „gotowała” mu się głowa, czyli ostatnie podanie nie spadało akurat tam, gdzie powinno.
Rozmowa z Kamilem Grabarą, bramkarzem Liverpoolu U-23 oraz młodzieżowej reprezentacji Polski.
Przed meczem z Portugalią w Zabrzu rozmawialiśmy m.in. o… Ruchu i Górniku. Pozostańmy jeszcze na chwilę przy śląskich klimatach, bo często je pan wspomina w wywiadach. I ludzi też: Marka Pietrka – czyli pierwszego trenera; potem Jana Goslawskiego. Sentymenty?
Kilku tych trenerów bramkarzy już w życiu miałem. Każdy coś mi z siebie dał, ale rzeczywiście najczęściej przywołuję trzech: wymienionych przez pana Marka Pietrka oraz świętej pamięci Jana Goslawskiego, a także Piotrka Lecha. Od tego ostatniego – mam wrażenie – zaczerpnąłem nie tylko warsztatu czysto bramkarskiego, ale pewnie też trochę „charakterku”… Cała trójka to – jak ja to mówię – „kowale” mojego sukcesu, albo raczej tej pozycji, którą na razie osiągnąłem . Nie tak dawno, w trakcie wakacji, udało mi się nawet wpaść na zajęcia, które prowadził trener Pietrek. Mimo upływu lat nie tylko mnie poznał, ale i chciał ze mną porozmawiać, więc… chyba nie zalazłem mu kiedyś za bardzo za skórę. Choć wiem, że łatwo ze mną nie było.
Józef Wandzik – wie pan, o kim mowa?
No jak mógłbym nie wiedzieć!
Za nami pierwsza część ligowego sezonu. Warto dokonać krótkiego podsumowania tego, co działo się w pierwszych piętnastu kolejkach.
Jeżeli przyjrzeć się ścisłej czołówce, to „intruzami” w tym doborowym towarzystwie są obecny lider Lechia i Piast. Tym, którzy mają krótką pamięć przypomnijmy, że w poprzednim sezonie oba zespoły rozpaczliwie walczyły o utrzymanie w ekstraklasie. Teraz rozdają karty przy ligowym stole. – Dla mnie obecność Lechii w ścisłej czołówce nie jest żadną niespodzianką – przekonuje trener Bogusław Kaczmarek, przez lata związany z gdańskim klubem. – LOTTO Ekstraklasa powinna dzielić się na grupę „3 razy L” (Legia, Lech, Lechia) i całą resztę. Lechia od czterech lat, ze względu na potencjał ludzki i zasoby finansowe, skazana jest na występy w europejskich pucharach. Dlaczego tak się nie działo, nie będę teraz rozwijał tego wątku. Lechia i Piast to są kluby nieporównywalne, gliwiczanie w lidze to nieustanna sinusoida, od wzlotów po spektakularne upadki.
Rozmowa z Markiem Chojnackim, wieloletnim rekordzistą pod względem liczby gier w polskiej ekstraklasie.
Jesień jak na razie nie maluje nam klarownych scenariuszy na kolejne miesiące. Trudno o końcową prognozę bez względu na to, na który kraniec tabeli spojrzymy…
Bardzo dobrze się składa, bo to zwiastun emocji do samego końca rywalizacji. Nie ma zespołu, który by zdecydowanie dominował, a z drugiej strony – nikt wyraźnie nie odstaje od reszty stawki. Będziemy świadkami zażartej walki nie tylko na górze i na dole tabeli, ale również na granicy grupy mistrzowskiej i spadkowej.
Dno tabeli okupują beniaminkowie. To dla pana zaskoczenie?
Nie. Chociaż w ostatnich latach utarło się tak, że przynajmniej jeden beniaminek okazywał się rewelacją rozgrywek, wnosił do rywalizacji coś ożywczego. Teraz widzimy beniaminków na samym dole. Oba zespoły zupełnie inaczej weszły w sezon. Zagłębie Sosnowiec miało problemy od samego początku. Miedź Legnica wystartowała bardzo dobrze – mówiło się, że to powiew nowej jakości. Liga zweryfikowała jednak siłę tej drużyny.
