Jakoś tak się – nie bez powodu – przyjęło, że ewentualnych posiłków dla reprezentacji Polski poszukiwaliśmy w młodzieżowych drużynach Lecha Poznań. Wyrastali z nich po kolei a to Kędziora czy Linetty, a to Kownacki czy Gumny. W ostatnim meczu doszło do tego, że cała linia obrony to ludzie, którzy kawał życia spędzili w akademii “Kolejorza” – parę stoperów Bednarek-Kamiński oskrzydlali bowiem Bereszyński z Kędziorą. Tak się złożyło, że przy okazji meczu dorosłej reprezentacji przeciw Portugalii, z rywalem z Półwyspu Iberyjskiego zagrały też młodzieżówki – U-21 i U-20. I wnioski, co do przyszłości pierwszego zespołu wcale nie są takie jednoznaczne.
Na początku ustalmy: z Portugalią prezentowaliśmy się tym lepiej, im mniej było w naszej grze kombinowania. Najgorzej wypadła dorosła reprezentacja w tym ustawieniu na dwóch napastników oraz asymetrii w drugiej linii, gdzie trzech środkowych pomocników miało na boku tylko jednego Kurzawę. Młodzieżówki zagrały o wiele bardziej klasycznie, przede wszystkim zabezpieczając własną bramkę w ustawieniu 4-2-3-1, z szybkimi skrzydłowymi oraz przynajmniej jednym “koniem” w środku pola. Czesław Michniewicz postawił na Dziczka i Żurkowskiego, Jacek Magiera na Slisza i Stanilewicza. Obaj przyznawali w rozmowach przedmeczowych i pomeczowych, że w starciu z Portugalczykami interesowało ich przede wszystkim zagęszczanie pola, ograniczanie miejsca rywalom na naszej połowie i generalnie uważna gra defensywna, przedkładana nad możliwość wyprowadzania własnych ataków.
No właśnie, już po tych czterech nazwiskach widać pewien trend w kadrze, który potwierdza się przy przejrzeniu szerszych kadr. Stanilewicz to owoc niemieckiego systemu szkolenia, zawodnik tamtejszych młodzieżówek, który w biało-czerwonych barwach zadebiutował dopiero wspomnianym meczem z Portugalią. Wyszkolony w Bayerze Leverkusen, reprezentuje tę część “przyszłości” naszej reprezentacji, którą moglibyśmy roboczo określić terminem “diaspora”. Dziczka i Żurkowskiego nikomu przedstawiać nie trzeba – perełki wychowane po sąsiedzku, w Gliwicach i Zabrzu. Slisz to z kolei efekt nowej polityki Zagłębia, które skanuje wnikliwie rynek w poszukiwaniu młodzieży z potencjałem, który można oszlifować na miejscu, w Lubinie. Slisz trafił do miasta jako 17-latek, który zdążył już zagrać rundę w seniorach dla swojego macierzystego ROW-u Rybnik.
Jeśli przyjrzymy się reszcie zawodników z obu kadr – istotnie, Lech i Legia dostarczają najwięcej kadrowiczów, ale grupa pościgowa to przede wszystkim stranieri. Jeśli weźmiemy pod uwagę kluby, z których wyjechali w świat poszczególni zawodnicy (UWAGA, nie ich obecne kluby!), wygląda to mniej więcej tak.
U-21:
Ruch Chorzów (Kamil Grabara) – Lech (Robert Gumny), Legia (Mateusz Wieteska), Lech/Legia (Krystian Bielik), Cracovia (Kamil Pestka) – Legia (Konrad Michalak), Lech (Kamil Jóźwiak)), Piast (Patryk Dziczek), Górnik (Szymon Żurkowski), Cracovia (Bartosz Kapustka), Legia (Sebastian Szymański) (Zagłębie (Filip Jagiełło)) – Lech (Dawid Kownacki) (Jagiellonia (Karol Świderski)).
