W Raduni Stężyca nie ukrywają, że zdają sobie sprawę, jakim klubem są. A są klubem-zagadką. Totalną zagadką, bo mówimy o zespole, który w ciągu dwóch sezonów zaliczył dwa awanse z rzędu, wdrapując się od nizin klasy okręgowej na szczyt drugiej grupy trzeciej ligi, czyli tej, która uchodzi za najsilniejszą na tym poziomie, a na pewno za taką, w której apetyt na awans ma co najmniej kilka drużyn.
Mówimy o zespole ze wsi liczącej 2 tysiące mieszkańców. O zespole, który bił wszelkie rekordy na czwartoligowych boiskach, zdobywając 94 punkty na 102 możliwe i strzelając 120 goli. O zespole, który przed sezonem ściągnął Rafała Kosznika. Wreszcie o zespole, który nie ma za sobą bogatego sponsora, tak naprawdę nie ma żadnego większego sponsora, a jednak – co prawda nie bezpośrednio w klubie, ale od osób dobrze orientujących się w realiach – można usłyszeć, że trzy kluby nie złożą się na takie kontrakty, jakie proponuje Radunia, albo że pięciocyfrowe umowy, tak samo jak w Kotwicy Kołobrzeg, nie stanowią problemu.
Jak to możliwe?
Powiedzmy sobie szczerze – w Stężycy nie byłoby niczego, a na pewno nie byłoby piłki na tak wysokim poziomie, gdyby nie bogata gmina. Jedna z najbogatszych w Polsce, trzecia w województwie pomorskim, znajdująca się w złotej setce samorządów pod względem zamożności. Ze średnim dochodem na jednego mieszkańca wynoszącym 4542,37 zł.
Głową gminy, wielkim kibicem, który wymyślił sobie, że będzie promował Stężycę poprzez sport, jest wójt – Tomasz Brzoskowski. Gminę określa się “bramą na Kaszuby”, grunty zakupują tu przedsiębiorcy z Warszawy czy Wrocławia, by prowadzić usługi turystyczne. Ceny działek rosną, tak samo jak ilość wniosków składanych w urzędzie. Wójt przyznaje, że zainteresowanie gminą jest spore, co przekłada się na inwestycje. W pobliskim rejonie Gołubia dostaniesz 100 złotych za metr kwadratowy działki, a w Stężycy sprzedaż za trzykrotnie wyższą cenę nie jest żadnym problemem.
Generalnie, gmina postawiła na organizację dużych imprez. Najlepszym przykładem coroczne koncerty disco polo i disco dance, organizowane z Polsatem i POLO TV. W zeszłym roku dwudniową imprezę oglądało pięć milionów osób każdego dnia. – Wiele osób nie chce wierzyć, ale moim zdaniem to, że działki schodzą jak świeże bułeczki, jest efektem ogromnej promocji Stężycy w telewizji. Przedsiębiorcy zaczęli nas zauważać i zobaczyli nasz potencjał – przyznał Brzoskowski.
Fot. gminastężyca.pl
Przykłady inwestycji? Można wymieniać i wymieniać. Nowy urząd gminy, publiczny ośrodek zdrowia, nowoczesny kompleks boisk sportowych, 20 kilometrów ścieżek rowerowych wraz z zagospodarowaniem terenu kolejowego, na którym powstanie punkt widokowy oraz wypożyczalnia rowerów i parking, nowe drogi i tak dalej, i tak dalej.
Jakkolwiek spojrzeć, pieniądze na piłkę są. Jeszcze jakiś czas temu Radunia była typowym, piątoligowym klubem. Raz w czołówce, raz w środku tabeli. Generalnie bez szału, zawsze czegoś brakowało. W pewnym momencie wójt zamienił siatkówkę na piłkę nożną, przenosząc nakłady finansowe.
No i się zaczęło.
Awans z okręgówki do czwartej ligi dwa sezony temu był formalnością, ale trzeba powiedzieć sobie otwarcie – czwartą ligę rozniesiono.
94 punkty. Absolutny rekord na pomorzu. Dotąd największą zdobyczą mogła poszczycić się Cartusia Kartuzy, która w sezonie 2004/05 zdobyła 92 oczka.
