Tam, gdzie inni widzą kompromitację władz Lecha Poznań, ja widzę rozsądek i odwagę.
Ponieważ muszę być na przekór? Nie, nie muszę. Powód jest zupełnie inny: wcielam się w rolę prezesów, wyobrażam sobie samego siebie i zastanawiam, jaką podjąłbym decyzję na ich miejscu. Głowy nie dam, ale wydaje mi się, że identyczną.
Było tak: żarliwa konferencja prasowa, podczas której Piotr Rutkowski odgrywa rolę życia, niemalże krzyczy, że w Ivana Djurdjevicia inwestował przez pięć lat, zarzeka się, że teraz ramię w ramię będą podbijać świat i można odnieść wrażenie, że oto osoba numer w jeden w „Kolejorzu” oświadcza, iż żarty się skończyły i jest gotów zasłaniać trenera własną klatką piersiową przed kulami z karabinów. Idą na wojnę.
Cztery miesiące później, już bez konferencji, bez żaru zamiast zasłaniać trenera własną klatką piersiową, Rutkowski osobiście daje mu kopa w ryj i idzie spać.
Z perspektywy czasu konferencja jest groteskowa. Jednakże przejęcie, z jakim wtedy przemawiał pan Piotr jest charakterystyczne dla futbolu: prezesi naprawdę wierzą w swoje wybory, gdy wygłaszają te swoje mądrości – wierzą, że mówią prawdę i że naprawdę tym razem będzie inaczej, pod każdym względem. Mają jakąś ideę i są przekonani, że pozostaną jej wierni. Chcą tego najbardziej na świecie.
A potem życie wszystko weryfikuje.
Uściślijmy: do kompromitacji na pewno doszło, tylko należy się zastanowić, w którym konkretnie momencie? Teraz, gdy Lech Poznań zwolnił Djurdjevicia, czy może wtedy, kiedy go zatrudniał?
Mnie się wydaje, że jednak wtedy. A teraz właśnie – to rozsądek i odwaga. Piotr Rutkowski wiedział przecież, co wygadywał cztery miesiące wcześniej. Wiedział, że zostanie to wyciągnięte. Wiedział, że wyjdzie na idiotę i że łatki idioty nie odkleja się łatwo i bezboleśnie, a są i tacy, którym się odkleić jej nie udaje nigdy. A jednak stwierdził: trudno, ucierpię, ale muszę to przerwać. Mógł schować się za wygodnym hasłem: „wizja długofalowa”. Nie wyszła nam runda? No trudno, ale mamy długofalową wizję. Trener nie daje rady? Wierzymy w niego, mamy długofalową wizję. Bla, bla, bla.
Mieć długofalową wizję to świetna sprawa. Ale bywa i tak w życiu, że ze swojej długofalowej wizji musisz się szybko wycofać, bo nagle – w nowych realiach – okazuje się, że błąd został popełniony na samym początku i po prostu brniesz w ślepą uliczkę. Chowasz więc dumę do kieszeni i robisz osiemnaście kroków w tył.
Weźmy więc pod uwagę, że Lech Poznań mógł naprawdę pokładać olbrzymie nadzieje w Ivanie Djurdjeviciu i wierzyć, że da radę. Ale gdy przyszło co do czego, okazało się, że nie daje. Nie rokuje. Gubi się. Idzie mu źle i wydaje się, że z błędnego kursu samodzielnie już nie zejdzie. Ludzie mi mówią: – Ta współpraca nie miała sensu, tam wszystko było nie tak…
Ktoś stwierdzi: – Mogli dać mu rok!
A ja spytam: – A ty dałbyś komuś rok, jeśli już po czterech miesiącach wiesz, że będzie cię to kosztowało 20 czy 30 milionów złotych?
Może kiedyś Djurdjević wróci, nie wiem. Ale wydaje mi się, że za dużą wagę przykładamy do tzw. mocnego charakteru, a za rzadko weryfikujemy umiejętności trenerskie. Takie osoby jak Djurdjević w Lechu czy Vuković w Legii powinny w pewnym momencie przeciąć pępowinę, spróbować swoich sił w Wigrach Suwałki, Chrobrym Głogów czy Puszczy Niepołomice, popracować na własny rachunek przez rok, dwa, czy trzy. Sprawdzić się w warunkach bojowych. I wtedy myśleć o powrocie do swojego ukochanego klubu.
