Reklama

Brzęczek w Stanie Futbolu: Takich eksperymentów jak ostatnio już nie będzie

redakcja

Autor:redakcja

07 listopada 2018, 08:45 • 23 min czytania 0 komentarzy

Selekcjoner Jerzy Brzęczek był gościem ostatniego Stanu Futbolu. Przez półtorej godziny rozmawiał z Krzysztofem Stanowskim, Andrzejem Iwanem, Wojciechem Kowalczykiem i Robertem Błońskim. Jeśli ktoś nie oglądał/nie słuchał, prezentujemy zapis zdecydowanej większości programu. Z Brzęczkiem poruszono oczywiście wiele tematów reprezentacyjnych, ale opowiada on również m.in. o swojej pracy w Lechii Gdańsk i GKS-ie Katowice. 

Brzęczek w Stanie Futbolu: Takich eksperymentów jak ostatnio już nie będzie

Krzysztof Stanowski: – Przed programem powiedział pan, że szlabany, gdy gdzieś pan wjeżdża, „na twarz” jeszcze się nie otwierają, za to niektóre się zamykają, ale zmienimy to.

– Z funkcją selekcjonera jest tak, że jeżeli wygrywasz, wszyscy cię chwalą, a jeżeli przegrywasz, jest dużo krytyki.

KS: – A że pan jeszcze nie wygrał…

– Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy na początku drogi. Kiedy rozpoczynaliśmy pierwsze zgrupowanie, wiedzieliśmy, w jakim punkcie się znajdujemy, czyli po nieudanym mundialu. Wiedzieliśmy też, że część piłkarzy nie gra, szczególnie ci, którzy wyjechali za granicę. Jest trochę problemów, ale dla nas najważniejsze są eliminacje zaczynające się w przyszłym roku i awans na mistrzostwa Europy. Na pewno nie będzie łatwo.

Reklama

KS: – Trochę huśtawki nastrojów już pan przeżył. Po remisie we Włoszech dość mocno pana chwalono, po domowych porażkach z Portugalią i Włochami pojawiły się znaki zapytania wśród opinii publicznej, czy jest pan właściwą osobą. Odczuwa pan to?

– To cały czas etap początkowy. Z Portugalią i Włochami graliśmy innym systemem, systemem bardzo trudnym. Mieliśmy bardzo mało czasu na treningi, widzieliśmy, że zawodnikom nie będzie łatwo zrealizować założenia. To jednak była świadoma decyzja, żeby sprawdzić ten system w dwóch kolejnych spotkaniach. Były przy tym duże różnice personalne, przed meczem z Włochami wymieniliśmy sześciu zawodników. Nie funkcjonowało to wedle naszych oczekiwań, ale mamy bagaż doświadczeń na przyszłość w oparciu o mecze z bardzo silnymi rywalami. Przekonaliśmy się, ile na tym etapie czas nas pracy. Z drugiej strony, przechodząc w trakcie gry na najbardziej korzystne dla nas 4-4-2 lub 4-4-1-1 od razu następowała poprawa, więc jest światełko w tunelu.

KS: – Z tak dobrymi drużynami w Lidze Narodów już grać nie będziemy, bo spadliśmy z dywizji A, notabene jako pierwsza drużyna. Nie miał pan tego komfortu, żeby zacząć od meczów zupełnie towarzyskich, w których nikt niczego wielkiego nie oczekuje poza przećwiczeniem wariantów. Pan od razu wskoczył do Ligi Narodów, czyli meczów towarzyskich obrandowanych, sprzedanych, o jakąś stawkę. Jak pan je traktował? Wielu chyba nie wiedziało, jak do nich podejść, czego oczekiwać. 

– Nie traktowaliśmy tych meczów jak sparingów…

KS: – Robert Lewandowski stwierdził, że w zasadzie nie wie, o co w tym chodzi.

– To zdanie Roberta. Ten regulamin nie jest do końca przejrzysty i sądzę, że nawet wielu ekspertów ma problemy, żeby zrozumieć wszystkie szczegóły. Traktowaliśmy te mecze poważnie. W piłce zawsze decydują niuanse. Próbowaliśmy nowego systemu, wiemy, że nie wyszło to dobrze.

Reklama

KS: – Niuanse tu nie decydowały, rozjechali nas walcem.