Patrzymy jednak w trzecioligową tabelę, a Radunia i tam jest liderem. – Nie przestraszyliśmy się trzeciej ligi, ale fakt – w tym sezonie chcieliśmy się ograć, w drugim może zrobić awans. Na pewno nie spodziewaliśmy się, że wszystko ułoży się tak dobrze. Dziś możemy zadeklarować, że chcemy wywalczyć awans już teraz. Na początku zakładaliśmy, że zobaczymy, jak będzie, bezpiecznie deklarując walkę o szóste miejsce, ale po dziesięciu kolejkach przekonaliśmy się, że tę ligę przerastamy, bo w żadnym meczu nie byliśmy gorsi. Atakujemy, staramy się strzelać gole, gramy ładnie dla oka – przyznaje Mateusz Łuczak, zawodnik drużyny, zawodowy żołnierz, którego mogliście poznać przy okazji naszego wywiadu.
– Jest zaskoczenie. Gdyby ktoś powiedział nam przed sezonem, że będziemy mieć tyle punktów, nie uwierzylibyśmy – Ireneusz Stencel, trener Raduni.
– Wydawało nam się, że Kotwica Kołobrzeg będzie faworytem i wejdzie do drugiej ligi dość spokojnie, ale psujemy jej krew. Zresztą, nie tylko jej. Jesteśmy dużym zaskoczeniem. Przegraliśmy jeden mecz, pechowo, zaliczyliśmy jakieś tam remisy, ale generalnie wygrywamy i przeważamy – Tomasz Brzoskowski, wójt Stężycy.
Wspominaliśmy o klubie-zagadce, bo mówimy o zespole, który nie ma nawet własnej strony internetowej, co jak na drużynę, który ma szansę wywalczyć trzy awanse z rzędu i wskoczyć na poziom centralny, jest dość zaskakujące. Tajemniczości dodawał fakt, że już w czwartej lidze do klubu przychodzili piłkarze z ciekawą przeszłością, a latem pozyskano Rafała Kosznika. Było czy nie było, byłego reprezentanta Polski. Zastanawiano się, jak potężny sponsor wszedł do klubu, plotkowano o Lotosie (współpraca jest, ale dotyczy tylko drużyn młodzieżowych), tymczasem większość spraw załatwia gmina, z którą każdy zawodnik ma podpisaną umowę.
Jakie są realia finansowe Raduni i jak wyglądają one względem innych, trzecioligowych zespołów?
Łuczak: – Poziom czołówki trzeciej ligi, może dołu tabeli drugiej.
Brzoskowski: – Budżet jest bardzo dobry, na poziomie Kotwicy Kołobrzeg.
Więc jaki budżet posiada Kotwica? Nie pomylimy się, jeżeli napiszemy, że ponad dwa miliony złotych.
Mateusz Łuczak
Ireneusz Stencel
Brzoskowski: – Gdy kluby funkcjonują bez miejskich pieniędzy, najczęściej upadają albo bankrutują. Według mnie finansowanie Raduni jest ważnym zadaniem gminy, przy okazji pomaga wypromować Stężycę poza jej granicami. Może niedługo w całej Polsce? Jesteśmy bogatą gminą, według rankingu GUS-u 30. z najwyższym dochodem w Polsce. Nie płacimy nie wiadomo ile. Oczywiście, gwarantujemy dobre warunki, ale są w trzeciej lidze kluby, które płacą podobnie. Na pewno nie ma u nas rozdawnictwa, życia ponad stan, bo na to nie moglibyśmy sobie pozwolić. Pieniądze z gminy muszą być na czas i na czas one są.
Łuczak: – Trzeba zwrócić uwagę na to, że wszystkie ceny poszły do góry. Nawet w niższych ligach. Kiedyś, grając w trzeciej lidze, zarabiałem 1500 złotych, posiadając jeden z najwyższych kontraktów w całych rozgrywkach. Teraz nierzadko zdarza się, że tyle zarabiają, jasne, ale w czwartej lidze, na piątym poziomie rozgrywkowym. To może dość abstrakcyjne, ale uważam, że wszystko zaczęło się od transferu Neymara. Ktoś musiał kogoś kupić na miejsce Brazylijczyka, potem poszła lawina, która doszła aż do niższych lig. Nie płacimy wymyślonych, abstrakcyjnych stawek, tylko takie są realia. Wiadomo, możemy płacić sporo, ale nie jest tak, że przewyższamy trzecią ligę pod względem finansowym.
