Reklama

„Legia – Górnik? Faworyt jest tylko na papierze”

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2018, 11:19 • 7 min czytania 0 komentarzy

Górnik Zabrze najtrudniejsze chwile chyba ma już za sobą, ale teraz przed nim wielkie wyzwanie, jakim jest wyjazdowy mecz z Legią. Śląski klub przy Łazienkowskiej przegrał pięć razy z rzędu, a po raz ostatni wygrał tam 20 lat temu. Z drugiej strony – „Wojskowi” w tym sezonie u siebie są gościnni dla rywali najbardziej od wielu lat. 

„Legia – Górnik? Faworyt jest tylko na papierze”

Totolotek oferuje kod bonusowy za rejestrację dla nowych graczy!

Rozmawiamy z byłym kapitanem Górnika, Krzysztofem Bukalskim, który uważa, że zabrzański zespół nie stoi na straconej pozycji, spokojnie się utrzyma, a zmiana polityki lub – tym bardziej – zmiana trenera byłaby wielkim błędem. – Marcin Brosz przez ostatnie dwa lata udowodnił, że jest świetnym fachowcem i samo myślenie o jego zwolnieniu ze względu na gorsze wyniki w okresie przejściowym wydaje się nie na miejscu – przekonuje 17-krotny reprezentant Polski. 

Legia będzie zdecydowanym faworytem meczu z Górnikiem Zabrze, ale… w polskiej lidze faworyci często są tylko na papierze.

Zgadzam się z tym, tak naprawdę nie ma faworyta. Górnik w ostatniej kolejce z Zagłębiem Lubin zagrał całkiem fajną piłkę. Widać, że drużyna wraca do formy. Jest nadzieja na dobry mecz w Warszawie, zwłaszcza że para Legia – Górnik zawsze oznacza emocje.

Reklama

Górnik po raz pierwszy od 1998 roku wygra na stadionie Legii? W TOTOLOTEK.PL kurs na zwycięstwo gości wynosi 7,00

Wiadomo było, że powtórzenie sukcesu z poprzedniego sezonu oznaczałoby cud. Spodziewał się pan jednak, że Górnikowi będzie teraz tak trudno o spokój w ligowej tabeli?

Uważam, że zawsze prawdziwa weryfikacja nowego zespołu w lidze następuje w drugim sezonie. Co nie zmienia faktu, że dla Górnika są okoliczności łagodzące. Pamiętajmy o odejściu kluczowych zawodników. Rafał Kurzawa i Damian Kądzior robili całą grę na skrzydłach. Mateusz Wieteska był ważnym ogniwem w obronie i dziś jest też podstawowym piłkarzem w Legii. Do tego kontuzje Szymona Żurkowskiego i Łukasza Wolsztyńskiego. Bywały więc mecze, że tak naprawdę grano bez pięciu ważnych ogniw z zeszłego sezonu. Zakładając, że w Zabrzu utrzymaliby kadrę, z którą zajmowali czwarte miejsce, dziś na pewno byliby znacznie wyżej i nie rozmawialibyśmy o problemach Górnika.

Nie ma pan jednak wrażenia, że mimo ewidentnych osłabień przy Roosevelta trochę na własne życzenie zaburzono proporcje między młodością a doświadczeniem? To był wybór klubu, nie jedyne wyjście.

Nie wszyscy, którzy przyszli latem to młodzież. Jesus Jimenez za chwilę skończy 25 lat, Kamil Zapolnik jest jeszcze starszy. Hiszpan ma potencjał, widać spore umiejętności, mnie się ten zawodnik podoba, ale brakuje mu konkretów w statystykach. Dopóki nie będzie ich miał, będzie krytykowany. Na razie zawodzi, jednak nie wyrokowałbym już dziś. Marcin Brosz pod pewnymi względami musiał budować drużynę od nowa, w krótkim czasie zaszło wiele zmian. Nowi piłkarze muszą okrzepnąć, nabrać pewności. Rok temu przebiegało to bardziej gładko, bo większość już gdzieś grała, pokazała się i była w Zabrzu co najmniej od pół roku. Teraz jest inaczej. Dajmy czas trenerowi, widać, że zaczyna to zmierzać w dobrym kierunku. Trzymam kciuki za trenera Brosza, jego wspaniałą pracę z młodymi należałoby powielać w wielu innych klubach. Skoro taka jest polityka Górnika – w dużej mierze warunkuje ją budżet – to ogólnie praca jest wykonywana wyśmienicie, mimo że w ostatnich dwóch miesiącach wyniki są słabsze. Ale jestem pewien, że zespół wróci do równowagi, co nie znaczy od razu, że znów powalczy o puchary.