– Niuanse w sensie sposobu, w jaki traciliśmy bramki. Nikt chyba nie oczekiwał, że z Portugalią będziemy mieć przewagę w ataku pozycyjnym. Tylko potem trzeba było spojrzeć, jak nam strzelali. Mecz z Włochami miałby zupełnie inny odbiór, gdybyśmy zachowali koncentrację do końca. Jasne, Włosi mieli przewagę w pierwszej połowie, stwarzali sytuacje, mogli prowadzić 3:1, ale w drugiej połowie to my mieliśmy dwie okazje. Kamil Grosicki wychodził sam na sam. Włosi sam na sam nie wychodzili, jedynie Bernardeschi był niepilnowany, gdy niecelnie strzelał głową. Gdybyśmy to wtedy wykorzystali i nie stracili gola w 92. minucie…

KS: – Ale powiedzmy sobie szczerze, goście strzelili zasłużenie. Sprawiedliwy wynik, możemy podziękować, że tak niski.

Andrzej Iwan: – Korzystniejszy wynik mógłby zamazać rzeczywistość.

– Chodzi mi o to, że mecze często układają się w taki sposób. Przypomnijmy sobie 2:0 z Niemcami w eliminacjach do Euro 2016. Oddaliśmy dwa strzały, oba wpadły. Niemcy mieli 10 sytuacji i nie zdobyli bramki. Wynik się zgadzał, wszystko było wspaniałe. Drużyna będąca na początku drogi potrzebuje takich spotkań, to pomaga budować morale. Wiemy, że te ostatnie mecze były słabe, w szczególności w tych momentach, w których graliśmy w nowym systemie. Ale to wynikało z tego, że mieliśmy mało czasu, a zawodnicy są przyzwyczajeni do innego sposobu gry. Bartosz Bereszyński i Karol Linetty w nim grają, ale trenują go 3-4 w tygodniu od trzech lat.

KS:W zasadzie po co szukamy alternatywy, skoro wiadomo, że nie mamy czasu, że nam to nie wychodzi? Skąd takie dążenie wielu polskich trenerów, na czele z samym Adamem Nawałką, żeby koniecznie majstrować przy ustawieniu z czwórką obrońców?

– W naszym wypadku chodziło głównie o sytuację kadrową i świetną dyspozycję naszych napastników, którzy ostatnio są bardzo skuteczni. Jest też Piotrek Zieliński, w moim odczuciu najwięcej dający drużynie w środku pola, mimo że ostatnio Carlo Ancelotti częściej ustawia go bliżej prawej lub lewej strony. Grając w centrum, przy swojej kreatywności, ma do dyspozycji całą szerokość boiska. W tym celu ten wariant sprawdzaliśmy.

Wojciech Kowalczyk: – Ostatnio w pierwszych połowach w ogóle nie korzystałeś ze skrzydłowych, przez co powstawał totalny chaos w organizacji gry. Jakby porównać pierwsze 45 minut z Włochami w twoim debiucie, a cały mecz z Włochami w Chorzowie miesiąc później, można by odnieść wrażenie, że mamy dwa zupełnie inne składy.

– Chcieliśmy pewne rzeczy sprawdzić na tle mocnego przeciwnika. Gdybyśmy tego nie zrobili, nie mielibyśmy doświadczeń na przyszłość. Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się z naszymi zawodnikami, z kogo będziemy mogli skorzystać. Wielu z nich jest w klubach zagranicznych, część nie gra. Ze skrzydłowymi jest ostatnio problem, teraz dobre recenzje zbiera głównie Damian Kądzior w chorwackiej ekstraklasie.

KS: – Czy my jednak za bardzo nie zlekceważyliśmy Ligi Narodów?

– W żadnym wypadku. Chcieliśmy wygrać, walczyliśmy o trzy punkty.

KS: – Ale jeśli nasz kapitan mówi, że nie za bardzo rozumie, o co w tych rozgrywkach chodzi, mam wrażenie, że nie poświęcono im zbyt dużo czasu. Chociażby na samo wytłumaczenie regulaminu.

– Nie chodzi o to, żeby teraz przepytywać każdego kadrowicza z regulaminu Ligi Narodów.

KS: – Ja jestem za tym, żeby on sobie sam przeczytał, ale wychodzi na to, że gdyby położono nacisk na te rozgrywki…

– Zapewniam, że nigdy na odprawie nie padło stwierdzenie, że te mecze nie są dla nas ważne. Wręcz przeciwnie: to bardzo ważne mecze, które traktujemy jako przygotowania i poszukiwania, co nie oznacza, że potem będziemy szukać wymówek.

w temacie skrzydeł

– (…) Nie wiem, czy dla Damiana Kądziora najlepszym wyjściem nie byłoby granie w środku jako „dziesiątka”. Wiele asyst notuje po zejściu do środka z prawej strony i dośrodkowaniu lewą nogą. Zgadzam się, że to nie jest typowy skrzydłowy, który będzie się rozpędzał, szedł w drybling do linii i dośrodkowywał.