Nie ma co ukrywać – dziś 1500 złotych (nie wliczając zwrotów za dojazdy czy buty) można zarobić w czwartej lidze. I to spokojnie. Dość powiedzieć, że w jednym z przeciętnych czwartoligowców w województwie zachodniopomorskim, ocierającym się o strefę spadkową, właśnie tyle zarabiają najlepsi zawodnicy. A skoro tam płaci się tak dużo, wypłaty w trzeciej lidze muszą być odpowiednio wyższe. Skoro Radunia znajduje się na finansowym poziomie Kotwicy Kołobrzeg, a w Kotwicy – która latem ściągnęła między innymi Piotra Kieruzela z Chojniczanki Chojnice – pięciocyfrowe kontrakty dla najlepszych nie są problemem, no to można domyśleć się, jak wyglądają realia beniaminka trzeciej ligi. Dość powiedzieć, że gdyby zawodnicy chcieli skupić się na piłce, mieliby taką możliwość.
Łuczak: – Jestem żołnierzem, ale wiadomo – z wyboru. Część naszych piłkarzy jest nauczycielami, ale gdyby ktoś chciał skupić się tylko i wyłącznie na piłce, to nie ma problemu. Ściągnęliśmy ostatnio zawodnika. Był chętny, żeby zamieszkać w Stężycy, więc dostał mieszkanie i tylko gra.
Radunia nie uniknie porównań do ligowego rywala, Kotwicy, więc dodajmy – w Kołobrzegu sytuacja wygląda podobnie.
– Nie jest tak, że dostajemy wielkie pieniądze, że zarabiamy dwa razy więcej niż innej trzecioligowe kluby. Poziom czołówki trzeciej ligi, może dołu tabeli drugiej na pewno, ale przepaści nie ma, absolutne. Przede wszystkim nie żałujemy na inne rzeczy. Nasz budżet opiera się na tym, co daje gmina, z którą każdy zawodnik ma podpisaną umowę, a to zapewnia ogromny komfort. Wymusza, żeby pieniądze były wypłacane w terminie. Innej opcji nie ma. Moglibyśmy mieć sponsora, ale sponsor mógłby spóźniać się z wypłatą, a wójt na takie coś pozwolić sobie nie może. Nie ma mowy o opóźnieniu, nawet jednodniowym. Wiadomo, przez to pieniądze są trochę mniejsze, ale bez przesady. Zresztą, wolę dostawać 300-400 złotych mniej, ale w terminie, niż mieć wirtualny kontrakt, który nigdy nie zostanie zrealizowany. Jeśli potrzebujemy pieniędzy to one się znajda, czy to na opiekę medyczną czy rehabilitację – kontynuuje Łuczak.
Uściślając – nie jest tak, że Radunia nie posiada żadnych sponsorów. Oni są, tylko że w porównaniu do tego, co daje bogata gmina, odgrywają znacznie mniejszą rolę.
Łuczak: – Ludzie zawsze będą gadali, będą plotki. Pojawiają się głosy, że idzie nam dobrze, więc musimy mieć potężnego sponsora, musimy skupiać się tylko na pierwszej drużynie. Nieprawda. Jeżeli chodzi o współpracę z Lotosem, dotyczy ona tylko grup młodzieżowych, nie ma przełożenia na pierwszą drużynę. A współpraca z Lechią czy Arką jest luźna, dotyczy młodzieżowców. Wiadomo, jeżeli zaczęliśmy mierzyć w awanse trzy lata temu, to nie jesteśmy w stanie tak szybko wychować zawodników, by stanowili o sile naszej drużyny. A nasz trener grał w Arce, ja i Rafał Kosznik w Lechii, więc staramy się dogadywać. Inny zarzut jest taki, że pompujemy tyle kasy, a jak wójt nie zostanie wybrany, to wszystko padnie. Trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego miałby nie zostać wybrany? Miał 83% poparcia w ostatnich wyborach. Promuje gminę poprzez sport, ale do sportu się nie ogranicza. Wystarczy przyjechać, zobaczyć. Stężyca jest kilka lat do przodu względem okolicznych miejscowości. Drogi, oświetlenia. Co najważniejsze – wójt nie chce pchać się w 20 dyscyplin, bo wszystko by się rozmywało. Ma żaglówki, taniec i piłkę nożną.