Prezes Bartosz Sarnowski dopiero co jednak przyznał, że zimą będą chcieli sprowadzić kilku bardziej doświadczonych graczy, więc najwyraźniej sami doszli do wniosku, że brakuje równowagi w drużynie.

Reklama

Trochę ligowego ogrania nie zaszkodzi, balans wiekowy musi zostać zachowany, ale unikałbym gwałtownej zmiany kursu. Górnik ma skauting na bardzo wysokim poziomie, szczególnie lokalny i nie powinien schodzić z dotychczasowej ścieżki. Skoro budżet nie pozwala na większe wydatki, trzeba podchodzić do tematu spokojniej, a lepszej polityki dla klubu w obecnej sytuacji nie będzie. Starsi zawodnicy nigdy nie zagwarantują momentalnej poprawy jakości.

Wiadomo, że nie chodzi o powrót do punktu wyjścia sprzed półtora roku, gdy z dobrym skutkiem odstawiano Kosznika, Plizgę i Dancha, ale być może w Górniku za bardzo uwierzyli, że Marcin Brosz znów wyciągnie z kapelusza pięciu młokosów i zrobi z nich ligowe gwiazdy. 

Chwała trenerowi, że coś takiego udało mu się w zeszłym sezonie. To niezwykle trudne do osiągnięcia i nie można wymagać, by działo się co pół roku. Tak jak mówię, odrobina doświadczenia nie zaszkodzi. Czasami go brakuje, Górnik często prowadzi i nie potrafi utrzymać wyniku, ale w doświadczeniu nie można pokładać wszelkich nadziei. Sądzę, że czas działa na korzyść Górnika, ostatnie mecze napawają mnie optymizmem. Widać progres. Byle zachowano cierpliwość.

Rozumiem, że mówiąc o optymizmie, ma pan na myśli mecze z Lechem i Zagłębiem? Ten z Cracovią był akurat beznadziejny.

Patrzę globalnie. Sezon zaczęto nieźle, potem dłuższa zadyszka, a teraz widać, że zespół powoli odżywa i idzie do przodu.

Wydawało się, że kibice w Zabrzu są gotowi na trudniejsze czasy, tymczasem po porażce z Cracovią część z nich zaczęła przebąkiwać o zwolnieniu Brosza.

Broń Panie Boże przed takimi pomysłami! Zmiana trenera to dziś ostatnia rzecz, której Górnik potrzebuje. To byłoby szaleństwo. Marcin Brosz przez ostatnie dwa lata udowodnił, że jest świetnym fachowcem i samo myślenie o jego zwolnieniu ze względu na gorsze wyniki w okresie przejściowym wydaje się nie na miejscu. Jeśli ktoś sądzi, że przyszedłby inny trener i wykonywał lepszą robotę w obecnej sytuacji, to grubo się myli. Nie ma dziś dla Górnika lepszej osoby na stanowisku szkoleniowca niż Marcin Brosz.

Co do kibiców. Mają prawo wymagać. Zeszły sezon był kapitalny, ale trzeba mieć świadomość, że osiągnięto wynik ponad stan. Kibic siłą rzeczy chciałby, żeby to „ponad stan” trwało, jednak nie można się w tych oczekiwaniach zatracić. Musi być trzeźwe spojrzenie. Kibice Górnika są wspaniali, mocno związani z klubem. Pamiętam, gdy walczyliśmy o utrzymanie i na każdym meczu mieliśmy pełny stadion, po 18 tys. widzów. Dziś zespół również ich potrzebuje. Trener utożsamia się z klubem, wielu z tych młodych chłopców również. To naprawdę dobrze funkcjonujący organizm, więc apeluję do kibiców: nie odwracajcie się od drużyny.