– (…) Ostatnie trzy mecze graliśmy z dwoma napastnikami i nie wygraliśmy an razu. Z Portugalią i Włochami nie mając skrzydłowych mieliśmy problem w środku po odbiorze piłki. Wtedy podchodzić wysoko muszą boczni obrońcy, a jeśli oni zostawali z tyłu, u środkowych pomocników był problem z rozegraniem i dochodziło do szybkich strat. Schodzić do boku do grania muszą też napastnicy. Nasi zawodnicy grając w klubach ze skrzydłowymi i jednym napastnikiem nie mają takich nawyków. Takie niuanse decydują, czy jest płynność w grze, czy nie.

KS: – Tylko skoro teraz skupiamy się na środkowych pomocnikach, bo nie mamy skrzydłowych, to czy zaraz nie powiemy na przykład, że nie mamy środkowych pomocników, więc chcemy grać skrzydłowymi? Bryndza jest tu i tu.

– Nie patrzyłbym w czarnych kolorach. To nie jest tak, że nie mamy zawodników.

KS: – Na Włochów w środku mieliśmy Szymańskiego, Linettego i Góralskiego. To nie jest środek pola, który kogokolwiek powali.

– To zawodnicy mający predyspozycje do gry na tej pozycji, grający agresywnie, odbierający piłkę. Taki był zamysł, żeby wystawić trójkę o takiej charakterystyce. (…) Krychowiak miał kontuzję, Klich kartki, nikt inny nam nie został.

KS: – Mógłby być Szymon Żurkowski.

– Jest grupa 3-4 zawodników, których moglibyśmy jesienią powoływać z młodzieżówki, ale ta generacja ma szansę zakwalifikowania się na mistrzostwa Europy i ustaliliśmy z Czesławem Michniewiczem, żeby na razie zostawić ich w U-21.

KS: – To dobry kierunek, żeby ustawiać priorytety pod piłkę młodzieżową?

– Popatrzmy z drugiej strony. Powołam ich czterech, wiadomo, że nie będą grali w pierwszym składzie. Dostaliby parę minut. Co jest lepsze? Zagranie 90 minut w U-21 w meczu o stawkę z już mocnymi rywalami jak Dania, czy przyjechanie do nas i zebranie po 20 minut?

Robert Błoński: – Brakuje mi nacisku młodzieży na pierwszą reprezentację, chociażby z kadry Marcina Dorny, która półtora roku temu grała na młodzieżowym EURO.

KS: – Można mówić o powołaniu Kownackiego, ale jak ma grać, gdy w Sampdorii jest rezerwowym.

– Wchodzi z ławki na kilka minut, to nie jest dobre dla jego rozwoju. Jak mówiłem, wielu zagranicznych kadrowiczów siedzi na ławce. Od październikowego zgrupowania Rafał Kurzawa na tę chwilę zagrał siedem minut, Jan Bednarek, Kuba i Arek Reca nie grają w ogóle. Maciej Rybus jest kontuzjowany.

KS: – Pan przyznał, że u pana nie ma zasady, że jak ktoś nie gra w klubie, to nie gra w kadrze.

– Może sobie składać różne deklaracje, ale później przychodzi praktyka, życie. Ok, mogę powiedzieć, że tak będzie przy powołaniach, ale z góry wiedziałem, że nie wszyscy będą podstawowymi zawodnikami w swoich klubach.

KS: – Ale niektórzy mogą stwierdzić, że to była podkładka pod powoływanie Jakuba Błaszczykowskiego.

– Można powiedzieć wszystko. Później są fakty i boisko. Kuba nie gra w klubie, ale później przyjeżdża na kadrę, strzela gola Portugalii i w moim odczuciu grał na dobrym poziomie.

KS: – Widzieliśmy go już w lepszej formie. Łagodnie mówiąc.

– To już nie będzie Kuba sprzed kilku lat czy nawet z Euro 2016. Tylko teraz jest pytanie: kto z tamtego grona dziś znajduje się w lepszej dyspozycji niż podczas francuskiego EURO?

AI: – Skreśliłeś już kogoś? Zaczęła się selekcja negatywna?

– Mamy wiele informacji na podstawie tych czterech meczów, ale jeśli kogoś teraz zabraknie, to nie znaczy, że definitywnie go skreśliliśmy. To samo dotyczy piłkarzy, których jeszcze ani razu nie powołaliśmy jak Cionek czy Wilusz. Są pod obserwacją, z różnych względów na razie ich nie wzięliśmy. Nie mamy czterdziestu zawodników z miejsca gwarantujących reprezentacyjny poziom, żeby z góry z kogoś rezygnować.

o dużo większym otwarciu na media niż Adam Nawałka

– Zazwyczaj jestem otwarty, ale nigdy publicznie kogoś nie krytykuję, w sensie, że ktoś jest czemuś winien. Tu zawsze będę zawodników bronił, bo sam byłem zawodnikiem i wiem, jakie są uwarunkowania. Ale mówiąc o pewnych zasadach, o piłce, to myślę, że ktoś, kto ogląda futbol, wiedzę musi mieć i dostrzegać pewne rzeczy.