Radunia zaliczyła ogromny przeskok. Z piątej ligi do czwartej, z czwartej do trzeciej. Siłą rzeczy zarówno wójt, jak i ludzie z klubu dopiero uczą się tego, jak wygląda nieco większa piłka. Bo tutaj nigdy tak wysokiego poziomu nie było. – Wiadomo, pewne błędy trzeba popełnić, żeby mieć z czego wyciągać wnioski. Ale grałem w klubach Ekstraklasy, widziałem piłkę z różnych stron i wydaje mi się, że wszystko jest robione z głową. Logicznie, bez pośpiechu, choć szybkie awanse mogłyby na to wskazywać. Dużo mówi się o Rafale Koszniku. Pamiętajmy, że grając w Stężycy, ma niedaleko do domu do Kościerzyny. Wrócił w rodzinne strony. Jest fajny projekt, jest stabilna sytuacja finansowa. To zachęca – uważa Łuczak, a wójt potwierdza. – Wymyśliliśmy sobie, że przede wszystkim zadbamy o infrastrukturę. Wiadomo, wszystko powoli, od podstaw. Powstał stadion, wywalczyliśmy awans do czwartej ligi. Potem doszły wzmocnienia, dobrze nam szło. Nie ma co ukrywać – uczymy się trzeciej ligi, mimo że idzie nam dobrze. Trzeba poustawiać ludzi zarówno organizacyjnie, jak i mentalnie. Przestawić się na bardziej profesjonalne myślenie. Przed nami dużo pracy, przede wszystkim organizacyjnej. Nie może być podejścia typu: „Tak było zawsze, więc nic nie zmieniajmy”. Nie, będziemy wymagali od siebie więcej, bo gramy wyżej.
No dobra, no to jak wygląda to organizacyjnie?
W 2017 został wybudowany i oddany obiekt, który widać na powyższych zdjęciach. Około 450 miejsc siedzących, bardzo dobra murawa. Stadion z bieżnią. Generalnie, wójt chce przeprowadzić renowację boisk w całej gminie, żeby zawodnicy mogli trenować w okolicy, bo jednak pięć treningów w tygodniu na głównej płycie w końcu ją zajedzie. – Wiadomo, taniej zrobić renowację niż postawić nowe boisko, a dzięki temu możemy dostać, było czy nie było, małe ośrodki treningowe. Gmina jest niewielka, liczy około 10 tysięcy mieszkańców, więc i odległości byłby niewielkie. To nie są puste słowa, bo wójt już wyremontował szatnie jednemu klubowi, teraz chce przeprowadzić renowację jego boiska – zaznacza Łuczak.
W okolicy stadionu znajduje się amfiteatr, organizowane są koncerty. Obok jest budynek gminy. Dalej orlik, szkoła z dużą halą i siłownią, z której zawodnicy korzystają podczas zimowego okresu przygotowawczego. – Oczkiem w głowie jest sztuczne boisko, które jest na bardzo wysokim poziomie. I nie są to puste słowa, bo przyjeżdżają do nas grać sparingi takie zespoły jak Bytovia, Chojniczanka czy Stomil, niedługo zapowiada się wizyta Arki czy Lechii. I co najważniejsze – gmina z wynajmu boiska zarabia ogromne pieniądze, z czego korzysta nasz klub. Nigdzie nie ma czegoś takiego. Nie chcę teraz rzucać nazwami, ale wiele zespołów ma znacznie słabsze sztuczne murawy, przecież nie jest przypadkiem, że do nas przyjeżdżają – mówi Łuczak.
– Sztuczne boisko przynosi duże zyski. Wynajmujemy, zarabiamy pieniądze. Teraz będą budować się hotele, wchodzą prywatni inwestorzy. Atrakcyjność regionu wzrośnie, dzięki czemu gmina zarobi – potwierdza Brzoskowski.