U-20:
Legia (Radosław Majecki) – Bayer Leverkusen (Jakub Bednarczyk), Lech/Zagłębie (Serafin Szota), ŁKS Łódź (Jan Sobociński), Lech (Tymoteusz Puchacz) – Borussia Dortmund (David Kopacz), Bayer Leverkusen (Adrian Stanilewicz), ROW/Zagłębie (Bartosz Slisz) (ŁKS Łódź (Piotr Pyrdoł)), Bayern Monachium (Marcel Zylla) (Lech Poznań (Jakub Moder)), Śląsk Wrocław (Adrian Łyszczarz) – VfL Bochum/GKS Katowice (Dominik Steczyk), Cracovia (Sebastian Strózik)
Diaspora rzuca się w oczy już po pobieżnym przejrzeniu pierwszego składu U-20. Pięciu zawodników, którzy wybiegli na mecz z Portugalią gra na co dzień w Niemczech, czterech z nich wychowało się tam piłkarsko niemal od kołyski, tylko Steczyk wyjechał jako nastolatek. Sami jesteśmy zaskoczeni rozmiarami tej dominacji – bo okazuje się, że Bayer Leverkusen miał w pierwszym składzie więcej swoich ludzi niż Legia i tyle samo co Lech – bo przecież Szota to już piłkarz Zagłębia Lubin. Dziś U-20 grało z Ukrainą i ponownie w wyjściowej jedenastce znalazła się cała piątka wychowanej u sąsiadów młodzieży, za to po utracie Majeckiego bez swojego wychowanka w U-20 została Legia.
Co ciekawe – trzech ludzi do młodzieżówek dostarczyła Cracovia a dwóch ŁKS Łódź – czyli kluby, których raczej się w tej wyliczance nie spodziewaliśmy, zwłaszcza że tylko przy jednym nazwisku widnieje nazwa Jagiellonii (Świderski), a bez przedstawiciela pozostają dwaj inni przedstawiciele “Big Six”, czyli Lechia oraz Pogoń. Oczywiście, Lechia ma Michalaka, ale zaliczamy go jednak raczej na konto akademii Legii Warszawa, podobnie jak w przypadku Stolarskiego dopisalibyśmy Wisłę Kraków.
Z jednej strony te wszystkie przynależności klubowe napawają optymizmem. Jeśli do lechitów, którzy przecież szkolą tak, jak szkolili i swoich absolwentów i tak wypuszczą w świat, zaczynają dołączać utalentowani piłkarze z Zabrza czy Gliwic, a nawet Łodzi – to znaczy, że w całym kraju temat szkolenia powoli idzie do przodu. Świadczy o tym nawet tak banalna kwestia jak transfery Szoty czy Slisza, które ujawniają jak głęboko sięga młodzieżowy skauting, ale i infrastrukturalne względy – nowe bazy wyrastają o kilka lat za późno, ale wreszcie większość z tych dzieciaków nie musi wyjeżdżać do Niemiec, by po raz pierwszy odbyć trening na równym boisku.
Z drugiej strony – sytuacja szczególnie w U-20 przywołuje trochę na myśl Albanię, w której występują przede wszystkim ci szwajcarscy Albańczycy, którzy nie załapali się do kadry swojej nowej ojczyzny. Ten pozytywny wpływ emigracji na potencjał kadry był swego czasu zauważalny u Turków czy niektórych bałkańskich drużyn, ale coś za coś. Niemcy oddały Turkom urodzonego i ukształtowanego u naszych sąsiadów Hakana Calhanoglu, ale ilu w tym czasie odebrały Oezilów czy Gundoganów?
To rozważania niemal z dziedziny geopolityki, najgorsza jest jednak czysto piłkarska wiedza po tych trzech meczach. Niezależnie czy młodzi Polacy wychowywali się w Leverkusen, Dortmundzie, Poznaniu czy Warszawie, ich koledzy z Lizbony i Porto są pod względem umiejętności o poziom wyżej.
Fot. FotoPyk