KS: – Chce pan edukować ludzi naokoło? Są tacy trenerzy, którzy lubią dogłębnie wytłumaczyć, o co im chodzi.

– To kwestia tego, żeby ktoś odczytał, co miało być na boisku, co trenujemy i czy to później realizujemy. Nie mam problemów, żeby porozmawiać, ale wiem, jak to działa. Jeśli masz wyniki, obojętnie co robisz, jest cudownie. Jeżeli nie masz wyniku, zacznie się szukanie problemów wszędzie, również z tym, że ktoś gada za dużo czy za mało.

KS: – Piłkarze nie mają problemu z tym, że często są publicznie oceniani? Nie odwykli od tego?

– Myślę, że nie. Na odprawach kładziemy też nacisk na to, żeby zawodnicy odcinali się od tego, co mają w klubie. Jeżeli każdy dodawałby swoje przemyślenia dotyczące taktyki i tak dalej w odniesieniu do tego, co widzi na co dzień, nigdzie byśmy nie zajechali. Wszyscy musimy zmierzać w tym samym kierunku. Lepiej zagramy nawet przy najgorszej taktyce, gdy każdy będzie grał według tej samej myśli, niż gdyby każdy na boisku starał się robić to, co robi w klubie. Wtedy nie mielibyśmy szans. To czasem jest problem, gdy podczas treningów wychodzą pewne nawyki zawodników, które wyrabiali sobie miesiącami czy latami. I to w żaden sposób nie wynika z braku chęci, tylko z tego, że robią coś dopiero piąty czy dziesiąty raz, a tamte rzeczy kilka tysięcy razy. Dlatego nasza komunikacja tak wygląda, ale nie mam wrażenia, że zawodnicy czują się krytykowani.

KS: – Nawet nie chodzi o krytykę, bo nieraz są też pochwały, ale o sam fakt publicznego oceniania. Adam Nawałka tego unikał.

– Bardzo szanuję selekcjonera Nawałkę, wykonał fantastyczną pracę, ale jesteśmy innymi ludźmi, o innych charakterach. Na pewno jednak nie chodzi o to, żeby na siłę działać inaczej i podkreślać różnice między nami. Staram się być sobą i podejmować decyzje, które w moim odczuciu będą najlepsze dla drużyny. Na pewno popełniliśmy już błędy, ale jestem spokojny o to, że ta reprezentacja może dobrze grać.

KS: – Dobrze się pan czuje w takim ogniu krytyki?

– Od ponad 30 lat żyję w rzeczywistości, gdzie po meczach wygranych cię chwalą, a po przegranych ganią. Piłka nożna to są emocje. Najgorszą rzeczą jest przekroczenie pewnej granicy między krytyką a wyśmiewaniem się i mówieniem rzeczy, które podważają zawodników – zdobywców mistrzostw krajowych, grających na poziomie reprezentacyjnym wiele lat. Okej, są słabsze okresy, możesz powiedzieć, że ktoś zagrał słabo, ale niekiedy dokłada się do tego wbijanie niepotrzebnej szpilki. To już nie ma nic wspólnego z krytyką, jest pójściem po bandzie. Przypomnijcie sobie taką sytuację: gramy z Anglią na Wembley, przegrywamy 1:3, ale strzelam bramkę, jestem bohaterem. A cztery dni później gramy ze Szwecją, tracę piłkę na wagę gola, a Darek Szpakowski przez cały w komentarzu mówił „po stracie kapitana przegraliśmy to spotkanie”. Nie zwracano uwagi na to, że praktycznie wszystkie sytuacje, jakie mieliśmy, były po moich podaniach. Ja po meczu powiedziałem: „okej, jako kapitan biorę za to odpowiedzialność”. Nie miałem kolegów, którzy mnie zaasekurowali, ale nie szukałem sobie wytłumaczenia. To był mój ostatni mecz w reprezentacji. Trener Wójcik później poświęcił moją głowę, nie zakwalifikowaliśmy się na mistrzostwa.

KS: – Już powiedzieliśmy o krytyce, więc zmierzmy się z tematem, który był już punktem zapalnym – tematem Jakuba Błaszczykowskiego. Sytuacja trochę przypomina sytuację w szkole, gdy nauczyciel jest ojcem jednego z uczniów i często wymaga od niego więcej. Mam wrażenie, że gdy został pan trenerem, wszyscy pomyśleli: Kuba nie będzie miał łatwo, bo trener będzie wymagał jeszcze więcej, by udowodnić, że to nie jest zawodnik forowany. A potem zaczęły się mecze i można było odnieść wrażenie, że on trochę forowany jest.