Łuczak: – Główna murawa jest zadbana, koszona trzy razy w tygodniu, dlatego jest tak dobra, mimo że trenujemy na niej regularnie. Stadion, jak na potrzeby gminy, wydaje się wystarczający. Na mecze przychodzi 350-400 osób. Z okolicy w trzeciej lidze grała Kaszubia Kościerzyna, również Cartusia Kartuzy czy GKS Przodkowo, Tych klubów już nie ma, spadły. Jesteśmy najlepszym zespołem z rejonu. Przyjeżdżają ludzie z Kościerzyny, z Kartuz, by zobaczyć fają piłkę. To jest miłe i pokazuje, że zmierzamy w dobrym kierunku. Kiedy po raz pierwszy przyjechał do nas Bałtyk Gdynia, trenerzy podkreślali, że są zachwyceni tym, jak to u nas wygląda. Tak samo sędziowie i obserwatorzy. Ostatnio trafił się taki ze Szczecina, przyjechał z żoną i był zachwycony!
Wyposażenie budynku klubowego – szatnia, prozaiczna siłownia (generalnie piłkarze korzystają z siłowni na hali) i salka do odpraw.
Następna, być może najważniejsza kwestia – szkolenie młodzieży. Sprawa jest o tyle ważna, że Raduni zarzucano, iż wszystkie pieniądze od bogatego sponsora (którego, jak ustaliliśmy, nie ma) pchane są w pierwszą drużynę.
Łuczak: – Wygrywamy turnieje, mamy kilku trenerów, ściągani będą następni. Chcemy poprawić współpracę z pobliskimi klubami, pootwierać klasy sportowe, by uczyć młodych sportu, aktywnego trybu życia. To najważniejsze. Mamy kilka grup młodzieżowych, od U-8 do U-19. W planach jest otwarcie szkoły SMS, a także, na zimę, budowa akademii, która pozwoli skonsolidować młodych piłkarzy wokół Raduni. Chodzi o to, że jeżeli ktoś dobrze gra w piłkę, natychmiast musi wyjechać. Czy to do Arki czy do Lechii, a tak będzie miał akademie na miejscu. Udało nam się ściągnąć Macieja Bagrowskiego, trenera przygotowania fizycznego z Wisły Płock, który jest z okolic. Będzie jedną z głównych postaci w tym projekcie.
Brzoskowski: – Podstawą jest to, żeby zbudować fajny, lokalny klub. Przede wszystkim – silny, solidny. Ale głównym celem, który łatwiej będzie nam zrealizować, gdy już powstanie akademia, jest szkolenie dzieci i młodzieży. Żeby nie być gołosłownym – nakłady na szkółkę w ciągu pięciu lat mają wynieść 2,7 mln złotych z samej gminy, to już zostało zapisane w budżecie. Docelowo ma powstać 12 roczników, pełne szkolenie dzieci i młodzieży. Teraz w klubie trenuje 250 chłopców i dziewczynek. Mamy rezerwy, kilka grup młodzieżowych. Szkółka działa według programu Lotosu. W pierwszym składzie zawsze wychodzi co najmniej dwóch wychowanków, w kadrze jest ośmiu chłopaków z regionu. Patrząc na liczebność gminy, to jest dużo, a w niższych ligach mieliśmy tych zawodników jeszcze więcej. Rozwój bazy i infrastruktury to drugi temat, dalej hala. Myślę, że całkiem ciekawie to wygląda. Nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Nie jest tak, że nakupowaliśmy zawodników i nie wiadomo co robimy. Wszystko z głową. Wiadomo, samymi wychowankami nie pogramy, możemy wspomóc się wychowankami Lechii i Arki, przyjaźnimy się z Gryfem Wejherowo, blisko jest Bytovia, Chojniczanka. Możemy korzystać, ale największą satysfakcję, tak jak teraz, sprawia nam, gdy w pierwszym składzie wychodzą nasi wychowankowie.
Stencel: – Mamy pierwszy zespół, który chcemy rozwijać, rezerwy, ale chcemy również wybudować akademię z prawdziwego zdarzenia. Mamy pomysł, żeby od stycznia jeszcze mocniej wejść w szkolenie młodzieży, właśnie poprzez budowę profesjonalnej akademii. W tej chwili mamy sześć drużyn młodzieżowych, które grają w lidze, plus grupę naborową, która na razie tylko trenuje. Juniorzy młodsi awansowali do ligi wojewódzkiej, wygrywamy turnieje dla dzieci – wojewódzkie, jeździmy na międzynarodowe, od czasu do czasu na zagraniczne. Mamy dziewczyną, która gra w reprezentacji Polski, Julkę Formelę, w przyszłości planujemy powstanie drużyny kobiecej.