Nudzi mnie słuchanie, że ktoś był „wojownikiem” i dlatego teraz ma być trenerem. Trener nie ma być wojownikiem. Trenera ma być mądry, rozsądny, poukładany, systematyczny, wykształcony itd.
*
Jeśli Adam Nawałka (swoją drogą, podczas kariery piłkarskiej nie uchodził za wojownika) zdecyduje się objąć „Kolejorza”, będzie to bardzo interesujące. Przede wszystkim ciekawi mnie, jak bardzo były selekcjoner odnajdzie się w nowych realiach i czy (jak długo?) klub będzie spełniał jego wymagania, z każdym miesiącem rosnące. Nie jest żadną tajemnicą, że Nawałka to trener, który przywiązuje uwagę do detali i czasami stawia żądania, które nie tylko są kosztowne pod względem finansowym, ale też – zdaniem ludzi wokół – są totalnymi fanaberiami. PZPN spełniał każdą zachciankę selekcjonera, nawet tę najbardziej niedorzeczną, ale akurat PZPN nie musiał na niczym oszczędzać. Żaden klub w Polsce nieograniczonymi środkami finansowymi nie dysponuje.
Myślę, że Adam Nawałka przed kadrą i Adam Nawałka teraz to dwie różne osoby i ciekawi mnie właśnie to, czy w miarę bezboleśnie zdoła on zejść na poziom ligowy, nie tylko sportowo, ale też organizacyjnie. Czy też będzie starał się przenieść przyzwyczajenia z PZPN na klub, co może być udręką dla obu stron.
Na pewno Lech potrzebuje mocnego człowieka. Kogoś, kto całą warstwę sportową weźmie na siebie. Powiedzmy sobie szczerze: obecne władze na przestrzeni ostatnich lat miały tak wiele nieudanych decyzji personalnych, że w zasadzie straciły mandat do dalszego decydowania. W większości robiły złe transfery i w większości zatrudniały złych trenerów. Gdyby nie to, że rodzina właściciela nie może zwolnić rodziny właściciela, już dawno dokonałaby się tam rewolucja.
Nawałka z pełnią władzy dałby Piotrowi Rutkowskiemu komfort wycofania się do drugiego szeregu w honorowy sposób. Spojrzenia na klub z dystansem przynależnym właścicielowi, a nie etatowemu pracownikowi. Lech potrzebuje nowego rozdania, innego postrzegania futbolu, innego doboru zawodników, innych metod selekcji, zerwania z tym, co do tej pory. Bo z Rutkowskim jest tak jak z Djurdjeviciem – pięć lat inwestowania w człowieka, już się wydaje, że się zna, już się wydaje, że jest gotów, ale tak naprawdę to wciąż poziom rezerw, a nie pierwszego zespołu.
„Ja się nigdy nie poddam!” – krzyczał. A może to błąd? Może trzeba się poddać, tak jak poddany został Djurdjević.
Odrobinę dziwię się tylko Nawałce, że chce przychodzić do Lecha w roli strażaka. Nie na własnych warunkach, nie od daty, którą wcześniej zakomunikuje… Tak ostatnio robią ci najwięksi trenerzy, a Nawałka na nasze warunki jest największy. Mówią: od 1 stycznia czy 1 czerwca będę trenerem takiego klubu. Przychodzą na swoich zasadach, bez pośpiechu, z pewną elegancją i flegmą. Ale z drugiej strony rozumiem, że w tym wypadku mogłaby to być niewybaczalna strata czasu. Te kilka kolejek, kiedy trzeba zapunktować, aby wiosna w ogóle była o coś.
Dla ligi to byłaby świetna informacja. Liga potrzebuje osobowości, liga potrzebuje kompetencji, liga potrzebuje rozpoznawalności. Potrzebuje liderów, a nie „wojowników”, którzy pod płotem tłumaczą się kibicom.
Liga potrzebuje mniej żałosnego Lecha.
KRZYSZTOF STANOWSKI