– Zastanówmy się nad jedną rzeczą. Kuba praktycznie od czterech czy pięciu lat, za każdym razem, jako zawodnik doświadczony o bardzo dużych umiejętnościach, zawsze musi coś udowadniać. Mam świadomość, że on reprezentacji da wiele na boisku i poza nim, szczególnie teraz, w procesie budowania reprezentacji i tworzenia na podstawie silnej grupy i dołączania nowych zawodników. A on ciągle musi coś udowadniać. Za każdym razem pada pytanie: czy jemu się to należy? Czy on da radę?

KS: – Nie mam wrażenia, że to jest do końca prawda.

– Jedna kwestia. Gdyby nie zagrał dobrze z Serbią przed Euro 2016, to nie byłoby go na mistrzostwach Europy. Wiem, jaka była sytuacja, znam więcej szczegółów niż wy. Jeszcze raz powtórzę: jeśli uznam, że Kuba nie da nic mojej reprezentacji, to nie dostanie powołania. To, że jest moim siostrzeńcem nie oznacza, że mam go inaczej traktować. Ja wiem, jaką on ma wartość, wiem, co się dzieje i że nie jest to optymalne dla niego i reprezentacji.

AI: – Chciałbyś, żeby zmienił klub?

– Oczywiście, że tak. Na pewno to jest punkt wyjścia i wszystko będzie robione w tym kierunku. Okres w Wolfsburgu nie jest dla niego najszczęśliwszy, przez ostatnie dwa lata miał sześciu czy siedmiu trenerów, to wszystko się cały czas zmienia.

RB: – Udowadnianie Kuby wynika z tego, że my Kuby nie widzimy co tydzień, więc nie wiemy, w jakiej on jest formie.

– Zobaczcie: Kuba został powołany na mecz z Portugalią, gdzie przed meczami było dużo krytyki, że wujek, że dlaczego. Po meczu nagle wszyscy: no jednak jest potrzebny. Jako trener muszę czasami podejmować ryzyko. Okazało się, że nawet jeśli miałby na dziś grać 45 minut czy mniej, na pewno jest bardzo ważny nie tylko na boisku, ale i na treningu.

KS: – Teraz ma pan komfort powoływania go, bo nie ma sportowo nikogo, kto by go mocno naciskał. Ale z tego, co pan mówi, on ma rolę do odegrania poza boiskiem. Dopiero wtedy jego powołanie byłoby trudne do wyjaśnienia, gdyby dostał je kosztem zawodnika, który dobrze prezentuje się w klubie.

– Nie twierdzę, że Kuba jest powoływany dlatego, że ma do odegrania role pozaboiskowe i one są decydujące. One też są ważne, żeby uczyć na boisku pewnych spraw taktycznych młodszych zawodników. Dlaczego ostatnio wystawiliśmy go na lewej stronie? Żeby pomagał Recy. Przy innym zawodniku Arek miałby zdecydowanie większe problemy. To perspektywiczne patrzenie pod kątem tego, jak ta reprezentacja ma się rozwijać, mając również na uwadze codzienne problemy zawodników w klubach.

KS: – Drażni pana kwestionowanie powołań dla Kuby? Pierwszy raz na waszą relację patrzy się przez lupę. 

– To mnie akurat w ogóle nie drażni. Zostając selekcjonerem wiedziałem, że to będzie jeden z ważniejszych tematów. Ale powtarzam: obojętnie, co jest, później decydują już tylko kwestie sportowe.

(…) KS: – Dla Kurzawy nie musicie robić osobnych odpraw?

 – Cenię jego umiejętności, ale to człowiek bardzo skryty. Na naszych zgrupowaniach też dużo nie mówi. Taki ma charakter i styl bycia. Na pewno nie jest to dla niego łatwa sytuacja, zwłaszcza gdy wyjeżdża za granicę, gdzie musi używać innego języka.

AI: – Próbujesz rozmawiać z kadrowiczami na temat ich sytuacji w klubie? Oczywiście każdy z nich ma agentów, ale zawsze możesz doradzić.

– Oczywiście, rozmawiam z tą grupą w sensie: jeżeli zimą zostaniecie w swoich klubach i nadal nie będziecie grali, wasze szanse na powołanie na te najważniejsze dla nas mecze będą zdecydowanie mniejsze. Z drugiej strony, to nas stawia w sytuacji, w której wracamy do tematu zaplecza i potencjału na poszczególnych pozycjach. Na niektórych pozycjach jesteśmy bardzo dobrze zabezpieczeni, ale są też takie, gdzie problem jest cały czas. Tak jak z tą lewą stroną, gdzie dodatkowo ciągle ktoś nam wypada przez kontuzje.

