Sangria u piłkarzy Crystal Palace długo jeszcze będzie wywoływać mdłości, a pierwsze pierwsze gwizdnięcia „Vayamos Compañeros” w głośnikach samochodu skutkować błyskawicznym przełączeniem kanału. Wieczoru hiszpańskiego, na jaki gracze Roya Hodgsona się dziś załapali, z pewnością nie będą wspominać z przyjemnością. Dwa gole Moraty, w tym jeden po asyście Pedro i bramka byłego skrzydłowego Barcelony, przy której asystował Marcos Alonso – oto jak zostali ugoszczeni na Stamford Bridge.
Crystal Palace ostatnio miało jeden, zasadniczy problem. Nie strzelało zbyt wielu goli. Cztery ostatnie spotkania to trzy na zero z przodu, a jedyne bramki to dwa rzuty karne Luki Milivojevicia w starciu z Arsenalem. Zdecydowanie za mało, by z niezłomną pewnością siebie wjechać na Stamford Bridge. Gdzie Chelsea z kolei w tym sezonie strzeliła 19 bramek w 8 spotkaniach.
Obraz meczu nie odbiegał szczególnie od tego, co The Blues prezentowali do tej pory pod wodzą Maurizio Sarriego. Grubo ponad trzy razy więcej wymienionych podań od rywali, długimi momentami zamykanie całej jedenastki Crystal Palace w ćwiartce boiska najbliżej bramki Wayne’a Hennesseya. Mimo to piłkarze Palace naprawdę długo mogli się łudzić, że nie wrócą do siebie z pustymi rękami.
Owszem, jako pierwsi stracili gola, gdy udało się obronie wyblokować tylko jedno z dwóch dośrodkowań Pedro w kierunku Alvaro Moraty. Hiszpański napastnik bardzo przytomnie zachował się w piątce Hennesseya i nie dał mu żadnych szans na jakąkolwiek interwencję. Ale Chelsea nie poszła za ciosem, a goście wyprowadzili błyskawiczny, bardzo bezpośredni atak, z którego na początku drugiej połowy padło wyrównanie. Tomkins zagrał długie, płaskie podanie do McArthura, ten dał Townsendowi wybiec na pozycję, po czym obsłużył go idealnym podaniem za linię obrony. Pozostało precyzyjnie uderzyć i to skrzydłowy Palace wykonał perfekcyjnie. Płaski, mierzony strzał, 1:1. I klincz, bo mając znów remis, Orły broniły z nowymi siłami.
Od czego w zespole Chelsea jest jednak Eden Hazard? Gdybyście chcieli komuś wyjaśnić na konkretnym przykładzie, co znaczy „duży wpływ zawodnika na zespół”, ten dzisiejszy nadaje się idealnie:
64. minuta – Hazard wchodzi na boisko za Williana
65. minuta – Hazard dośrodkowuje z rzutu wolnego do Moraty, który wali po długim słupku i wyprowadza Chelsea na prowadzenie
Pięć minut później było już zaś 3:1, gdy Hazard ściągnął za sobą dwóch zawodników, robiąc na skrzydle miejsce Marcosowi Alonso, który dograł płasko do Pedro. Rach, ciach, sześć minut po podwójnej zmianie (oprócz Hazarda na plac gry wszedł Kovacić) i The Blues mają dwubramkowe prowadzenie, którego nie oddali już do samego końca. Mimo kilku ataków Palace – trudno jednak mówić o tym, by były szczególnie groźne. Wymowne, że najlepszą okazję na gola przy stanie 3:1 miał… Alvaro Morata. Chciał jednak skompletować hat-tricka efektownie, podcinką nad Hennesseyem, bramkarz Palace zaś nie runął na ziemię, tylko wyciągnął prawą rękę i nie dał się w ten sposób upokorzyć.
Chelsea wskakuje więc za plecy Manchesteru City, korzystając z remisu Liverpoolu we wczorajszym meczu z Arsenalem. Oprócz oczywistego pozytywu – czyli wygranej – musi też cieszyć fakt, że Alvaro Morata po długim okresie narzekania na jego skuteczność wreszcie zdaje się być odblokowany. Cztery ostatnie ligowe mecze to jego cztery trafienia.
Chelsea – Crystal Palace 3:1
Morata 32’, 65’, Pedro 70’ – Townsend 53’
fot. NewsPix.pl