Reklama

Zastępcze derby Łodzi w okręgówce

redakcja

Autor:redakcja

18 listopada 2018, 16:28 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dzisiaj w Łodzi na obiektach treningowych Widzewa odbył się mecz na szczycie ligi okręgowej – czyli na szóstym poziomie rozgrywkowym. Lider – Widzew Łódź – przyjął wicelidera z drugiej strony miasta, czyli Łódzki Klub Sportowy. Na murawie m.in. były król strzelców Ekstraklasy, Robert Demjan, napastnik wicelidera I ligi, Żenia Radionow, kilku innych piłkarzy, którzy na co dzień dobijają do drzwi pierwszych jedenastek w klubach, które rozdają karty w I i II lidze. Ogrywanie młodzieży w meczach o stawkę? Występy rekonwalescentów, przebijających się zawodników z drużyn U-18? No jak, przecież to derby!

Zastępcze derby Łodzi w okręgówce

Śledziliśmy tę sytuację od paru dni, bo mimo wszystko derby Łodzi, mecze ŁKS-u z Widzewem, to zawsze jakieś wydarzenie. Zwłaszcza, że ten mecz wydawał się wyjątkowo ważny dla obu klubów, przekonujących, że drużyna rezerw to naturalny pomost między akademią i zespołami młodzieżowymi a pierwszym składem. Bez wątpienia lepiej mieć pomost w IV lidze, niż w okręgówce, a miejsce do awansu jest w tym sezonie tylko jedno.

Sytuacja przed meczem? Widzew, 40 punktów, 13 zwycięstw i remis, gole 78:9. ŁKS, 40 punktów, 13 zwycięstw i remis, gole 77:9. Niezależnie od tego, czy w rezerwach łódzkich klubów grali wyróżniający się juniorzy, rekonwalescenci czy ci, którzy nie załapali się do kadry pierwszych drużyn – wyniki były właściwie takie same. Jedni i drudzy obtłukiwali bezlitośnie kolejnych rywali i stało się jasne, że o awansie najprawdopodobniej zadecyduje bezpośredni dwumecz.

Nic dziwnego, że w mieście wokół wydarzenia zaczął robić się szum. Widzew zaproponował grę na głównej murawie, na stadionie przy Piłsudskiego 138, z pompą i oprawą. Na to jednak nie zgodził się MAKiS zarządzający obiektem. W trosce o bezpieczeństwo piłkarzy obu drużyn zwlekano nawet z wyznaczeniem ostatecznego terminu meczu – a niedzielny poranek też miał na celu ograniczenie frekwencji na tym spotkaniu. Do organizacyjnej napinki szybko doszła sportowa. ŁKS to wicelider I ligi, który dość regularnie oddaje do dyspozycji rezerw zawodników z szerokiej kadry pierwszego zespołu. Widzew to lider II ligi z dużą przewagą nad peletonem, finansowy hegemon z bardzo szerokim zapleczem. Wystarczy wspomnieć, że Demjan, przychodzący z opinią potencjalnej gwiazdy ligi, zagrał jesienią niecałe 500 minut.

Musiało dojść do meczu, który w okręgówce nie zdarza się często.

Reklama

W bramce Widzewa Maciej Humerski, 7 sezonów z Dolcanem w I lidze. W bramce ŁKS-u – Dominik Budzyński, wiosną 2016/17 3 występy w Ekstraklasie, w zespole Śląska. Pojedynek snajperski? Wspomniani Robert Demjan, którego przedstawiać nie trzeba, oraz Żenia Radionow, 2 gole i blisko 800 minut w tym sezonie I ligi. W obronie Widzewa m.in. Sylwestrzak (w tym sezonie II ligi 15 spotkań po 90 minut) czy Niedziela (22 występy w Ekstraklasie), po drugiej stronie Grzesik (15 występów w tym sezonie I ligi) czy Kalinkowski (12 występów).

Rezerwy głównie z nazwy zresztą stworzyły derby zgodne z wyobrażeniami kibiców. 35 minut gry – 3 rzuty karne, dwa dla ŁKS-u, jeden dla Widzewa. Tylko jeden wykorzystany, przez Radionowa, który od razu po golu zaczął gestykulować w stronę fanów gospodarzy. Do tego kontuzja Gamrota już w 12. minucie gry i wymuszona zmiana. Niby tylko w okręgówce, niby bez presji kibiców, ale mimo wszystko – kości zatrzeszczały. Dopiero po przerwie na boisku pojawiło się więcej młodzieży, ale – dwóch 20-latków po stronie Widzewa. ŁKS trzy zmiany wykonał już po 80. minucie, przy wyniku 3:0, ale za to wpuścił zawodników jeszcze młodszych – do Ratajczyka (strzelca trzeciego gola) z rocznika 2002 dołączyło dwóch piłkarzy z rocznika 2001 i jeden z rocznika 2000. Mimo wszystko czas dokonania zmian doskonale potwierdza, jak ważny był dla obu klubów nie tyle wynik, co nawet liczba bramek – bo niewykluczone, że to one będą się liczyły na koniec sezonu w przypadku równej liczby punktów obu faworytów do awansu.

Rezerwy Widzewa i ŁKS-u biją się o awans do IV ligi, a przecież jeszcze przedwczoraj to właśnie w IV lidze występowały pierwsze zespoły obu łódzkich klubów. Sezon 2013/14 – reaktywowany Łódzki KS jeszcze parę tygodni przed ligą odbywa pielgrzymki do PZPN-u, by w ramach uznania zasług pozwolił klubowi rozpocząć wspinaczkę od IV, a nie V ligi. Ledwie dwa sezony później tą wydeptaną ścieżką w pogoni za sąsiadem rusza Widzew. Pierwsi grają na wysłużonym starym stadionie, na którym czynne jest już tylko kilka sektorów, drudzy przenoszą się na obiekty SMS-u, z równie kameralnymi trybunami. ŁKS męczy się trzy sezony w III lidze, Widzew już w IV kończy sezon tylko pięć punktów nad wiceliderem.

Dziś to zupełnie inne kluby, w zupełnie innym miejscu, utrzymujące po kilkudziesięciu piłkarzy, którzy z powodzeniem mogliby grać w I lidze. Oba na kursie po kolejne awanse – ŁKS po ten ostatni, do Ekstraklasy, Widzew po powrót do I ligi. Mocne finansowo, organizacyjnie, z bazą kibiców. Rozwój pokazują nawet powołania do kadry U-20, w której w ostatnich tygodniach regularnie grał Sobociński z ŁKS-u, a epizody dostali też jego klubowy kolega Pyrdoł i Gutowski z drugiej strony miasta. Nawet patrząc na ten dzisiejszy mecz rezerw, na nazwiska, na atmosferę – mamy wrażenie, że kolejne derby Łodzi odbędą się już w którejś z dwóch najwyższych klas rozgrywkowych.

I wcale nie przekreślalibyśmy, że będzie to Ekstraklasa za dwa lata.

Fot.FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...