KS: – Zdaje pan sobie sprawę, że dla wielu osób pana nominacja była zaskoczeniem, że zdaniem wielu jeszcze pan na ten zaszczyt nie zasłużył i musi udowodnić, że Zbigniew Boniek się nie pomylił? To frustrujące?

– To nie jest żadna frustracja z mojej strony, że trzeba coś udowadniać. Będąc trenerem czy selekcjonerem, musisz mieć wyniki. Z tego jesteś rozliczany. Zdaję sobie sprawę, że dla wszystkich moja nominacja była dużym zaskoczeniem, ale dopiero czas pokaże, czy była ona słuszna.

KS: – Był moment, w którym pan sam siebie zapytał, czy to na pewno dla mnie dobre rozwiązanie, czy ja na to zasłużyłem?

– Zawsze są przemyślenia w takich momentach, zwłaszcza wobec sytuacji po mistrzostwach świata. Zachowuję pokorę, ale wiem, że mam bogate doświadczenie i dużo wiedzy.

(…) KS: – Są też piłkarze, których problem jest zbliżony do tego Jakuba Błaszczykowskiego, czyli piłkarze, których pan zna, których wcześniej prowadził. Odczuwa pan, że oni mają u opinii publicznej trudniej? Że gdyby Szymańskiego powołał Nawałka, to ludzie powiedzieliby „w porządku, dobrze gra w tej Wiśle Płock”, a gdy pan go powołuje, widzi się drugie dno?

– Zawsze będzie to tak oceniane, tego nie unikniemy. Damian w każdym meczu przebiega ponad 12 km, jest agresywny w pojedynkach, potrafi rozegrać, włączyć się do akcji. Taki box-to-box, taka jest jego rola. Trener Nawałka również go obserwował, był w szerokiej kadrze, Arek Reca podobnie. To nie jest tak, że ja go nagle sobie wymyśliłem. Latem Damianem interesowały się Lech Poznań i Legia Warszawa, ale dziś Wisła Płock za małe pieniądze w porównaniu na przykład do transferu Arka Recy, go nie sprzeda. Szymański ma charakter, to typ boiskowego wojownika. To bardzo ważne cechy.

KS: – Przyszedł pan do Wisły Płock znienacka, tuż przed startem sezonu. Pana pobyty we wcześniejszych klubach nie były sukcesami…

– GKS Katowice to chyba jednak był wielki sukces. Jak teraz popatrzę na tabelę… W Lechii Gdańsk moim największym błędem było to, że po ostatnim meczu na Jagiellonii nie zrezygnowałem z pracy. A przyjeżdżając do domu, byłem bliski podjęcia takiej decyzji. Później wszystko, co się działo w okresie przygotowawczym, z zawodnikami… Jakich mieliśmy wtedy napastników? Byli z nami jeszcze Antonio Colak i Kevin Friesenbichler. Dwóch ciekawych zawodników. Trenowali z nami, a potem nagle okazało się, że ich agenci się nie dogadali i w zasadzie zostaliśmy bez napastników. Dopiero później ściągnęliśmy Grzegorza Kuświka, który nie trenował trzy miesiące. W zasadzie jedynym napastnikiem był młody Adam Buksa, który w pierwszym meczu grał dobrze, prowadziliśmy po jego golu i w 20. minucie Jakub Czerwiński porządnie mu się „zameldował”. Chłopak przez następne trzy miesiące miał problemy z nogą. Mówienie, że nie ma wyników – ok, to są fakty, ale dochodzą różne uwarunkowania. Jak jechaliśmy na obóz, z takich i takich względów nie mogliśmy zabrać młodych zawodników. Gdyby ktoś wtedy wiedział o tych sytuacjach, inaczej by wszystko oceniał.

GKS Katowice? Przychodziłem, gdy zespół był bodajże na piętnastym miejscu. W następnym sezonie prezentowaliśmy najlepszy futbol w I lidze. Znowuż były niuanse. Gramy mecz w Zabrzu na cztery kolejki przed końcem. Przegrywamy 0:1, mamy trzy stuprocentowe sytuacje, których nie wykorzystujemy, w 92. minucie strzelamy gola wyrównującego, którego sędziowie nie uznają. W moim odczuciu nie było spalonego. Gdyby wtedy padł remis, Górnik miałby do nas cztery punkty straty. Oczywiście mieliśmy potem jeszcze trzy mecze. Prowadzimy z Kluczborkiem 2:0, ale w 35. minucie asystent Tomek Mazurkiewicz podchodzi i mówi, że z chłopakami dzieje się coś niedobrego. Też to widziałem. Widać było dekoncentrację, bo szybko zdobyliśmy dwie bramki z ostatnią drużyną. Przed przed przerwą rywale złapali kontakt. W przerwie zrobiliśmy zmianę z powodu kontuzji. Może nie była ona trafna, ale próbowaliśmy zwrócić piłkarzom uwagę, że gubią koncentrację. Pięć minut drugiej połowy i tracimy bramkę na 2:2. Ten mecz przesądził, że nie awansowaliśmy.

