Fajny, naprawdę fajny mecz zagrała dziś Legia przeciwko Górnikowi i w pełni zasłużenie pogoniła rywala kilkoma bramkami. Żałujemy tylko tego, że zespół sędziowski w tym spotkaniu poziomem dostosował się bardziej do gości z Zabrza niż do gospodarzy z Warszawy.
Konkretniej mamy na myśli sytuację z 9. minuty. W środkowej strefie boiska walczyli ze sobą Łukasz Wolsztyński z Arturem Jędrzejczykiem, obrońca Legii był spóźniony o – tak na oko – pół godziny i zostawił na nodze napastnika brzydką pamiątkę z przyjazdu do Warszawy.
Bardzo źle to wyglądało, bo Wolsztyński długo zwijał się z bólu na murawie, interweniować musieli medycy. Sytuacja była tym bardziej przykra, że chłop dopiero wraca do gry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją, a w takich przypadkach zawsze kibicujemy piłkarzom, by zdrowie dopisywało. Skończyło się na strachu, ale Jędza na pewno był blisko ponownego wysłania go do gabinetów lekarskich.
Konsekwencje tego zaćmienia dla obrońcy? Żółta kartka pokazana przez sędziego Mycia. Pobłażliwość to za mało powiedziane. Dodatkowy smaczek jest taki, że kilka tygodni temu Jędrzejczyk był ofiarą podobnego ataku i po tamtym bandyckim faulu Arkadiusz Piech z boiska, jak najbardziej słusznie, wyleciał.
Myć Myciem, to niedoświadczony sędzia, ale zastanawiamy się, dlaczego nie pomogli mu koledzy będący na VAR-ze. Trzeba było szepnąć kilka słówek i zasugerować wizytę pod plandeką. Początkowo myśleliśmy, że w wozie rozsiadł się Tomasz “mam duże problemy z oceną poważnych, rażących fauli” Musiał, tak też wynikało z rozpiski, ale doszło tu do zmiany i nie popisał się sędzia Bartosz Frankowski.
Lipa. Przy takiej postawie nigdy nie dojdziemy do momentu, w którym liga stanie się bezpieczna i przyjazna dla piłkarzy oraz kibiców, bo grasować będą w niej rzeźnicy. Już abstrahując od tego, czy Jędrzejczyk zasługuje na to miano, trzeba wytykać palcami każdego, kto swoimi faulami zagraża zdrowiu innych zawodników, a także wytykać tymi samymi palcami sędziów, którzy tolerują tego typu zagrywki.
Fot. FotoPyK