Wydaje się, że ze szkolenia młodzieży, jak na warunki niewielkiej gminy i małej wioski, wyciska się całkiem sporo, a będzie jeszcze lepiej. W kadrze znajduje się sześciu wychowanków, w tym dwóch gra regularnie. W niższych ligach grało ich więcej, ale wiadomo – siłą rzeczy nie da się przeskoczyć pewnego poziomu, grając tylko wychowankami.
Stencel: – Gdy wywalczyliśmy pierwszy awans, znacznie się wzmocniliśmy. Przyszedł Mateusz Łuczak, potem między innymi Krzysztof Iwanowski czy Tomasz Bejuk. Po awansie do trzeciej pojawili się kolejni.
Co ciekawe, za większość transferów odpowiada Łuczak, który śmieje się, że w koledzy w szatni nazywają go dyrektorem sportowym.
*
– Zostałem ściągnięty do czwartej ligi. Przychodząc do klubu, znałem część zawodników. Do tego przez to, że całe życie grałem w okolicznych ligach, orientowałem się, kto gdzie gra. Gdy poproszono mnie o polecenie kogoś, było mi łatwiej. Zimą ściągnąłem Krzyśka Iwanowskiego z Olimpii Elbląg, z którym grałem w Lechii i Tomka Bejuka, grającego ostatnio w Bałtyku Gdynia i Concordii Elbląg. To byli ludzie, których znałem. Wiedziałem, że poradzą sobie zarówno w czwartej, jak i w trzeciej lidze. Sprawdzają się. Przed obecnym sezonem trzeba było poszerzyć kadrę. Wyższa liga, wyższe wymagania. Generalnie, pomijając dwóch młodzieżowców, uczestniczyłem w transferze każdego piłkarza od czasów czwartej ligi. Wymyślałem nazwiska, podsuwałem pomysły i negocjowaliśmy z wójtem.
– Chce ci się jeszcze w to bawić, skoro jakiś czas temu przyznałeś, że skupiasz się na wojsku?
– Podjąłem decyzję, że jeżeli awansujemy do drugiej ligi, to nie będę walczył o pierwszy skład. Będę na połowie treningów jako zawodnik do rotacji. Jeżeli będzie trzeba to wejdę, jeżeli nie – niech grają inni. Generalnie, będę chciał pójść w stronę zarządzania, bo jednak trudno będzie mi pogodzić dwudniowe wyjazdy, nierzadko przez całą Polskę, z wojskiem.
*
Jakkolwiek spojrzeć, zagadka Raduni została choć częściowo rozwiązana. Klub finansuje gmina, na czele z bardzo zaangażowanym wójtem, budżet jest na poziomie ligowego rywala, Kotwicy Kołobrzeg, generalnie na pieniądze nikt nie narzeka. W planach jest powstanie Szkoły Mistrzostwa Sportowego i budowa akademii. Stadion jest kameralny, dopasowany do warunków – było czy nie było – małego, wiejskiego klubu.
Łuczak: – Myślę, że druga liga będzie szczytem naszych marzeń. Zaplecze Ekstraklasy to bardzo duże wymagania, przede wszystkim finansowe. Nie potrzebujemy tak dużej ligi w tak małej wiosce. Nic ponad stan. Druga liga byłaby odpowiednia, jesteśmy na nią przygotowani.
Brzoskowski: – Jak awansujemy to będzie miło, jeżeli nie wejdziemy wyżej – nic się nie stanie. Wielkiej presji nie ma, ale skoro idzie nam tak dobrze, to czemu nie spróbować? Myślę, że jak na nasze warunki, poziom centralny to byłoby coś. Organizacyjnie jesteśmy przygotowani, nie będzie żadnego problemu z dostosowaniem obiektu. Wystarczy wyłożyć kostkę i dostawić trybuny, a tak wszystko spełnia wymogi.
*
– Podziel na dziesięć i masz małą Niecieczę. Niczego u nas nie brakuje, ale zwracamy uwagę na to, żeby też nie było za dobrze, bo wtedy dzieją się różne rzeczy. Musimy uważać. Nie chcemy dopuścić do tego, żeby ktoś marudził, strzelał fochy. Ważne jest to, żeby było tyle, ile jest potrzebne. Niektórzy sobie wyobrażają, że żyjemy ponad stan, w końcu robimy tak dobre wyniki, ale to nieprawda – kończy Łuczak.
Norbert Skórzewski