(…) W piłce u piłkarza czy trenera jeden mecz, jedna bramka, jeden dzień może wiele zmienić. Przykład reprezentacji olimpijskiej z moich czasów. Przegraliśmy 0:5 w Danii, później w Zabrzu zremisowaliśmy po słabej grze 1;1, ale ten gol na wagę punktu pozwolił nam pojechać na Igrzyska. My zdobyliśmy srebro, Duńczycy, jeśli dobrze pamiętam, nie wyszli z grupy. Każda drużyna potrzebuje meczów, gdy w trudnym momencie wygrywa i dostaje kopa do przodu.

o niedoszłej pracy w Górniku Zabrze

Byłem tam już praktycznie dwa razy. Pierwszy temat pojawił się jeszcze przed przyjściem tam Adama Nawałki. Uznałem wtedy, że jeszcze dla mnie za wcześnie, że potrzebuję doświadczenia. A gdy trener Nawałka został selekcjonerem, pojechałem na rozmowy do Zabrza, spotkałem się z panią prezydent i panem wiceprezydentem. Wyjeżdżałem stamtąd z przeświadczeniem, że będę prowadził Górnika. Zaraz potem zaczął się kurs trenerski w Białej Podlaskiej i akurat przyjechał nowy selekcjoner. Witamy się, trener Nawałka pogratulował mi posady w Zabrzu. Kurs był do środy, nie mieliśmy przez ten czas kontaktu z Górnikiem i zacząłem czuć, że coś jest nie tak. W czwartek okazało się, że trenerem został jednak Ryszard Wieczorek.

KS: – Wracając jeszcze do reprezentacji. W ostatnim meczu z Włochami kibice domagali się wejścia Krzysztofa Piątka. Pan to w ogóle słyszał?

– Krzyczał praktycznie cały stadion, nie dało się nie słyszeć.

KS: – Nie korciło pana, żeby spełnić prośbę publiki?

– Gdyby trener miał spełniać takie prośby, znaczyłoby to, że nie ma wpływu na drużynę. Chcieliśmy Krzyśka wpuścić wcześniej, ale w przerwie dokonaliśmy dwóch zmian taktycznych i została nam już tylko jedna. Arek Reca zgłaszał już wtedy problemy i obawialiśmy się, że w pewnym momencie może mu się coś wydarzyć i zostaniemy bez zmiany. Po fakcie, gdy analizowaliśmy wszystko ze sztabem, doszliśmy do wniosku, że powinniśmy zaryzykować i zostawić Arka do końca. Ale to są decyzje, które podejmujesz na gorąco. Równie dobrze Arek mógłby nie wytrzymać, spóźniłby się za akcją, sfaulował. Gdybyśmy mieli jednak decydować jeszcze raz, raczej byśmy zaryzykowali i nie zdejmowali go.

KS: – Nadzwyczajna skuteczność Piątka na początku sezonu sprawiła, że zaczęła panu kiełkować myśl o stworzeniu duetu supersnajperów?

– Praktycznie cały czas graliśmy dwójką napastników w każdej konfiguracji. Z Irlandią Piątek-Milik, później Robert-Krzysiek i tak dalej.

KS: – Ale żeby piłować to ustawienie z dwójką napastników? Niektórzy twierdzą, że ci zawodnicy są zbyt podobni do siebie.

– Pozostaje kwestia optymalnego wykorzystania umiejętności Piotrka Zielińskiego. Jak mówiłem, dla mnie daje najwięcej, gdy gra w środku. W Napoli często jest ustawiany bliżej skrzydła, ostatnio głównie lewego. Mniej może się wtedy wykazać przy dryblingu i podaniach prostopadłych, a ma więcej zadań defensywnych, do biegania. Również dlatego teraz próbowaliśmy 4-3-1-2, żeby Piotrek był ustawiony centralnie, żeby dyrygował. To nie zafunkcjonowało i zastanawiamy się, czy decydując się na dwóch napastników nie będziemy musieli przesuwać Zielińskiego do boku.

KS: – Czyli to wybór między Zielińskim a Piątkiem?