Trudno już jednak mówić o zabrzańskim fenomenie kibicowskim, który trwa bez względu na wyniki. Górnik wciąż znajduje się we frekwencyjnej czołówce ligi, ale teraz na mecze chodzi po 11 tys. ludzi, a nie 22 tys.. W ostatniej kolejce z Zagłębiem Lubin było ich mniej niż 8 tys.. 

Spokojnie, myślę, że to chwilowe i za chwilę znów będzie pełny stadion. Tak jak mówię, walcząc o utrzymanie mieliśmy komplety widzów. W Zabrzu jest wielkie zapotrzebowanie na piłkę, kibic Górnika jest kibicem wiernym i nie zapomni o klubie. Wiadomo, wyniki w jakimś stopniu mają znaczenie i odbijają się na frekwencji w każdym klubie, ale w Górniku ta zależność i tak jest mniejsza niż w większości przypadków.

Krótko mówiąc, o utrzymanie klubu z Zabrza jest pan spokojny?

Wierzę, że nie będzie nerwówki. Górnik to klub z wielkimi tradycjami, jako beniaminek mocno ubarwił Ekstraklasę, wszyscy stawiali go za przykład. Miejsce tego klubu jest w elicie. Ale wiadomo, historia nie gra na boisku, liczy się tu i teraz. Sądzę, że piłkarskiej jakości wystarczy, żeby się utrzymać.

Legia zdecydowanym faworytem według bukmacherów. TOTOLOTEK.PL za jej wygraną z Górnikiem płaci po kursie 1,52

Pan jako piłkarz Górnika tylko raz wygrał z Legią i raz zremisował. Reszta to porażki, więc miłych wspomnień chyba nie za dużo?

Mieliśmy wielki charakter do walki i do gry, ale umiejętności zespołu były na określonym poziomie. Górnik w tamtym czasie miał bardzo nisko budżet, odstający od reszty klubów z Ekstraklasy. Z wyjątkiem moich pierwszych dwóch lat w Zabrzu, walczyliśmy o utrzymanie. Co roku wróżono nam spadek, a myśmy zawsze pokazywali na boisku, że nie tak prędko się pożegnamy.

Któreś ze starć z Legią szczególnie utkwiło panu w pamięci?

Mecz z sezonu 2003/04. Prowadziliśmy u siebie 2:1. Wyrównałem z rzutu karnego, później podwyższył Adrian Sikora. Niestety w doliczonym czasie Stanko Svitlica uratował Legii remis. Bardzo dobre widowisko, ogromne emocje. To już była Legia z Arturem Borucem, Jackiem Zielińskim i tak dalej, mocna ekipa. Mimo okoliczności, punkt i tak można było wtedy uznać za dobry wynik.

Pamiętam też mecz pucharowy u siebie. Słodko-gorzko wygraliśmy go 2:1 po dogrywce. Mogłem załatwić sprawę od razu w drugiej połowie, ale zmarnowałem karnego. Doszło więc do serii jedenastek i je przegraliśmy. Miało ich nie być, bo wydawało się, że skoro Legia po 1:0 u siebie przegrała po dogrywce 1:2, to awansuje dzięki bramce wyjazdowej i podobno bardzo długo tej wersji trzymał się sędzia Fijarczyk. Potem jednak się konsultował i zmienił zdanie. Nam to nie pomogło.

Generalnie Górnik prawie zawsze dobrze się prezentuje przeciwko Legii i nawet jeśli przegrywa, to rzadko większą różnicą goli.

Gdzie się bardziej mobilizowano na mecze z Legią: w Górniku Zabrze, czy w Wiśle Kraków?

Tu i tu poziom mobilizacji był podobny, czyli bardzo wysoki. Mecze z Legią zawsze mają dodatkowy smaczek, sądzę zresztą, że dla niej starcia z Górnikiem czy Wisłą to też dodatkowy prestiż. Większość klubów w Polsce na Legię mocno się spina, Zabrze nie stanowi wyjątku.

PM

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...