To zapamiętamy.
1. IVAN (NIE) NA LATA
Pamiętamy pasję, z jaką wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski prezentował po zakończeniu poprzedniego – nieudanego dla „Kolejorza” – sezonu Ivana Djurdjevicia. Mówił o wielkim sercu Serba, charakterze i przygotowywaniu go do roli pierwszego trenera od kilku lat. – Ivan będzie miał moje stuprocentowe wsparcie, by dokonać tych zmian, które są konieczne – deklarował Rutkowski. Nic jednak z tego nie wyszło, projekt okazał się niewypałem. Z dwojga złego, lepiej było przyznać się do błędu wcześniej, aniżeli brnąć w tę ślepą uliczkę, ale i tak włodarze poznańskiego klubu – nie pierwszy raz – narazili się na śmieszność i publiczny ostrzał.
GAZETA WYBORCZA
Rozmowa z Wojciechem Szczęsnym.
Przed reprezentacją teoretycznie najtrudniejszy mecz jesieni, w dodatku bez Roberta Lewandowskiego.
Tak czy owak, byłoby trudno. Miesiąc temu Portugalczycy pokazali w Chorzowie, że są mocniejsi. Nam zależy jednak na tym, by jak najszybciej zakończyć złą passę.
Gdzie szukać wiary?
Reprezentację stać na więcej, niż pokazywała w ostatnich miesiącach. Polecę do Guimarães z wiarą, że czarną serię przerwiemy już we wtorek, inaczej wyjazd nie miałby sensu. Przyjemnie byłoby ją skończyć z rywalem jak Portugalia, a nie jakąś Mołdawią. Jeśli wygramy, drużynę czeka zdecydowanie łatwiejsze pięć miesięcy.
Przełomowym momentem kadry Nawałki było 2:0 z Niemcami…
Przewaga tamtego meczu była taka, że graliśmy w eliminacjach z ówczesnymi mistrzami świata. Ale wygrana z Portugalią też przywróciłaby pewność siebie. Jesteśmy w stanie osiągać dobre wyniki z mocnymi rywalami, ale wychodząc na mecz, takiego przekonania nie mamy. W piłce łatwo przyzwyczajasz się i do zwycięstw, i do porażek. Kiedy jesteś w dołku, musisz zrobić wszystko, by z niego wyjść. Nie jest przypadkiem, że zwycięstwa i porażki zazwyczaj idą seriami. Szala bardzo łatwo się przechyla. Duża część tego sportu jest rozgrywana w głowie, a nie w nogach. Gdyby decydowały tylko umiejętności, lepszy zawsze wygrywałby ze słabszym. Jest inaczej, bo mnóstwo aspektów mentalnych wpływa na wyniki
SUPER EXPRESS
Pochodzący z Portugalii Tomas Podstawski świetnie gra w Pogoni Szczecin. Czy pomoże naszej reprezentacji?
W czasach juniorskich było zainteresowanie twoją osobą ze strony PZPN. Teraz prezentujesz się na tyle dobrze, że eksperci widzą cię w reprezentacji Polski. Co ty na to?
Słyszałem takie opinie. Nie byłaby to łatwa decyzja dla mnie, tym bardziej że nie będzie już od niej odwrotu. Jakość w reprezentacji Portugalii jest wysoka, ale Polska też jest silna. Zagrałem 85 meczów w reprezentacjach młodzieżowych Portugalii i łączy mnie z nią bardzo wiele. Miałem w nich okazję grać przeciwko takim piłkarzom jak Joshua Kimmich, Nicklas Süle, Leon Goretzka, co dało mi bardzo dużo. Nie chciałbym tracić kontaktu z tamtą federacją w przypadku wyboru Polski, której też ciężko byłoby powiedzieć „nie”, jeśli dostałbym powołanie. W nadchodzące Święta Bożego Narodzenia muszę porozmawiać z rodziną i przemyśleć wszystko, bo to trudny temat.
Fot. FotoPyk