– Nie traktowałbym tego jako wyboru między nim a Krzyśkiem czy Arkiem. To kwestia taktyki i tego, co będzie dla nas dobre. Za nami cztery mecze i wszyscy jesteśmy zgodni, że najlepiej wyglądał ten pierwszy, gdy graliśmy jednym napastnikiem, a Piotrek miał na boisku wolność i swobodę, czyli tak jak lubi. Pokazał wtedy swoją kreatywność – strzelił gola, mógł jeszcze jednego. Cały czas był pod grą, wracał też do obrony, jednym przyjęciem potrafił zgubić rywala i stworzyć przewagę. To są dylematy, które mamy.

RB: – Czyli jest to zawodnik wymagający specjalnej troski i wsparcia?

KS: – Pytanie, czy nie za długo już się troszczymy o Zielińskiego? 

– To kwestia funkcjonowania całości jako zespołu, żeby każdy wiedział, co do niego należy i mógł w stu procentach sprzedać swoje umiejętności.

o Karolu Linettym

W Sampdorii rozgrywa większość meczów w pierwszym składzie, ale to zawodnik zadaniowy. Odbiera piłkę i szybko podaje do najbliższego. Tam media i kibice nie oczekują od niego zbyt wiele w kreowaniu. Zamiast tego ma asekurować lewą stronę w akcjach defensywnych. Tak też zagraliśmy z nim na pół-lewej z Włochami i to nie zadziałało. Karol jest bardzo wrażliwym człowiekiem. To spokojny, ułożony, wycofany chłopak. Tak jak Rafał Kurzawa nie przepada za mediami, nie lubi szumu, bardzo to przeżywa. Wie, że wymagania w reprezentacji co do jego gry są znacznie większe i to na niego wpływa. Fakty są takie, że na razie w kadrze nie pokazał swoich umiejętności. Karol bardzo chce, zaangażowanie na najwyższym poziomie, ale w pewnym momencie nadchodzi „sprawdzam” – jest presja, mecz i albo sprzedam co mam najlepszego, albo nie.

KS: – Mam wrażenie, że piłkarzem, któremu przydałby się stres związany z rywalizacją o miejsce w składzie, jest Grzegorz Krychowiak. Postrzegam go jako zawodnika, któremu zbyt wygodnie w życiu od 2-3 lat, który stracił cel czysto sportowy. On już chyba trochę bawi się w piłkę.

– Na treningach nie zaobserwowałem, żeby Grzesiek gdzieś szukał sobie odpoczynku. Patrząc na zaangażowanie zawodników podczas zgrupowań, zastanawialiśmy się nawet, czy nie popełniliśmy błędów przed meczami z Portugalią i Włochami. Graliśmy w czwartek, a we wtorek zrobiliśmy podwójne zajęcia treningowe. Nigdy wcześniej tak nie robiłem. Po analizie wykresów wyszło, że każdy przebiegł wtedy ponad 10 km, czyli odcinek jednego meczu. Grali w weekend, potem wysiłek meczowy we wtorek, mecz w czwartek i w niedzielę drugie spotkanie, czyli w ciągu tygodnia niektórzy dostali bardzo dużą dawkę. Wracając do Grześka. Trzeba się zastanowić nad jedną bardzo ważną rzeczą: on przez ostatnie dwa lata nie miał ani jednego dobrego okresu przygotowawczego. Do Moskwy trafił późno i praktycznie bez przygotowań gra wszystko od dechy do dechy. Gra na wielu pozycjach. Dla nas to może też dobrze, bo będzie miał doświadczenie. Na początku ze sztabem rozważaliśmy wariant z Grześkiem jako obrońcą i jak widać, ostatnio w klubie często występuje w takiej roli. Liga rosyjska rusza dopiero na początku marca, będą się przygotowywać 7-8 tygodni. Powinien to być jego pierwszy porządny obóz od dłuższego czasu.

(…) Przypominam sobie jeszcze mecz za kadencji selekcjonera Nawałki, który obserwowałem z trybun. Grzesiek siedział na ławce, wchodził w przerwie. Gdy zobaczyłem, jak się rozgrzewa, jak się wtedy porusza, pomyślałem „o Boże!”. Nawet po tym widać było, że nie grał w klubie, że nie znajdował się na swoim wcześniejszym poziomie. Na boisku też było to potem odczuwalne. Dziś przygotowanie fizyczne jest podstawą, wszędzie.

RB: – To już koniec eksperymentów, czy z Czechami i Portugalią kadra zagra przede wszystkim o wynik?

– Na pewno nie będzie już takich eksperymentów jak w ostatnich dwóch spotkaniach. Czekamy co się wydarzy dziś/jutro, mamy nadzieję, że żadnych zdrowotnych niespodzianek nie będzie. Ewentualnie takie rzeczy mogą wpływać na personalia czy ustawienie. Ale tak czy siak podstawowym zadaniem będzie gra o zwycięstwo.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...