Reklama

Paweł chciałby, żebyśmy wspominali go w meksykańskim stylu

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

01 listopada 2018, 00:13 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pytacie, dlaczego Paweł Zarzeczny zawsze był najlepszy? Nie przypominam sobie, żebym spotkał zbyt wielu ludzi, z którymi można byłoby pogadać o wszystkim tak jak z nim, bo Paweł był erudytą zdolnym poruszyć każdy temat. No, może poza serialem z Kiepskimi, bo nie miał kablówki, a i o piłce starał się rozmawiać dopiero w studiu.

Paweł chciałby, żebyśmy wspominali go w meksykańskim stylu

Nie będę ukrywał, że trudno mi w pełni uświadomić sobie, że już go z nami nie ma. Jest żal, smutek, mimo że Paweł pewnie nie chciałby, żeby ktoś się jego śmiercią zamartwiał, jakkolwiek to zabrzmi. Jestem pewny, że wolałby, żebyśmy wspominali go w meksykańskim stylu. Raczej Fiesta w Pueblo a nie opłakiwanie przy grobie. Tańce, hulańce, dobra zabawa, czyli tak, jak lubił żyć, bo zawsze był wesoły, mimo tego, że w pewnym momencie zaczął strasznie cierpieć. Nie obnosił się ze swoim stanem zdrowia, niewiele osób wiedziało, jak jest naprawdę. A był schorowany, i to bardzo – miał zaawansowaną cukrzycę i problemy z sercem. Mimo wszystko, nigdy się nie żalił, nie skarżył, obrósł skorupą twardego faceta, który z jednej strony uważał, że świat go nie rozumie, czuł się niedoceniony, z drugiej – wychodziła u niego depresja, zresztą podobnie jak u mnie. Przecież nie jest tajemnicą, bo rok temu to przyznałem, właśnie na łamach Weszło, że mieliśmy plany, by skończyć życie razem.

Nie potrafię opisać szoku, jaki towarzyszył mi, gdy dowiedziałem się, że Pawła już z nami nie ma. Niestety, szok spotęgowało to, co stało się kilka dni wcześniej. Do dziś mam wyrzuty sumienia, bo Paweł, kilka dni przed śmiercią, próbował się do mnie dodzwonić. Kilkukrotnie. Nie odbierałem, a gdy dowiedziałem się o najgorszym, odniosłem nieodparte wrażenie, że chciał się ze mną po prostu pożegnać. A dlaczego nie odbierałem? Wydawało mi się, że znowu będzie mi nudził. Lubił gadać, a ja nie lubię rozmawiać przez telefon.

Swoją drogą, to dowód na to, że jego odejście było świadome. Był poważnie chory, kto wie, może nie przyjął lekarstw? Bo jak to wspominam, to przed oczami mam Pawła z dwiema reklamówkami – na piwa i lekarstwa.

Zostając przy wyrzutach sumienia, szkoda mi byłej żony Pawła, o której, gdy rozmawialiśmy prywatnie, nie wypowiadał się zbyt dobrze. Delikatnie mówiąc. Po jego śmierci zadzwoniła do mnie i powiedziała, że nie spodziewała się, że tak się o niej wypowiem. Chodziło o rozmowę, którą nagrywaliśmy przed pogrzebem w “Łączy nas Piłka”. Powiedziałem tylko to, co przekazywał mi Paweł. Tak naprawdę nie wiem do końca, jak to było. Później nie odbierała ode mnie telefonu. Powiedziała mi, że nie było tak, jak mówiłem. Że znakomicie się rozumieli z Pawłem i nawet drugi raz wzięli ślub. Nie wiem, ile było w tym prawdy, ale w życiu bym tego nie przypuszczał. Czyli wynika z tego, że ich relacje były świetne, a Paweł mówił zupełnie coś innego. A byłem przekonany, że był szczery, jednak była małżonka mnie skontrowała.

Reklama

Generalnie, Pawła trudno było rozszyfrować, ale znajomość z nim dała mi wiele, bo to był niesamowicie inteligentny i oczytany facet. Zżyliśmy się, gdy grałem w Górniku Zabrze, a on przeprowadzał wywiady z piłkarzami roku. Trafiło na mnie, Paweł przyszedł, zrobił wywiad-rzekę, potem – nie będę ukrywał – popłynęliśmy z tym nurtem, już przy wyłączonym dyktafonie, bo rzeka była nie tylko jeżeli chodzi o słowa. Potem, kiedy wyjechałem do Niemiec, mieszkał u mnie, robiąc różnego rodzaju materiały. Jeździliśmy na mecze i tak dalej.

Paweł wówczas namawiał mnie, żebym spisywał wspomnienia. Chcieliśmy napisać książkę, ale przestraszyłem się, bo wiemy, jak to z Pawłem było. Przecież często powtarzał, że nie ma prywatnych rozmów z dziennikarzami. Nierzadko się o tym przekonywałem. Trwa rozmowa, mówię mu coś, zaznaczam, że teraz rozmawiamy prywatnie, on mówi, że okej, jasne, a dwa dni później zaglądam do Superaka, a tam wszystko to, o czym mówiłem. Dzwonię, mam pretensje, a on swoje: „Pamiętaj, że dziennikarz nigdy nie rozmawia prywatnie”.

Cóż, jedyny w swoim rodzaju.

Andrzej Iwan

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...